środa, 30 kwietnia 2014

Autorze! Dlaczego mi to zrobiłeś?! Krzysztof Spadło - "Skazaniec. Tom I - Na pohybel całemu światu"


„W każdym więzieniu świata obowiązują niepisane prawa, zasady i świętości. Są sprawy, o których się nigdy nie rozmawia, rzeczy, o które nigdy nie należy pytać, i uczucia, których się nigdy nie okazuje. Słabość nie ma miejsca bytu, a strach jest nierozłącznym towarzyszem.
(…)
Opowiem wam o podłości, bólu, cierpieniu i nadziei, która potrafi zabijać. Doskonale wiem, do jakich granic może posunąć się istota rodzaju ludzkiego. Znam świat wybrukowany zepsuciem i zwyrodnieniem, gdzie koszmar jest normalnością, a śmierć – krótkim i gorzkim westchnieniem. Opowiem wam o prawdziwej wolności, obsesyjnej, pełnej goryczy zemście, zwątpieniu, niegodziwości i przewrotności losu, przyjaźni okupionej krwią, marzeniach prowadzących na szafot i przede wszystkim
o ludziach, których istnienie przeminęło jak beztroski podmuch wiatru.”


Autorze, dlaczego mi to zrobiłeś?! Skończyłam czytać ostatnią stronę i poczułam się jak zagorzały kibic piłki nożnej oglądający najważniejszy mecz sezonu. Siedzę przed tym telewizorem, emocje sięgają zenitu, bo oto właśnie umykają ostatnie sekundy z 90 minut, nasi właśnie wykonują piękną ofensywę na bramkę tamtych. Już, już – jedno podanie, drugie, zaraz będzie piękna bramka – wygramy!... Co?! Jak to czarny ekran?! Dlaczego akurat teraz musiało zabraknąć prądu?!! (kibice zrozumieją tę rozpacz ;))

No i właśnie taka ja – nie kibic, a czytelniczka. Zaczynam czytać: pierwsza strona,  druga, dziesiąta – zaczyna się dobrze. Trzydziesta, pięćdziesiąta – no, no! Czytam dalej: sto stron, dwieście, trzysta – już pożeram, nawet nie wiem, kiedy przerzucam kolejne dziesiątki. Ten facet ma dar – stworzył bohatera gawędziarza, który tak ciekawie opowiada swoje więzienne życie, że nie mogę się oderwać od lektury. I nagle szlus! 533 strona i siedzę jak ten kibic w ciemności – nawet świeczki nie szukam, co by rozjaśnić mrok pokoju.

Te pięć dni czytania po sto stron wciągnęło mnie dokumentnie. Staszek – Stefan Żabikowski, zwany również Ropuchem, został obdarowany przez autora – Krzysztofa Spadło – gawędziarskim darem. Opowiada swoje życie w Centralnym Więzieniu we Wronkach, do którego trafił w latach 20-tych XX wieku na dożywocie. Domyślić się można, że za zabójstwo, mimo że ani razu nie pada, za jakie przestępstwo będzie mieszkańcem celi w kratkę. W której musi się jakoś urządzić na resztę swojego życia.

Jak stwierdził Czarny: „W takim miejscu jak to – (…) – każdy potrzebuje przyjaciół, którzy mogą otoczyć ochroną."

Przyjaciele w więzieniu, to pojęcie nieadekwatne do tego, co nam się kojarzy. Przyjaciół można mieć za przysługę, za skrzynki (czy jak u Stasiuka – ramki), za złote zęby, za załatwienie dobrej roboty przy ciepłym piecu w stolarni. Paczka fajek może zdziałać cuda. Można się dzięki niej nieźle – jak na więzienne warunki – ustawić. 

Ale przyjaźń więzienna – nie dość, że nie jest bezinteresowna, może być też bardzo zdradliwa. 

„Kiedy w życiu człowieka wszystkie najważniejsze sprawy zaczynają układać się pomyślnie, wtedy jego codzienność jest zroszona przyjemną beztroską. Taki osobnik w pewnym momencie traci wrodzoną czujność i zaczyna ulegać złudzeniu, że tak miło i sympatycznie będzie już zawsze. Potem jednak zdarza się coś, co w brutalny sposób wywraca to niby-poukładane życie na lewą stronę. Oczywiście trudno przewidzieć, czy też w jakikolwiek sposób zapobiec czemuś, co dzieje się niezależnie od nas samych.
Chcę jedynie powiedzieć, że zawsze należy być przygotowanym na solidnego i bolesnego kopa, którym może nas poczęstować nieprzewidywalny los. Wiem, o czym mówię.”

Żabikowski niejednokrotnie przekonuje, że więzienie to dobrze skonstruowany zegarmistrzowski mechanizm, którego rytm wyznacza rutyna. 

„System przypomina machinę, w której wszystkie tryby i trybiki muszą współpracować. Jeżeli nie pasujesz do tej konstrukcji, machina cię zmiażdży, zmiele i wypluje jak coś bezużytecznego.Ludzie ogarnięci chciwością są zdolni do przerażających i podłych czynów. Chcę wam też uświadomić, że wszystkie więzienia funkcjonują podobnie, a każde z nich ma swoje grzechy i tajemnice. Dopóki trzymają was pośród tych murów, nie mówcie głośno o tym, czego nie chcą usłyszeć sprawujący nad wami władzę. Tutaj nie warto strugać bohatera.”

