Podeszli do stolika, jeden z nich położył rękę na odpiętej kaburze pistoletu.
- Kordian Oryński?
- Tak, ale…
- Jest pan zatrzymany.
(…)
- Zaraz, to jakieś…
- Proszę zachować spokój. (…) Pójdzie pan z nami – oznajmił jeden z nich. (…)
Kordian pod obstawą dwóch policjantów ruszył w kierunku wyjścia. (…) Joanna odprowadziła go wzrokiem nie ruszając się ani o krok.*
Wprawdzie to czekolada mleczna bez orzechów, ale też była dobra ;)
Za niespełna tydzień ja i mały Jacek w zaledwie dwudniowym odstępie będziemy obchodzić swoje urodziny. To przypomniało mi o czekoladzie. W czasach podstawówki urodziny zwykle wyglądały tak, że przychodziła skromna garstka koleżanek, kolegów i/lub kuzynostwa, ja częstowałam tortem upieczonym przez mamę, a w ramach prezentu dostawałam zwykle po tabliczce mlecznej czekolady. Kilka godzin zabawy, czasem jakaś gra w Eurobiznes lub Fortunę (Justa, pamiętasz?). Tyle. I tak sobie myślę, że to było takie zwykłe, minimalistyczne i przede wszystkim urocze. Włączając w to te tabliczki mlecznej czekolady. Osobiście uważam, że to jeden z lepszych prezentów.
Ale od kilku lat moja miłość do mlecznej czekolady (do dzisiaj nie znoszę białej) ustąpiła pola gorzkiej (ówcześnie zjadliwej w ostateczności). W zasadzie im bardziej gorzka, tym lepiej. Często z Panem R. zajadamy się taką 90%. Ale nadal bywa tak, że czasem nachodzi mnie ochota na obrzydliwie słodką czekoladę mleczną, najlepiej taką w typie Nussbeisser. W szybkim tempie pożeram całą tabliczkę (żeby nie było – ze smakiem oczywiście), a potem żałuję, że znowu dałam się zwieść ;) I z radością wracam do bardzo gorzkiej.
„Oskarżenie”, czyli ciąg dalszy przygód Chyłki i Zordona przeczytałam bardzo szybko (o dzięki wam, drzemki mojego syna!), zresztą jak każdą poprzednią książkę z tej serii . I chociaż nie mogłam się oderwać od książki, to czułam w niej, oj czułam niezłe zgrzyty. Zupełnie, jakby mi do tej mlecznej czekolady dorzucili łupinki z tych orzechów laskowych.
Nie bardzo widzę sens opisywania fabuły, bo dla tych, co serii nie znają, rekomenduję zacząć czytać od pierwszego tomu, bo autor zachowuje ciągłość niektórych zdarzeń, a lubisiom, którzy są na bieżąco zepsuję zabawę. Napomknę tylko, że na tapet poszła tym razem sprawa dawnej (fikcyjnej) legendy „Solidarności”.
W wolnej Polsce facet został skazany za kilka zabójstw, ale pojawiają się nowe fakty, które podważają zasadność zasądzonej kary. Na prośbę żony byłego opozycjonisty adwokatem skazanego zostaje oczywiście Chyłka, ale potem sprawa się rypie. I tutaj zaczyna się już ta część czekolady z laskowymi łupinkami. Bo Kordian wpada w bezsensowne tarapaty, a bebzol Chyłki rośnie, rośnie i rośnie… a ona sama im brzuch większy, tym język mniej cięty. W każdym bądź razie nadchodzą rozwiązania sprawy Kordiana i ciąży Chyłki, ale w ten sposób, że aż zazgrzytałam zębami, bo finał obu sytuacji był dla mnie dość przewidywalny. Na plus poczytuję schowanie do szafy Żelaznego (nie cierpię typa, cóż poradzić). Ale znowu Langer i Gorzym? No kaman! Czy my jesteśmy w serialowym Klanie z Jedynki, że w każdej sprawie tworzy się krąg wzajemnej znajomości?
W wolnej Polsce facet został skazany za kilka zabójstw, ale pojawiają się nowe fakty, które podważają zasadność zasądzonej kary. Na prośbę żony byłego opozycjonisty adwokatem skazanego zostaje oczywiście Chyłka, ale potem sprawa się rypie. I tutaj zaczyna się już ta część czekolady z laskowymi łupinkami. Bo Kordian wpada w bezsensowne tarapaty, a bebzol Chyłki rośnie, rośnie i rośnie… a ona sama im brzuch większy, tym język mniej cięty. W każdym bądź razie nadchodzą rozwiązania sprawy Kordiana i ciąży Chyłki, ale w ten sposób, że aż zazgrzytałam zębami, bo finał obu sytuacji był dla mnie dość przewidywalny. Na plus poczytuję schowanie do szafy Żelaznego (nie cierpię typa, cóż poradzić). Ale znowu Langer i Gorzym? No kaman! Czy my jesteśmy w serialowym Klanie z Jedynki, że w każdej sprawie tworzy się krąg wzajemnej znajomości?
No dobrze, wyzłośliwiłam się, a teraz przejdę do pewnego zdjęcia. To jest fragment „Oskarżenia”, który opublikowałam na Facebooku.
Otóż urzekł mnie pod zdjęciem jeden z komentarzy, który napisała Marta Cz.:
Otóż urzekł mnie pod zdjęciem jeden z komentarzy, który napisała Marta Cz.:
Kupiłam "Oskarżenie" w dzień premiery, ale zlitowałam się nad mamą, która truła mi całe lato, że się martwi o Chyłkę, więc odżałowałam i dałam jej do poczytania nowy tom w pierwszej kolejności. A dzisiaj mi walnęła takiego spojlera, że prawie się udławiłam kawą, bo, cytuję "jak ten Mróz tak może poniewierać swoimi bohaterami" i ona się zdenerwowała i musiała się komuś wyżalić. Ostatni raz dostała pierwsza do czytania.
Ależ mnie rozbawił fragment, w którym mowa, że mama martwi się o Chyłkę. Choć przyznaję też, że poczułam małe ukłucie, bo… no bo ja też bym się chciała o nią martwić… A tak w ogóle, to chciałabym tak żyć perypetiami obojga bohaterów, jak jest to w udziale ogromniej rzeszy czytelników książek Remigiusza Mroza. Trochę nad tym ubolewam, bo wtedy lektura jest lepszą zabawą.
Tymczasem… doszłam do wniosku, że w moim przypadku z kolejnymi tomami tej serii jest jak z tą mleczną czekoladą. Kiedy czytam, fabuła mnie wciąga jak domowy odkurzacz kocie kłaki moich dwóch kotów. Ale to jest nadal mleczna czekolada. Jest dobra, to fakt. Ale tylko od czasu do czasu. Na co dzień wolę jednak książki o smaku gorzkiej czekolady. Gusta i guściki. Cóż poradzić ;)
3/6
_____________________
* Remigiusz Mróz, Oskarżenie, wyd. Czwarta Strona
Egzemplarz do recenzji przekazało wydawnictwo Czwarta Strona