Jeżeli nie słyszeliście jeszcze o książce „Kwiatowa uczta. Jadalne kwiaty w 100 przepisach.” traktującej o jadalnych kwiatach, które ładnie możemy nie tylko włożyć do wazonu, ale również zjeść z talerza, oto najlepsza pora, aby poznać autorkę tej książkowej pozycji.
Małgosia, oprócz tego, że jest dyplomowanym doktorem i biochemikiem, jest również kulinarną blogerką. Jej blog Trochę Inna Cukiernia to kopalnia pomysłów także dla tych, którzy z uwagi na różne schorzenia muszą stosować nieco ograniczoną dietę wymagającą eliminacji niektórych produktów. Ciasto bez jajek i mleka, sernik bez nabiału? To nic trudnego! A jakby jeszcze je kolorowo udekorować... jadalnymi kwiatami z łąki lub ogródka? Ależ proszę bardzo!
Bardzo lubię obserwować, co też ciekawego znowu zaproponuje Gosia na swoim blogu. A jest tego sporo. Na zachętę podam kilka: lody porzeczkowo-buraczkowe, zbożowo-bananowe batoniki, ryżowy budyń waniliowy, dżem z białych fiołków, czy mały kulinarny żarcik - piwo z galaretki. Wszystko zilustrowane absolutnie pięknymi, bardzo barwnymi zdjęciami.
Gosia już kolejny raz z rzędu jest inicjatorką kulinarnej międzyblogowej akcji "Klub Kwiatożerców", zachęcającej innych do wykorzystania kwiatów w swojej kuchni. Z efektami możecie zapoznać się w jednej z kilku blogowych Kwiatowych Książek Kucharskich.
Koniecznie zerknijcie na Trochę Inną Cukiernię. Jestem pewna, że znajdziecie tam coś, co Was zachwyci. Pamiętajcie też, że książkę z przepisami Gosi możecie postawić na swojej półce :)
Małgosiu, dziękuję, że zgodziłaś się zostać Gościem na Czytelniczym :) Jestem pewna, że jeszcze nie raz nas zachwycisz i zainspirujesz :)
1. Książki, które czytam najchętniej:
Wychowałam się na powieściach przygodowych: Karola Maya i przygodach Tomka Wilmowskiego Alfreda Szklarskiego, tą serię szczególnie ukochałam ze względu na mnóstwo informacji o świecie, innych kulturach i przyrodzie, a ja zawsze niczym wampir wysysałam wiedzę. Potem czytałam głównie kryminały i powieści sensacyjne w stylu Ludluma czy MacLeana, które hurtowo kupował tata. W liceum czytałam wszystko, co stało na półce w bibliotece. Wszystko, czy to: Kapuściński, Austeen, Zajdel, czy mitologia indyjska, brałam jak leciało. Pochodzę z czytającej rodziny,czytałam 3-4 książki na tydzień, a i tak w porównaniu do mojej siostry i ojca słabo wypadałam. Ponieważ wszystkie moje koleżanki były na humanie, a ja jedna na biol-chemie, czytałam też wszystkie ich lektury, żeby wiedzieć, o czym rozmawiają. Poza tym w tamtych zamierzchłych czasach królował Sapkowski i jego Wiedźmin.
Teraz unikam kryminałów i mrocznych serii. Lubię lekkie książki, które pozwalają mi odgonić myśli od beznadziei, która atakuje zza węgła. Zbytnio dotknęło mnie ludzkie draństwo, żeby chcieć jeszcze o tym czytać. Uwielbiam książki Terry’ego Pratchetta, który pod płaszczykiem absurdu i błazenady przemyca niezmiernie cenne myśli. „Pomniejsze bóstwa”na zawsze już pozostaną w moim narożniku. Z przyjemnością wracam też do dawnych książek Chmielewskiej, przy „Wszystko czerwone” nieustannie płaczę ze śmiechu. Skandynawskie wstawki są mi szczególnie bliskie ze względu na dawne wojaże. Przez nie też mam ambiwalentny stosunek do Menkela.
2. Ulubiona książka kulinarna:
Raczej nie mam ulubionej książki kulinarnej, ze względu na ograniczenia dietetyczne, odwykłam od korzystania z cudzych przepisów. Z resztą ilekroć próbuję coś zrobić wg cudzego przepisu, ponoszę sromotną klęskę. Mam jakiś defekt, który mnie zmusza, żeby w kuchni wszystko robić po swojemu. Co się wiąże jednak z tym, że zaczynając blogowanie strasznie się stresowałam, że moje przepisy też nie będą wychodziły innym.
Jednak książką, którą darzę szczególnym sentymentem jest „Kuchnia pełna cudów”Marii Terlikowskiej, bo była pierwszą książką kulinarną w moim życiu, a dobry pomysł i rodzina wokół stołu, to jest sens gotowania.
Jednak książką, którą darzę szczególnym sentymentem jest „Kuchnia pełna cudów”Marii Terlikowskiej, bo była pierwszą książką kulinarną w moim życiu, a dobry pomysł i rodzina wokół stołu, to jest sens gotowania.
3. Książkowe wyznanie:
„Kwiatowa uczta” jest dla mnie dowodem, że największe krzywdy i porażki, które nas dotykają można przekuć na coś dobrego i wartościowego. Gdyby moje życie nie legło swego czasu w gruzach, nie napisałabym jej.
A właśnie teraz piszę moją drugą książkę kucharską, na szczęście bez życiowych rewolucji w tle. Mam nadzieję, że już niedługo się ukaże.
A właśnie teraz piszę moją drugą książkę kucharską, na szczęście bez życiowych rewolucji w tle. Mam nadzieję, że już niedługo się ukaże.
4. Książka, którą czytam obecnie:
Przeglądam właśnie „Dziką kuchnię” Łukasza Łuczaja i jestem zachwycona, bo stworzył właśnie to, czego brakowało w jego bibliografii, ciekawą wiedzę zapakowaną w cudną kulinarną pigułę, która dotrze pod strzechy. Poza tym, po raz kolejny czytam „Dzieci z Bullerbyn”, to była moja ukochana książka z dzieciństwa i teraz chyba też stała się nią dla mojej Córci. Przeplatamy wierszami Tuwima i Brzechwy, bo Synek łatwiej się skupia na krótkich rymowankach . Przy dwójce dzieci, czas się nie rozciąga, więc kosztem własnej lektury czytam głównie im. To rytuał, któremu nie odpuszczam, nawet jeśli czeka na mnie stos nocnej pracy. Dawniej czytałam nawet w tramwaju, jednak teraz w młynie dzieci i kotle pracy bardziej doceniam te chwile jako możliwość bezstresowego puszczenia wodzy własnych myśli.