Strugasz bohatera? Możesz powaletować w karcerze, loszku – pieszczoszku, czy innej puszce. Zapewni ci to z przyjemnością szuja w postaci aspiranta Teodora Szumskiego. Co z tego, że masz za sobą samego naczelnika więzienia, któremu niemal za darmoszkę strugasz z drewna wcale nie małe dzieła sztuki. On potem będzie się nimi chwalił w swoim gabineciku, a tobie odpali za ciężką pracę zaledwie kilka paczek fajek. 
Słuchaj dobrych rad Ojczulka – on swoje już tutaj przesiedział, swoje widział i dużo wie. Pamiętaj – nawet chłopcy, z którymi jadasz przy jednym stole, mogą ci zrobić kuku, jeśli to będzie w ich interesie. I nie zadawaj zbyt wielu pytań - nie wszystkie sekrety królestwa klawiszy są przeznaczone dla twojego ucha.


Panie Autorze! Miał Pan rację – książka wciąga i to jak! Czekam niecierpliwie na drugi tom, bo przecież nawet po najdłuższej przerwie w dostawie prądu, można w końcu zgasić tę świeczkę ;)

***

Jak podaje e-bookowo.pl: "Krzysztof Spadło jest pierwszym pisarzem w Polsce, który jednocześnie wydał książkę papierową, audiobooka, e-wydania na wszelkie możliwe nośniki oraz film krótkometrażowy promujący rzeczoną powieść".

Dodam przy tym, że „Skazaniec” został uhonorowany nagrodą „Ebook 2013” w kategorii Fabuła. A sama książka została wydana za pomocą self-publishingu.

A propos fabuły – z rozmysłem streściłam ją bardzo oszczędnie. A to dlatego, że musicie sami sięgnąć po tę książkę. Jak już ją zaczniecie czytać, sami stwierdzicie, że było warto.

Zasłużone 6/6 (nawet pomimo literówek)

Książkę (w wersji papierowej, adio- lub e-book) możecie zamówić na stronie skazaniec.com

______________________
Wszystkie cytaty: Krzysztof Spadło – „Skazaniec. Tom I – Na pohybel całemu światu!”; wyd. Self – Publishing, 533 strony


Z literatury „więziennej” polecam jeszcze „Mury Hebronu” Andrzeja Stasiuka


poniedziałek, 28 kwietnia 2014

Iluzja prawdy. Martyn Bedford - "Dziewczyna Houdiniego"


„Nie doceniłem tego, jak bardzo Kim i Rosa były do siebie podobne pod jednym istotnym względem: skłonności do kłamstwa. Co nie znaczy, że swoje kłamstwa obie formułowały czy planowały w taki sam sposób. Największą umiejętnością Kim była falsyfikacja – sprawianie, byś uwierzył w te opinie i opowieści na jej temat, w których nie było źdźbła prawdy. Rosa była najlepsza w ukrywaniu prawdy o sobie i swoim życiu. Kim często wierzyła w swoje wymysły; Rosa nigdy nie wierzyła w swoje iluzje. Jako aktorka, Rosa odgrywała swoją rolę, a Kim była odgrywaną przez siebie postacią. A jednak to Rosa bardziej mnie nabrała, ani razu nie wzbudzając moich podejrzeń. Szczerze mówiąc, za cholerę nie mogłem rozgryźć tej kobiety.”




Nie wszystko jest tym, czym się wydaje być. Tak chyba w jednym zdaniu mogłabym określić tę zaskakującą i ciekawą powieść. Może iluzja bywa zagadkowa i mistrzowsko korzysta z naszej niedokładnej obserwacji, ale jeszcze większą tajemnicą, niż magiczne sztuczki, jest człowiek.
Bywa tak, że wierzymy w coś, co nam się wydaje lub chcemy wierzyć w coś, co nie zawsze jest prawdą. Dopisujemy własne scenariusze do zdarzeń urojonych i na ich podstawie dopisujemy swój własny ciąg dalszy.

Chciałabym Wam opowiedzieć całą fabułę, ale wiem, że tym samym zepsuję całą frajdę z odkrywania historii. A ta jest zagmatwana, więc wcale nie taka oczywista. Wystarczy, że zdradzę, iż byłam początkowo przekonana, że śmierć głównej bohaterki to czysta mistyfikacja. To nic, że Red, jej partner-magik widział kobietę w kostnicy, a później uczestniczył w jej pogrzebie. Przez połowę książki łudziłam się, że Rosa nagle pojawi się w którymś momencie, niczym królik z kapelusza: żywa, cała i zdrowa - na ciele i umyśle.

Szkielet powieści opiera się bowiem na tym, że Rosa ginie w wypadku komunikacyjnym. Ginie w nie do końca wyjaśniony sposób – wariantów jest kilka: popełniła samobójstwo, ktoś ją wypchnął z pojazdu, lub może był to nieszczęśliwy przypadek. To dziwne, że w ogóle w tym czasie była w podróży, skoro miała być - jak co dzień -  w tym czasie w pracy. Tymczasem Red dowiaduje się nagle, że przecież ona nigdy w czwartki i w piątki nie pojawiała się w biurze. W dniu śmierci zostawiła dziwny, pożegnalny list, podjęła większą gotówkę, a wszelkie okoliczności sklejone razem wcale nie wskazywały na to, że Rosa ma zamiar popełnić samobójstwo. Co więc się stało naprawdę? „Nie powiem wam, więc nie pytajcie”*.

