Patrzy na nią i myśli: „Nie wiemy, jak masz na imię, co?”. Po paru krokach przystaje. Mulica robi to samo. Widać, że przyuczona.
- A nie powiesz mi, jak masz na imię, co? No to będę na ciebie wołał Walentyna, boś taka waleczna była, żeś wlazła tam, gdzie się czerwoni z faszystami strzelali. Właśnie: Walentyna.
Dzisiaj coś dla miłośników zwierząt (szczególnie mułów ;)), literatury hiszpańskiej, ale też literatury (anty)wojennej i historycznej. Taki miks oferuje „Walentyna”. Chcecie coś więcej? Zacznijmy od okładki, którą polubiłam… od pierwszego spojrzenia ;) Ma charakter – muszę to przyznać. Niesie też pewną obietnicę. Mianowicie sugeruje treść z dużą dozą humoru, snuje wizję wojny w wersji antyheroicznej, łotrzykowskiej i rozczulającej jednocześnie. Przyrównuje nawet do czeskich „Przygód dobrego wojaka Szwejka”. A jak było w istocie?
Treść z okładki chyba poszła o krok za daleko. Za dużo mi naobiecywała, więc i sporo spodziewałam się po tej książce. Kapral Juan Castro Pérez z pododdziału mulników walczący na froncie hiszpańskiej wojny domowej może i jest na swój sposób zabawny, ale daleko mu do głupiutkiego, ale za to fartownego Szwejka. Hiszpan, aby mu tak bardzo nie umniejszać – ma również ma na swoim koncie szereg zabawnych sytuacji, cechuje się podobną chłopską mentalnością i zachowuje się niekiedy nieadekwatnie do sytuacji (zwykle kiedy nie wie co powiedzieć – salutuje) i nawet jakimś cudem zostaje odznaczony przez samego Franco - to jednak wciąż dla mnie za mało jak na wydawnicze peany, tym bardziej przyrównujące bohatera do osobowościowego profilu uparcie wywoływanego przeze mnie Szwejka.
Oczywiście nie chcę przez to powiedzieć, że książka jest zła. I choć daleko jej do ironicznego obnażenia wojennych absurdów, to odnalazłam fragmenty, które dużo zapunktowały. Tłumaczenie nieobytemu chłopu idei latania zeppelina, stosunek bohatera względem tytułowej mulicy Walentyny, związek Castra z Conchitą, sposób przedstawienia wojskowej propagandy wojennej, opisy potraw hiszpańskiego żołnierza oraz umieszczony na końcu książki (i bardzo pomocny) słowniczek terminów, pojęć i wydarzeń zdecydowały, że jednak tę hiszpańską ciekawostkę literacką nie spisuję zupełnie na straty. Nawet mimo tego, że nie postawię jej na swojej domowej bibliotecznej półce.
3/6
_____________________________
Juan Eslava Galán – Walentyna (La Mula, przekł. z hiszpańskiego Zofia Siewak-Sojka), wyd. Sonia Draga 2015
Oceniłam ją dużo lepiej. Może przez hiszpańskiego bzika, może przez to, że, o zgrozo!, nie czytałam Szwejka, a może dlatego, że nie miałam konkretnych oczekiwań ani po spojrzeniu na okładkę, ani z innych powodów. Tak czy siak, bardzo mi ta powieść przypadła do gustu. :)
OdpowiedzUsuńA wiesz - nawet się zastanawiałam, jak Ty byś odebrała tę książkę, bo miałam w pamięci Twoje umiłowanie do hiszpańskiej literatury :)
UsuńCiekawe, jak ja bym ją odebrała. Skoro Ania zachwala, to nie będę się zniechęcała i spróbuję wyrobić sobie własne zdanie, ale najpierw muszę znaleźć czas na tę lekturę. :)
OdpowiedzUsuńAnia i ja mamy zupełnie odmiennie stanowiska - myślę, że nawet z uwagi na niejednoznaczną ocenę warto sprawdzić tę książkę samodzielnie :) Daj znać, jak Twoje wrażenia :)
Usuń