wtorek, 30 lipca 2013

Kto kocha Dżucze? Barbara Demick - Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne życie mieszkańców Korei Północnej




„Ojcze nasz, nie mamy czego zazdrościć światu.
Nad naszym domem czuwa Partia Pracy.
Wszyscy jesteśmy sobie braćmi i siostrami.
Nawet gdy uderzy na nas morze ognia, drogie dzieci, niczego się nie bójmy,
Nasz ojciec jest z nami.
Nie mamy czego zazdrościć światu.” *
(piosenka szkolna w Korei Północnej)


Najpierw fakt:
„Korea Południowa, jak stanowi artykuł trzeci jej konstytucji, sprawuje prawowitą władzę nad całym Półwyspem Koreańskim, więc wszyscy jego mieszkańcy, w tym Koreańczycy z Północy, automatycznie są jej obywatelami. O prawie do obywatelstwa przysługującym mieszkańcom KRLD orzekła także w 1996 roku Sąd Najwyższy w Seulu. Ale w praktyce nie jest to takie proste. By otrzymać obywatelstwo, Koreańczycy z Północy muszą znaleźć się z własnej woli na terytorium Korei Południowej. Nie mogą domagać się tego prawa w ambasadzie Korei Południowej w Pekinie ani w jej konsulatach na terenie Chin.”


Reszta brzmi już jak powieść pióra Orwella lub Heelsa.
Czy możliwe, aby cały naród był podporządkowany w każdej sferze życia woli swojego Dżucze i Partii Pracy?– tak
Czy rzeczywiście tak jest? – wszystko na to wskazuje.
Czy to jest normalne? – nie.


O Korei Północnej mówi się w definicji „skansenu komunizmu”. Mówi się o zacofaniu gospodarczym i technologicznym. O głodzie trawiącym większą część populacji tego kraju. O biedzie, która brzmi jak abstrakcja na tle czystego, barwnego i bogatego miasta-laurki reżimu – stolicy Pjonjang. O tym, jak wygląda życie poza granicami tego miasta i o tym, co tak naprawdę można, a co ustala i kontroluje reżim Kimów opowiada właśnie ten reportaż. Choć może powinnam ściślej określić – kilku Koreańczyków, którym udało się uciec przez Mongolię do przyjaźniejszej dla obywatela ojczyzny – Korei Południowej. To im właśnie Barbara Demick oddała głos w swoje książce, usuwając się w cień. Dzięki temu zabiegowi, ludzie historie brzmią wyraźniej i bliżej obrazują trudną egzystencję pod dyktatem reżimu, w którym Wielki Brat ma oko na wszystkich, zarządza każdą sferą życia nie dając pola manewru, czy swobodnego oddechu. „Dziel i rządź” to jego dewiza. Ale biedne królestwo wcale tak dużo do złożenia w hołdzie swojemu Ukochanemu Przywódcy nie ma.


Potraficie sobie wyobrazić życie bez elektryczności, Internetu, utwardzonych dróg, dostępu do żywności, pracy bez płacy, możliwości swobodnego poruszania się po kraju (nie mówiąc już o zagranicy), w którym zawrzeć związek małżeński można dopiero po wydaniu zgody na to przez organizację partyjną, a kupić telewizor tylko po zgodzie pracodawcy? Życie, w którym za najbzdurniejszy czyn lub jedno słowo można trafić wraz z całą rodziną do morderczego obozu pracy na 25 lat ciężkich robót? W którym nawet tak trywialna rzecz, jak fryzura jest również uregulowana odgórnie przez aparat rządowy („Propaganda nawołuje, by kobiety nosiły „tradycyjne fryzury, dostosowane do socjalistycznego stylu życia oraz wymogów współczesności””)? W którym całe rodziny umierają z głodu? Nie? Ja też nie. A oni tak tam żyją. Tym bardziej więc szokującym jest fakt, że wielu spośród tych, którym udało się uciec z Korei Północnej… tęskni za swoją ojczyzną. Za granicą jawi się im ona jako piękna kraina, w której poza „małymi mankamentami” żyje się przecież wcale nie tak najgorzej. A ten dotychczasowy standard życia pewnie wynikał z tego, ze pracowało się nie dość ciężko. Poza tym swoją ucieczką zasmucili troskliwego przecież Kima, który dwoi i się troi, aby wszystkim żyło się dobrze i dostatnio… („Doktor Kim nie miała zamiaru uciekać do Korei Południowej. (…) Zamierzała prędzej czy później  wrócić do Chongjinu i do pracy w szpitalu. Mimo że dręczył ją tam głód, a partia nie umiała jej docenić, uważała, że skoro kraj zapewnił jej wykształcenie, ma wobec niego dług.”)


Prognozuje się, że dalsze zacofanie ekonomiczno-gospodarcze Kraju Kimów spowoduje upadek państwa, a co za tym idzie ponowne połączenia Korei Północnej z Południową. I chociaż to byłby jedyny pozytywny efekt reżimowego rządu, pociąga on za sobą szereg komplikacji i mnóstwo niewiadomych. Po zlikwidowaniu linii demarkacyjnej może bowiem okazać się, że nagle przybędzie 25 milionów zacofanych technologicznie i mentalnie obywateli, którym trzeba będzie zapewnić miejsca pracy, opiekę medyczną, a może także odszkodowania za utracone mienie i szkody moralne. W tym świetle jasno wynika, że Korei Południowej wcale nie tak spieszno do zjednoczenia. Gospodarczy tygrys Azji może na tym wiele stracić, a zyskać naprawdę znikome profity.