Bardzo spodobała mi się konstrukcja powieści. Nie była to linearna historia, tylko rozsypane fragmenty z różnych okresów z życia Rosy i Reda, które się dość płynnie i zgrabnie przeplatały. Na dodatek swoją wersję zdarzeń snuła raz ona, raz on – na zmianę.
Cudowna historia niczym puzzle, w której pełny obraz – kawałek po kawałku – ułożyć musi sobie sam czytelnik. Obraz jaki z tej układanki powstanie będzie wskazywał na wieloznaczność historii. Być może spodoba się historia pierścionka  z sercem, zainteresuje zmieniająca się mandala, albo to, jaki związek mają opisy magicznych sztuczek Reda z całą historią. Być może zaskoczy i zbulwersuje wątek amsterdamski, albo rozbawi postać magika-Denisa, który:

„Denis jest zawodowym magikiem występującym dla dzieci, najlepszym, jakiego widziałem. Pseudonim artystyczny: Oranjekip, czyli „Pomarańczowy kurczak”. Wkłada kostium kurczaka, w kolorze pomarańczowym, uszyty na zamówienie, by ukryć jego tuszę. Denis oblicza, że gdyby był prawdziwym kurczakiem, czas jego gotowania – przy tylu godzinach na jednego funta – wynosiłby prawie miesiąc.”

Wiecie co jest takiego fajnego w czytaniu książek? To, że odkrywamy pokłady wyobraźni innych, że miło spędzamy czas w trakcie lektury, że żyjemy dzięki książkom przez moment życiem fikcyjnych innych w ich wymyślonym przez autora świecie? Po trzykroć tak.
Ale oprócz samego czytania, celem poznania historii, jest jeszcze coś innego – tę historię można potem odkrywać na nowo, kiedy się o niej rozmawia.

To ciekawe jak jedną historię można rozpatrywać na wielu płaszczyznach i wynajdywać w niej różne smaczki i niuanse. Dlaczego o tym piszę? Dlatego, że właśnie „Dziewczyna Houdiniego” była przedmiotem dyskusji podczas kolejnego już spotkania domowego klubu książki u Natalii, do grona którego dołączyłam w styczniu. Bardzo się cieszę, że wybór padł na tę książkę – kiedy już ją przeczytacie – będziecie wiedzieć dlaczego ;)

„Oto, co myślę: kłamca i iluzjonista przystępują do oszukiwania, ale tylko kłamca jest uzależniony od tego, czy mu uwierzą. Iluzjonista tylko ukrywa metodę, jaką się posługuje; kłamcy to nigdy nie wystarczy – on musi ukryć sam fakt. Kolejna podstawowa różnica kiedy już metodologia - albo sztuczka, jeśli chcecie tak to nazwać – zostaje ujawniona, magia przestaje być magiczna, natomiast kłamstwo pozostaje kłamstwem, nawet kiedy kłamca został już złapany.”


Komu ta powieść będzie się podobać? Tym, którzy lubią czytać kryminały, rozwiązywać zagadki, którzy lubią nieoczywiste historie, albo którzy lubią... układać puzzle. I jeszcze wszystkim innym, których fascynuje iluzja.


Jako uzupełnienie lektury polecam trzy filmy:


6/6
_________
wszystkie cytaty: Martyn Bedford – “Dziewczyna Houdiniego”, wyd. Rebis – seria Salamandra

* ulubione zdanie Reda, wyjaśniające gdzie tkwi haczyk w jego magicznych sztuczkach ;)

Recenzję dodaję do czytelniczego wyzwania:  Historia z Trupem


sobota, 26 kwietnia 2014

Kulinarni czytają. Ola - Stolik w kropki

Witajcie po małej przerwie cyklu „Kulinarni czytają”. Okres przedświąteczny był dla wielu zajęty, a czas nie chciał się rozciągnąć jak gumka w majtkach ;)
Ale dzisiaj już mogę Was zaprosić na kolejnego kulinarnego Gościa, który czyta :) Witamy na Czytelniczym Olę i jej blog Stolik w kropki.

Ola, jak sama wspomina na swoim blogu, nie stroni od kuchni tradycyjnej, ale jeżeli ma wybór, to preferuje jej nowoczesne wydanie. A jak przystało na statystyczną kobietę – bywa na diecie, więc dania, które proponuje są lekkie, dietetyczne i łatwe w przygotowaniu. Możecie się o tym przekonać, kiedy przejrzycie zawartość Stolika. 

Jest w czym wybierać: śniadania, sałatki, zupy,  dania mięsne i pomysły na obiady, które można zabrać ze sobą do pracy. Poszczególne dania zawierają informacje m.in. o kaloryczności i pomysły na wykorzystanie danego składnika oraz sposobu podania.


A tak swoją drogą – po cichu liczę na to, że Ola, jako czytelniczy smakosz – rozbuduje dział z recenzjami książek kulinarnych ;)

Olu, dziękuję za udział w cyklu :)



Cześć :)
wiem, że są stałe pytania, ale ja coś muszę po swojemu - to jak z przepisami, szukam, znajduję, ale zawsze coś zmieniam :)
Po pierwsze, chcę podkreślić, że książki to bardzo, ale to bardzo ważna część mojego życia i chociaż na zdjęciach są tylko te tradycyjne, ostatnio czytam sporo na Kindle :) - mój ukochany mąż kupił mi to urządzenie (...) rok temu i chociaż myślałam, że trudno będzie mi czytać bez zapachu kartek, to jednak bardzo wygodne - można czytać wszędzie, Kindle jest lekki, zawsze mogę go mieć ze sobą i jednak książki kupione elektronicznie nie zajmują dużo miejsca w domu :)

1. Książki, które czytam najchętniej:

Czytam bardzo różne książki, cykle, sagi. I to jakie książki akurat lubię to zależy od humoru, nastroju i okresu w roku. Są dni, że kocham romanse, albo kilka miesięcy, że tylko kryminały, potem przychodzi pora na coś z literatury polskiej. Sięgam również po biografie, lubię fantasy - chociażby wspaniałego "Władcę Pierścieni" czy "Diunę" Herberta. 
Niedawno miałam etap czytania o ciemiężonych kobietach wyznania muzułmanskiego, głównie w Afganistanie. A do tego zachęciło mnie przeczytanie wspaniałych książek Khaleda Hosseini: "Chłopca z latawcem" - polecam każdemu, kto nie czytał, wciągająca od A do Z i "Tysiąc Wspaniałych Słońc".

