wtorek, 28 lutego 2017

Nie tylko dla kobiet. Katarzyna Świeżak (tekst) i Katarzyna Bogucka (ilustracje) - M.O.D.A.


Dzisiaj coś dla fanów mody, sztuki i dobrej ilustracji. Po fantastycznym D.O.M.K.U. małżeństwa Mizielińskich wpadła mi w ręce kolejna książka z serii – M.O.D.A. z tekstem Katarzyny Świeżak i ilustracjami Katarzyny Boguckiej.




Ta książka to współczesna sztuka dla małych i dużych. Bo sztuka to nie tylko malarstwo, rzeźba, fotografia, architektura, ale również moda, która z wymienionych czerpie pełnymi garściami.


Ale co to właściwie jest moda, skąd ona się bierze i czy jest powtarzalna? Co tak naprawdę może powiedzieć o człowieku i współczesnym świecie? Na m.in. te pytania, które zadają mali – duzi z książką w ręku będą mogli objaśnić obrazowo i wyczerpująco.


M.O.D.A. to bardzo udany, świetnie zilustrowany przegląd najciekawszych ubrań, jakie wymyślono w ciągu ostatnich 150 lat, które m.in.: są ponadczasowe i/lub popularne, ewentualnie były modne tylko przez jakiś czas, ale wywarły duży wpływ na współczesność oraz, które były niemodnymi pomysłami sławnych projektantów.

Znajdzie się tutaj m.in. historia strojów popkultury: jeansów i adidasów, ale i klasyki, czyli małej czarnej i szpilek.



A także ciekawostki:

Dlaczego w butikach Coco Chanel nie można było paradować z różową torebką?
Dlaczego Marylin Monroe skracała jeden obcas w szpilkach?


Co mają wspólnego: rajstopobuty z body, zegarkiem na bransolecie i spódnico-spodniami?
Buty z owcą i ptakiem?
A co krótkie spódnice z samochodami?



Czy bombka to tylko choinkowa ozdoba?
Jakie są rodzaje kapeluszy?
Kim są szafiarki?


W czym chowano podczas I wojny światowej zmarłych, kiedy zabrakło tkanin?
Jak wyglądają „beztwarzowe” projekty Martina Margieli?
I nawiązując do malarstwa - czyim obrazem zainspirował się Yves Saint Laurent?



Fajna książka nie tylko dla blogerek modowych ;) Ba! powiem więcej – to jest idealna książka przede wszystkim dla tych, którzy uważają, że moda ich nie dotyczy i może być interesująca tylko dla młodych kobiet i narcyzów ;)

6/6
______________________________
Katarzyna Świeżak (tekst) i Katarzyna Bogucka (ilustracje) - M.O.D.A.,; wyd. Dwie Siostry 2011



wtorek, 14 lutego 2017

„Wszystko zaczyna się od zdziwienia.”* Andrew Fuller – Psychologia geniuszu. Odblokuj talent i kreatywność swojego dziecka


Aby zrozumieć rolę rodziców w rozpalaniu iskry geniuszu dziecka warto (…) dodać jeszcze stary dobry przykład szklanki do połowy pustej lub do połowy pełnej.
Jak wiemy, punkt widzenia ma kluczowe znaczenie. Co zatem ty widzisz?
Podczas gdy optymiści zobaczą tam szklankę do połowy pełną, a pesymiści już w połowie pustą, osoby, które potrafią korzystać z okazji, po prostu wypiją tę wodę.
Pracując przez wiele lat z młodymi ludźmi, zdążyłem się nauczyć, że niewiele da się zrobić z połową tej szklanki. Można natomiast sprawdzić, co znajduje się niżej. Warto odkryć, co znajduje się w szklance twojego dziecka i pomóc mu wykorzystać to najlepiej, jak się da.**



Kiedy patrzę na swojego trzymiesięcznego syna zastanawiam się jaki będzie w przyszłości. Jak będzie wyglądał, jak będzie brzmiał tembr jego głosu, ale też, co go będzie interesować, jakie rozbudzi w sobie pasje, i który przedmiot w szkole będzie tym ulubionym, a który znienawidzonym.
Wszystko przed nami, jego mózg dopiero się rozwija, wciąż w szaleńczym tempie mnożą się w nim synapsy i połączenia. Z jego nastoletnią siostrą jest inaczej – już opuściła wiek, w którym mózg osiąga swą szczytową formę, plastyczność i elastyczność – jest teraz w fazie wielkiej przebudowy, o której czytałam w „Self-reg” Stuarta Shankera. Będąc na tym etapie rozwoju rzadziej, niż jeszcze 2 lata temu zaskakuje ona fantastycznymi pomysłami (miecz świetlny ze słoików i żarówki to był hit), ale też można już w przybliżeniu określić, czym być może będzie się zajmować w przyszłości, bo jej zdolności i zainteresowania są coraz wyraźniej ukierunkowane. Co nie oznacza oczywiście, że wszystko może się jeszcze zdarzyć.

