poniedziałek, 12 stycznia 2015

Kim jesteś, Ireno? Remigiusz Grzela – Wybór Ireny


Przechodziłam wiele razy obok tej zabitej dechami kamienicy przy Złotej 83. Wiele razy zastanawiałam się, dlaczego nikt nic z nią nie robi, oprócz tego, że nakręcili film. Świetna lokalizacja, obiekt zapewne historyczny – bo jej powstanie szacowałam na lata przed II wojną światową. Teraz jest brzydka i obdarta z architektonicznych błyskotek, ale po remoncie być może znowu świeciłaby taki blaskiem, jak kamienica na Próżnej?

Nie pomyliłam się dużo, gdyż kamienicę zbudowano w latach 1896 – 1899. Jej inwestorem był Żyd Wolf Krongold. Ten zaś to dziadek polsko – włoskiej poetki Ireny Conti, a właściwie Ireny Gelblum po mężach Waniewicz i Di Mauro. Conti to zmyślone nazwisko, tak samo jak tożsamość.

Skrzętnie ukrywaną żydowską przeszłość Ireny zdekonspirował jej wojenny towarzysz z Żydowskiej Organizacji Bojowej – Marek Edelman. Irena podczas II wojny światowej działała w konspiracji jako łączniczka. Irka Wariatka, zwykli na nią mówić, bo podejmowała się trudnych zadań – w czarnym kapeluszu, elegancko ubrana podróżowała środkami komunikacji przeznaczonymi dla Niemców w tajnych akcjach na rzecz ŻOB-u. Przeżyła powstanie w getcie i powstanie warszawskie. Po wojnie konspiracja, metaforycznie można powiedzieć, weszła jej w krew. Po krótkim pobycie w Palestynie wróciła do Polski już jako zmyślona Irena Conti z domu Malt.

Wspomniany wcześniej Marek Edelman powiedział, iż „jej życiorys wojenny i powojenny to temat na powieść sensacyjną”. Rzeczywiście – miał rację. Trudne zadanie postawił sobie Remigiusz Grzela, który ze strzępków składał opowieść życia. Jak bowiem opowiedzieć o kimś, kto przyjmując kolejne tożsamości i maski – umyka zacierając za sobą ślady?

Remigiusz Grzela:
„Brakuje mi jej głosu, jej relacji. Czytam wspomnienia, dzienniki, fragmenty łączące ją z tamtym czasem, tamtymi miejscami i ludźmi. Jest tak, jakby wymazała siebie ze wspólnych fotografii. Z wielu siebie wycięła lub wydarła, widziałem takie. (…) Szukam jej w tle tych opisów, między słowami. Zagubiona narracji. (…) Nie jestem zadowolony z opowiadania jej poprzez relacje innych. Bezradność w tej materii jest dojmująca.” (str. 111)


Historię życia Ireny Conti czyta się z nieustającym zdziwieniem. I z niedowierzaniem, że dotyczy ona prawdziwego życiorysu, nie jest fikcją, fabułą stworzoną w umyśle pisarza, skrzętnie dopracowaną, rozbudowaną i opakowaną w zwroty akcji, romanse i trudne rodzinne stosunki. Tymczasem o Irenie w książce opowiadają prawdziwe osoby: Kazik Ratajzer, Irena Rybczyńska – Holland, Janka Kaempfer Louis (córka Ireny).

Mira Jekiel – koleżanka ze studiów medycznych:
„Nie mogłam wiedzieć, że wcześniej była Ireną Gelblum, zwłaszcza że jak ją poznałam, to nosiła na szyi, omal ostentacyjnie, wielki krzyż. Ale zawsze lubiła się pokazać, błyszczeć, grać. Miała dużo kobiecości i właściwie nadawała się na scenę. Musiała grać. Znałam ją od początku jako Irenę Conti. Nie pytałam, skąd to nazwisko, bo każdy ma jakieś nazwisko. Nie tłumaczyła tego. (…) Pamiętam, że w latach pięćdziesiątych mówiła mi, że jeździ do Łodzi spotkać się z ludźmi, których znała w czasie wojny. Takie refleksy się pojawiały, ale rzadko. Mówiła, że to sfera, o której nie chce rozmawiać. Odsłaniała urywki. Właściwie nic. To była bardzo wyrazista dziewczyna.” (str. 244 - 245)

Janka o mamie:
„Mama zachowywała się tak, jakby wojna dała jej immunitet na całe życie. Uważała, że wszystko jej wolno.” (str. 289)


Nasuwa się pytanie: czy zasadnym jest „grzebanie” w życiorysie osoby, która chciała pozostać tajemnicą? I tak, i nie. Przede wszystkim zależy od tego, co te działania mają na celu. W tym przypadku jest to próba wejrzenia w motywację, którą kierowała się Irena niszcząc za życia swoją tożsamość.



Za biografię zabrał się odpowiedni człowiek. Remigiusz Grzela napisał o Irenie Conti z delikatnością, ogromną wrażliwością i z szacunkiem, jakim obdziela się osoby, które się ceni. Ta książka to nie jest pogoń za tanią sensacją, nie jest piętnowaniem pewnych zachowań, ale swoistym hołdem bez stawiania pomników ze spiżu.


„Pierwszy raz mam taką trudność z opowiadaniem. Bo jak opowiadać o nieistnieniu? Znam kolejne adresy. Poznałem wielu ludzi, z którymi Irena miała kontakt. Ale ciągle wyrastają mury. Nie może być inaczej, skoro nawet rodzina nadal dba o wymazywanie. Najlepiej, gdyby Irena nie istniała.
Ta książka jest opowiadaniem o braku miłości, zemście i nieistnieniu. O kobiecie, która nie przestaje się wymykać schematycznemu myśleniu. Staram się ją zrozumieć. Pewnie nie zrozumiem, jak inni. Wracając z Rypina, długo rozmawiałem z Janką o jej mamie. Powiedziała, że o ni jest osoba, którą można by zrozumieć.” (str. 326)

Żółte żonkile to symbol pamięci o żydowskich powstańcach.
Marek Edelman pod pomnikiem Bohaterów Getta składał bukiet właśnie takich kwiatów co roku w kolejną rocznicę powstania w getcie 



Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu PWN
6/6 i ogromny plus za dobór okładki
________________
cytaty: Remigiusz Grzela – Wybór Ireny; wyd. PWN Warszawa 2014

Polecam również inną książkę Remigiusza Grzeli - Złodzieje koni

Recenzja bierze udział w blogowym wyzwaniu:
"Pod hasłem" - polskie dwa-tysiące-czternastki
Polacy nie gęsi, czytamy polską literaturę
Okładkowe Love

2 komentarze:

  1. Cóż, nie zaskoczyłaś mnie tą recenzją. Wiedziałam, że książka musi Ci się spodobać. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogło być inaczej ;) Nie od parady chciałam ją przeczytać, jak tylko się dowiedziałam, że wychodzi :)

      Usuń


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...