Od dzieciństwa lubiłam czytać - a tę miłość zaszczepiła we mnie mama, która z wykształcenia jest księgarzem i zawsze widziałam ją z książką. Już pod koniec szkoły podstawowej - tj. w 7 klasie zdarzało mi się czytać nocami. Lubiłam chodzić do biblioteki, wybierać książki do przeczytania, wypożyczałam z biblioteki w szkole, na osiedlu. Jestem typem, który lubi wiedzieć, co dzieje się na rynku czytelniczym, czytam bestsellery i to co jest modne, by wiedzieć co ciekawego daje obecnie rynek. Jak był modny Paulo Coelho, czytałam wszystko, jak każdy z mojego otoczenia mówił, że czytamy sagę "Zmierzch" - sceptyczna, ale przeczytałam. 
Poza tym, zazwyczaj czytam , by wyrobić sobie swoje zdanie na temat różnych literatur. Mam ogromny sentyment do Jane Austen, sióstr Bronte, ale jak podkreślam, czytam dużo różnych książek, wielu pisarzy, więc trudno mi się zdecydować. Ostatnio bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie nowa Nurowska: "Drzwi do piekła" i "Dom na krawędzi" - obie rewelacyjne. 
Miałam kiedyś okres czytania Daniele Steele - niektóre jej książki były całkiem ciekawe. Są książki, które pokochałam. Lubię Jonathana Carrolla - pamiętam moje pierwsze spotkanie z Krainą Chichów, chociaż pierwszą jego książką, którą przeczytałam był "Głos naszego cienia". Pamiętam również, że czytając "Ptaśka" W.Whartona płakałam i nie mogłam się oderwać. Aha, najnudniejsza książka, jaką czytałam w życiu to "Lord Jim" :)

Ach, a Harlequiny czytałam po francusku - ciekawe doświadczenie :) Trudno pisać w jednym krótkim wywiadzie o książkach, które są dla mnie tak ważne i przeczytałam ich tak wiele.


2. Ulubiona książka kulinarna: 

Trudno powiedzieć jaka jest moja ulubiona książka kucharska, bo to też okresowo. Bardzo mi się podoba "Francuski Szef Kuchni" Julii Child, ale ostatnio również "Potrawy z różnych stron świata" M. Halbańskiego z 1984 roku.


Ogólnie bardzo lubię stare książki kucharskie, stare przepisy. W nowej literaturze nie ma już takich przepisów. Lubię Kuchnię Polską, którą wyciągnęłam od babci męża, a która pochodzi z lat 70-tych. Ach, gdy wchodzę do antykwariatu, to pędzę do półki z książkami kucharskimi.



3. Książkowe wyznanie: 

Heh, wstydliwe czy nie to wyznanie? :) Dwa razy czytałam całą Sagę o Ludziach Lodu - Margit Sandemo, jak miałam 15 lat zaczęłam pierwszy raz, potem zaczęłam drugi raz jak miałam 22 :) Mam chęć na 3 raz :)


I jeszcze jedno - czasem czytam tzw. gnioty: jak np. 50 twarzy Greya, ale jak już napisałam  wcześniej, lubię wyrobić sobie zdanie o książce. Lubię Harlana Cobena, również za poczucie humoru i jego podejście do wielu spraw (oglądam z nim wywiady) i jak czasem mam fazę na jego książki, to sobie ze dwie przeczytam :) Harrego Pottera przeczytałam w mgnieniu oka wraz z mamą i siostrą.


4. Książka, którą czytam obecnie: 

Chyba napiszę jednak o trzech.


Właśnie skończyłam "Kamieniarza" Camilii Lackberg - to już trzeci tom serii, poprzednie dwa czytałam jakiś czas temu, chciałam odpoczynku od kryminału - jednak książka bardzo mi się podobała i szybko ją przeczytałam, chcąc wiedzieć kto zabił :)

Nie mogę powiedzieć jak bardzo cudowną książką jest "I góry odpowiedziały echem" Khaleda Hosseini, tego się nie da opisać, trzeba czytać. Na pewno wrócę i to nie raz.

Obecnie zaczęłam "Zorkownię" Agnieszki Kalugi - taki "must read" - dopiero zaczęłam, ale już zapowiada się świetnie. Tematyka może i trudna, bo o śmierci i pracy w Hospicjum, ale kto powiedział, że życie jest łatwe.

Chciałabym mieć więcej czasu na czytanie :) I jeszcze jedno, oprócz tego co czytam, o czym piszę powyżej, czytam książki kucharskie, a właściwie je przeglądam. Czasami czytam poradniki o życiu, savoir vivre czy też seksie, dzieciach lub ciąży. 
Sercem jestem romantyczką i chyba moją ulubioną bohaterką, której rozterki rozkładały mnie na łopatki jest Elisabeth Bennet. Kto nie czytał "Dumy i Uprzedzenia" - koniecznie trzeba to nadrobić.

Jest mi bardzo miło być gościem Czytelniczego :)


środa, 23 kwietnia 2014

Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Ilustracje w książkach dla dzieci


Jak co roku 23 dnia kwietnia obchodzony jest Światowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Nie będę jednak przy tej okazji pisać o tym, że czyta się mało, że zamykają się księgarnie z tradycjami, ani też o tym, co może być tego przyczyną. 

