czwartek, 14 czerwca 2018

O zakupie kontrolowanym, czyli Warszawskie Targi Książki 2018


Na trzy przystanki tramwajowe przed Stadionem Narodowym, 19 maja skończyłam czytać kolejną z książek o upraszczaniu życia i minimalizowania zasobów. To zabawne, bo właśnie zmierzałam na Warszawskie Targi Książki, których głównym założeniem jest festiwal konsumpcji, z całym tym zaaferowaniem, bogactwem książkowych zasobów, wydarzeń i informacji, hałasem i pogonią za uciekającym czasem. Jakby nie było – drugi biegun. Ten dysonans kazał mi się zastanowić nad tym, jak na przestrzeni lat zmienił się mój charakter przebywania na WTK. A zmienił się bardzo. Ja już to wiem, zaraz też opowiem jak jest.


Książki to moja miłość od kiedy pamiętam. Zwykle w związku z tym snułam marzeniach o pokoju, później mieszkaniu, w którym książkom na regałach oddałabym sporą część powierzchni. Jednak na przestrzeni lat i różnych życiowych zdarzeń zasoby mojej biblioteczki przypominały sinusoidę. Raz przypływały, potem były rozdawane/wyprzedawane, by po jakimś czasie, względnie uzyskania życiowej stabilizacji znowu zaczęły napływać. Przez dobrych kilka ostatnich lat głównie ich przybywało, co nawet dokumentowałam na blogu. Wymiany, zakupy, egzemplarze recenzenckie, prezenty – dróg dojścia do moich półek było kilka. A później nastąpił czas mojego urlopu macierzyńskiego, kiedy stosy książek zaczęły mnie przytłaczać. Trochę wcześniej wsiąkłam na dobre w minimalizację domowych zasobów (sprzęty, odzież, różne przydasie, zgromadzone pamiątki, zdjęcia), więc odchudzenie regałów z książek to okazuje naturalny etap tego procesu. Choć niełatwy.

I kiedy trochę już udało mi się ich rozdać, wymienić, czasem sprzedać – oto pojawiam się na Warszawskich Targach Książki. Wszystko to na darmo? Bynajmniej! Jakkolwiek to dziwnie początkowo zabrzmi, tym razem to ja byłam dla targów, a nie targi dla mnie. Potraktowałam je jako zjawisko do obserwacji. Siebie, innych, różnych zachowań oraz przeglądu książek. Był to również trening w upraszczaniu codzienności.

Przez kilka poprzednich lat na targi przywoziłam książki, aby zebrać autografy ulubionych autorów i wracałam obładowana kolejnymi książkami zakupionymi na targach. To był również czas gonitwy między stoiskami, tak aby zdążyć jeszcze na panele dyskusyjne i spotkania, które miałam gęsto zapisane na całej kartce. Weekend wrażeń z mega zmęczeniem po. Ale to było fajne, ekscytujące, dawało przyjemność. Wcale tego nie neguję. Obserwuję za to zmiany, które mnie również cieszą i dają wewnętrzny spokój, lekkość, jakiś rodzaj zen. 

A zatem jak było u podczas tegorocznych targów książki? Zarezerwowałam mój czas dla nich tylko na kilka sobotnich godzin. Wybrałam jeden panel w Strefie Kryminału, który interesował mnie najbardziej.



Później pojechałam na II piętro na książkową wymianę. Na bookrossingu czuję się jak poławiaczka pereł, więc nie mogłam sobie odmówić takiej przyjemności. Na miejscu zastałam długą kolejkę, ale ta przesuwała się dość sprawnie do przodu, zatem 10 min na czytanie e-booka minęło w mgnieniu oka. Zrealizowałam cel, by zostawić więcej, a wziąć mniej (5 do 3). Chociaż do stołu dostać się było nieco trudno.


Wracając z wymiany zahaczyłam o scenę, na której Robert Biedroń interesująco i rzeczowo opowiadał o najnowszej książce i o demokracji w ogóle. To jeden z niewielu polityków, który przywraca mi wiarę w to, że nasze krajowe podwórko może kiedyś wyglądać lepiej.  To też można odebrać w kontekście pewnego upraszczania, ulepszania rzeczywistości.


Później zrobiłam spacer po części wystawienniczej. Jak co roku - obserwowałam pomysły na aranżację stoisk, ale też przeglądałam książki z kategorii literatury dziecięcej (wyjątkowo zakazu nadmiernego napływu nie zastosowałam w przypadku książek do Jackoteki) i szukałam pociągów. O tym ostatnim, będzie w następnym blogowym wpisie.


3 książki na górze - bookrossing, 4 pozostałe (literatura dziecięca) - zakupy

I już zbliżam się do podsumowania. Wyszło nieźle: spędziłam na targach 4 godziny, zawiozłam 5 książek, wróciłam z 7 sztukami (3 z bookrossingu, 4 kupione) oraz masą obserwacji i zadowalającego wyniku treningu z upraszczania i slow life. Dwa ostatnie doświadczenia sprawiły, że i ten wpis musiał swoje odczekać na publikację. Mniej niż miesiąc, to nie aż tak długo ;) 22. czerwca startuje Big Book Festival. Oho! Coś mi się widzi, że szykuje się kolejny trening ;)



2 komentarze:

  1. Mnie się nie udało w tym roku, ale w przyszłym zamierzam już być. Pozdrawiam znad filiżanki kawy !

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie nie udało się być w zeszłym roku, co jednak przełożyło się dość pozytywnie na doświadczenia tegoroczne ;)
      Pozdrawiam znad kubka ciepłej herbaty :)

      Usuń


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...