„Gniew wypełniał go w stu procentach. Sprawiał, że każda czynność zamieniała się w wysiłek ponad siły. Starał się prowadzić normalna konwersację, ale czuł się jak sparaliżowany. Chował się za słowami, żeby nie zrobić niczego głupiego. Dlatego gadał jak upośledzony ,jakby wygłaszał jakiś wykład z prawa ,sam rozumiał z tego co trzecie słowo. Ale to cedzenie słów, ich dobieranie, skupienie się na odmianie, jakby mówił w obcym języku, to mu pozwalało zachować względny spokój.”
Za każdym razem, kiedy czytam kryminał utwierdzam się w przekonaniu, że bardzo lubię ten literacki gatunek i za każdym razem zastanawiam, dlaczego sięgam po niego tak rzadko. Dziwne, ale tak jest. Hm...
Tym razem do lektury popchnęły mnie tegoroczne Paszporty Polityki, a ściślej biorąc książka – laureatka, za którą to Zygmunt Miłoszewski zgarnął ów wyżej wspomniany Paszport. Jak już zapewne wiecie (chociażby czytając poprzedni mój wpis) ,tą książką jest „Gniew”, czyli ostatnia część trylogii o prokuratorze Teodorze Szackim.
No tak, zabrałam się do czytania od końca. Krytycy twierdzą, że część trzecia serii o prokuratorze jest napisana najlepiej i najbardziej dojrzale ,więc wychodzi na to, że przygodę z Szackim rozpoczęłam dobrze. Źle za to, że dowiedziałam się pewnych rzeczy, które będą się dopiero rozwijać w części pierwszej i drugiej. No trudno – to było wpisane, że tak to określę, w czytelnicze ryzyko.
Historia, jak to w kryminałach bywa ,w „Gniewie” jest zagadkowa i interesująca zarazem. Wprawdzie prokurator Teodor Szacki objęciem stanowiska w Olsztynie nie jest szczególnie zadowolony, mimo to mieszkanie w tym mieście wywróci jego życie do góry nogami. Tymczasem najchętniej pewnie wróciłby do rodzinnej Warszawy, bo wcale nie nęci go te jedenaście jezior znajdujących się w granicach warmińskiego miasta, korki na drodze doprowadzają do szewskiej pasji,przez co chętnie wymierzyłby dotkliwą sprawiedliwość (odpowiedzialnemu za zarządzanie ruchem na ulicach) miejscowemu inżynierowi ruchu, a mglista pogoda końca roku wprawia w depresyjny nastrój. Na dodatek, z punktu widzenia zawodowego stanowiska, nie dzieje się tam nic godnego uwagi. Wystąpienia na licealnych akademiach w roli maskotki, odhaczanie błahych spraw i wysłuchiwanie kobiet, które nie mogą się zdecydować, czy stosowana jest na nich przemoc psychiczna, czy może są tylko takie nierozgarnięte.
Nawet trupy nie są interesujące. Odhaczyć przypadek, przekazać dalej i zapomnieć. Ale, ale! Jak się okaże – nie każdy trup jest taki ugodowy. Jeden z nich da dużo do myślenia, zarówno Szackiemu, jak i jego najbliższym współpracownikom.
Odnaleziony przy okazji robót drogowych szkielet nie będzie, jak się wydawało na pierwszy rzut oka, typową „pozostałością” po Niemcu zamieszkującym ówczesne Prusy ,ale dziarskim, bo dopiero 50-letnim polskim mężczyzną, który tydzień wcześniej spacerował po okolicznych lasach. Jak to się stało, że w ciągu miesiąca jego ciało rozłożyło się tak ekspresowo, że resztki denata sugerują na zgon, który mógł mieć miejsce trzydzieści lub więcej lat temu? Kto dokonał zabójstwa i jak to uczynił, co zastosował i dlaczego na ofiarę wybrano niepozornego przedsiębiorcę prowadzącego biuro turystyczne? Porachunki, machlojki, zemsta kochanki? A może coś jeszcze innego? Czym sobie zasłużył na śmierć? Co jest elementem spinającym klamrą inne śmierci?