Zacznę od początku, czyli od czasów dzieciństwa, kiedy najłatwiej łapie się czytelniczego bakcyla. 
Jako dziecko miałam w domu stosy bajek. Dzięki temu nauczyłam się szybko czytać i nie miałam w szkole problemów z ortografią. Wraz z dorastaniem zmieniały się moje czytelnicze wybory.Pod koniec szkoły podstawowej stwierdziłam, że do bajek już nie wrócę, większość ich zatem spakowałam do torby i oddałam do biblioteki. Pluję sobie w brodę do dziś za ten mój brak chomikowania. Kilka egzemplarzy udało mi się zachować, kilka na nowo kupić na kiermaszu w jednej z wrocławskich bibliotek.
Dzisiejszy zbiór jest wypadkową starych zbiorów, sentymentów i poszukiwań. Przy wpisie z okazji Światowego Dnia Książki dla Dzieci obiecywałam, że przywiozę od rodzicielki moje zbiory i je tutaj zaprezentuję.


Jak obiecałam, tak uczyniłam. Uprzednio je jednak przejrzałam i obfotografowałam. I doszłam do pewnych wniosków. Z PRL-owskimi bajkami jest różnie. Jak sami zauważycie – są książki koszmarki, ale trafić można również na piękne ilustracje znanych i mniej znanych rysowników. Pogrupowałam je na następujące kategorie:

1. Koszmarki
Prym wiedzie tutaj Seria z Wiewiórką. Większość z posiadanych książeczek ma – mówiąc oględnie – bardzo średnie ilustracje.



Wszystkie inne pobiła jednak „Gruszka” Marka Sołtysika z ilustracjami Barbary Ziembickiej – Sołtysik. Nie wiem jak Wam, ale mi postaci skojarzyły się z filmem The Grudge – Klątwa… Bałabym się je pokazać dziecku ;) (Krajowa Agencja Wydawnicza - 1981)










Podobnie jak miałabym opory przed taką brutalną ilustracją jak w bajce skandynawskiej „Zamek Soria Moria” serii z Ślimakiem (Krajowa Agencja Wydawnicza). Tutaj nie podam, kto jest autorem ilustracji, bo egzemplarzowi brakuje tytułowej strony.



Innym koszmarkiem są ilustracje do „Golono, strzyżono” Adama Mickiewicza, które namalował Andrzej Ludwik Włoszczyński w serii „Książeczki Babuni” (również Krajowej Agencji Wydawniczej - 1986). 
Moja mama chyba miała rację, że chowała ją przede mną wysoko w pawlaczu ;)



Inną "perełką" niech będzie książka Marii Konopnickiej „O krasnoludkach i sierotce Marysi” z graficznym opracowaniem Andrzeja Wróblewskiego (Somix – 1990).
Zarówno krasnoludki, jak i sama Marysia mają tutaj nieco szalone oczy. Nie wiem, może się czymś upalili ;))



2. Normalsi
To książki, w których ilustracje ani nie są kontrowersyjne, ani szczególnie zachwycające. Są poprawne, można na nich zawiesić oko i nie ma strachu pokazać je dzieciom. Ale nie wyróżniają się szczególnie pośród innych.

Wydawnictwo Nasza Księgarnia – seria „Poczytaj mi mamo”
Zdzisław Nowak – „Pałac, którego nie było” (1986) – ilustrował Mirosław Pokora
Hanna Łochocka – „Księżyc nad Warszawą” (1987)- il. Anna Stylo - Ginter
Witali Banki – „Dziupla” (1987) – il. Hanna Krajnik
Helena Bechlerowa – „Kolczatek” (1984) – il. Danuta Przymanowska – Boniuk



Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Jan Grabowski – „Czarna owieczka” (1982)- il. Maria Orłowska – Gabryś



Krajowa Agencja Wydawnicza
Adam Mickiewicz – „Pani Twardowska” (1984) – il. Janusz Stanny



Wydawnictwo Morskie Gdańsk
Maryla Hempowicz – „Dzielny statek” (1985) – il. Sylwia Scisłowska



Wydawnictwo Czytelnik
Liliana Bardijewska – „Ratatuj” (1984) – il. Joanna Zimowska – Kwak



3. Perełki
To książki, których ilustracje chętnie oprawiłabym w ramki i wyeksponowała na ścianie.

O tym, że lubię zawadiackie ilustracje Bohdana Butenki pisałam poprzednio. Zdanie podtrzymuję. Nie są to dzieła sztuki, ale bardzo przyjemnie się na nie patrzy. Pan Bohdan to człowiek, który dużo się chyba uśmiecha ;)

Wydawnictwo Nasza Księgarnia 
Jan Brzechwa – „Na wyspach Bergamutach” (1980)
Krajowa Agencja Wydawnicza
Sławomir Kryska – „Perypetie z samochodem” (1987)
Wydawnictwo Nasza Księgarnia 
Jan Brzechwa – „Na straganie” (1988)




Kolejnym znanym i uznanym rysownikiem był Jan Marcin Szancer. Każda z posiadanych książek z jego ilustracjami podoba mi się bez wyjątku. 

Wydawnictwo Alfa
Jan Brzechwa – „Grzyby” (1986)
Wydawnictwo Poznańskie
Julian Tuwim – „Lokomotywa”, „Rzepka”, „Ptasie radio” (1982)
Oficyna Wydawnicza WIM
Carlo Collodi – „Pinokio” (1993)





Obie książki Brzechwy z ilustracjami Franciszki Themerson czytywałam i oglądałam wielokrotnie. Kochałam miłością wielką za zgrabne wierszyki i wesołe rysunki. To jedne z topowych książek mojego dzieciństwa. Cieszę się, że dało mi się je na nowo zdobyć.
Wydawnictwo Czytelnik
Jan Brzechwa – „Tańcowała igła z nitką” (1986)
Jan Brzechwa – „Kaczka dziwaczka” (1985)







Poniższe ilustracje Zbigniewa Rychlickiego wzbudziły we mnie wielki zachwyt. Nie miałam wcześniej tej książki, ale jako dorosła osoba zakochałam się w tych rysunkach.

