Ile osób będąc dorosłymi maluje spontanicznie i dla własnej przyjemności? Maluje po to, aby skanalizować pokłady ekspresji nie mając przy tym w głowie konkretnego obrazu? Sięgam pamięcią do czasów, kiedy ostatni raz trzymałam w ręce pędzel i… nie, nie potrafię określić przybliżonych ram czasowych, kiedy to mogło być.
Idźmy dalej, czy znacie nastolatka, pominąwszy tę grupę z artystyczną duszą i takąż pasją, który oprócz trzymania myszki lub smartfona, sięga również po pędzel, kredki, czy cokolwiek innego w tym typie? Hmm, no może zdarza się to jeszcze na lekcjach plastyki, o ile takowe w kształcie jaki ja pamiętam z czasów własnej edukacji jeszcze funkcjonują.
A dzieci? Co z dziećmi? Czy one również coraz mniej malują? Chyba niestety tak… Czy to znak czasów? Po części, ale może to również brak bodźca ze strony rodzica, który (wróćmy do początku) również zapomniał, że kiedyś malował… dla siebie samego.
Idźmy dalej, czy znacie nastolatka, pominąwszy tę grupę z artystyczną duszą i takąż pasją, który oprócz trzymania myszki lub smartfona, sięga również po pędzel, kredki, czy cokolwiek innego w tym typie? Hmm, no może zdarza się to jeszcze na lekcjach plastyki, o ile takowe w kształcie jaki ja pamiętam z czasów własnej edukacji jeszcze funkcjonują.
A dzieci? Co z dziećmi? Czy one również coraz mniej malują? Chyba niestety tak… Czy to znak czasów? Po części, ale może to również brak bodźca ze strony rodzica, który (wróćmy do początku) również zapomniał, że kiedyś malował… dla siebie samego.
Od miesiąca robię na sobie eksperyment. Siadam z Jackiem przy stoliku i bazgrzemy po kartkach razem: długopisem, kredkami świecowymi i wodnymi, flamastrami, akwarelami oraz farbami do malowania palcami (plastikowe autka, które łatwo umyć i gąbka do nakładania fluidu to nasze dodatkowe „pędzle”). Wprawdzie przez miesiąc nie stworzyłam jeszcze żadnego obrazka, który mogłabym/chciałabym powiesić na ścianie, ale odkryłam, że malowanie pędzlem i tworzenie różnych akwarelowych linii, czy innych esów floresów działa na mnie megarelaksująco. Niby to oczywiste, a jednak zaskakujące.
Na farby i cały ten malarski ambarans wzięło mnie po lekturze książki Arno Sterna. Jego odkrycie, czym jest i jak przebiega proces malowania sięga II połowy lat ’40-tych, kiedy to został animatorem dla powojennych sierot. Na bazie ówczesnych obserwacji dziecięcej ekspresji otworzył malort – małą pracownię, która działa już ponad 60 lat i jest nie tylko bardzo specyficznym miejscem dla malarskiej ekspresji, ale stała się również przyczynkiem do odkrycia przez Arno Sterna, czym jest zabawa malarska i ubrania w słowa pewnego kodu, który powtarzał się na wielu pracach stworzonych przez dzieci w malorcie.
Kiedy po raz pierwszy przeczytałam słowa: ślad, kod i formulacja, pomyślałam sobie, że nie lubię, kiedy próbuje się z ze zwykłego malowania robić wielką sprawę opartą na wielu definicjach. Ale po lekturze Odkrywania śladu zaczęłam już inaczej patrzeć to, co stworzyło na kartce dziecko. Arno Stern uważa, że dzieci nie malują po to, aby wytworzyć jakiś obraz. Istotnym jest sam proces malowania, a nie produkt finalny. Malują też nie dlatego, że chcą coś przez to przekazać, czy dostać pochwałę, ale dlatego, że to zajęcie wynika z ich wewnętrznej potrzeby, ekspresji i chęci zabawy. Stern nie zgadza się przy tym na używanie określenia „rysunek dziecięcy”, bo według niego wskazuje to, że po pierwsze, dopiero skończona praca jest wartościowa, a po drugie malarska praca dziecięca jest czymś mniej doskonałym od tej dorosłej.
Tymczasem Stern przekonuje, aby wyjść poza utarte schematy myslowe i spojrzeć na malowanie jako pewne zjawisko zdeterminowane przez wspomnienie pierwotne, które sam nazwał pamięcią organiczną (neurofizjolodzy określają to mianem pamięci komórkowej) mającą początki jeszcze w okresie prenatalnym i pewien uniwersalny genetyczny kod bez względu na to, czy człowiek wychowuje się w prymitywnej społeczności nomadów, czy w miejscu super zurbanizowanym. Cała ta teoria brzmi zapewne niezrozumiale i dziwnie na początku, ale kiedy obejrzy się zdjęcia malarskich prac, których w książce sporo – w końcu wjeżdża się na odpowiednie tory myśli przewodniej.
Tymczasem Stern przekonuje, aby wyjść poza utarte schematy myslowe i spojrzeć na malowanie jako pewne zjawisko zdeterminowane przez wspomnienie pierwotne, które sam nazwał pamięcią organiczną (neurofizjolodzy określają to mianem pamięci komórkowej) mającą początki jeszcze w okresie prenatalnym i pewien uniwersalny genetyczny kod bez względu na to, czy człowiek wychowuje się w prymitywnej społeczności nomadów, czy w miejscu super zurbanizowanym. Cała ta teoria brzmi zapewne niezrozumiale i dziwnie na początku, ale kiedy obejrzy się zdjęcia malarskich prac, których w książce sporo – w końcu wjeżdża się na odpowiednie tory myśli przewodniej.
A zatem raz jeszcze słowa: ślad, kod i formulacja. Ślad według Arno Sterna to jest to, co my zwykliśmy nazywać rysunkiem. To efekt malarskiej zabawy uwieczniony na kartce papieru. Kod to sekwencja różnych kresek, które rysuje każde dziecka na etapie swojego rozwoju. Formulacja natomiast to cały proces przekształcenia kresek w linie, kształty i figury będące składową tego, co powstaje podczas malarskiej ekspresji na kartce papieru.
Cały proces formulacji przebiega w trzech etapach. Zaczyna się od okresu kształtów pierwszych, po którym następuje długi okres rysowania motywów obrazkowych oraz tropów, aż w końcu przychodzi etap kształtów głównych.*
W zabawie formulacją spotykają się dwie podstawowe zasady: powtarzanie oraz rozwój, które nie stoją wobec siebie w żadnej sprzeczności, ale wzajemnie się uzupełniają.**
Przyznaję, że po pierwszych zdziwieniu nad życiowym odkryciem Arno Sterna na temat malarskiej zabawy – kupuję tę całą teorię i tym chętniej obserwuję „dziecięce rysunki” (sic!). Jest to bowiem ciekawy punkt wyjścia do rozważań nad tym jaką transformację przechodzimy my wszyscy jako ludzki gatunek, bez względu na to, gdzie mieszkamy i z jakiej kultury się wywodzimy.
Myślę, że temat może zainteresować szczególnie tych, którzy lubią poczytać o rozwoju dziecka, neurofizjologii i/lub antropologii. A dla zaciekawionych tematem i dla nieprzekonanych o wartości książki zostawiam serię materiałów video z Arno Sternem:
_____________________
*,**Arno Stern, Odkrywanie śladu. Czym jest zabawa malarska (Wie man Kinderbilder nicht betrachten soll, przekł. z niem. Marta Bizub), wyd. Element 2016