W obu przypadkach rola rodzica jest bardzo istotna – u młodszego dziecka jest się przewodnikiem po świecie, w drugim objaśnia jego zawiłości. I w obu również rodzic odgrywa dużą rolę w rozwijaniu geniuszu swojego dziecka. Wszak najważniejszym i pierwszym nauczycielem wcale nie jest szkoła tylko najbliższe dziecku środowisko.

Podobno współczesne dzieci są o 40% bardziej inteligentne niż młodzi ludzie w 1950 roku, oszacowano, że obecnie przyjmujemy dziennie pięć razy więcej informacji niż w 1986 roku, a poza tym mamy do czynienia z ogromnym rozwojem technologii. Szerszy, szybszy i nieograniczony dostęp do wiedzy jest doskonałą pożywką dla rozwoju inteligencji. Mając takie możliwości, każdy z nas może być geniuszem. A już na pewno dziecko, którego mózg jest w stanie przyswoić znacznie więcej i efektywniej, niż u dorosłego. Ale czy świat potrzebuje samych geniuszy?

Takie właśnie zadałam sobie pytanie, zanim zapoznałam się z książką: „Czy moje dziecko musi być geniuszem?” Nie, nie musi. Ale chciałabym, aby było świadome swoich możliwości, by miało w sobie pasję do odkrywania świata w tej dziedzinie, w której ten świat go zachwyci, bądź zadziwi. I o tym właśnie jest „Psychologia geniuszu”. 

Dla mnie jest to książka bardzo w duchu rodzicielstwa bliskości i bardzo montessoriańska. Rodzic według niej ma być mentorem, ale jednocześnie podążać za dzieckiem, niczego nie przyspieszać, nie narzucać, nie naciskać i nie rozwiązywać za nie problemów (jeżeli potrafi dokonać to samo). Za to stymulować, rozwijać i kształtować w dziecku ciekawość i chęć nauki. Jednocześnie daje rodzicowi narzędzia, dzięki którym on sam może planować jak wprowadzić dziecko w świat doświadczeń, historii, obrazów, pomysłów i umiejętności, które pomogą odkryć w dziecku geniusza.

Ale kim właściwie jest geniusz? Otóż wcale nie alfą i omegą. Wszak znani geniusze (np. A. Einstein, W. Disney, S. Jobs) nie we wszystkich dziedzinach osiągali szczyty swoich możliwości. Ba! bywali nawet kiepskimi uczniami, niektórzy nawet nie skończyli szkoły. Ale fokusowanie na jednej pasji, na tym, w czym czuli się dobrze i co dawało im przyjemność, sprawiło, że w danej dziedzinie rozwinęło to ich geniusz.

Warto w dziecku pielęgnować ciekawość świata, cieszyć się z każdego „dlaczego”, pomagać mu dostrzegać różne aspekty jednego zjawiska, wzbudzić chęć do obserwacji, poszukiwania wielu rozwiązań i odpowiedzi na jedno pytanie, dyskutować i wspierać, kiedy w obliczu porażki iskra wiedzy zaczynie przygasać. Oraz kiedy Rex (część mózgu, która dba o przetrwanie, lubi proste rozwiązania i jest bardzo leniwa) zacznie dominować nad Albertem (druga część mózgu odpowiedzialna za nasz geniusz: odkrywcza, twórcza i ciekawska).

Autor miał rację, pisząc, że tę książkę nie powinno się czytać na jeden raz. Ja tak zrobiłam, ale wiem już, że będę do niej wracać jeszcze wielokrotnie, i że będzie mi towarzyszyć, kiedy moje dziecko będzie wkraczać w kolejne etapy swojego rozwoju.

Wspominałam o narzędziach, jakie daje ta książka rodzicowi. Oto i one: „pizza inteligencji” do własnego rozrysowania, „typy” geniuszy wraz z podpowiedziami, jak pomóc rozwijać ich koncentrację, techniki myślenia, sposoby na rozwijanie umiejętności podejmowania decyzji, praktyczna organizacja informacji (drabiny zrozumienia, Diagram Venna, notatki przy użyciu „pomocnej dłoni”), tabelki z listą pomysłów na doświadczenia, gry, zabawy i inne czynności (podzielona na grupy wiekowe), jakie warto zapewnić dziecku wspierając rozwój jego kreatywności. To oczywiście nie wszystko. Więcej można dowiedzieć się już z samej książki. Podobnie jak i to, co ma wspólnego pchła ze szklanym sufitem ;)

A najważniejsze przesłanie? Tylko ćwiczenie czyni mistrza, a nauka przede wszystkim powinna być dobrą zabawą.




Egzemplarz do recenzji przekazało wydawnictwo Mamania
________________________
*Sokrates

środa, 8 lutego 2017

Obietnica dzieciństwa* Elizabeth Kim - Mniej niż nic


Dyrektorka sierocińca powiedziała mi, że wyjeżdżam daleko do wspaniałego miejsca zwanego Ameryką i zamieszkam tam na zawsze z miłą rodziną. Kazała mi zawsze pamiętać, jakie miałam szczęście.**



To wcale nie jest tak, że Korea Północna jest be, a Korea Południowa cacy. Okazuje się bowiem, że życie na prowincji może być ciężkie po obu stronach linii demarkacyjnej. Ale i to nie wszystko, również wspaniała Ameryka, ten kraj spełniania marzeń, może okazać się piekłem na Ziemi. 

Jest sobie taki film noszący tytuł "Obietnica dzieciństwa" będący kontynuacją filmów "Tata, I love you" oraz "Dom nad Missisipi". Opowiada o pięciorgu polskiego rodzeństwa, które zostało wspaniałomyślnie zaadoptowane przez pewną amerykańską parę. Ich wyjazd do Ameryki miał być ogromną szansą: po pierwsze – zyskują nowych rodziców, którzy ich chcą, po drugie – bogata i syta Ameryka umożliwi im lepszy start w dorosłość. Właśnie on skojarzył mi się z biografią „Mniej niż nic”.

"Tata, I love you", czyli część I


Elizabeth Kim jest córką Koreanki z Południa. Jej matka żyła w konfucjańskiej wiosce, w której mężczyzna był bogiem. Kobiety miały być ciche, posłuszne, pracowite i rodzić synów. Jakikolwiek bunt lub choćby wyrażenie własnych poglądów były surowo karane, a za irracjonalne splamienie honoru rodziny można było nawet zapłacić życiem. Podobnie jak w talibańskim Afganistanie. 


"Kobieta była nieodwołalnie zhańbiona, jeśli popełniła któryś z chilgo chiak, czyli siedmiu zlych uczynków:

Nieposłuszeństwo wobec krewnych
Nieurodzenie synów
Okazywanie zazdrości
Przenoszenie dziedzicznej choroby
Gadatliwość
Kradzież

Mężczyzn takie zasady nie krępowały."


Omma zburzyła porządek uciekając z wioski do Seulu, gdzie poznała amerykańskiego żołnierza i zaszła z nim w ciążę. Amerykanin wyjechał jednak do swojego kraju i rodziny, a Omma z brzemiennym brzuchem wróciła do wioski. Wyklęta przez rodzinę i społeczność zamieszkała w lepiance, ciężko pracowała fizycznie i wychowywała córkę. Żyły biednie, ale miały siebie. Jednak wypędzenie na skraj wioski to nie koniec kary za splamienie honoru rodziny. Ten mogła uratować tylko brutalna śmierć nieposłusznej krewnej. 

Bękart, nieczysta córka Ommy – Elizabeth trafiła najpierw do koreańskiego sierocińca. Umieralni, smutnego miejsca, w którym dzieci wegetują do czasu znalezienia nowej rodziny lub… śmierci. I nagle zdarza się to szczęście – amerykańskie małżeństwo misjonarzy postanawia zaadoptować jedno koreańskie dziecko. Taka szansa! Jak w bajce. Tyle tylko, że bajki najczęściej w tym miejscu mają happy end. A w przypadku Elizabeth z chwilą przylotu do USA zaczyna się jej gehenna.

