czwartek, 18 października 2018

O (nie)korzyściach modelu rodziny 2+1. Lauren Sandler - Jedno i już



Decydując się na jedno dziecko powtarzam tylko wybór, jakiego dokonała moja matka. Ale wolę myśleć, że to była moja decyzja, podjęta po głębokim namyśle i na moich własnych warunkach. A także decyzja Justina. I nikogo więcej. Podjęcie decyzji wymaga zrozumienia własnych potrzeb i pragnień. Musimy je dobrze poznać, wsłuchać się w nie, dogłębnie w nie wejrzeć.


Kiedy zabierałam się za tę książkę i mając w głowie możliwy wydźwięk tytułu pomyślałam sobie: „Aha! Przygotuj się na tekst pełen pochwał dla jedynactwa.” 

Nie pomyliłam się. Autorka jest nie tylko jedynym dzieckiem swoich rodziców, ale sama również wychowuje jedynaczkę. Był czas, kiedy jej matka podejrzewając u siebie drugą ciążę, przepłakała przez to całą noc, by ranek powitać listą za i przeciw urodzeniu kolejnego dziecka. Wprawdzie sygnały o ciąży okazały się fałszywe, ale ona utwierdziła się w przekonaniu, że chce pozostać w modelu rodziny 2+1. Ewentualne jej powiększenie o kolejnego potomka przestało wchodzić w rachubę. Postawiła na swobodę wynikającą z już w miarę odchowanej córki oraz większą możliwość realizacji swoich życiowych celów i pasji, którym na przeszkodzie skutecznie mogłoby stać drugie dziecko.

Zatem autorka książki opisuje coś, co zna i co sama realizuje dalej. Przekonuje przy tym, że wybór jej matki jest słuszny, bo kolejne dziecko, jak wynika z badań (autorka w książce w wielu fragmentach opiera się na wynikach różnych naukowych badań i socjologicznych konkluzji) powoduje rozrzedzenie zasobów: każdy kolejny potomek nie tylko generuje większe koszty, ale jednocześnie pomniejsza finansowy zasób, jaki można przeznaczyć na jedno dziecko. Ale to nie jedyne rozrzedzenie zasobów, dotyczy ono bowiem również czasu i uwagi, jakie rodzice są w stanie poświęcić jednemu dziecku w modelu 2+1, a jaki w modelu 2+2 (i więcej). Ponadto więcej niż jeden potomek znacząco obniża intymną więź między rodzicami oraz pogarsza stan środowiska naturalnego. Zatem posiadanie dzieci (lub ich więcej niż jedno) nie jest racjonalne z ekonomicznego i ekologicznego punktu widzenia. Dodaje przy tym, że w wielu przypadkach partnerzy chętnie zostaliby tylko przy jednym dziecku, ale decyzja o dalszym powiększeniu rodziny bywa efektem presji, którą wywarła najbliższa rodzina i społeczeństwo.  
Dodaje również, że postrzeganie jedynaka jako osoby zepsutej i jako pokrzywdzonej przez los ma swoje wspólne źródła w zbiorowej świadomości na temat jedynaków.

Eee! Nic nowego. I po co się porywać na napisanie książki, skoro wszystko to wiadomo? Ha! Niespodzianka! Książka nie jest jednopłaszczyznowa. Autorka, powtórzę – wprawdzie jest jedynaczką i jedynaczkę wychowuje, dzieli się jednak wątpliwościami natury etycznej, emocjonalnej, a nawet… religijno-politycznej. Ale po kolei. Temat jedynactwa zna z dwóch pokoleniowych stron, więc trochę się jej zabrało na przemyślenia. I są one całkiem ciekawe. Jak też już wspomniałam wyżej – szuka również odpowiedzi w nauce. Okazuje się, że w dzisiejszych czasach nastręcza trudności nawet sama definicja jedynaka:

Zmiany jakie zaszły w definiowaniu rodziny, rodzą pytania, jak definiować jedynaka. Statystycy zwykle stosują regułę, że dziecko wychowywane bez rodzeństwa przez siedem lat jest traktowane  jako jedynak. Spotkałam jednak mnóstwo ludzi, którzy uważają się za jedynaków, ponieważ nie czuli więzi z przyrodnim rodzeństwem, a także takich, którzy nigdy nie myśleli o sobie jak o jedynakach, ponieważ byli tak blisko związani z bratem lub siostrą mimo różnicy wieku sięgającej kilkunastu lat.