Wydawnictwo Nasza Księgarnia
Wanda Chotomska – „Od rzeczy do rzeczy” (1987)






4. Wyjątki
To kategoria rozmaitości, które trudno mi przyporządkować do trzech poprzednich.

„Księżniczka na szklanej górze i inne baśnie norweskie” – Wydawnictwo Poznańskie (1986) z ilustracjami Adama Kiliana ma dla mnie wartość mocno sentymentalną.

„Dziecię elfów” H. Ch. Andersena – Nasza Księgarnia (1988) z ilustracjami Olgi Siemaszko i „Cygan i baba i inne wiersze” Aleksandra Fredry – Krajowa Agencja Wydawnicza (1986) z opracowaniem graficznym Andrzeja Klimczaka – Dobrzanieckiego to książki, w których ilustracje są dość nierówne. Niektóre są dość średnie, ale te tutaj na zdjęciu są według mnie piękne.





Natomiast gaskońska baśń Paula Delarue’a – „Król kruków” (Krajowa Agencja Wydawnicza – 1980) z ilustracjami Łucji Sienkiewicz i Stasysa Eidrigeviciusa ma dość monochromatyczne i mroczne obrazy, jak na książkę dziecięcą, ale nie pozwalają mi przejść obok nich obojętnie.





***

To taki mały wycinek moich bajkowych zbiorów. Książki dla dzieci to wyjątkowa kategoria literatury, która z mijającymi latami i w miarę dorastania stają się bardzo sentymentalną i niekiedy mityczną kategorią literatury. Mam w głowie kilka książek, których egzemplarzy mi brakuje, m.in. „Kredki” Małgorzaty Musierowicz, czy „Kolorowej bajki – niebajki” Hanny Łochockiej. I pewna bajka o ptaku, który kradł złote jabłka z ogrodu, której tytuł i autor już dawno uleciał mi z głowy.


Z okazji Światowego Dnia Książki i z okazji tego, że mam kochanego męża dostałam w prezencie książkę o bajkowych dziecięcych wspomnieniach znanych.


Już nie mogę się doczekać lektury. Na pewno Wam o niej niebawem opowiem, a póki co zapraszam do obejrzenia krótkiej rozmowy na temat z autorami tejże publikacji.


Podzielicie się opiniami na temat ilustracji w książkach dla dzieci? ;)



wtorek, 22 kwietnia 2014

Varia: Nagrody literackie, Wystawa Muminków, Warszawskie Targi Książki


Dawno nie było na Czytelniczym rozmaitości, a trochę się ich uzbierało. Dlatego dzisiaj szybki post przed jutrzejszym świętem :)

1. Ogłoszono finalistów Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego za reportaż literacki. W tym gronie znaleźli się:

1. Mark Danner, "Masakra w El Mozote. Opowieść o deprawacji władzy", z angielskiego przełożył Krzysztof Umiński, wyd. Wielka Litera, Warszawa
2. Wojciech Jagielski "Trębacz z Tembisy. Droga do Mandeli", wyd. Znak, Kraków
3. Elisabeth Asbrink "W Lesie Wiedeńskim wciąż szumią drzewa", ze szwedzkiego przełożyła Irena Kowadło-Przedmojska, wyd. Czarne, Wołowiec
4. Filip Springer "Zaczyn. O Zofii i Oskarze Hansenach", Karakter i Muzeum Sztuki Nowoczesnej, Kraków - Warszawa
5. Katherine Boo "Zawsze piękne. Życie, śmierć i nadzieja w slumsach Bombaju", z angielskiego przełożyła Adriana Sokołowska-Ostapko, wyd. Znak, Kraków

Laureat zostanie ogłoszony 23 maja podczas gali w Muzeum Historii Żydów Polskich. Zwycięzca otrzyma nagrodę w wysokości 50 tys. zł, a nagrodą 15 tys. zł zostanie uhonorowany autor najlepszego przekładu (jeżeli nagrodzoną będzie książka autora zagranicznego). Ja kibicuje książce Filipa Springera i Elisabeth Asbrink.


2. 15 kwietnia ogłoszono tegorocznego zwycięzców Nagrody Pulitzera (przyznawanej od 1917 r. za osiągnięcia w dziennikarstwie, literaturze i kompozycji muzycznej).
W kategorii beletrystyki wyróżniono Donnę Tartt za jej najnowszą powieść „The Goldfinch”.



3. Od 10 kwietnia do 5 grudnia po Polsce wędruje Wystawa Muminków. Jak podaje na Facebooku Wydawnictwo Nasza Księgarnia wystawa będzie pojawiać się według następującego rozkładu:

10.04 - 5.05 Poznań Wojewódzka Biblioteka Publiczna i Centrum Animacji Kultury 
12.05 - 18.05 Kraków Festiwal Literatury dla Dzieci i Młodzieży 
19.05 - 25.05 Warszawa Festiwal Literatury dla Dzieci i Młodzieży 
26.05 - 01.06 Wrocław Festiwal Literatury dla Dzieci i Młodzieży
7.06 – 15.06 Gdańsk Nadbałtyckie Centrum Kultury, ul. Korzenna 33/35
20.06 – 10.07 Olsztyn Biblioteka ABECADŁO, Centrum Handlowe "Aura", Al. Piłsudskiego 16
15.07 – 30.07 Kielce Wojewódzka Biblioteka Publiczna im. Witolda Gombrowicza, ul. Ściegiennego 13
10.08 – 10.09 Wrocław Dolnośląska Biblioteka Publiczna im. Tadeusza Mikulskiego, Rynek 58
15.09 – 30.09 Gorzów Wlkp. Biblioteka Pedagogiczna, ul. Łokietka 20A
5.10 – 18.10 Stare Miasto Biblioteka Publiczna Gminy Stare Miasto, ul. Główna 16
23.10- 26.10 Kraków 18. Międzynarodowe Targi Książki w Krakowie
10.11 – 5.12 Katowice Biblioteka Śląska, Plac Rady Europy 1


4. Już za miesiąc w terminie 22-25 maja na Stadionie Narodowym odbędą się Warszawskie Targi Książki. Szczegóły na stronie organizatora. Ja od siebie dodam, że podczas na Targach  podczas Dnia Reportażu  24 maja wezmą udział w spotkaniach z czytelnikami wszyscy finaliści i dotychczasowi laureaci Nagrody im. Ryszarda Kapuścińskiego.




