sobota, 31 sierpnia 2013

Kulinarni czytają. Amber - Kuchennymi drzwiami

Dzisiejszy Gość w cyklu „Kulinarni czytają”, czyli Amber nierozerwalnie kojarzy mi się ze Slow Food. Zresztą nawet jej najnowszy wpis na blogu potwierdza moją tezę. 

U Ani bardzo lubię kuchenną lokalność i sezonowość, niebanalne połączenia, smakowity efekt i dozę hedonistycznej przyjemności związanej z jedzeniem. Niech przykładem posłużą: Pudding z drożdżówki z jeżynami i likierem, Sorbet z żółtych pomidorów, czy Dyniowe marmoladki z imbirem i solą morską. To 3 losowo wybrane ciekawostki ze starego bloga, bo niedawno z bloggera Ania przeniosła się na Wordpressa. Na nowym oczywiście kontynuacja przyjemności, w tym m.in. Risotto z kwiatami cukinii i Focaccia z lawendą i solą.

A to jeszcze nie wszystko. Od dłuższego czasu Ania wraz z Anną-Marią prowadzi comiesięczny cykl gotowania, związany niejako z… pokrewieństwem dusz -  TU i TAM, czyli wspólne wirtualne gotowanie  w jednym temacie. Nie raz i nie dwa dziewczyny zachwyciły mnie interpretacją tematu przewodniego. Nie będę nawet podawać tutaj typów – te wybierzcie już sobie sami, na zachętę dodam, że bywało słodko :)

Zachęcam Was do odwiedzenia bloga Kuchennymi Drzwiami (tutaj i tutaj), a Tobie Aniu dziękuję za podzielenie się opowieścią o swojej czytelniczej pasji.



1. Książki, które czytam najchętniej:

Od razu wyjaśnię, że książki są dla mnie wyłącznie te z papieru.
Znaczenie ma okładka, wygląd czcionki, układ całej książki.
Znaczenie ma autor, historia, wątki główne i poboczne.
Znaczenie ma do jakiej grupy mogę zaliczyć książkę.

Czytam z zapałem literaturę współczesną.
Twardoch, Marquez, Joanne Harris, Llosa, Szczygieł, Carroll, Munro, Coetze...

Wracam do klasyki.
Nabokov, Tołstoj, Mann.

I do książek z dzieciństwa.
Dzieci z Bullerbyn, Alicja w krainie Czarów, Muminki, Na jagody, Baśnie Andersena.

Gdybym miała wybrać najważniejsze dla mnie książki...
Arcytrudna decyzja.
Na dzisiaj wybieram: Sto lat samotności , Dzieci z Bullerbyn i Ulubione warzywa pana Wilkinsona.
Jutro to mogą być już zupełnie inne, choć Marquez plasuje się zawsze w tej trójce.

A moje ulubione to książki kulinarne.


2. Ulubiona książka kulinarna:

Nie każda, tylko taka, która oprócz ciekawej receptury i przyciągającej fotografii dania, opowiada o historii kulinarnej, o ciekawych miejscach gdzie można celebrować jedzenie, robić zakupy na targu, czy poznawać intrygujące składniki, z których powstaje posiłek. Zdarza się, że ciekawie napisany kulinarny przepis może być dziełem literackim.
Szkoda, że niezbyt często...


Ostatnio najbardziej mi bliskie:
Plenty
Jerusalem
Dwaj łakomi Włosi
Ulubione warzywa pana Wilkinsona.


