Jestem modową abnegatką. Nie zrozumcie mnie źle – moje ubrania są czyste i bez dziur, ale szafiarka byłaby ze mnie kiepska. I trochę nawet nad tym ubolewam, bo chciałabym z zamkniętymi oczami co rano wyciągać z szafy komplet na dziś, wiedząc, że wszystko do siebie idealnie pasuje.
Chociaż właściwie to... od zeszłego tygodnia nawet mi się to udaje, ale to tym za chwilę.
Papuzia kakofonia barw
W swoim „modowym życiorysie” przechodziłam wiele etapów. Była czerń od góry do dołu zwieńczona glanami (czarna bielizna i pidżamy również), którą po kilku latach zaczęłam przełamywać kratką, później przyszedł czas na kropki i grochy, następnie (tak bardzo nielubiane przez Pana R.) wzory kwiatowe. Ostatecznie wychodzi na to, że na drodze do marzeń o jednolitości przytłoczyły mnie (o zgrozo!) kolory i paski.
Przeglądam więc swoją szafę, a tam: żółte koszulki, turkusowe sweterki i fioletowe spodnie. Aaaa! Papuzia kakofonia barw! A pomiędzy tym – (z duszą minimalistki) ja marząca o powrocie do tej, sprawdzonej już, spokojnej czerni.
Kiedy myślę o swojej przyszłej szafie, oczyma wyobraźni widzę w niej spokojne beże, biel, czerń, szarości, granaty i nieco ożywiającą wszystko – czerwień. Marzy mi się minimalistyczny casual style połączony z francuską nonszalancką elegancją. Ale jak to zrobić? Postanowienie, postanowieniem, ale najważniejszy jest efekt końcowy. Tymczasem moje zakupowe wybory wciąż są nietrafione, w efekcie czego raz wyglądam jak nastolatka (którą przecież już dawno nie jestem), innym razem jak pani w średnim wieku (którą, dla odmiany, jeszcze nie jestem), a pomiędzy zdarzają się przebłyski, kiedy przeglądając się w lustrze, mogę sobie powiedzieć” „Oczko, wyglądasz bosko!” ;)
Wychodzi więc na to, że w kwestii mody jestem przypadkiem beznadziejnym ergo ideałem dla stylistów ;)
W poszukiwaniu własnego stylu
Czuję się jednak uświadomiona, że mój, szumnie określmy go jako styl, jest nieokreślony i nieuporządkowany. Mimo to teoretycznie wiem, co chciałabym osiągnąć, a w związku z tym nie ustaję w poszukiwaniu inspiracji. Tak więc z wypiekami na twarzy czytam blogi: Minimal plan, Styledigger, Simplicite i blog Marii – Ubieraj się klasycznie. I kiedy już zaczynam sobie wizualizować w głowie nowe wcielenie kompaktowej szafy, trafia mi się książka „Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś.”
Czy na drodze do określania swojego stylu jest przydatna? Oczywiście. Bycie „paryżanką” najprościej rzecz ujmując, to pewien stan umysłu. Wiesz, w czym czujesz się dobrze, co do ciebie pasuje, a czego powinnaś się wystrzegać. I nie odnosi się to tylko w stosunku do mody. Książkę, o której poniekąd traktuje ten wpis określiłabym jako pewną wskazówkę, motor do własnych poszukiwań. Na 264 stronach, które pochłania się w ciągu jednej spokojnej soboty, znajduje się spora porcja inspirujących zdjęć, złotych myśli i wskazówek dla życia w stylu „carpe diem”. W pewnych momentach nawet potraktowanych zbyt luzacko, by nie określić ich jako szalone „cosmo”. Ale jednak to fajny przewodnik o stylowej, miejskiej do szpiku kości, kobiecie, którą może być każda. Wystarczy odkryć swoje zalety i nie zawracać sobie głowę wadami. No i „być bohaterką sama dla siebie. Przede wszystkim”.