Bycie jedynakiem ma swoje zalety: cieszy się wyłączną uwagą swoich rodziców (a nierzadko również dziadków), ma większe możliwości do lepszego kształcenia i rozwoju osobistego, zasoby rzeczowe i finansowe rodziny nie dzielą się pomiędzy rodzeństwo, a relacja z rodzicami teoretycznie ma szansę być głębsza. Niby same plusy, ale bycie w centrum rodziny nakłada również pewne ograniczenia: kontrolę, a czasem presję ze strony rodziców, których jedyny potomek jest jednocześnie pierwszą i ostatnią szansą na rodzicielski sukces. Co więcej, wyniki badania z 2001, do których dotarła autorka, wskazują, że jednym z najbardziej uświadamianych sobie przez jedynaków wyzwań jest troska, że będzie się jedynym opiekunem starzejących się rodziców. Co wiąże się również z lękiem przed osamotnieniem po ich śmierci. Z innej strony sytuacja po rozwodzie rodziców również może być przeżywana bardziej intensywnie z uwagi na niemożliwe wspólne przeżywanie straty z rodzeństwem, którego nie ma lub trudność w odnalezieniu się w relacjach z późniejszym rodzeństwem przyrodnim.

Autorka podniosła również kwestię więzi z rówieśnikami. Ta może rozwijać się w dwójnasób: brak rodzeństwa może być motorem do nawiązywania większych i bardziej zażyłych relacji z innymi ludźmi. Może również się zdarzyć, że głębokie więzi z czasem mogą ulec rozluźnieniu, szczególnie, kiedy przyjaciele jedynaka mają dobre relacje ze swoim rodzeństwem. Jedna z przytoczonych wypowiedzi jedynaków w książce zawarła pewną ciekawą teorię, że wielką zaletą rodziny jest to, że można się od siebie oddalić, a potem zbliżyć. Więzy krwi czasem po prostu mają większe znaczenie.

No i kwestia społeczno-religijna, o której przyznam najpierw w ogóle nie pomyślałam, ale kiedy podniosła ją autorka pomyślałam, że jednak dobrze, że wzięła ją do ogólnych rozważań. Duża dzietność jest nieodłącznym elementem społeczności konserwatywnych, często również charakteryzujących się jednocześnie religijną ortodoksją. A zatem, czy rodziny jedynaków nie skazują się czasem na to, że kiedyś zostaną w mniejszości? Brytyjski teolog David Hart zauważył, że istnieje jakiś bezpośredni, nierozerwalny związek pomiędzy wiarą a wolą życia. Czy zatem nie stanie się tak, że w przyszłości rozdawać karty będą ci, którzy spłodzą jak najwięcej dzieci?

I jeszcze jedna myśl, która pojawiała się w różnych rozważaniach w książce. Nawet jeśli zapada decyzja o chęci wychowywania jedynaka, czasem może/powinna być ona podjęta po ewentualnym przetłumaczeniu sobie i przeboleniu straty pewnych marzeń o większej rodzinie. Pojedyncze lub wielokrotne rodzicielstwo to bowiem w wielu przypadkach nie efekt ekonomicznych wyliczeń, ale decyzja serca.

Mimo wszelkich racjonalnych powodów stojących za moją decyzją o posiadaniu tylko jednego dziecka, mimo wyników badań naukowych wskazujących jednoznacznie, że jedynacy świetnie sobie radzą, mimo danych sugerujących, że każde następne dziecko będzie się wiązało z wyrzeczeniami, podjęcie jej nie jest wcale łatwe. Dzieje się to wszystko w sferze emocjonalnej, która jak się okazuje, nie poddaje się dyktatowi liczb, nie opiera się na żadnych analizach.

Tak więc rozpoczynając lekturę z pewnym przeświadczeniem, co do treści – finalnie zostałam trochę zaskoczona wielotorowym potraktowaniem tematu nad istotą jedynactwa. Bardzo to odświeżające tak się mylić ;)

____________________
cytaty: Lauren Sandler, Jedno i już (One and Only), wyd. WAB  (Grupa Wydawnicza Foksal Sp. z o.o.) 2018



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...