O Korei Północnej napisano już wiele. I pomimo bogatej biblio- i filmografii kraj ten wciąż pozostaje zagadką. Bo nie wiadomo na przykład, na ile prawdziwy był żal obywateli po śmierci Kim Dzong Ila: płacz na pokaz, aby nie podpaść czujnym oczom Wielkiego Brata, czy może jednak żałoba z głębi serca? („Ludzie prześcigali się w okazywaniu rozpaczy. Kto się zaniesie najgłośniejszym płaczem? Czyje łzy będą najgorętsze? Wzory czerpali z telewizji, gdzie godzinami pokazywano powszechną żałobę. (…) Spontaniczna zrazu żałoba stała się obowiązkiem patriotycznym. Przez dziesięć dni kobietom nie wolno było się malować ani czesać. Obowiązywał zakaz  picia alkoholu, tańców, słuchania muzyki. Wspólnoty sąsiedzkie inminban miały śledzić, jak często mieszkańcy udają się pod pomnik, by złożyć zmarłemu hołd. Wszyscy znaleźli się pod obserwacją. Kontrolowano nie tylko działania, lecz także wyraz twarzy i ton głosu.” – to o żałobie po śmierci Kim Ir Sena) Czy możliwe, że wszyscy kochają swojego przywódcę, czy może jednak muszą go „kochać”, aby tą fasadową postawą chronić siebie i swoją rodzinę? To wiedzą tylko ci, którym przyszło żyć w kraju, w którym podczas narodzin zmarłego już dyktatora, mimo iż była sroga zima, na górze "zakwitły kwiaty, a ptaki mówiły ludzkim głosem".


Zadania matematyczne w szkolnych książkach w KRLD dla pierwszoklasistów:
„Ośmiu chłopców i dziewięć dziewczynek śpiewa pieśni na cześć Kim Ir Sena. Ile dzieci śpiewa te pieśni?”
„Dziewczynka jest łączniczką naszych oddziałów partyzanckich walczących z okupantem japońskim. Meldunki przenosi w koszyku, w którym ma pięć jabłek. Zatrzymuje ją japoński żołnierz i kradnie jej z koszyka dwa jabłka. Ile jabłek zostało dziewczynce w koszyku?”
„Trzej żołnierze Koreańskiej Armii Ludowej zabili trzydziestu żołnierzy amerykańskich. Jeśli każdy z nich zabił tylu samo żołnierzy, ilu Amerykanów zabił jeden żołnierz amerykański?”


Kult jednostki świetnie obrazuje film Andrzeja Fidyka „Defilada”
Obozy pracy i emigrację połączona z tęsknotą za totalitarną ojczyzną – wstrząsający film „Obóz 14”
Biedę i zacofanie – film "Dzieci złego państwa"
Koloryzowanie rzeczywistości – film „Jeden dzień z życia Korei”
A to, co Kim chciałby, aby widział świat, myśląc o Korei Północnej odnaleźć można w filmach – „Idioci w Korei” i „Widowisko”




6/6
____________________
* wszystkie cytaty: Barbara Demick, "Światu nie mamy czego zazdrościć. Zwyczajne życie mieszkańców Korei Północnej", wyd. Czarne 




sobota, 27 lipca 2013

Kulinarni czytają. Margot - Kuchnia Alicji

Tym, którzy aktywnie uczestniczyli w wyzwaniu „Weekendowej Piekarni” Alicji przedstawiać nie muszę. Niestety, czasy wspólnego blogowego wypiekania chleba, chyba już odeszły do lamusa. Szkoda, bo to było naprawdę świetnie integrujące kulinarną blogosferę przedsięwzięcie. Mam nadzieję, że następca, czyli „Gospodarne Szczęście” odżyje i będzie nas zapraszać do formowania bochenków.

Blog Margot, czyli Kuchnia Alicji, oprócz chleba kojarzy mi się jeszcze z dwiema konkretnymi rzeczami – również dużo mającymi wspólnego z piekarnikiem: ciastkami i ciastami drożdżowymi. Alicja jest niekwestionowaną królową ciastkowych foremek, o czym możecie się przekonać śledząc jej słodkie propozycje. Już od dawna szykuję się na badeńskie ciastka anyżkowe, wciąż jednak nie mogę kupić sproszkowanego anyżu. Jestem pewna, że będą pyszne, no i mają zawadiacki kształt :) Chcecie przeglądu ciastek Alci? Proszę bardzo: magdalenki, migdałowe zapałki, bezglutenowe faworki, maamule z nadzieniem daktylowo-orzechowym, ciastka z maszynki (pamiętacie je z dzieciństwa? :)) i oczywiście - pierniczki. A to tylko kropla w morzu. 

Ciasto drożdżowe, to moje wspomnienie lat dziecięcych, kiedy babcia wypiekała niezliczone blachy zwykłego ciasta z kruszonką, które jadło się (posmarowane masłem) do herbaty albo kakao. Zaś jagodzianki to słodkie powroty od… ortodonty ;) I właśnie u Alci ostatnio pojawiły się jagodzianki w dwóch wersjach: roślinne i na zakwasie. Interesujące są również mandali, czyli afrykańskie pączki kokosowe i chałka z mlekiem kokosowym i migdałami.

Inne skarby znajdziecie tutaj – w Kuchni Alicji :)

Dziękuję Alciu, że znalazłaś czas pośród rodzinnego gwaru i tych blaszek z ciastkami, i podzieliłaś się nawet więcej niż kilkoma słowami o swoich książkach :)


1. Książki, które czytam najchętniej:

W dzieciństwie i wczesnej młodości czytałam wszystko  co mi wpadło w ręce, w miejskiej  bibliotece wygrywałam  co rok  rankingi  na najaktywniejszego  czytelnika, a byłam zapisana do sekcji dziecięcej, dla dorosłych, a  także  w 3 innych bibliotekach w mieście czyli do wszystkich z pedagogiczną włącznie. Teraz czytam dużo mniej, ale  nadal uwielbiam to robić. Mam sentyment  do ,,Mikołajków”  i jak mi się nawinie, któraś  z licznych już teraz książek z tej serii to przepadam na cały dzień  i noc. Harrego Pottera tez zaliczyłam z przyjemnością. Nie mam  ulubionych gatunków, bo i kryminał przeczytam z przyjemnością i jakąś książkę popularno - naukową, historyczne też lubię.
Namiętnie czytam i kupuję książki o żywieniu(różne style z ukochanymi  pięcioma przemianami  na czele), o zdrowiu, o alternatywnych metodach leczenia,  o prawdziwej profilaktyce, o dzieciach, ale takie  o bardziej holistycznym spojrzeniu  na  człowieka jako całość ciała i duszy. 