Pokrótce: książka składa się z pięciu części: „Refleksje ogólne” (czyli szeroko pojęta „filozofia życia), „Przyznaj się do złych nawyków” (zwalcz, polub lub ignoruj), „Pielęgnuj swój styl” (dobry fragment o bazie garderoby, stylu i wizerunku), „Odważ się kochać” (siebie, swoją nagość, innych i nie bój się, że nie wszyscy kochają ciebie) oraz „Kilka paryskich rad” (dotyczących klasyki francuskiej kuchni, sztuce kreowania przestrzeni, dekorowania i sztuce… udawania ;)). A w tym wszystkim dużo zdjęć i cytatów. Czy ktoś z Was miał kiedyś zeszyt, który nazywał się „Złote Myśli” z wpisami koleżanek i kolegów oraz z wklejonymi obrazkami i zdjęciami? To właśnie coś trochę w ten deseń. Tylko doroślejszy.
Reorganizacja z unikalnym schematem
Książka trafiła mi się w świetnym, bo gorącym momencie reorganizacji swojej szafy. Właśnie dzisiaj oddałam całą pakę kolorowej odzieży nowej właścicielce, zmniejszając tym samym nie tylko stan posiadania (oj tak, sporo czytałam ostatnio również o minimaliźmie w życiu), jak również „odkolorowując” swoją garderobę.
French chic ma pewną stałą bazę kolorystyczną: biel, ecru, beż, szarość, czerń, granat i brąz. Cudownie – coś dla mnie. Lubię porządek, a wizualny w ubiorze to plan na teraz. Co nie oznacza, że są to barwy wyłączne. To tak samo, jak styl francuski nie narzuca szaf klonów zawierających tylko białe koszule, chinosy, bluzki w marynarskie paski, małą czarną i kaszmirowe granatowe swetry.
Ale to już dobry punkt wyjścia do wypracowania własnego stylu.
Ale to już dobry punkt wyjścia do wypracowania własnego stylu.
Maria z blogu „Ubieraj się klasycznie” (o którym wspomniałam już powyżej) uważa, że „nie ma lepszego sposobu na odnalezienie własnego stylu, niż stworzenie swojego unikalnego schematu”. Właśnie oswoiłam go o swoje cechy. Nareszcie coś się klaruje i nawet do mnie przemawia. Podobnie jak projekt „Szafa Minimalistki” na blogu Simplicite, który testuję drugi tydzień i jestem nim zachwycona. Dzięki tygodniowemu zestawowi ubrań nareszcie komponuję swoją garderobę codziennie z „zamkniętymi oczami”. A co więcej – jestem zadowolona z efektu.
I tak właśnie, zamiast omówić w szczegółach książkę, omówiłam swoje „modowe plany”. Powiedzmy, że to taki jednorazowy wybryk na Czytelniczym ;) A co tam! Raz można sobie pozwolić i może Was też trochę pociągnę za język ;) Podzielcie się swoimi spostrzeżeniami na temat moich tutaj wypocin, własnego stosunku do mody, podlinkujcie własne inspiracje, polećcie książki związane z poruszonym tematem. No nie dajcie się prosić ;)
Tymczasem, w oczekiwaniu na komentarz, pozostawiam Was z kilkoma, ulubionymi już, zdjęciami z książki „Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś.”
Tymczasem, w oczekiwaniu na komentarz, pozostawiam Was z kilkoma, ulubionymi już, zdjęciami z książki „Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś.”
___________________
Anne Berest, Audrey Diwan, Caroline De Maigret, Sophie Mas – „Bądź paryżanką, gdziekolwiek jesteś”
(tyt. oryg. „How to Be Parisian Wherever You Are: Love, Style, and Bad Habits”);
wyd. MUZA SA 2014
Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Grunt to okładka, motyw październikowy - uśmiech
Ha ha! :D Kolorystycznie nadajemy na tych samych falach - też lubię czernie, beże, biel, granat, nutką czerwieni ognistej przebite. (...a potem zdarza się taki znajomy, który zrzędzi, że ja tak monotonnie, niekolorowo, i w róże jaśniutkie by mi chętnie garderobę uzupełnił - bo kobiece. Chyba mu się z dziewczęcością myli:P )
OdpowiedzUsuńOj nie nie! Różu nie lubimy i trzymamy się od niego z daleka. No chyba że... jest jadalny ;)
UsuńMoże i mnie przydałaby się taka książka? Choć jak siebie znam i tak wstając rano do pracy chwycę najbliższe czyste ciuchy. :P
OdpowiedzUsuńJa już sobie ułatwiłam zadanie komponując kilka zestawów na tydzień :) Innym pomysłem, który przez wiele lat praktykowałam, to przygotować sobie zestaw na następny dzień - wieczorem.