I właśnie o niej opowiada autorka. O nienormalności, która była traktowana jako norma. O pokoleniowej dominacji, poniżaniu i umiłowaniu cierpienia. O tym, że chrześcijańscy fundamentaliści widzieli świat tylko przez pryzmat grzechu, że wszystko było albo dobre, albo złe. Przy czym najczęściej za coś trzeba było odpokutować. Że adopcja, to nie zawsze dla dziecka szczęśliwy los, że to jak jesteśmy traktowani w wieku, kiedy jesteśmy najbardziej bezbronni – rzutuje na to, jak układamy sobie dorosłe życie. Ale w ogromnej części jest też oceanem tęsknoty i hołdem miłości dla Ommy - biologicznej, koreańskiej mamy. I chociaż historia życia Elizabeth jest ogromnie przygnębiająca, to jej ton zaskakuje łagodnością i spokojem. Mimo wszystko nie czytajcie tej książki, kiedy jesteście smutni.


4/6
______________________
* zaczerpnięte z ww. filmu
** Elizabeth Kim, Mniej niż nic [Ten Thousand Sorrows, przekł. z ang. Danuta Górska]; wyd. Świat Książki 2002

wtorek, 7 lutego 2017

Tam, gdzie mata jest walutą. J.M.G. Le Clézio, Raga. Ujrzałem niewidzialny kontynent


O Afryce mówi się, że to kontynent zapomniany.
Oceania jest kontynentem niewidzialnym.
Niewidzialnym, gdyż podróżnicy, którzy po raz pierwszy przybyli w tamte strony, nie dostrzegli go. A i dzisiaj jest jedynie miejscem tranzytu, bez znaczenia na arenie międzynarodowej, poniekąd nie istnieje.*



Niczego nie spodziewałam się po tej książce. Nic również sobie nie wyobrażałam przed lekturą. Nie znałam twórczości J. M. G. Le Clézio, a książka przeleżała na półce dobre 2 lata. W styczniu trafiła na stos rocznego wyzwania, a ponieważ autor jest Noblistą z 2008 roku postanowiłam zacząć od niej. Nie będę czarować i przyznam też, że znaczenie miała jej chudość (zaledwie 124 strony), idealna do ręki podczas zabijania czasu przy karmieniu piersią.

Jak na pierwszą książkę w roku – trafiłam nieźle. „Raga” będąca podróżniczo-etnograficzno-antropologiczną opowieścią zabrała mnie do przedziwnego państwa, w którym środkiem płatniczym bywają wyplatane maty, ludzie często mieszkają w szałasach z gałęzi i liści, skręcone zęby świń są rodzinną lokatą, bezładne „ogrody” mogą kryć się w najmniej oczekiwanym miejscu w lesie, ziemia nie jest własnością, ale odzwierciedla mistyczne porozumienie między żyjącymi na niej ludźmi i duchami ich przodków, a stare mity mieszają się ze świeżą historią.

To państwo to Republika Vanuatu, archipelag Oceanii, który do uzyskania niepodległości w 1980 roku nosił nazwę Nowe Hebrydy. Historia wysp jest ciekawa i straszna jednocześnie. Łączy się z odkryciami geograficznymi, które rozpalały wyobraźnię Europejczyków, a zatem również z kolonializmem i niewolnictwem. Miesza tradycję, mity i chrześcijaństwo, kusi egzotyką i zaskakuje prostotą życia daleką od pogoni za monetarną wartością portfela.

Le Clézio dużo miejsca poświęca rozważaniom na temat odrodzenia się, a raczej obudzenia tradycji i zwyczajów ludów zamieszkujących oceaniczne wyspy? Czy po wiekach zależności i kolonialnego nadzoru, wyspy Oceanii będąc już autonomicznymi państwami poradzą sobie w nowej rzeczywistości? Czy rozwinie się między nimi kulturalne, polityczne i ekonomiczne porozumienie? Oraz czy zdołają uchronić się przed współczesną kolonizacją, jaką bywa agresywny przemysł turystyczny

Miałam taki zamiar, że po przeczytaniu książka trafi na stos książek do wydania lub wymiany. Na razie się wstrzymam – niech jeszcze postoi na półce. Może jeszcze kiedyś do niej wrócę?

5/6
______________________________
* J.M.G. Le Clézio, Raga. Ujrzałem niewidzialny kontynent (przekł. z franc.  Zofia Kozimor), wyd. PIW 2009

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...