2. Ulubiona książka kulinarna:

O matko, mam ich całe mnóstwo książek o tej tematyce, które uwielbiam, nowe i stare. 



Bo jest taka książką jak Kuchnia Neli, czy  Kuchnia żydowska Clarissy Hyman  są też Ciasta, ciastka i ciasteczka Jana Czernikowskiego i całe mnóstwo innych o wypiekach, wszystkie  książki Pani Kasi Pospieszyńskiej, stosy książek o Kuchni Pięciu Przemian z pierwszą książką Anny Czelej  najbardziej,  te tabuny  wegetariańskich i wegańskich, wszystkie książki Bożeny Żak-Cyran, Cecylka Knedelek…..z setka by się zebrała. A jest też wiele  takich co tylko lubię.



3. Książkowe wyznanie:

Mam taką chorobę, że  nie lubię pożyczać książek i foremek :D Jak którąś pożyczę, na bank  na drugi dzień jest mi ona potrzebna natychmiast  i przeżywam katusze do czasu ich oddania. Inne rzeczy mogę pożyczać nawet na wieczność.
Obiecuję sobie, że nie kupuje więcej książek o tematyce przetwórstwa i za 3 godziny widzę książkę taką co muszę mieć, wytrzymuje  1, 2 dni, może nawet i miesiąc,  nie kupuję, a potem jest tańsza o 1 złotego i oczywiście to okazja jest wielka i kupuję. Promocja!!! Trzeba kupić i 20 książka o przetworach w biblioteczce Alci jest.
A i  książki papierowe tylko  się u mnie liczą, bo pachną raz ładnie, inne mniej ładnie, ale pachną , bo można kartkować, bo kładę sobie pod poduszkę jak czytam w łóżku i spanie zwycięży. Bo jak się pożyczy to można za nimi tęsknić.


4. Książka, którą czytam obecnie:

Aktualnie wpadłam  w czytanie o kuchni co nic nie kosztuje oprócz wysiłku jak je zdobyć i znajomości co jadalne czyli Dzika kuchnia Łukasza Łuczaja, Polne  rośliny w kuchni Dagmar Lanska oraz Gosi Kalemby-Drożdż Kwiatowa uczta leżą obok łóżka. Czytam też fascynujący  Podręcznik energetycznego uzdrawiania Donny Eden i nie jest to o magii. 




poniedziałek, 22 lipca 2013

1. Targi Książki Kulinarne - kilka słów o fantach ;)

Byłam nieszczęśliwa, kiedy w maju okazało się, iż z uwagi na wyjazd rodzinny na Dolny Śląsk nie będę mogła wybrać się na Warszawskie Targi Książki. Dlatego obiecałam sobie, że 1. Targi Książki Kulinarnej odwiedzić muszę. 
Pogoda była idealna na niedzielny wypad na miasto, dlatego wraz z przeznaczonymi na wymianę kulinarnymi książkami schowanymi w czarnej szmacianej torbie, zapakowaliśmy się z Panem R. w cytrynę i obraliśmy kierunek na Zielony Jazdów.



Ludzi na miejscu było sporo. Na trawce, w cieniu przed wejściem do CSW, czyli na dziedziniec Zamku Ujazdowskiego działo się coś związanego z ciastkami, czyli wciąż w temacie kulinarnym. Inni leżakowali na kocu, a pani z panem ćwiczyli tai chi. 
Zaś na dziedzińcu ustawiło się sporo stoisk (na szybko mogę policzyć, że 10 było na pewno), jeszcze więcej kręciło się zainteresowanych targami, a najwięcej było oczywiście głównych bohaterów, czyli książek. Żałowałam, że jestem przed wypłatą, bo pewnie wróciłabym do domu z „Japońskimi słodyczami” w promocyjnej cenie, z „Poniedziałkami bez mięs” Paula i Stelli McCartney, ze „Zjadaniem zwierząt” Jonathana Safran Foera i jeszcze jedną (starą, to akurat na stoisku antykwarycznym KDK) książką o kuchni Żydów Polskich Eugeniusza Wirkowskiego.

Obeszliśmy stoiska i skierowaliśmy się do Qchni Artystycznej Marty Gessler na wymianę książek używanych. Oddałam cztery swoje dotychczasowe egzemplarze, pobrałam od miłej pani w okularach cztery wymienne karteczki i wyostrzyłam wzrok. To ostatnie zrobił również Pan R. i szybko wypatrzył dwie książki:
- "The Book of Mexican Foods", Christine Barrett („bo nic nie mamy z tej kuchni, a przecież lubimy, mimo że słabo znamy” - stwierdził On); teraz do zrobienia czekają już morelowo-kokosowe kulki, mus pomarańczowo-czekoladowy i empanady.
- Chinese Cooking Class Cookbook z The Australian Women’s Weekely (bo u nas w kuchni w tej dziedzinie rządzi Pan R.); obiecująco brzmią sezamowo-orzechowe ciastka z karmelem i liczi w czekoladzie nadziewane imbirem.



Ja do tej dwójki dorzuciłam:
- „Kuchnia chińska. 1000 klasycznych potraw” pod red. Wendy Hobson („Kuchni chińskiej nigdy dość” - potwierdził Pan R.); dużo przepisów, zero zdjęć (co akurat wadą nie jest) i już kilka zaznaczonych pozycji do zrobienia: pudding z grochu, sezamowe ciasteczka i pieczone orzechy z przyprawą 5 smaków.
- „Kuchnia białoruska”, praca zbiorowa, przekład dr Halina Trafisz - Zalewska; tę planowałam już dawno zakupić na Allegro, ale jakoś się nie złożyło. Podział na tradycyjne i współczesne potrawy białoruskie, a także na domowe przetwórstwo owoców i warzyw. Już zdążyłam sobie obiecać zrobienie: babki z kaszy manny, mieduchy i zapiekanki ziemniaczano-jaglanej.

