piątek, 26 stycznia 2018

O ptakach dla małych, średnich i dużych, czyli przegląd książek na Zimowe Ptakoliczenie 2018


Nie pamiętam dokładnie co sprawiło, że dostałam ornitologicznego fioła. Być może było to po premierze Makrokosmosu, w którym od prawie 14 lat wciąż jestem zakochana, i który obejrzałam już po wielekroć. A może Makrokosmos tylko utwierdził mnie w nowej pasji?



Tak czy siak od wielu lat moje ptasiarskie zamiłowanie cyklicznie wraca do mnie z większym natężeniem. Szczególnie zimą, kiedy do karmnika zlatują się najpiękniejsze sierpówki, mazurki, wróble, bogatki i modraszki, ostatnio częściej również sójki, kawki, sroki i gawrony (dla tych ostatnich na gałęzi nabite jest całe jabłko, porozrzucane orzechy włoskie w łupinach i podobnie jak dla sikor, wisi kawał słoniny). W tym roku mogłam zaobserwować też w chmarze bogatek dzwońce, sporadycznie kwiczoła, a dwa razy korę gruszy opukiwał dzięcioł średni. Towarzystwo za oknem jest zatem barwne i bardzo interesujące do obserwacji.

A ponieważ OTOP, wzorem brytyjskiego Big Garden Birdwatch, Zimowe Ptakoliczenie 2018 ogłosił, jak co roku, na ostatni weekend stycznia (co wypada w najbliższy weekend 27-28 stycznia), więc wyprzedzająco przedstawiam kilka ptasich książek z naszej półki. Są stare i nowe, dla dużych i małych. Chętnie dowiem się, które książki sama powinnam poznać. Dajcie znać w komentarzu tutaj na blogu lub pod zdjęciem na fejsie. Przy okazji przypominam wcześniejszą recenzję o bibliotecznym zachwycie.






Dla małych
Rafał Wejner, Ptaki polskie, wyd. Liwona 2016


Wspominałam już, że lubię wynajdywać dla Jacka książki z fotografiami zamiast rysunków. Na początku niech poznaje świat realny, a (nie zawsze udane) wizje rysowników. Tak właśnie trafiłam na serię przyrodniczych kartonówek niepozornego wydawnictwa Liwona. Z całej serii mamy Owady, Leśnych przyjaciół, Zwierzęta dzikie, Zwierzęta morskie i właśnie Ptaki polskie.




Zdjęcia w każdej z książeczek są estetyczne, dobrze obrazują konkretne zwierzęta. Do zdjęć dopasowane są wierszyki: udane bardziej lub mniej. Ja je z reguły ignoruję i przy wspólnym oglądaniu z Jackiem wymyślam własne teksty lub opowiadam, co wiem o danym zwierzęciu.




Joanna Babula (ilustracje), OnoMaTo, czyli zabawa dźwiękami. Ptaki dzikie, wyd. FK Olesiejuk 2017



W zbiorach mamy również trochę książeczek rysunkowych. Ale, aby książka mogła zostać w domu, musi najpierw przejść pozytywną weryfikację, którą przeprowadzam ja (haha). Ta takową przeszła, więc służy nam dzielnie, ku uciesze latorośli.





To jedna z serii książek dźwiękonaśladowczych, którą gorąco polecam. Jacek dzięki niej potrafi powiedzieć już jak kracze wrona oraz jak pohukuje sowa. Repertuar może niezbyt wielki, ale każdy od czegoś zaczynał ;) A! Czytamy też Tuwimowskie Ptasie radio, które również jest w deseczkę. To zapewne pamiętacie? ;)

ilustracja: Jan Marcin Szancer



Dla małych, średnich i dużych
Andrzej Trepka (tekst), Kazimierz Frączek (ilustracje), Encyklopedia zwierząt. Ptaki, wyd. Scriba 2004



Tę książkę mam na półce od około trzynastu lat. Wracam do niej co jakiś czas i zawsze mnie zachwyca. To przegląd faktów i ciekawostek okraszonych ładnymi, szczegółowymi i odwzorowującymi rzeczywistość rysunkami. Można z niej dowiedzieć się m.in. który ptak: ma największą powierzchnię skrzydeł (pelikan kędzierzawy), gniazduje najdalej na północy (mewa modro dzioba), a który tworzy gniazdo w formie pieca chlebowego (garncarz rdzawy).





Jacek na razie jest na etapie oglądania w niej ptasich wizerunków, ale myślę, że jako starszak zaciekawi się również samą treścią książki. 




Dla średnich i dużych
Noah Strycker, Rzecz o ptakach, wyd. Muza 2017


A to już typowa książka do poczytania. Otrzymałam ją w listopadzie w ramach bardzo trafionego prezentu urodzinowego (Justa, buziak). Podczytywałam w wolnej chwili, nielinearnie i nieśpiesznie, rozpoczynając od ptaków, którymi byłam zainteresowana najbardziej (sroki, szpaki, kury, gołębie, altanniki, sowy śnieżne, orzechówki popielate, pingwiny, papugi), a później doczytując równie interesującą resztę (kolibry, albatrosy wędrowne, chwostki i sępniki różowogłowe).

Trafiłam przy okazji na wiele ciekawych informacji, o których nie miałam pojęcia lub wiedziałam mniej więcej, ale jednak jak się okazało – wciąż mało. Na przykład:
- o hierarchiczności w kurzym społeczeństwie czytałam już dawno, ale o tym, że czerwony kolor powoduje u nich zew krwi już nie,
- w Anglii przez wieki sroki określano mianem psa; ptaki te zajmują znaczące miejsce w tamtym folklorze i przesądach, w Szkocji mają mroczną reputację, bo za sprawą czerwonego od wewnątrz dzioba uważano, że zwiastuje śmierć nosząc krew szatana w dziobie. Natomiast w całkiem serio naukowych badaniach okazało się, że sroki posiadają sporą samoświadomość (potrafią rozpoznać się w lustrze), a nawet odprawiają improwizowane pogrzeby swoim pobratymcom,
- u altanników budowy altanek mających za cel zwabić samicę do kopulacji podlegają modom, a dobór materiałów jest ściśle związany z endemicznymi gatunkami z rodziny altanników. A przy okazji kunsztu i barwności ptasich budowli pojawia się pytanie o to, czy to może nie jest tak, że ewolucję może napędzać sztuka?

Choć tytuł brzmi Rzecz o ptakach i książka traktuje o nich w głównej mierze, to  jednak w istocie ptaki i ich zwyczaje są jednocześnie punktem do rozważań o człowieku. Przypadek orzechówki popielatej może sporo powiedzieć o zdolności zapamiętywania ludzkiego mózgu, wierność wśród albatrosów wędrownych o miłości i rozwodach u ludzi, niespokrewnione pomocnictwo u chwostek to casus dla matematycznej teorii gier i możliwych rozwiązań klasycznego dylematu więźnia, a porządek dziobania u kur to już przyczynek do matematycznego ujęcia tenisowych rankingów przy turniejach w systemie kołowym i pucharowym ;)

Przyznaję, że przy matematycznych, komputerowych i fizycznych niuansach trochę się gubiłam, ale całościowo książka była naprawdę wciągająca. Gdzieś trafiłam na opinię, że jest fatalnie przetłumaczona i zawiera sporo angielskich kalk. Serio? Może i niektóre zdania składniowo były niezbyt fortunne, ale ja tej książce daję wysoką notę. A poza tym ta śliczna wyklejka…





A teraz pytanie do Was: które z książek w ptasim temacie powinnam: przeczytać, znać i/lub mieć ;)




środa, 24 stycznia 2018

Jackoteka (w bibliotece): Mały atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków


Całkiem niedawno wzięłam na tapet problem estetyki książek dla dzieci, później zaś zaprezentowałam piękną książkę, która pochodziła ze zbiorów mojej gminnej biblioteki publicznej. Dziś pociągnę temat dalej, bo nadal mam zamiar przekonywać, że wcale nie trzeba wydawać dużo pieniędzy, aby dziecko mogło korzystać z pięknych książek. Ba! Jak się okazuje tych pieniędzy nie trzeba wydawać w ogóle. 

