Jednym z ostatnimi czasy modnych trendów jest minimalizm, a w związku z tym również dobry klimat na odgracanie, wyrzucanie, malowanie ścian na biało, budowanie capsule wardrobe, jogę, weganizm, hygge, lagom, skandynawski design i inne w ten deseń.
Osobiście z minimalizmem było mi po drodze odkąd pamiętam. Już wtedy, nim stał się modny. Po prostu nigdy nie byłam chomikiem, a zatem również zwykle zbyt wiele nie gromadziłam. Podczas wakacji żegnałam się już z zeszłorocznymi szkolnymi zeszytami, podręczniki szukały nowego właściciela (to jeszcze były te czasy, że z tych samych książek mogło korzystać kilka roczników uczniów), w domu rodzinnym to ja robiłam porządki w szafkach kuchennych, a nawet w szafie z ubraniami mamy nalegając, by pozbyła się tego, czego nie miała na sobie przez ostatni rok. Zwykle podobały mi się ascetyczne wnętrza, a swoisty horror vacui, jaki napotkałam w jednym z wynajmowanych pokoi działał na moje odczuwanie estetyki bardzo negatywnie.
Miałam jednak marzenie, że będę miała kiedyś całą ścianę książek i dużo kwiatów. I rzeczywiście do niedawna byłam na dobrej drodze, aby tę całą ścianę w dość szybkim czasie upragnionymi książkami wypełnić. Ale potem rozpoczął się mój urlop macierzyński (notabene właśnie, chlip chlip, dobiega końca), który boleśnie zrewidował moją marzycielską wizję. Nadmiar książek, których wcześniej tak bardzo pragnęłam, o ironio! – zaczął mnie przytłaczać. Do tego stopnia, że od pewnego czasu stale go pomniejszam (rozdaję, sprzedaję, zostawiam na półkach bookcrossingowych) lub stosuję zamiennik 1:1 (jeden egzemplarz z półki ustępuje miejsca nowemu nabytkowi). Czuję się jak pies pasterski, który non stop krąży wokół stada. Z tą jednak różnicą, że nie zależy mi, aby wszystkie owieczki były ze mną zawsze. Chętnie przekazuję część mojej zwierzyny do stad innych pasterzy ;)
I chociaż wcale nie czuję się modna w tym moim upraszczaniu (nie tylko w kwestii domowego księgozbioru) i minimalizowaniu, to bardzo lubię czytać minimalistyczne blogi i książki w tymże temacie. Pod koniec wakacji jednym setem przeczytałam poniższe cztery:
Że niby monotematycznie? Tak jakby, bo sama przed lekturą zastanawiałam się, co odkrywczego po pierwszej przeczytanej książce może być w trzech kolejnych. No i niespodzianka, bo każdą czytało się naprawdę przyjemnie. I w każdej odnalazłam coś dla niej charakterystycznego.
1. Dominque Loreau, Sztuka Prostoty, wyd. Czarna Owca 2011
Najbardziej dogmatyczna była Sztuka prostoty Dominique Loreau. Przede wszystkim autorka skierowała ją wyłącznie do żeńskiego grona czytelniczek. Napisała zatem nie tylko o korzyściach materialnych i finansowych z uproszczenia, ale rozprawiała o minimalizmie w szafie (jest z frakcji: ubrania tylko w kolorze: biały, czarny i szary), kosmetyczce i na talerzu. Dużo było w tym ducha amerykańskiego coachingu, co niespecjalnie mnie przekonało (Staraj się być przejrzysta. Przejrzystość jest brakiem usztywnienia, pozwala człowiekowi promieniować wewnętrznie.). Jej sposób prezentowania minimalizmu był trochę zbyt nachalny. Nie poczułam japońskiego ducha tej książki (mimo że Loreau napisała całą serię książek w temacie minimalizmu bazując na swoich obserwacjach żyjąc od ponad dwóch dekad w Japonii). Jako książka wprowadzająca w temat upraszczania nie zachwyca, ale też nie zanudza. Warto jednak szukać dalej.
2. Francine Jay, Minimalizm daje radośc, wyd. MUZA SA 2016
Minimalizm daje radość Francine Jay rzeczywiście dał mi radość. Przede wszystkim z proekologicznego punktu widzenia. Ostatnimi czasy modna metoda Japonki Marie Kondo, chociaż bardzo użyteczna, nie przekonała mnie beztroskim wyrzucaniem, o czym nadmieniłam w recenzji jej książki. Francine Jay natomiast zwracała szczególną uwagę na to, aby nie pozbywać się bezmyślnie. Nalegała, by przy odgracaniu szuflady, szafy, pokoju, mieszkania zastanowić się, co zrobić z niepotrzebnymi już rzeczami. Nie sztuką według niej jest się czegoś pozbyć, ale sztuką jest zrobić to mądrze, z rozwagą i poszanowaniem środowiska naturalnego. Recykling, upcykling, sprzedaż, podarowanie innym, przekazanie rodzinie, znajomym, potrzebującym – tak wiele możliwości, aby rzeczy, które zamiast zalegać na wysypisku śmieci mogą posłużyć komuś jeszcze.
Francine Jay wprowadzanie minimalizmu proponuje autorską metodą STREAMLINE (każda litera tego słowa reprezentuje kolejny etap sprzątania domu). Bardzo użyteczną metodą są „moduły”, czyli pakowanie tematyczne w dedykowane temu szuflady, pudełka, kasetki, woreczki itp. (np. karton z przedmiotami do robótek na drutach, karton z kablami, lekami, zdjęciami…). W naszym domu Pan R. ma jedno pudełko dla swoich wszystkich kabli do gitary i basu, Jacek ma pudełko „kosmetyczne”, dzięki temu mogę go przewijać w dowolnym miejscu w domu mając wszystko pod ręką w tymże pudełku, odrębną szufladę mamy na rachunki, w szafce kuchennej pudełko ze słoiczkami na przyprawy, więc sama stwierdzam, że system modułów sprawdza się znakomicie.
Ale to jeszcze nie koniec zalet tej książki. Dwie inne brzmią: fragmentacja i digitalizacja. Po co przechowywać całą suknię ślubną, której się już nigdy nie założy? Może lepiej byłoby wyciąć kawałek koronki i ją zachować w pudle wspomnieniowym? (fragmentacja). Naprawdę potrzebujesz tych wszystkich biletów wstępu podczas zwiedzania na wyjazdach? A może tylko zrobić im zdjęcie i zachować je w folderze w komputerze, a papierki wyrzucić? (digitalizacja). Digitalizację stosuję sama, fragmentację również zamierzam. Mnie to przekonuje.
Dodam jeszcze, że Jay zwracała uwagę na antykonsumpcjonizm (a ściślej na unikanie kompulsywnych zakupów, metodę 1 za 1 oraz metodę Pareto (np. w przypadku ubrań: przez 80% czasu nosimy tylko 20% zasobów szafy, a zatem – czy naprawdę potrzebujemy aż tyle ciuchów?).
3. Anna Mularczyk-Meyer, Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostszym, wyd. Black Publishing 2014
4. Anna Mularczyk-Meyer, Minimalizm dla zaawansowanych, czyli jak uczynić życie jeszcze prostszym, wyd. Black Publishing 2015
I na koniec w jednym podsumowaniu obie książki autorki Prostego bloga, Anny Mularczyk-Meyer: Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostszym i Minimalizm dla zaawansowanych, czyli jak uczynić życie jeszcze prostszym. To są (wprawdzie niezbyt obszerne) książki, które interesująco potraktowały temat upraszczania w polskim kontekście PRL-owskich niedoborów i następującego po nich od początku lat ’90-tych rozkwitu popytu i podaży dóbr.
Przede wszystkim (i tutaj zaskoczenie) – autorka zwracała uwagę, że sama w sobie konsumpcja nie jest zła! Ważne, aby była zrównoważona, pozwalająca na zaspokajanie potrzeb z poszanowaniem środowiska naturalnego i racjonalnym wykorzystaniem zasobów, tak zewnętrznych, jak osobistych.
To, co najbardziej podobało mi się w obu książkach to przekonanie, że minimalizm jest przede wszystkim genialnym narzędziem do uporządkowania nie tylko swojej przestrzeni domowej, odnalezienia skrojonego na własną miarę stylu, zrównoważenia budżetu i odnalezienia źródeł oszczędności, ale również do nie wybiegania za bardzo do przodu, ale spokojnego cieszenia się chwilą. A jednocześnie podkreślenie, że nowe zachowanie to ciekawa gimnastyka silnej woli podczas ćwiczeń z rezygnacji, kwestionowania oczywistości i przeformułowywania kulturowo narzucanych zwyczajów.
A kiedy już dom będący skrzyżowaniem magazynu, izby pamięci i biblioteki zyska na lekkości, okazuje się, że można w tym upraszczaniu pójść dalej i zaskoczyć się jak bardzo mogą się zmienić priorytety. Można nawet potraktować go bardzo duchowo, choć jednocześnie Anna Mularczyk-Meyer przekonywała, że niekoniecznie nagle trzeba zgłębiać buddyzm. Bo religijny kontekst prostego życia nie kryje się tylko w Japonii, do której tak chętnie odwołuje się wspomniana wyżej Dominque Loreau.
Z innej strony - minimalizm rozumiany wyłącznie jako modny eksperyment będzie tylko chwilową ciekawostką, która pozwoli wyczyścić pole na kolejne porcje nadmiaru. Jednocześnie potraktowany zbyt sztywno, bez dostosowywania do własnych potrzeb i stylu życia ze swoim umiarem stanie się równie uwierający co nadmiar. Nie trzeba przecież odliczać przedmiotów do magicznej liczby stu lub ograniczać się do dwóch bluzek i jednych spodni, aby nazywać się minimalistą. Dla każdego według potrzeb, z wyznacznikiem zasady Pareta.
Minimalizm po polsku – pierwsza z książek Anny Mularczyk-Meyer zawiera jeszcze kilka wywiadów, które przedstawiły odnajdywanie w prostym życiu swojej strefy komfortu jeszcze w innym świetle. To zaś przywołało mi w myślach książkę Marty Sapały Mniej, nie traktującej wprawdzie o upraszczaniu sensu stricto, ale wiele mającym z nim wspólnego.
Prosty blog, będący punktem wyjścia do „Minimalizmu po polsku” i Minimalizmu dla zaawansowanych jest nadal aktualizowany. Wprawdzie niezbyt często, ale bardzo polecam jego lekturę. Od niedawna zaś Anna Mularczyk-Meyer została vlogerką, więc gorąco zachęcam, nawet jeszcze przed lekturą jej książek do obejrzenia kilku filmików. Z jednego nawet dowiecie się jak wyglądała dawniej i jak obecnie jej domowa biblioteka. Sama chciałabym dojść do takiego stanu książek, jaki Pani Ania ma obecnie ;)
Ufff! Bardzo to przewrotne, że o książkach traktujących o minimalizmie powstał taki długi tekst. Ciekawa jestem, czy ktoś zdołał dotrwać w lekturze do końca. Tymczasem ja nie mówię pass, bo jeszcze kilka tytułów mam zapisanych na liście do przeczytania. Ale o nich już będzie innym razem ;)
A dla tych, którzy wolą oglądać zamiast czytać polecam, oprócz już wyżej wspomnianego, kanały Pick up Limes i Jenny Mustard
_________________________
Dominque Loreau, Sztuka Prostoty, wyd. Czarna Owca 2011
Francine Jay, Minimalizm daje radośc, wyd. MUZA SA 2016
Anna Mularczyk-Meyer, Minimalizm po polsku, czyli jak uczynić życie prostszym, wyd. Black Publishing 2014
Anna Mularczyk-Meyer, Minimalizm dla zaawansowanych, czyli jak uczynić życie jeszcze prostszym, wyd. Black Publishing 2015
Mnie też nadmiar moich książek zaczął przytłaczać od kiedy zostałam mamą. I nie tylko mnie, zauważyłam w tym już pewną prawidłowość, bo koleżanki z biblioteczkami wspominają o tym samym :) Też się próbuję pozbyć tego co zbędne z rożnym efektem... :D
OdpowiedzUsuńZnaczy nie tylko mnie to dopadło ;)
UsuńPonad połowa naszego społeczeństwa jest tak maksymalnie minimalistyczna, że nie przeczytali ANI JEDNEJ książki... ;)
OdpowiedzUsuńOj widziałam Gutku, widziałam tę grafikę z 63%...
UsuńJa niestety Nie mam serca rozstać się z moimi książkami.:),
OdpowiedzUsuńJa z większością również ;) To jeden z trudniejszych aspektów minimalizowania.
Usuń