Targi zakończyliśmy słodką panna cottą z Qchni Artystycznej i spacerem po słonecznym i zielonym Ujazdowie.




Ciekawa jestem, czy ktoś z Was pojawił się na opisanych Targach. Pochwalicie się? :)


sobota, 20 lipca 2013

Kulinarni czytają. Abbra - Moje kucharzenie

W kolejnej odsłonie cyklu „Kulinarni czytają” witam Abbrę z bloga „Moje kucharzenie”. Jej blog i moje nieistniejące już Historie kuchenne niemal były „rówieśnikami”. Oba powstały w 2007 r. - w czasach, kiedy blogów kulinarnych było jeszcze naprawdę mało. Nieodżałowana kameralna atmosfera sprzyjała częstym wzajemnych wirtualnym wizytom. Bardzo mile to wspominam.

Blog Abbry nie poddał się presji rozrastającej blogosfery i wciąż jest taki sam, jak był w latach wcześniejszych: kameralny, swojski, na luzie z nieskomplikowanymi przepisami. Ze swojej strony polecam przepis na półfrancuskie ciastka serowe – są wyśmienite i idealnie nadają się na przekąskę w gronie znajomych. Ponieważ na blogu bardziej jest na słodko, niż na słono, dlatego wyszperałam kilka ciekawych przepisów deserowych. Interesującym przepisem jest ten na babkę majonezową (którą wciąż obiecuję sobie wrzucić do piekła). Poza tym są jeszcze m. in. ciekawe bułeczki pluszki i kawowy mazurek. Jeżeli lubicie sezamki – teraz możecie zrobić je samodzielnie w domu. A jeżeli wolicie słodycze literackie – idealnym przepisem będzie ten na biszkopty Ani z Zielonego Wzgórza. Swoją drogą – polecam wspomnianą książeczkę kulinarną „Całuski Pani Darling.” Ale żeby od słodyczy nie zrobiło się mdło – na zakończenie coś alkoholowego ;) A na dzisiejsze śniadanie idealnie polecam  pochwałę prostoty, czyli pomidory z cebulką w śmietanie, które zaraz sobie przyrządzę :)
Zerknijcie na „Moje kucharzenie” i poszukajcie swoich typów.
A jeżeli lubicie zdjęcia przyrody - zapraszam również na drugi, tym razem fotograficzny blogu Basi - Zatrzymane w kadrze.


Basiu, cieszę się, że przyjęłaś zaproszenie :) Pozdrawiam ciepło.


1. Książki, które czytam najchętniej:

Czytam dużo książek o bardzo różnej tematyce - sensacyjne, kryminalne, przygodowe (Harlan Coben, Tess Gerritsen, James Patterson, James Rollins), thrillery medyczne (Robin Cook, Michael Palmer), fantasy (Trudi Canavan), historyczne (ostatnio "Filary ziemi" i "Świat bez końca" Kena Folletta), nie brakuje horrorów Grahama Mastertona, ale lubię też Monikę Szwaję, Joannę Chmielewską  i serię o Harrym Potterze. Po prostu książkowy miszmasz ;)



2. Ulubiona książka kulinarna:

Lubię zaglądać do książek Nigelli Lawson, najchętniej do "Kuchni" i "Nigella ekspresowo", a z obcojęzycznych - do "GoodFood Cook Book".




3. Książkowe wyznanie:

1) Kiedy kończę czytać książkę, muszę zacząć kolejną - inaczej czuję się jak na głodzie ;)
2) Nie cierpię bazgrania po książkach i zaginania rogów  - ogromnie mnie to irytuje.
3) Kiedy się zaczytam, zapominam o całym świecie - kiedyś jako młode dziewczę spaliłam duszące się żeberka , których mama kazała mi pilnować ;p


4. Książka, którą czytam obecnie:
"Proces Alexa Crossa" Jamesa Pattersona.




poniedziałek, 15 lipca 2013

"Co jest twoją pestką?"* Anka Kowalska - Pestka

"- Każdy ma w sobie pestkę, każdy swoją. Jak owoc. Przylatują ptaki, przychodzi jedno po drugim spustoszenie. Robak. Gnije to, co jest miąższem. Odpada. Ale pestkę trzeba uratować. Pestka musi zostać nietknięta. Z pestki przecież… 
Niepojęcie wstrząśnięta spytałam, co jest pestką.
- To, w co nie przestajemy wierzyć. Co najgłębiej jest nami; pomimo wszystko. Pomimo zła w nas, pomimo naszych odstępstw, mimo wszystkich srebrników, jakeśmy wzięli. Kradnę, kłamię, cudzołożę – ale nie zabiję; tysiąc kompromisów, a kiedyś jednego nie; za żadną cenę, nigdy.
(…)
- Ale – powiedziałam – słuchaj. Mówisz o mnie, mówisz o… Ale ty. Co jest twoją pestką. Jeśli możesz. Jeśli potrafisz. Jeżeli wiesz?
- Wiem – powiedziała. Miłość. " *



To zdumiewające, jak na różnych etapach życia inaczej postrzegamy różne sytuacje i mamy na ich temat inne zdanie. "Pestkę" czytałam po raz pierwszy niecałe cztery lata temu. Moje życie znalazło się wtedy na zakręcie, a ja musiałam nadać mu nowy kierunek, który pozwoli mi wyjechać na prostą. Właśnie wtedy odczytałam tę książkę wyłącznie jako historię miłosnego trójkąta. Umknęła mi zaś cała złożoność historii, w której romans tak naprawdę był tylko jedną i wcale nie najważniejszą składową.


Agata była duszą towarzystwa, egocentrycznie skupioną na sobie kobietą. Zawsze i wszędzie przytłaczała swoją osobą, była ogniskiem, przy którym można było się ogrzać, jak również płomieniem, który spala. 