UsuńJa już od kilku lat próbuję określić swój styl, ale to zadanie niewykonalne. Codziennie narzucam na siebie dżinsy i przypadkowy sweter i liczę na to, że ktoś uzna ten strój za jako-tako modny.
OdpowiedzUsuńPolecam blog Marii - Ubieraj się klasycznie. Jest fantastyczny. Najlepiej czytać chronologicznie od początku.
UsuńKsiążkę chętnie bym poczytała, lubię takie poradniki!
OdpowiedzUsuńMoja szafa jest całkiem uporządkowana, ciuchy, dodatki idealnie do siebie pasują. Walczę jednak by była bardziej zminimalizowana. Moja słabość do ciuchów, butów i torebek zdecydowanie źle wpływa na stan moich finansów. Pozdrawiam
Ja ciuchów dużo nie mam, ba! mam nawet ich mniej niż Pan R.
UsuńZdałam sobie jednak sprawę, że część ich jest bardzo przypadkowa i taka hmmmm... niedookreślona. No i stanowczo za bardzo kolorowa. A ja lubię spokój ;)
Chyba i mi przydałaby się pomoc w kwestii ubioru;) Ale wolałabym raczej skorzystać z rad "żywej" stylistki, niż sięgać po podobne książki czy blogi - naczytam się, a potem i tak nie wiem, co mam z tym wszystkim zrobić;)
OdpowiedzUsuńTeż tak myślałam, że stylistka może być lekiem na brak stylu. Ale... doszłam do tego, że niekoniecznie. Fajnie jest jednak odkrywać, co się nam podoba i kształtować z tego garderobę idealną, bo bliską naszym gustom i oddającą nasz charakter. Spróbuj! Gorąco polecam Ci, jako doskonałą wskazówkę, blog Marii - Ubieraj się klasycznie.
UsuńNie przykładam dużej wagi do tego czy jestem ubrana stylowo...
OdpowiedzUsuńJa natomiast zaczynam bardziej zwracać uwagę, co z czym łączę i dlaczego tak nie powinnam ;) To jednak fajna zabawa :)
UsuńCieszę się, że mogłam choć troszeczkę pomóc :). Właśnie zastanawiam się nad zakupem tej książki.
OdpowiedzUsuńJakie miłe odwiedziny :) Muszę Ci przyznać, że bardzo mi pomogłaś Szafą Minimalistki. Z przyjemnością komponuję swoje tygodniowe zestawy, odpada poranny stresujący pośpiech i wyglądam całkiem nieźle. Pan R. też to zauważył. Czekam teraz u Ciebie na capsule wardrobe, a tymczasem z szafą kapsułkową śledzę blog Unfancy.
UsuńPozdrawiam
Hehe, świetny post:) Muszę przyznać, że ja też mam "nieokreślony" styl ubierania. Jednak zauważyłam, że od jakiegoś czasu bezpiecznie czuję się w bieli, beżach, szarościach - z prostej przyczyny (chyba) - te kolory do wszystkiego pasują;P.
OdpowiedzUsuńZapiszę sobie tytuł, tematyka mnie ciekawi, a sama jestem na dodatek po lekturze książki o minimalizmie, więc wszystko się tu ładnie, pięknie łączy w całość...
Masz rację, to są świetne kolory bazowe. No i wszędzie możesz się w nich pokazać bez stresu albo niedopasowania.
UsuńW określeniu swojego stylu gorąco polecam Ci tworzenie w komputerze folderów z inspiracjami i lekturę bloga Marii. Niezła kopalnia wiedzy.
Pozdrawiam
Świetna recenzja! Ślinka kapie... muszę dorwać tę książkę:)
OdpowiedzUsuńHa! Udało mi się ;) Dziękuję :)
Usuń