środa, 29 kwietnia 2015

Wsiowa baba chrapie w łóżku ;) Kinga Izdebska - Biuro kotów znalezionych


"Po takiej porcji wzruszeń byłam pewna, że już żaden kot nie poruszy mojego serca tego dnia. Stało się inaczej. Słyszałam, że czasem tak się zdarza, ale nie wierzyłam. Kociarze mówią o zakochaniu. Wszystko dzieje się nagle, bez udziału woli czy rozumu, w ciągu sekundy wiesz, że to właśnie ten kot i już. Snop światła padł na klatkę numer osiemnaście. Kot znajdujący się w środku nie napierał na kratki, tylko czekał, stanąwszy w pogotowiu. Zachowanie niezbyt charakterystyczne dla oswojonego kota, ale też niezdradzające dzikusa, który starałby się raczej schować i uczynić niewidzialnym. A ten czekał. Piękny, niewiarygodnie piękny, pręgowany."


Na początku mało być tak, że od razu zamieszkają z nami dwa małe kociaki. Wprawdzie w sferze marzeń pozostawał rosyjski niebieski, ale realnie odrzuciliśmy tę ewentualność z uwagi na wymaganą ku temu kwotę, jak również na ilość bid, które czekają na dom w schroniskach i domach tymczasowych. Ale rosyjski niebieski trafił się zupełnie przypadkowo, kiedy potrzebował przeprowadzić się z jednego domu do nowego. Tym nowym domem okazała się nasza Gawra, w której Aleksander mieszka już trzy lata. Kwestą czasu jednak było to, że otrzyma towarzystwo osobnika swego gatunku. Przekonywanie Pana R. i poszukiwania drugiego kota trwały ponad rok. Przeglądałam zdjęcia kotów na Koterii, Pruszkowskim Domu Tymczasowym i Zwierzakach z Mińska. Dwa razy się spóźniłam – obie kotki znalazły swoje domy. Ale widocznie tak musiało być, że dzięki temu trafiłam na zdjęcie Misi.

Misia - zdjęcie zrobione przez Wirginię w domu tymczasowym

Z miejsca się w niej zakochałam i niemal natychmiast odpowiedziałam na ogłoszenie. Przeszłam pozytywnie ankietę i rozmowę przedadopcyjną, podpisałam umowę adopcyjną, by następnego dnia razem z Panem R. pojawić się w domu tymczasowym u Wirginii, gdzie kontenerek zyskał miauczącą zawartość.
Adaptacja obu kotów odbyła się zaskakująco szybko – szybciej, niż zakładał mój plan izolacji, wymiany zapachów i uchylonych drzwi. Misi do nas również. Można by nawet stwierdzić, że aż za dobrze, efektem czego codziennie na naszych kolanach rozlewa się biało-czarna plama futra z kota.

Misia jest kotem znajdą, wsiową babą o nie do końca znanych początkowych losach i dacie urodzin. Nie jest również znana historia tego, w jaki sposób pozbyła się jednego kła. Być może jej los nie byłby tak słodki (jakim jest obecnie), gdyby nie działalność dziewczyn ze Zwierzaków z Mińska i opieki Wirginii i jej męża, którzy byli domem tymczasowym dla Misi.

„Biuro kotów znalezionych” Kingi Izdebskiej traktuje o całych zastępach takich właśnie kotów, jak Misia, do których uśmiechnął się los. O kotach z charakterystycznym przyciętym uchem, czekających w domach tymczasowych na lepsze życie w (nareszcie) swoim domu. 

Kingę Izdebską poznałam trzy lata temu na urodzinach Rudomi. W Towarzyskiej dowiedziałam się, że działa na rzecz Koterii jako wolontariusz, jakiś czas później okazało się, że WAB wydał książkę, w której opowiada ona o swoich doświadczeniach z koteryjnymi kotami.

Trzymam właśnie na kolanach już przeczytaną tę książkę, a obok mnie chrapie (!) Misia. Myślę o Szarej, Ośce i Arturze, którzy zamieszkali, początkowo jako koty oczekujące na adopcję, w domu Kingi i cieszę się, że są ludzie, którym los zwierząt nie jest obojętny.

Nie zawsze mogę być sam na sam z książką ;)

„Biuro kotów znalezionych” oprócz historii trójki tymczasów opisuje zmagania Kingi jako wolontariusza: łapania kotów w terenie do kastracji i sterylizacji, poszukiwania nowego domu dla innych kotów, związanych z tym rozterek i historii związanych z chorobą i dorastaniem kotów. 

Fundacja w książce otrzymała nazwę Ciach, ale cały czas mowa jest o Koterii. Czytając „Biuro…” przypominałam sobie koty, które sama śledziłam na fejsbukowej stronie fundacji: Marusi, od której zaczyna się książka, Bateryjek, Matki Galwanicznej i jej dzieci. Nie brakuje ciekawych historii i interesujących postaci: rudowłosej Straciatelli, Gosi od trzydziestu kotów (po jednym na metr kwadratowy mieszkania) i domu zawalonego książkami od podłogi po sufit, Reda o bardzo miękkim sercu i karmicieli: Pana Wiesia, Pani Czesi i Pani Tereni. Ale przede wszystkim głównymi bohaterami są koty, dużo kotów, m.in.: gigantyczny, infantylny kastrat Artur, Dżungla i jej oseski (sikające na suchą karmę), ugodowa i bardzo przyjacielska Szara oraz Zoidberg z kloszem na szyi.

Przyjemna to książka, pokazująca trochę od kuchni działalność fundacji zajmującej się dzikimi i potencjalnie dzikimi kotami miejskimi, ich drogę przez lecznicę i dom tymczasowy do domu stałego. Budzi duży szacunek dla pracy tych, którzy zajmują się zmianą kociego losu na lepszy, nie oczekując w zamian gratyfikacji finansowej, a za jedyną zapłatę uważając dobry dom dla uratowanego, zadomowionego kota. Dobra lektura dla każdego kociarza.  

4/6
___________
* cytaty: Kinga Izdebska - Biuro kotów znalezionych; wyd. WAB 2013

Recenzja bierze udział w wyzwaniu:


2 komentarze:

  1. Tę książkę zauważyłam już dobrych kilka miesięcy temu, ale chyba będzie musiała jeszcze poczekać, bo lista lektur w kolejce długa, a są te ważne i ważniejsze. Niemniej przyjdzie taki czas, kiedy się za nią zabiorę i dziękuję za ten wpis! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja Ci dziękuję za komentarz :) I życzę przyszłej, miłej lektury.

      Usuń