"Nie odziedziczyła po matce ani owej uroczej łagodności i ściszenia, ani łatwości usuwania się w cień, ani delikatnej nieśmiałości i pełnej wdzięku pogody, która się bierze z mądrego dystansu i wewnętrznego porządku. (…) Obok Agaty temperatura była zawsze za wysoka, ona się wydawała wiecznie sprężona do skoku, do opowiedzenia się za albo przeciw; zachwycona czymś, oburzona, poruszona do głębi, śmiertelnie nudziła się dopiero „letnimi” układami rzeczy. Ale to mogło jej się zdarzać tylko rzadko, bo tyle czynności, obserwacji, wewnętrznych przygód potrafiła zmieścić w krótkim czasie, że na tę nudę śmiertelną pozostawało go bardzo niewiele. Tych podróży od emocji do emocji dostarczało jej niemal wszystko, zawsze się tym zdumiewałam."

"Umiała przyjaźnić się z ludźmi, którzy uważali jej decyzje za własne. Przepadano za nią, to prawda, ale też i ona przepadała za przyjaciółmi; dopóki ty się nie zjawiłeś, do nich należał jej czas, jej radości – bo smutki nie, te znosiła w pojedynkę. Nikt nie potrafił opowiadać tak jak ona i z byle czego robić najzabawniejszej, najciekawszej przygody. Sto drobnych spraw, z którymi się zjawiała, stawało się natychmiast sprawami wszystkich, wszyscy mieliśmy o czym myśleć i czym się bawić. Kiedy była wesołą, towarzystwo musowało jak szampan, kiedy zjawiała się w nastroju pryncypialnym, wiedliśmy niekończące się dysputy i spory, i każdy czuł się zaangażowany w nie do szpiku kości. Bez Agaty rozpadała się nasza grupka; brakowało nam pieprzu, rtęci, podmuchu wiatru. Był to doprawdy sam ekstrakt egocentryzmu – egocentryzmu wspartego zresztą na realnych, istotnych podstawach."

Do czasu, aż poznała Borysa. Starszy od niej, żonaty z Teresą ojciec bliźniaków Pawła i Gawła. Wieloletni związek tych dwojga, w którym to Agata musiała się podporządkować do rytmu rodziny swojego kochanka spowodował, iż asertywna i ekspansywna dotąd kobieta zupełnie niezrozumiale usunęła się w cień całego tego ludzkiego trójkąta. I jak sama stwierdziła: "Do mnie się nie wraca, do mnie można tylko zachodzić. Jeżeli nie ma przeszkód."

"I zaczęłam zastanawiać się, co w niej takiego jest – w tej sensatce, w tej egocentryczce, jaką kiedyś znałam – w tej obrażonej, zagniewanej śmiertelnie, że nie kupiono jej na czas biletów na film przez nią wybrany, że kasa okazała się zamknięta. I zobaczyłam też, że mam do czynienia z osobą, której nie znałam."

Borys zaś, zdając sobie sprawę z trudu podwójnego życia, nie potrafił opowiedzieć się za tym, czego tak naprawdę pragnie najbardziej. Z jednej strony żona, z którą od lat nie sypia, z którą nie potrafi już znaleźć wspólnego języka, a z drugiej - wciąż potrzebujący go synowie i – chyba przede wszystkim - wygodna codzienność. Jest również matka, która o dziwo życzy powodzenia trwającemu romansowi i wspiera Borysa psychicznie. 

Inną płaszczyznę powieści stanowi małżeństwo Sabiny i Józefa. Ona – posłuszna żona swego męża, matka Marka, przyjaciółka Agaty i koleżanka z pracy Borysa. Sama również przeżywa swoje rozterki. Ją także dotyczy trudny temat podporządkowania, akceptacji, zdrady i ciąży. Nieco jednak w innym wymiarze, niż u Agaty. 

"Nie jesteśmy jedynym małżeństwem, które znam. Małżeństwo mojej siostry, twoje, kuzynostwo Józefa, małżeństwa moich i twoich znajomych. Obserwowałam sześć małżeństw, sześć par ludzi, kulturalnych, mój Boże, pełnych wad, ale przecież pełnych kiedyś – czasem i nadal – dobrej woli. Rozmaite były warunki, w których żyli, w których żyją ci ludzie. Ale wyniki, ale owoce – te same."

Jej życie jest tłem dla wydarzeń kochanków, nawet pomimo tego,  że cała historia opowiedziana jest jej głosem. Odgrywa rolę antycznego chóru – doradza, podsuwa rozwiązania, wie, co się stało. Nie jest jednak wszechwiedząca. Dużo jednak zdradza jej pewien pamiętnik pisany kobiecą ręką. Dzięki niemu może prowadzić monolog, w którym odkrywa sekrety nie tylko czytelnikowi, ale również głównemu aktorowi dramatu – Borysowi.


Jakkolwiek sucho opisać fabułę, trudno jednak wyrazić testem zachwyt nad książką. Jest to dojrzała opowieść o miłości. Opowiedziana bez wpadania w banał, infantylizm, poruszająca. Ponieważ nieobce mi są opisane w niej niektóre ludzkie zdarzenia, dylematy i pragnienia – trochę się z tą historią utożsamiam. Odnalazłam w niej cząstkę siebie, choć czytana raz jeszcze - po okresie zawirowań, brzmi już innym dźwiękiem. Nie bije już mocno jak dzwon z brązu, raczej porusza niczym adagio na skrzypce Samuela Barbera. Skłania do przemyśleń, wymaga chwil spokoju, zatrzymania się na chwilę, wniknięcia w swoje emocje. 

Jak stwierdził kiedyś Lec: „śmierć nie jest pojęciem martwym”. I chociaż jest nierozerwalnie związana z życiem, jak początek z końcem – mimo to najczęściej i tak zawiera pierwiastek zaskoczenia. Nawet jeżeli dotyka książkowego psa Wołgi, czy prawdziwego kopciuszka, który kona na twojej dłoni – potrafi wzruszyć i zasmucić. 
Miłość też wzrusza i smuci. W takim samym stopniu, co weseli i ożywia. Niezmiennie połączone yin i yang. Ale po to przecież żyjemy, aby doczekać śmierci - jakiejkolwiek.


