Etyczny przemysł mięsny (trzymanie zwierząt w dobrych warunkach, szybka śmierć) nie jest nierealny, ale gdyby stał się on rzeczywistością, musielibyśmy zapomnieć o ogromnych ilościach taniego mięsa, którymi cieszymy się obecnie.*
Kocica ze zdjęcia nie jest jadalna. Śpi i ma się dobrze ;)
Gdyby rzeźnie miały szklane ściany, każdy byłby wegetarianinem. To zdanie Paula McCartneya jako pierwsze przyszło mi do głowy, kiedy czytałam Zjadanie zwierząt. I mimo że książkę napisał wegetarianin jej głównym założeniem wcale nie jest promocja diety bezmięsnej.
W języku chińskim zwierzę to nic więcej jak poruszająca się rzecz. Nie – stworzenie, czy żyjąca istota. I pewnie właśnie z tego powodu wszystkożerni Chińczycy są okrutni dla tych poruszających się rzeczy, czego potwierdzeniem jest kulinarny chiński pamiętnik Fuchsi Dunlop Płetwa rekina i syczuański pieprz.
Kiedy Jonathan Safran Foer został ojcem swojego syna zaczął zastanawiać się nad rolą pożywienia. Najlepszym przykładem dla Amerykanina był indyk podawany na Święto Dziękczynienia (gdyby książkę napisał Polak pewnie by wspomniał o wigilijnym karpiu). Co sprawiło, że jest on niezbędny, skąd wziął się taki zwyczaj i czy rezygnacja z niego (i innych mięs) oznaczałaby w pewnym sensie stratę ważnej części kulturowej i rodzinnej tożsamości? Jak bardzo rodzinne rytuały i kulturowe odniesienia przekładają się nie tylko na to, dlaczego mięso ląduje na talerzu, ale również dlaczego tak trudno z niego zrezygnować?
A właściwie jak to z tym mięsem jest? Dlaczego jadamy kurczaki, indyki, świnie, krowy, czy ryby, a nie jadamy psów? Skoro:
Francuzi, którzy kochają psy, jedzą czasem konie.
Hiszpanie, którzy kochają konie, jedzą czasem krowy.
Hindusi, którzy czczą krowy, jedzą czasem psy.
Skąd ta wybiórcza miłość i granica dla tego co wolno i nie powinno się? Skąd ta polaryzacja poglądów? Wynika ona z zażyłości z jednymi gatunkami, poglądami o mądrości lub prymitywizmie, specjalnej bliskości ewolucyjnej z człowiekiem lub może z jakimś tabu?
I kiedy jesteśmy przekonani, że psów lub kotów absolutnie nie, ale kury, indyki, świnie, krowy i ryby już tak – to może warto się zastanowić, co musi się zadziać wcześniej, aby kawałek mięsa żyjącego kiedyś zwierzęcia finalnie było kotletem na naszym talerzu?
Kilka lat temu czytając Krainę Fast foodów Erica Schlossera odczuwałam ulgę, że nie jestem klientem znanych marek barów szybkiej obsługi. Książka opisywała nie tylko drogę do biznesowego sukcesu m.in. KFC czy McDonald’s, ale skupiła się na całej karuzeli tego śmieciowego jedzenia. Dyktat hamburgera postawił na głowie cały przemysł, prawa pracownicze oraz kulinarne tradycje i zwyczaje. I tak sobie myślę, że Zjadanie zwierząt, choć zostało napisane 8 lat po książce Schlossera – jest doskonałym wstępniakiem do czytania o fastfoodowych korporacjach.
Bo gdyby nie automatyzacja nie byłoby przemysłowego chowu zwierząt rzeźnych. Idąc dalej – nie mielibyśmy tak taniego mięsa, jak mamy obecnie. Ale nigdy wcześniej nie mieliśmy tak złej jakości mięsa zwierząt hodowanych w tak okrutnych warunkach, których jeszcze pół wieku temu nikt by się nie spodziewał.
Model biznesowy farm z branży mięsnej opiera się na ukrywaniu przed konsumentem tego, czego konsument wolałby nie wiedzieć.
Zjadanie zwierząt jest reporterską opowieścią o tym, jak przemysł mięsny ma wpływ na nasze środowisko, bogactwo biologiczne, zdrowie i nasze poczucie moralności. Stawia pytania o konieczność zadawania bólu i cierpienia zwierząt rzeźnych, o farmerską i biznesową etykę i oto ile jeszcze z dawnego gatunku zwierzęcia pozostało w tych genetycznie modyfikowanych mutantach, które lądują na naszych stołach.
W latach 60. w prasie branżowej zaczęto określać kury nioski jako „efektywne maszyny do produkcji jajek” (…), świnie jako „maszyny w fabryce” (…), a XXI wiek jako okres „spisywania księgi z przepisami na organizmy modyfikowane” (…).
I chociaż autor w obszernych fragmentach skupia się na okrutnych praktykach przemysłowej hodowli zwierząt i niewyobrażalnym cierpieniu zwierząt rzeźnych (wystarczy zerknąć na polską organizację Otwarte klatki, aby dowiedzieć się choć trochę), to jednak książka nie jest manifestem jego wegetarianizmu. Wręcz przeciwnie – oddaje głos nie tylko aktywistom walczącym o prawa zwierząt, ale również farmerom i pracownikom rzeźni. Wskazuje fakty, ale jest też obserwatorem. A przede wszystkim przekonuje, że to od nas i naszych codziennych wyborów i głosowania portfelem zależy nie tylko, ile i jakie cierpienia doświadczą wcześniej nasze kotlety, ale też z jakiej jakości mięsa one będą. No i czy koniecznie muszą być mięsne? To książka o konsumenckiej świadomości jakości współczesnego pożywienia. Zawsze warto wiedzieć, co się ma na widelcu.
________________________________
cytaty: Jonathan Safran Foer, Zjadanie zwierząt (Eating Animals, przekł. Dominika Dymińska), Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2013
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz