- Wiem, że pan nie cierpi przewodników – powiedziałem. – Ale przeczytałem w nich o katedrze św. Stefana, o Schönbrunnie i o Mozartkugeln.
- To jest jakiś argument. Rzeczywiście, tam są nie tylko samobójcy, ale też mnóstwo zabytków i różnych specjałów. Nie mówiąc już o lipicanerach.
Pan Kuka schował się znów za kieliszkiem, a jego nos wydłużył się jak ogórek.
- To specjalny austriacki deser lodowy. Musisz go koniecznie zamówić w jakiejś kawiarni.*
Mój egzemplarz „Lekcji Pana Kuki” ma ten najbardziej nielubiany przeze mnie typ okładki – filmową. Zresztą w innych wydaniach ta powieść też nie miała szczęścia.
I może właśnie przez tę okładkę tak długo odkładałam w czasie przeczytanie tej niezbyt obszernej powieści. A szkoda, bo historia młodego Waldusia odkrywającego uroki Wiednia to świetny materiał na lekką, odprężającą, zabawną i nieskomplikowaną wakacyjną lekturę.
I może właśnie przez tę okładkę tak długo odkładałam w czasie przeczytanie tej niezbyt obszernej powieści. A szkoda, bo historia młodego Waldusia odkrywającego uroki Wiednia to świetny materiał na lekką, odprężającą, zabawną i nieskomplikowaną wakacyjną lekturę.
Pozostałe, równie niezbyt fortunne okładki
Oto czasy, kiedy Zachód jawił się kolorową, obfitą bajką, do której wiodąca wolna strefa Schengen jeszcze długo była marzeniem, a na granicy współzawodniczyli celnicy z rentgenem w oczach i cwani przemytnicy z kontrabandą.
Waldemar wybiera się za granicę na wakacyjne saksy - trochę pozwiedzać i zarobić kilka groszy. Kierunek austriacki podpowiada mu sąsiad z dołu – Pan Kuka, dystyngowany pijak, który alkohol pija równie elegancko, co Anglicy swoją herbatę. Sam Wiedeń, to nie jedyna wskazówka starszego sąsiada. Jako że w mieście Mozarta sam już bywał, a nawet ma tam niejakie znajomości, w kwestii transportu poleca skorzystać z usług linii autobusowej „Dream Travel”, na miejscu rekomenduje tani, ale ponoć urokliwy hotel „Cztery Pory Roku” i aby cały wyjazd był pomyślny wręcza dodatkowo talizman – starą zapalniczkę.
I wszystko byłoby pięknie, gdyby nie pewien niuans – równie mały co ów lipicaner z cytatu ;) Ale może, gdyby nie to - w przeciwnym razie Waldemar nigdy nie wykopałby basenu w parku narodowym, nie odkrył uroków pewnej ławki w parku, nie przeżył przygody miłosnej, nie zgubił tajemniczej puszki swojego pracodawcy, nie poznał świetnych znajomych i może jednak wrócił do domu kompletnie spłukany po zjedzeniu wszystkich puszek konserwy turystycznej.
Okazuje się jednak, że los płatający figla może być czasem bardzo zabawny i oferować zaskakujące rozwiązania. Tym bardziej, kiedy posiada się szczęśliwy cień, który nawet głupca potrafi wydobyć z największych tarapatów. Co jednoznacznie wskazuje na to, że szczęście w nieszczęściu to czasem najlepsze, co może nam się przytrafić. A tacy panowie pokroju Pana Kuki, choć starzy z nich cynicy, to jednak warząc piwo - zupełnie przypadkowo potrafią ubarwić życie innych.
Ale nie zdradzę już nic ponad to, co powyżej. Te zaledwie 200 stron szybkiej i przyjemniej lektury rekomenduję, jako czasoumilacz podczas wylegiwania się na plażowym ręczniku, w hamaku, ogrodowej huśtawce, podróży w pociągu, czy gdzie tam zastanie Was wakacyjny czas na książkę ;)
4/6
_____________________________
4/6
_____________________________
Radek Knapp – Lekcje Pana Kuki [Herrn Kukas empfehlungen; przekł. z niemieckiego Sława Lisiecka]; wyd. Sonia Draga 2008
Hej chciałabym Cię zaprosić na mojego bloga, dopiero zaczynam więc liczę na kilka słów motywacji, dobrą radę, ale również krytykę jeżeli nie przypadnie Ci do gustu :) http://bookmaania.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń