czwartek, 9 sierpnia 2018

O chmurach i innych zjawiskach (niekoniecznie pogodowych). Jaroslav Rudiš - Grandhotel. Powieść nad chmurami


Jest tu nie tylko pogoda, ale też wszystkie osobiste burze, odchylenia, ciśnienia, strachy. Sto dwadzieścia frontów atmosferycznych, które co roku przechodzą przez nasz Grandhotel i nasze miasto, frontów chmur, które zatrzymują się pomiędzy górami jak w kleszczach i zrzucają na nas śnieg, pioruny, grzmoty, grad i deszcz. Przede wszystkim deszcz. Nigdzie w Europie nie pada tyle, co tu. Przynajmniej nie w Europie Środkowej. Albo w Europie, którą znam. Pewne jest to, że na nasze miasto mówi się „nocnik Europy”. To tak na marginesie.




Z nieba leje się niemożliwy żar. Wypatruję kojących deszczem chmur – bezskutecznie. Za to w Grandhotelu mam ich pod dostatkiem. Jadę zatem do Liberca, w którym oprócz chmur, a z nich deszczu, częstych punktów rosy, niżów i wyżów barycznych oraz innych zjawisk atmosferycznych, jest też Fleischman. 

30-letni Fleischan to człowiek zagadka, człowiek bez imienia (no prawie), bez rodziny (nie licząc kierownika hotelu), za to z wielką pasją i wiedzą… o pogodzie. Właściwie jego celem i przyjemnością w życiu jest kreślenie ogromnych pogodowych wykresów i czytanie z chmur. Od kiedy na lekcji w szkole powiedział, że z zawodu chciałby zostać obserwatorem chmur (co nauczycielka błędnie zinterpretowała jako meteorologa), od tego czasu zyskał nadany przez kolegów z ławki przydomek Chmuromira, Barometru, Sopla i Pogodynki. 

A właśnie, właśnie – telewizyjna pogodynka, laseczka w niedopiętym sweterku na wysokości biustu na jego listowne uwagi o błędach przy telewizyjnym omawianiu prognozy przesyłała za pośrednictwem redakcji zdjęcia z autografem. No bo kto by brał na poważnie Fleischmana, skoro nawet krewny i stała załoga Grandhotelu uważała go za przygłupa żyjącego we własnym świecie z prymatem chmur. Szczególnie, że Fleischman nigdy nie miał kobiety i nigdy nie wyjechał poza granice Liberca. Wprawdzie kiedyś próbował tego drugiego wielokrotnie, ale przy przekraczaniu tablicy z granicą miasta obezwładniała go dziwna niemoc. Być może zbudowanie balonu, który poniesie w stronę chmur będzie jakimś rozwiązaniem?


Uwielbiam specyficzną mentalność Czechów, którzy tragedię potrafią przekuć w czarny humor powodując przy tym, że życie nawet ze swymi cieniami może być fascynujące i jakieś takie przyjemniejsze. Wystarczy tylko znaleźć w nim jakąś kojącą niszę. I właśnie tak jest z Grandhotelem Rudisa. Główny bohater dużo o sobie i swoim otoczeniu opowiada, ale nadal jest wielką zagadką. Czy na jego zachowanie wpłynęły zdarzenia z dzieciństwa, czy może jest niezdiagnozowanym aspergerowcem? A może po prostu ten typ tak ma? No i co z tym psychiatrykiem? Czy to również był ten efekt motyla/muchy/komara, na który Fleichman często lubił się powoływać tłumacząc różne zdarzenia w życiu?

Nie wiem dlaczego, jeszcze przed lekturą książki, wyobrażałam sobie, że to powieść trochę w stylu sci-fiction. Gdyby nie to błędne przekonanie, zapewne za lekturę zabrałabym się szybciej niż okres 4 lat, który kazałam czekać książce na swoją kolej na półce, by następnie przeczytać w ciągu jednego urlopowego, bardzo gorącego i bezchmurnego dnia. 

Chcąc się pokusić o porównanie tej powieści z inną – zgodzę się Jitką Grafovą, której zdanie widnieje na skrzydełku książki: tak, to jest właśnie taki czeski Forrest Gump. Bardzo trafnie. Hej, Fleischman – jesteś jednym z moich ulubionych literackich bohaterów!

Książka w 2007 r. otrzymała Nagrodę Czytelników czeskiej nagrody literackiej Magnesia Litera.
_________________________
Jaroslav Rudiš, Grandhotel. Powieść nad chmurami, wyd. Czeskie klimaty 2013



2 komentarze:

  1. Zwracam uwagę na książkę, bo jam też Jarosław. A czeskiej literatury na naszym rynku powinno być więcej, pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...