Morderstwo nie jest dominantą tej książki. W pewnych fragmentach główną rolę odegrało miasto. Olsztyn w „Gniewie” nie jest zbyt przyjaznym miastem, raczej nudnym, depresyjnym, szarym, zakorkowanym, brudnym. To celowy zabieg, mający zapewne podkreślić motyw przewodni książki i duchowy stan Szackiego. Podobny zabieg zastosowała Joanna Bator w przypadku Wałbrzycha w „Ciemno, prawie noc”. Zastanawiam się wobec tego, jak odbierają tę książkę sami olsztynianie.
Podobno to najlepsza książka Miłoszewskiego. Tak mówią Ci, którzy czytali poprzednie. No cóż – fajnie, że zaczęłam od górnego c, ale boję się, że im dalej w las, a w tym przypadku, cofając się do tomu drugiego i pierwszego – nie będę już tak zachwycona pisarskim talentem autora. Ale tym będę się martwić później. Na razie zatrzymajmy się na „Gniewie”.
No tak... Generalnie rzecz ujmując – książka jest naprawdę dobra. Momentami nawet świetna. Czytałam z zapartym tchem, że pozwolę to sobie ująć to tak trywialnie. Mimo iż „Gniew” dotyczy sprawy kryminalnej, więc siłą rzeczy – niezbyt zabawnej, to obfituje w drobiazgi mające charakter czarnego humoru. Na ten przykład:
„Policjant wrócił z dwiema butelkami gazowanej wody u postawił przed Szackim z taka miną, jakby to był kielich z cyjankiem. Prokurator pomyślał, że cos nie ma szczęścia do współpracowników, czyżby podmokła warmińska ziemia nie rodziła synów radosnych i optymistycznych? Falk swoja sztywnością mógłby zawstydzić gwiazdora porno, z kolei Bierut reklamował ponuractwem warmińską aurę, jakby chciał koniecznie doprowadzić do stanu, kiedy atmosfera po tej stronie okna będzie tak samo smętna.”
„Szcząchor pomyślał, że prokurator jest taką fabryką zniecierpliwienia, że mógłby nadwyżki sprzedawać w słoikach i nieźle z tego żyć.”
„Kwadrans wcześniej minęła siedemnasta i doktor Teresa Zemsta powinna być od kilku minut w drodze do swojego domu pod Jonkowem, gdzie nakarmiwszy kota, czekałaby na męża, żeby jej przygotował żółte curry ze szpinakiem, które chodziło za nią od poniedziałku. Pan Zemsta, z zawodu notariusz, w przeciwieństwie do niej doskonale kucharzył i kiedy tylko mogła, skłaniała go do ulubionego hobby. Najlepiej działały pochlebstwa albo branie na litość, zwłaszcza po dyżurach. Nigdy mu się nie zwierzyła z tej sztuczki ,ale wtedy zawsze zmywała makijaż przed wyjściem ze szpitala, żeby w domu wyglądać jak zombi. Od razu wtedy pytał, czy nie miałaby ochoty zjeść czegoś dobrego. Cóż, zazwyczaj miała. Sumienie ją gryzło, ale tłumaczyła sobie, że manipulowanie ludźmi to jednak sztuka, którą dobry psychiatra powinien ćwiczyć, żeby nie wyjść z wprawy.”
Przyznać również muszę, iż sam styl pisarski Zygmunta Miłoszewskiego jest bardzo przystępny i przyjemny do czytania. Historię zbudował ciekawą, acz – nie genialną. Natrafiłam bowiem na kilka zgrzytów, które nie pozwalają mi wynieść tej książki na bezwzględne wyżyny. Chociażby nazwiska bohaterów blisko współpracujących z prokuratorem Szackim: prokuratorski asesor ma na nazwisko Falk, co od razu kojarzy mi się z Peterem Falkiem odgrywającym znaną rolę serialowego porucznika Colombo, laborant pracujący przy sekcjach zwłok i generalnie „babrający się w trupach” – został nazwany Ludwikiem Frankensteinem, a policyjny śledczy do nazwiska Bierut otrzymał imiona Jan Paweł. Skojarzyło mi się to z lekcją języka polskiego, na której przerabialiśmy mitologię i na jej wzór mieliśmy stworzyć mitologiczne miasteczko. Prosta sprawa – zakład pogrzebowy nazywał się „Hades”, salon piękności „Afrodytą”, a księgarnia nosiła dumna nazwę „Atena”. Wy też czujecie ten zgrzyt?
