środa, 4 marca 2015

Fillegan z Wake żadnej pracy się nie boi ;) Romuald Pawlak – Rycerz bezkonny


„Nasz bohater był spłukany. Pozostawał chwilowo rycerzem bezkonnym (Bucefał, jego wierny karus, zdechł właśnie, nie wytrzymawszy trudów rycerskiego żywota i kłód rzucanych pod kopyta), jak i bezdomnym. Zamczysko w Wake razem z okolicznymi włościami dostało się w łapska kupca Ayermine’a, który przejął majątek rodzinny za długi. Poczynione zresztą nie przez Fillegana, lecz jego ojca. Ten ubzdurał sobie zyski z hodowli wielbłądów i wziął na to od kupca kredyt. Lecz, jak powszechnie wiadomo, wielbłąd to bydlę uparte, złośliwe i do ujeżdżania słabo się nadaje, do walki zaś – o czym marzył rodzic naszego rycerza – przyuczyć się nikomu nie udało. Zyski nigdy się nie pojawiły, a na łożu śmierci ojciec przekazał w spadku Filleganowi jedynie bezkresne niebo nad głową oraz ostatnią mądrość życiową, ledwie pół słowa wypowiedzianego w chwili śmierci.
„Kur...”, tak się zaczynała owa esencja życiowego doświadczenia. Do tej pory nie udało się Filleganowi rozszyfrować jej ostatecznego sensu. „Kursy walut znaj”? „Kurdupel z ciebie”?, „Kurdiuki hoduj”? Pozostawało to równie wielka tajemnicą, jak cel, w którym Opatrzność rzucała go tu i tam, pozornie zupełnie bez celu ,zawsze jednak w porę, w najgorszej godzinie, dając jakiś ochłap do jedzenia i kąt do spania. Miał więc przeczucie ,że życie jego ma sens, choć dotąd nieodgadniony.” *

Do pisania humoresek i utworów satyrycznych trzeba mieć talent, albo naprawdę dobre poczucie humoru. W innym przypadku końcowy produkt, podobnie jak jedzenie ze sklepu, może zawierać tylko aromaty identyczne z naturalnymi.
Humor nie może być wymuszony ani pozerski. A takiego, nie ukrywam, obawiałam się przed rozpoczęciem czytania „Rycerza bezkonnego”. Lepiej jednak się mile zaskoczyć, niż niemile rozczarować. Mnie, całe szczęście, w udziale przypadło to pierwsze.

Jak już wiadomo po wstępnym cytacie – bohater jest ogołocony z rodzinnego majątku. Podąża więc pieszo (koń przecież padł, a na drugiego złotych monet w sakiewce brak) do Florencji, gdzie liczy na wzbogacenie przez pasowanie na rycerza pewnego nieboszczyka. Może i prawo nie działa wstecz, ale nie bądźmy tacy do końca sformalizowani – czasem przecież można na coś przymknąć oko ;) No przecież zmarły, za życia od zawsze marzył by zostać rycerzem. A skoro za pasowanie do sakiewki wpadnie okrągła kwota... ;)

Rycerz bezkonny w swojej działalności legitymuje się  papierami rodowymi idealnie sfałszowanymi przez pewnego mnicha. Brat Acson z Melku, aby nadać większej „autentyczności” pergaminowi użył m.in. robaków i odstanej kociej uryny ;) Dzięki tym zabiegom sam dokument otrzymał dodatkowo sznyt starości.

Jednak pasowanie zmarłych to nie jedyna profesja Fillegana. Bywa też świeckim inkwizytorem, magiem, rycerzem-ninja, wizjonerem, alchemikiem, medykiem lub też naukowcem parającym się demonologiczną magią. Wszystko oczywiście zawdzięcza swojemu łutowi szczęścia. Bowiem Fillegan swoją głupotę i nierozwagę w działaniu rekompensuje nadmiarem ratujących tyłek zbiegów okoliczności.

W wędrówce od miasta do miasta towarzyszy mu zabawny giermek Duendain (aspirujący do roli rycerza i głowy rodziny otoczonego wianuszkiem latorośli) oraz zakochana para młodych ludzi (którzy mogli zacząć wspólne życie dzięki inkwizytorskiemu sprytowi Fillegana). Wszyscy oni razem wzięci to mieszanka wybuchowa charakterów i wynikających z tego szeregu zabawnych sytuacji.

To tak bardzo pokrótce, bo „Rycerz bezkonny” obfituje w zabawne dialogi, śmieszne formuły zaklęć, śpiewające mandragory, gadający mech, a przede wszystkim intrygi, których rozwiązania podejmuje się wielozadaniowy Fillegan.



Gdybym miała skojarzyć tę książkę z innymi powieściami, powiedziałabym, że to udany miks humoresek fantasy, czyli zbioru opowiadań „Obłędni rycerze”, powieści Terry’ego Pratchetta, serii o Inkwizytorze Mordimerze Madderdinie Jacka Piekary, Jaskra z „Wiedźmina” Andrzeja Sapkowskiego, a także filmu „Monty Python i Święty Gral”


Mogłabym się przyczepić tylko do okładki książki – kojarzy mi się  z grą komputerową. No nie są to, według mnie, wyżyny graficznego opracowania. Nie, nie kupiłabym jej dzięki okładce. Wręcz przeciwnie - nie kupiłabym jej właśnie przez tę okładkę. Byłoby szkoda, bo w trakcie czytania miałam niezłą frajdę. Zatem - w tym przypadku brzydka okładka to pikuś, bo broni się treść. Tego się trzymajmy ;)



„-Muszę ci coś powiedzieć na ucho. – Przywołał rozmówcę skinięciem., a gdy ten się pochylił, szybko rzekł mu do ucha: - Ruma pumpa tatumpa bum! Trak siak i mak! – A gdy oburzony mężczyzna odskoczył, Fillegan wyjaśnił: - Małe zabezpieczenie. Jeżeli nie dotrzymasz obietnicy, za dwie niedziele zamienisz się w wielbłąda. Wiesz, co to wielbłąd? – Przerażony nieszczęśnik skinął głową, a rycerz z drwiącym uśmieszkiem kontynuował: - Istnieje kontrzaklęcie, ale tylko ja je znam. Trzy lata nad nim pracowałem, bardzo długie trzy lata... Nie masz co szukać drugiego maga-dromaderyty, w naszym fachu obowiązuje ścisła specjalizacja.”

5/6

Książkę do recenzji przekazała Oficyna Wydawnicza  RW2010
___________________
* Romuald Pawlak – Rycerz bezkonny; Oficyna Wydawnicza RW2010, e-Wydanie I 2014

Recenzja bierze udział w wyzwaniu:


2 komentarze:

  1. Czytałam już, czytałam tę książkę. I podobała mi się straszliwie! Kilka słów napisałam zresztą o niej na blogu u siebie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po "Czarem i smokiem" też sama chętnie sięgnę :)

      Usuń


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...