Problem pojawia się tylko wtedy, gdy biblioteczna książka tak się nam spodoba, że zamarzymy mieć ją na własność. Tak właśnie w moim przypadku ją z tą dzisiejszą. Jestem nią tak zachwycona, że wysupłam z konta trochę więcej grosza i ją zakupię. Zaraz dowiecie się, dlaczego tak uważam :)


Cóż jest w niej tak interesującego? Przede wszystkim jest o ptakach, a ja od ponad dekady mam ornitologicznego fioła ;) Lubię też książki, które objaśniają dziecku świat, a przyrodnicze mieszczą się w tej kategorii. Dodatkowo w książkach skierowanych do małego czytelnika cenię sobie realistyczne zdjęcia lub takież rysunkowe ilustracje. I proszę bardzo – są!


Do kompletu drobne ciekawostki, dzięki którym dziecko może dowiedzieć się m.in. jak wyglądają pióra danego ptaka. Maria Montessori byłaby zadowolona.








I to jeszcze nie wszystko, gdyż Atlas ptaków Ewy i Pawła Pawlaków jest również dopracowany artystycznie. Wizerunki ptaków stworzone ze ścinków materiałów są nie tylko cudne, ale sprawiają wrażenie trójwymiarowych. Miałam wręcz wrażenie, że zostały naklejone na kartonową stronę! Cóż za wisienka na torcie! 




Za artyzm, estetykę, dydaktyzm i dopracowanie daję tej książce szóstkę z plusem!


______________



czwartek, 11 stycznia 2018

Dzień Wegetarian 2018. Marta Dymek - Nowa Jadłonomia. Roślinne przepisy całego świata


Dzień Wegetarian 2018 przypada 11 stycznia, czyli dokładnie dzisiaj. Uprzedzam od razu pytania i odpowiadam, że wegetarianką nie jestem, jadam mięso raz częściej, raz rzadziej. Jednak kuchnię roślinną darzę ogromnym sentymentem i biję pokłony nad spektakularnością zdawałoby się prostych przepisów wykorzystujących niewielką ilość ingrediencji. Bo wegetarianizm osobiście kojarzy mi się z prostotą. A poza tym to czysta etycznie kuchnia. Dlatego chociażby z tego ostatniego powodu warto ją propagować.





Martę poznałam sama będąc jeszcze blogerką kulinarną. Jadłonomia to zaś pierwszy blog wegetariański, który zaczęłam śledzić i korzystać z jego przepisów. Później wyszukiwałam inne i tak trafiłam na Zieleninę, Vegenerata biegowego, czy erVegana. Zresztą wszyscy wymienieni mają już na swoim koncie wydane kulinarne książki z kuchnią wegańską.






Ale wrócę jeszcze do Marty i jej Jadłonomii. Skorzystałam dotąd z wielu jej blogowych przepisów, zachwyciłam się możliwościami aquafaby i odkryłam wiele twarzy kaszy jaglanej. Dlatego z nadzieją oczekiwałam jej drugiej książki i oto mam ją wreszcie na półce. Nie mogłam się powstrzymać, więc uraczę sporą ilością zdjęć. A jutro wieczorem, kiedy mały Jacek pójdzie spać zrobię sobie chai latte i pomyślę, która zupa z tej książki w weekend pójdzie na pierwszy ogień ;)


















___________________
Marta Dymek, Nowa Jadłonomia. Roślinne przepisy całego świata, wyd. Marginesy 2017

wtorek, 9 stycznia 2018

Jackoteka (w bibliotece): Anouck Boisrobert, Loius Rigaud - W lesie


Niedawno było o koszmarnych książkach dla dzieci, więc dzisiaj dla równowagi coś pięknego. Ze szczególną dedykacją dla Kasi (pozdrawiam!), która napisała mi wiadomość (cytuję za zgodą autorki), że wszystko świetnie, tylko dla kogoś, kto nie ma kasy pozostają tanie bajki, ale nie zawsze ładne. Otóż niekoniecznie Droga Kasiu! I wszyscy inni, którzy też tak pomyśleliście ;) 
Czy udaliście się może do biblioteki? Bo ja dzisiaj zaprezentuję książkę, którą przytargałam Jackowi nie z bookcrossingu, ani nie ze sklepu, tylko całkiem darmowo z gminnej biblioteki. Inna, równie piękna, do której wzdycham i wciąż się zachwycam też się pojawi na blogu (ale później).

Mam to szczęście, że moja biblioteka co miesiąc zakupuje sporo nowości włączając w to książki dla dzieci. Ale myślę, że w Waszej okolicznej bibliotece, która (być może nawet) dysponuje skromniejszym budżetem na pewno uda znaleźć się coś wartościowego. Wystarczy poszukać. 

Jest w tym rozwiązaniu pewna wada – dzieci często dorastają do książek i na różny sposób z nich korzystają na etapie swojego rozwoju. Przy pierwszym czytaniu mogą nie być zainteresowane, ale po jakimś czasie powrót do lektury może skutkować zaskakującym zainteresowaniem ze strony latorośli. 
U nas tak było w przypadku Bardzo głodnej gąsienicy, która trzy miesiące temu raczej zbierała kurz, niż faktycznie była w użytku. A od jakiegoś miesiąca… no cóż mam już jej dosyć, bo należy do trójcy książek (dwie pozostałe to książeczki o traktorze i bałwanku), które Jacek życzy sobie czytać na okrągło. 


Rozpisałam się o ogóle, więc najwyższy czas o szczególe jakim jest dzisiejsza gwiazdeczka. Ta książka też raczej należy do kategorii „rosnę z dzieckiem”. Dla rocznego dziecka atrakcyjne są wyskakujące obrazki, starszak może natomiast wyszukiwać chowającego się w zieleni leniwca. Więc być może tę książkę zakupię, co nie zmienia faktu, że korzystanie z książek bibliotecznych znacznie poszerza nam ofertę dostępnych pięknych książek dla dzieci.


W lesie jest typowym pop-upem: przy otwieraniu stron wyskakują przestrzenne obrazki. Historia jest smutna, ale z happy endem. 




Oto realizacja lex Szyszko w lesie egzotycznym (są leniwce, tukany, mrówkojady i papugi). Piękny, zielony, gęsty las któregoś dnia przy dźwięku harvesterów nagle zaczyna się przerzedzać, przerzedzać, przerzedzać i przerzedzać. 




Jest coraz mniej drzew i zwierząt (które uciekają w popłochu), za to coraz więcej wiórów. A kolejne ciężarówki tylko wywożą stosy bali. Aż, parafrazując klasyka Kononowicza, nie było już niczego. Nawet leniwca. 



Pora jednak na happy end – pojawiają się ludzie, którzy kochają zieleń, drzewa i lasy. Sieją rośliny, by po jakimś (wprawdzie jak na gęsty las zapewne dosyć dłuuugim) czasie las znowu był gęsty, zielony i zasiedlony przez zwierzęta. 




Cudna książka, gorąco polecam i daję znać, że wzorem pop-upów z Mamanii, Dwie Siostry również wypuściły wersję leśną i wodną. Zatem bierzcie tę wiadomość, korzystajcie i bawcie się :)


_________________________
Anouck Boisrobert, Loius Rigaud, W lesie, wyd. Dwie Siostry 2017


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...