No i jeszcze sama fabuła. Tutaj nie mogę za wiele zdradzić, bo to przecież kryminał, więc powiem tylko, że zabójca był dla mnie zaskakujący i rozczarowujący zarazem. Nie tego się spodziewałam. Zresztą – sama końcówka książki jest dla mnie dość słaba i hmm... wydumana? Nawet nie wiem, jak to najtrafniej określić.
Brakowało mi również zakończenia historii z kobietą w szpitalu i facetem - niemową, który trafił na psychiatryczną obserwację. Myślę, że nad tym wątkiem Miłoszewski mógł jeszcze popracować. Do reszty czepiać się już nie będę, bo mimo powyższego to naprawdę absorbujący kryminał. To dobrze, że został wyróżniony nagrodą. Kto wie? Może jest też szansa na Kryminalną Piłę?
5/6
_____________________
Cytaty: Zygmunt Miłoszewski – Gniew; wyd. WAB 2014
Recenzja bierze udział w wyzwaniu:
Aaa.... hahahha
OdpowiedzUsuńA pisałam do ciebie, bo chciałam wiedzieć właśnie, czy tej ksiązki przypadkiem nie masz, bo coś mi sie właśnie zdawało, że ją masz. Chyba natrafiłam na pocztę, którą mało kiedy sprawdzasz, bo odpowiedzi jeszcze nie otrzymałam. Cieszę się, że tak jak mój szósty zmysł przewidział, ta książka widnieje u ciebie. Zatem, za pożyczenie jej oferuję wafelki! Idziesz na ten układ? hahaha
Justa
Bingo! Z gmailem jestem na bieżąco ;)
UsuńStyl przystępny, ale jakoś mnie nie porywa. Nie wiem, ale totalnie nie mam na nią ochoty pomimo tych wszystkich ciekawych i dobrych opinii na jej temat.
OdpowiedzUsuńCzytałaś, czy nie lubisz kryminałów?
UsuńMoże nie jako mieszkanka, ale stała odwiedzaczka Olsztyna (zakupy, kino, teatr itd) mogę powiedzieć, że Olsztyn lubię naprawdę bardzo i zarazem zgadzam się z absolutnie wszystkim, co o Olsztynie myśli Szacki ;) Z tym, że te rzeczy naprawdę nie jest bardzo (może poza korkami - to wszystko prawda, budują akuratnie tramwaj) irytujące, taki lokalny koloryt. Także dla mnie Olsztyn w Gniewie to zdecydowanie wartość dodana i coś czuję, że gdybym nie wiedziała o tym, że będzie Olsztyn to bym tak szybko po Gniew nie sięgnęła :-) A spodobał mi się bardzo, ładnym językiem pisze autor IMO.
OdpowiedzUsuńBuziaki :)
A ja się przyznaję, że gdyby nie Paszporty też bym szybko po niego nie sięgnęła.
UsuńNiedawno skończyłam "Ziarno prawdy" i mam nadzieję, że za niedługo uda mi się dorwać "Gniew" ;-)
OdpowiedzUsuńA ja właśnie cofam się z chronologią...
UsuńCzytam bardzo dużo książek w tym kryminałów i wiem, czy jest otwarte zakończenie. Ta książka podobała mi się bardzo ale zakończenie tak grafomańskie jakiego jeszcze nie czytałam. Dziś skończyłam i czuję się bardzo rozczarowana.
OdpowiedzUsuńZakończenie było słabe :( Moje odczucie potwierdził Pan R. i koleżanka z pracy.
Usuń