"Czytała ci „Sarenkę”** pięć lub sześć popołudni ostatniej wiosny; kiedy już uchodziła, znużona i lekka z twoich ramion, sięgała po książkę: - Teraz będziesz słuchał. – „Sarenka” był to właściwie monolog, tak modny w literaturze współczesnej; monolog – historia kobiety zakochanej w żonatym człowieku. Nie komentowaliście niczego z dziedziny tego wątku. Niepisana umowa pozwoliła wam interpretować tylko całą resztę, wszystkie drobne i wnioskotwórcze aluzje powściągając irytację  i powolne nabrzmiewanie sprzeciwu."

________
6/6
* wszystkie cytaty: Anka Kowalska, Pestka; Insytut Wydawniczy PAX, wyd. IV z 1968 r.
** "Sarenka" - mowa o powieści autorstwa Magdy Szabo
*** Recenzja bierze udział w akcji "Polacy nie gęsi, czyli czytajmy polską literaturę!"
**** Recenzja bierze udział w wyzwaniu: Czytamy powieści obyczajowe


sobota, 13 lipca 2013

Kulinarni czytają. Tilianara - Kuchnia Szczęścia

Dzisiaj w cyklu „Kulinarni czytają” przedstawiam Gościa dla mnie bardzo specjalnego - Madzię a.k.a. Tilianarę z bloga Kuchnia Szczęścia
Tilia to pierwsza osoba z całej grupy blogerów, z którą poznałam się także poza Internetem (jadąc wspólnie z wizytą zapoznawczą do innej blogerki). To również osoba, z którą bardziej jestem powiązana życiem realnym, niż wirtualnym, i z którą spotykam się na rozmowach przy kawie - bardzo często bez związku z naszymi blogami. Mam do Niej tyle ciepłych uczuć, iż obawiam się, że mogłabym o tym pisać, pisać, pisać… i mówić również. Nic na to nie poradzę, bo laurka, którą oto tutaj tworzę jest zupełnie adekwatna i ma swoje uzasadnienie. 

Ale pewnie oprócz powyższego jesteście również zainteresowani Kuchnią Szczęścia? Jeżeli jeszcze nie znacie bloga, koniecznie zerknijcie. Nawet pomimo tego, że nieco się „zakurzył”. Na usprawiedliwienie powiem, że Magdalenę skutecznie od kuchni odciąga pewien psiak i warzywne Elysium. Z pierwszym można być na bieżąco na fejsie, o drugim co nieco napisano na blogu.

Wróćmy jednak do kuchni. Jeżeli lubicie jedzenie z dużą dawką miłości zawierającą pierwiastek ciekawości i sporą garść własnych eksperymentów – nie wahajcie się przed wypróbowaniem przepisów z Kuchni Szczęścia. Ja polecam Wam pozycje, które albo gotowały się również z moim udziałem, jak również te, które jadłam u Madzi, i o których wciąż marzę. 
Na początek mój i Pana R. niekwestionowany hit hitów – „weselne” ;) pierożki z kaczką, fenkułem i pomarańczą. Wypróbujcie koniecznie – jestem pewna, że się zakochacie. Z najnowszych deserów - sernik na spodzie brownie z musem rabarbarowo-truskawkowym, z wcześniejszych - ptysie z kremem rozmarynowym i wielkanocny sernik z szafranem i miodem. Z dań lekkich – proste pesto z liści rzodkiewki, a z humorystycznych – indyk Dżordż ze styczniowego zlotu babulonów ;) Z alkoholi – nalewka pomarańczowo-kawowa. I… i mogłabym tak dalej wymieniać ;) Ale basta! Po więcej zapraszam na Kuchnię Szczęścia.

Jeżeli to będzie za mało - odwiedźcie koniecznie Gospodarne Szczęście, o którym już tutaj wspominałam przy wcześniejszej okazji: chleby i bułki, na drożdżach i na zakwasie. Dla każdego coś dobrego. Matka chrzestna mojego wypiekania chlebów na pewno Was tam ciepło powita :)
A na deser zapraszam do obejrzenia I edycji Masterchefa, w którym Madzia gotowała w gronie finałowej czternastki.


Madzia, rozpisałam się, a chciałabym więcej. Ale liczę na to, że zwykłe „dziękuję” zastąpi więcej niż tysiąc słów :)


1. Książki, które czytam najchętniej:

Nie mam jednego ulubionego rodzaju literatury. Jako blogerka kulinarna wbrew pozorom nie czytam tylko książek kucharskich i okołokulinarnych historii, choć te lubię ogromnie. Prawda jest taka, że książki wybieram pod kątem 2 kategorii. Albo dla relaksu albo dla wiedzy, z naciskiem na to drugie. Gdy potrzebuję dowiedzieć się czegoś o gotowaniu, o uprawie i rolnictwie, o hodowli zwierząt czy tresurze psów, czytam właśnie takie książki. I od kilku lat najczęściej do takich książek sięgam. Czy to oznacza, że czytam je najchętniej? I tak i nie. Od czasu straty pamięci mam małego świra na punkcie zdobywania wiedzy. Może na przekór obawom, że znów wszystko stracę, chcę dowiedzieć się wszystkiego o tym co mnie ciekawi i pasjonuje. Przede wszystkim jednak lubię książki, z których wiedzę mogę przekuć w praktyczne umiejętności … tych się nie traci :)


Dla chwil przyjemnego zapomnienia i relaksu sięgam najczęściej i najchętniej po fantasy lub kryminały, w których to uwielbiam doszukiwać się elementów moich innych hobby – a to gotowanie i jedzenie u Tolkiena czy w najróżniejszych kryminałach (jak tutaj), a to uprawa roślin u Trudi Canavan.
Jednym więc zdaniem mogę powiedzieć, że książki, które czytam najchętniej to te o praktycznym dla mnie wymiarze :D