5. Tymczasem jutro jest Międzynarodowy Dzień Książki i Praw Autorskich. Kupcie sobie z tej okazji jakiś książkowy prezent ;) Zwłaszcza, że wiele księgarń (głównie internetowych) z tej okazji oferuje rabaty i promocje. Na Czytelniczego też jutro zajrzyjcie, bo szykuje się tutaj pewien kolorowy wpis ;) 




sobota, 19 kwietnia 2014

Co ma jajko do książki?



„Czym skorupka za młodu nasiąknie…” – znacie to zapewne. Ja od kiedy pamiętam siedziałam w bajkach, a potem w - większych objętościowo i fabularnie - książkach. Zostało mi to do dziś. 

Święta to był zawsze był fajny okres, bo dużo wolnego czasu można było przeznaczyć na lekturę. Szkoda tylko, że prezenty książkowe zdarzały się tak rzadko…

Teraz właśnie jedziemy Cytryną do mojej rodzicielki, a długi czas podróży uprzyjemnia nam audiobook z Globiszem, czytającym nam „Paragraf 22” ("Dunbar znowu leżał na wznak, bez ruchu, wpatrzony szklanym wzrokiem w sufit. Pracował nad przedłużeniem sobie życia. Osiągał to przez uprawianie nudy. Dunbar tak gorliwie pracował nad przedłużeniem sobie życia, że można go było wziąć za nieboszczyka."*).
Szkoda tylko, że na miejscu będzie tym razem mniej czasu na książki. Z tego powodu w domu zostawiłam 3 aktualnie czytane. To ewenement w mojej czytelniczej karierze – czytać trzy książki na przemian, a nie jedną po drugiej. A to tylko dlatego, że każda jedna jest dobra i nie mogłam się zdecydować, którą powinnam zacząć najpierw ;)


Kiedy już odejdziecie od zastawionego stołu, wrócicie ze spacerów, zamiast włączać telewizor - poczytajcie książkę. Kto powiedział, że musi być ona czytana w ciszy i samotności? W gronie też można mile spędzać czas – słuchając. Zwłaszcza, kiedy książka jest jajcarska ;) 
Swoją drogą – jakie jajcarskie książki czytaliście? Ja polecam "Przygody dobrego Wojaka Szwejka" (J. Haška), „Przygodę fryzjera damskiego” i „Brak wiadomości od Gurba” (obie E. Mendozy), „Kota w stanie czystym” (T. Pratchetta), "Mariola, moje krople..." (M. Gutowska-Adamczyk) i „Teatrzyk Zielona Gęś” (K. I. Gałczyńskiego)


Z innej beczki - dwa sznureczki:
1. Jak wyglądałyby lektury szkolne w ratingu PEGI ;)
2. "Szekspir" autorstwa Hamleta, czyli o co (podobno) proszą wrocławianie w księgarni


Wszystkiego dobrego Wam życzę – nie tylko tego świątecznego jajka ;)!


_________
* Joseph Heller - "Paragraf 22"

środa, 16 kwietnia 2014

W imię ojca. Remigiusz Grzela - "Złodzieje koni"





„Schodziłem na dół, patrząc na fotografię obcego człowieka, którego krew w jakimś przecież ułamku we mnie buzuje, któregoś jakąś cechę na pewno dziedziczę, którego jakiś z gestów na pewno się we mnie zalągł, i nie mogłem uwierzyć, że nic, tak zupełnie nic to dla mnie nie znaczy. Na tej fotografii mógł być ktokolwiek. To prawda, ojciec upodobniał się do niego. To prawda, nic mnie to nie obchodziło. Wiem, że od takiej fotografii mógłby zacząć się i film i mogłaby się zacząć od niej powieść. Znajdujesz coś takiego albo od kogoś dostajesz i próbujesz tropić przeszłość.”






Jestem zdeklarowaną fanką wałbrzyskiej trylogii Joanny Bator. Nie tylko dlatego, że fabuła traktowała o przesiedleńcach. To przede wszystkim dobrze skonstruowane rysy biograficzne bohaterów, których losy wręcz niezauważalnie przenikają się i swobodnie przenoszą czytelnika z jednego okresu historycznego do innego. Dlaczego o tym wspominam teraz? Bo właśnie trafiłam na kolejną powieść, która idealnie spełnia te warunki.

W zasadzie początek wcale nie wskazywał na to, że historia wciągnie mnie na całe dwa dni. Ale kiedy już ustaliłam rys biograficzny, zobrazowałam w głowie drzewo genealogiczne i historycznie umiejscowiłam fabułę - dalej opowieść popłynęła sama.