2. Ulubiona książka kulinarna:

Jest wiele książek kulinarnych do których powracam – czy to z uwagi na naukę jaką z nich wyciągam, czy dlatego, że głodna się robię na sam widok sfotografowanych potraw. Jednak jeśli mowa o ulubionej książce, taką do której mam sentyment ogromny (choć przyznam się, że sama do końca nie rozumiem dlaczego) to jest to książka Clarissy Hyman „Kuchnia Żydowska. Przepisy i opowieści z całego świata”.
Zabawna rzecz z tą książką jest taka, że ani nie nauczyłam się z niej niczego specjalnego, ani żadnego elementu – czy to stylu pisania czy to zdjęć – nie mogę jakoś szczególnie wyróżnić czy pochwalić. A jednak wracam do tej książki stale, przeglądam i używam podanych tam receptur lub choćby tylko pomysłów na dania. Po prostu jest w niej „to coś” :)


Mówiąc o ulubionej książce z przepisami nie mogę nie wspomnieć o mojej ulubionej książce … z przepisem na życie – Pippi Pończoszanka. Wiadro optymizmu, kopiasta micha uśmiechu i mamy idealną receptę na szczęśliwe życie :)


3. Książkowe wyznanie:

Ponieważ książki mają dla mnie wymiar praktyczny, czytam je nie tylko w sposób przepisowy – na tapczanie lub w fotelu, z kubkiem herbaty. Szczerze powiedziawszy to niezmiernie rzadko tak czytam książki. Czytam raczej w trakcie gotowania, działkowych prac, przerw w psich spacerach … czy w ogóle w przerwach jakichkolwiek działań jakie w ciągu całego dnia robię. 


Mam zbyt dużo energii na co dzień, by usiąść i czytać. O ile choroba nie zmorzy mnie zupełnie, zwykle siadam – a raczej padam – dopiero wieczorem, a przez cały dzień latam od jednych zajęć do drugich. Moje książki więc nie mają ze mną lekko … a to krople tłuszczu, a to kawałek ciasta drożdżowego, co to wzleciał po wyrabianiu go metodą Bertineta, a to grudka ziemi, skoszona trawa czy psi nos lub łapa … oj nie! stanowczo nie mają się ze mną książki lekko.
Dlatego też tak nie lubię pożyczać książek od innych, gdyż szanując czyjąś własność te akurat książki czytam przepisowo :)


4. Książka, którą czytam obecnie:

Zawsze czytam kilka książek na raz. Fakt, iż w książkach bardziej wiedzy, niż relaksu szukam sprawia, że sięgam po wiele książek na raz. Dlatego teraz na tapecie, trochę zamiennie pojawiają się książki o tresurze psów (głównie o tropieniu, które to ogromnie mnie fascynuje), ale i o chorobach roślin i sposobach ich zwalczania, o ekologicznej uprawie i wymogach hodowli poszczególnych zwierząt.
Z kulinarnych książek na razie jest tylko jedna, którą powoli zamierzam smakować. Książka o smakach Izraela, przesłana mi przez przyjaciółkę z Izraela właśnie. Podoba mi się porównywanie przepisów z moją ulubioną „Kuchnią Żydowską” i poszerzanie wiedzy o niezwykle ciekawej kuchni żydowskiej, która jest tyglem najróżniejszych smaków i stylów gotowania. Książka ta jest też moją inspiracją i wewnętrzną obietnicą do powrotu do blogowania :)



sobota, 6 lipca 2013

Kulinarni czytają. Karolina - Zmysły w kuchni

Czas przedstawić kolejnego Gościa w weekendowym cyklu „Kulinarni czytają”. Dzisiaj witamy się z Karoliną, autorką bloga Zmysły w kuchni, którą podobnie jak i ja możecie kojarzyć jako Panią Serwusową z forum gazetowego.

Jeżeli interesuje Was kuchnia polska z brytyjskimi elementami (lub na odwrót), to jest miejsce dla Was. Z racji swego zamieszkania, Karolina dzieli się kulinarnymi opowieściami o Yorkshire: serowy przewodnik, spacer po Yorku, dania z jagnięciny, czy subiektywne oceny miejsc, w których karmią, to tylko taki mały wycinek.

Oprócz tego na blogu jest jeszcze sporo innych, ciekawych kategorii. W ciastach polecam przyjrzeć się witariańskim tartom orzechowo-kakowym, w kaszach: deserom z kaszy jaglanej z truskawkami - póki jeszcze można je kupić w warzywniaku, w zupach – sezonowy hit w nowej odsłonie: botwinkowa z azjatyckim twistem. I jeszcze m. in.: propozycje obiadów do pracy, sporo dobrych koktajli i sałatki. Bo to co jemy, wpływa na nasze zdrowie i urodę. Zilustrowane na dokładkę bardzo ładnymi zdjęciami. Zresztą - sprawdźcie sami. Ja Wam serdecznie polecam, a teraz zapraszam do książkowych opowieści autorki Zmysły w kuchni.


Karolino, pięknie dziękuję za gościnę tutaj :) Pozdrawiam ciepło :)


1. Książki, które czytam najchętniej:

W zasadzie sięgam po każdą nową pozycję Waldemara Łysiaka i w większości przypadków okazują się być właśnie takimi książkami, które czytam najchętniej. To samo dotyczy książek Wiktora Suworowa - czy są to powieści sensacyjne, czy literatura historyczno - polityczna. 



Polityka, historia to są takie pasje, które zeszły nieco na drugi plan, gdy pasja kulinarna wybuchła z wielką siłą, ale do dziś literatura z tego zakresu to coś, po co sięgam często - Oriana Fallaci, Feliks Koneczny, a na kupce do przeczytania leży też klasyk Friedrich von Hayek - choć to już z zakresu ekonomii. Uwielbiam pozycje poświęcone historii kulinariów i tu absolutną rewelacją jest książka jednej z "Two Fat Ladies" - Clarissy Dickson Wright o historii kulinariów angielskich od XII wieku do współczesności. Życzyłabym sobie tak kompleksowego wydania o kuchni polskiej - napisanego z niezwykłą lekkością, inteligencją i dowcipem. 


2. Ulubiona książka kulinarna:



Nie mogę się zdecydować na jedną, ale jeśli mam wskazać książkę, po którą sięgam najczęściej w celu przygotowania czegoś, to z reguły jest to każda kolejna najnowsza książka Hugh Fearnley-Whittingstall'a. 



Są zawsze bez skuchy, przepisy nieskomplikowane i ciekawe połączenia smaków. Poza tym są to książki ładnie wydane, przyjemnie się je przegląda. Oczekuję z niecierpliwością kolejnej poświęconej owocom. Natomiast jeśli chodzi o książkę kulinarną, którą uwielbiam oglądać, bo zabiera mnie niemal w świat "Alicji w Krainie Czarów", to musi to być, a w zasadzie muszą - książki autorstwa Angel Adoree. Wydała dwie, mam je obie i obie są niezwykłą ucztą dla oka i zawierają dużo porad niekulinarnych - a wszystko w ukochanym przeze mnie stylu vintage. 


3. Książkowe wyznanie:

Jestem trochę psycholem pod tym względem, ale trudno - przyznam się. Mam straszny problem z pożyczaniem książek innym. Zdarzało się, że książki nie wracały, albo wracały podniszczone i takie osoby znalazły się na czarnej liście, ale też pożyczałam książki (na prośbę pożyczającego!), które leżały u takiej osoby przez rok nieprzeczytane, a mnie wkurzał ich brak na półce... mimo, że nie chciałam ich czytać. Poza tym ja bardzo dbam o książki i poza kulinarnymi, które zdarza mi się ochlapać pryskającym tłuszczem, to mój zbiór jest dość nieskazitelny - żadnych notatek w książkach, zagiętych rogów itp. Niestety bardzo duży zbiór moich książek pozostaje nadal w rodzinnym domu w Polsce, ale staram się zawsze coś przywieźć ze sobą do Yorkshire. 


4. Książka, którą czytam obecnie:


To podzwonne naszego urlopu na Hebrydach Zewnętrznych. Książka autorstwa Toma Steel "The Life and Death of St. Kilda: The moving story of a vanished island community" opisująca historię, środowisko naturalne i życie ludzi na najdalej oddalonej i zamieszkałej przez ludzi wyspie Zjednoczonego Królestwa (nie licząc kolonii rzecz jasna). Opowieść o małej społeczności (nie przekroczyła nigdy 180 osób) odciętej niemal zupełnie od świata, która żyła na wyspie od dwóch tysięcy lat, a z której ostatnia garstka mieszkańców (36 osób) na własne życzenie została ewakuowana przez rząd w 1930 roku. Co do tego doprowadziło? Jak dawali radę przetrwać w tych warunkach bez udogodnień cywilizacyjnych? Co jedli? Dlaczego nie znali wojny, przestępstw, pieniędzy? O tym wszystkim z niezwykłą fascynacją opowiada autor, a ja jestem totalnie zaabsorbowana tą opowieścią.


wtorek, 2 lipca 2013

Varia: Zaczytane Wakacje, stos czerwcowy, Targi Książki Kulinarnej i Miejskie Podróże Książkowe

Podczas wakacji zyskuje się więcej czasu wolnego, który można przeznaczyć m. in. na nadrobienie książkowych zaległości. Teoretycznie. W Wielkiej Brytanii księgarze w okresie letnim podobno odnotowują wzrost sprzedaży książek. W Polsce jednak bywa z tym różnie, między innymi dlatego właśnie ruszyła akcja Zaczytane Wakacje.

U mnie zaś - chudszy tym razem portfel  - sprawił, że stos nie pnie się do góry jak wieżowiec w metropolii.


1. Anka Kowalska – Pestka. Okazja cenowa w ulubionym antykwariacie (całe 3 zł). Książka, którą czytałam 4 lata temu na trochę innym etapie życia. Chcę skonfrontować wrażenia z lektury z upływem czasu.

2. Zygmunt Bauman, Stanisław Obirek – O Bogu i człowieku. Rozmowy. Polemika o religii, poszukiwaniach swojej drogi, agnostycyzmie i teologicznych problemach. Jestem bardzo ciekawa. 

3. Wiesława Niemiec – Tradycyjna Kuchnia Kaszubska. Pozycja, którą od dawna miałam na liście. Opowieści o kulinarnych kaszubskich zwyczajach okraszonych tradycyjnymi przepisami. Podarunek od Moni, za który pięknie dziękuję :)

4. N. M. Kelby – Białe trufle. Kolejna okazja cenowa w antykwariacie (tym razem za 6 zł). Powieść kulinarna o wielkim francuskim kucharzu - Escoffierze. 


A skoro już jesteśmy przy książkach kulinarnych – zapiszcie w kalendarzu datę 19-21. lipca. W tym czasie w Warszawie, w Qchni Artystycznej Marty Gessler i na dziedzińcu Centrum Sztuki Współczesnej Zamku Ujazdowskiego odbywać się będą Targi Książki Kulinarnej. W programie oprócz stoisk wydawnictw przewidziane są warsztaty kulinarne, spotkania z kuchnią japońską i nowozelandzką, a także wymiana książek kulinarnych. 


Z innych wydarzeń na mapie książkowej przewidziano coś dla poznaniaków. 29. czerwca w pojazdach komunikacji publicznej ruszyła akcja Miejskich Podróży Książkowych. Za darmo i legalnie można tam ściągnąć i odsłuchać audiobooki. Wystarczy tylko poszukać QRcodu. Więcej o akcji tutaj.


A na zakończenie koci obrazek z Google doodle z okazji 90. rocznicy urodzin poetki „staroświeckiej jak przecinek”. „Ktoś tutaj był i był, a potem nagle zniknął i uporczywie go nie ma.”



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...