Schemat opiera się na historii trzech mężczyzn: dziadka, ojca i syna. Najstarszy - Stanisław Burianow, pan po osiemdziesiątce to bohater narodowy. W latach '40-tych XX wieku działał w partyzantce na Wileńszczyźnie. W latach ’50-tych uciekł przez zieloną granicę do Stanów Zjednoczonych, gdyż za ówczesną działalność skierowaną przeciw komunistom i Rosjanom - w PRL-u groziła mu kara śmierci.  W kraju pozostawił Nikę - sanitariuszkę, walczącą razem z nim w partyzantce. Nika właśnie spodziewa się ich wspólnego dziecka. Sama - niedługo po porodzie - za swoją partyzancką działalność trafia na 8 lat do więzienia na Rakowieckiej, gdzie jest torturowana psychicznie i fizycznie. W tym czasie, dopiero co urodzonym synem – Jurkiem opiekuje się jej siostra Basia, która dla dziecka przyjmuje rolę matki. Po wyjściu z więzienia Nika związuje się z żonatym Marianem, który próbuje Jerzemu zastąpić brakującego ojca. Chłopak dojrzewa, na studiach aktorskich związuje się z Ewą, z którą się żeni i płodzi syna Kamila. Kamil, idzie nieco na przekór, w ślady ojca – niespełnionego aktora i zamiast na polonistykę zdaje do filmówki. Zawodowo nie wiedzie mu się najlepiej, przez co Jerzy uważa go za nieudacznika. Obaj mężczyźni żyją w świecie wzajemnych pretensji, niedopowiedzeń i skrywanych emocji, których źródłem jest brak relacji Jurka ze swoim amerykańskim ojcem Staszkiem.

„Obaj straciliśmy kontrolę nad sobą. Nienawidziłem się za to, bo w takich chwilach stawałem się dokładnie jego kopią. A jeśli czegoś nie chciałem, to właśnie być taki jak ojciec.”

„Chociaż go nie znam, umiem sobie wyobrazić, jaki jest naprawdę. Jedno spotkanie z nim wystarczyło, żeby zrozumieć, że nic nas nie łączy. (…) Jestem wściekły, bo jestem odbiciem własnego ojca. Patrzę w lustro, a widzę tego starego kacapa, którym jestem, którym się staję, którym będę. I choćbym bardzo się starał, nie umiem go z siebie wydostać.”


To zaledwie zarys fabuły w dość skondensowanej formie. W trakcie lektury pojawia się jeszcze mnóstwo niuansów i pobocznych historii, które mają niebagatelne znaczenie w życiu trzech mężczyzn. Historia małżeństwa Staszka i Łondy oraz jego stosunek do córki Marthy. Ciężkie życie Niki naznaczone piętnem pobytu w więzieniu, tłumiona tęsknota Jerzego za nieznanym ojcem i problemy zawodowe, namiętna pasja w związku Kamila i Kingi. To również nie wyczerpuje jeszcze wszystkich zagadnień poruszonych w powieści.

„Poranione historie, ostre jak siekiera wspomnienia, fantomowy ból” – niech ten cytat będzie kwintesencją opowieści o nieobecnych ojcach.


Najciekawszą postacią niewątpliwie był dla mnie Jerzy, który został obarczony podwójnie – ciążącym brakiem ojca i nieporadnością w stosunkach ze swoim synem. To postać, która musiała zmierzyć się nie tylko z demonami swojego dzieciństwa, ale również z historią swoich rodziców. Ta nieporadność, wynikająca z tłumienia nagromadzonych negatywnych emocji, bezpośrednio rzutowała na jego stosunki z pierworodnym. 

Interesujący rys otrzymał również Belmondo, bezdomny gawędziarz – fantasta, snujący nieprawdopodobne historie ze swojego życia: pracę w cyrku, niebezpieczną podróż statkiem do Stanów, jazdę pociągiem do Bogoty w jednym przedziale z matką cesarza Japonii.

Bardzo odpowiadał mi zabieg autora, który fabułę podzielił na trzech wspomnianych mężczyzn i naprzemiennie oddawał im głos, aby sami opowiadali własne wersje historii. Cieszę się, na brak szczęśliwego zakończenia. Autor pozostawia czytelnika z otwartą sprawą, której dalszy możliwy scenariusz powinien wykreować sobie sam już po lekturze. 

„Przyjaźń z Belmondem, a potem jego śmierć otworzyły we mnie coś, czego w sobie nie znałem. Opowieść może leczyć? Belmondo na pewno w to wierzył. Opowiadanie było jego religią.”


Mam zaledwie dwa zarzuty względem tej książki. 
Pierwszy: za zbyt częste wulgaryzmy Staszka i jego „rosyjskie zaciąganie”, które dla mnie przybierało niekiedy niestrawną formę. Przykładowo: 
„Teraz ja paniał, że mężczyzna, z którym była, nie był Ojcem Chrzestnym.”
„Co ty tam robisz, ptica, tak długo? Zgaśże kurko. (…) Światło lekuchno przygasło.”

Drugi minus daję za mdłą, mało pomysłową okładkę. Jest nieadekwatna do treści (mimo że spójna z tytułem) i bardzo amatorska. 


Cała reszta jest dla mnie zachwycająca i bardzo wciągająca. 
Premiera książki planowana jest na 24 kwietnia. Gorąco polecam zapoznać się z tym tytułem.


(Subiektywna) Recenzja na życzenie Wydawnictwa Studio EMKA

6/6

Jako uzupełnienie polecam:
1. Jacek Dehnel - "Saturn" - konflikt ojców w rodzinie Goya (wraz z podobnym zabieg kompozycyjnym podzielenia fabuły na trzy głosy),

2. Ryszard Bugajski - "Przesłuchanie" (o pobycie aresztowanej przez UB Toni w więzieniu na Rakowieckiej); o tym samym tytule nakręcono również film z Krystyną Jandą w roli głównej.
_______________________
Wszystkie cytaty: Remigiusz Grzela – „Złodzieje koni”, wyd. Studio EMKA
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...