3. Książkowe wyznanie:

Moja biblioteka ewoluuje.
W zależności od potrzeby, nastroju ,ważnych okoliczności.
Książki też zmieniają miejsce.
To żywy organizm.
Ze stolika w sypialni, na którym leży zawsze jakiś stos, na pólkę.
Z półki na stolik. Ze stolika do kuchni.
Z kuchni na taras.
Wożę je w aucie, noszę w torebce.
Bo czytam wszędzie.
Nie ruszam sie z domu bez książki.
Bo jak czekać na coś lub na kogoś nie czytając?
Czytanie pozwala na wędrówki w inne fascynujące światy.
Czytanie pomaga znieść nieciekawe towarzystwo w pociągu, brak klimatyzacji w metrze, komary na łące lub przeraźliwą muzykę w kawiarni, w której umówiłam się z kimś niefortunnie.
Zabić nudę krajobrazu, pomóc w odnalezieniu właściwego kierunku dla myśli i kłębiących się wątpliwości.
Odkryć to, co w danym momencie jest najważniejsze.
Zapomnieć o smutkach i o tym, że powinnam dzisiaj uprasować ten stos czystych rzeczy.
Czytaniem usprawiedliwiam  niechęć do mycia okien i obowiązku telefonowania do C. Przez czytanie odkładam na potem różne sprawy.
Są za banalne, żeby zająć się nimi właśnie teraz, kiedy czytam.
Zaczytana nie odbieram telefonów.
Nie robię przerw na sms-y, ani nie wpuszczam pana z gazowni...


4. Książka, którą czytam obecnie:

Ulubione warzywa pana Wilkinsona to najpiękniejsza książka jaką ostatnio czytałam.
Pięknie napisana, zilustrowana i sfotografowana.
Każdy przepis wydaje się dziełem sztuki wykonanym własnymi rękami Matta Wilkinsona.
Każdego wieczoru po nią sięgam i nie mogę się nią nacieszyć, naczytać...





sobota, 24 sierpnia 2013

Kulinarni czytają. Wiosenka - Eksplozja smaku

Wiosenkę, czyli dzisiejszego Gościa w cyklu „Kulinarni czytają” poznałam w realu całkiem niedawno, bo w kwietniu przy okazji wycieczki do fabryki Lubelli. Nareszcie internetowy nick zyskał twarz i głos, bo lubię poznawać tych, których znam z drugiej strony komputerowego monitora. 

Agnieszka prowadzi blog Eksplozja smaku, którego motto brzmi: „Dobre jedzenie i picie jest zawsze lepsze niż głupie gadanie”.  Trudno się  z tym nie zgodzić  dlatego od razu przechodzę do rzeczy. Jak na eksplozję przystało - na blogu jest dużo różności. Myślę, że każdy, nawet wybredny, znajdzie tam coś dla siebie. 

Ponieważ ja ponownie skłaniam się ku kuchni roślinnej - przede wszystkim pierwsze kroki kieruję w stronę warzyw. A tam czekało na mnie odkrycie - młoda kapusta z masłem musztardowym. Brzmi fantastycznie w swej prostocie. W kuchni węgierskiej trafiłam na langosze - drożdżowo - ziemniaczane placki smażone w głębokim tłuszczu. Idźmy dalej - czy jest ktoś, kto nie lubi pierogów? Chyba nie - zwłaszcza, jeżeli te są z kurkami. Zresztą najlepiej przejrzeć cały dział z potrawami z mąki i mleka: placki, pyzy, kluski kładzione – to element polskiej kuchni, który ostatnio chyba mniej się docenia, a Wiosenka proponuje jego różne kombinacje. Teraz czas trochę posłodzić - buchty z zielonym dżemem z renklod będą idealne. A na koniec, dla zdrowotności, można sobie golnąć kieliszeczek korzennej nalewki malinowej.

Wiosenka na blogu w pasku z boku umieściła spis wykorzystanych produktów, a na górze poszczególne kategorie dań. Jeżeli interesuje Was coś konkretnego, możecie się nimi posiłkować. Zachęcam do wyszukania swoich typów i przetestowania ich w kuchni :)

Agnieszko, dziękuję :)



1. Książki, które czytam najchętniej:

Tak naprawdę łatwiej byłoby mi powiedzieć czego nie czytam bo w tej grupie znajdą się tylko książki science-fiction i fantasy. Sięgam po książki obyczajowe, psychologiczne, kryminalne, sensacyjne, biografie a najchętniej czytam powieści historyczne. 


Historia jest moją wielką pasją więc nie straszne są mi powieści, których akcja dzieje się na kilkuset stronach. Ostatnio zaczytuję się w powieściach Phillipy Gregory a jej dzieła są naprawdę obszerne. Mam sporą kolekcję klasyki a moim ulubionym dziełem jest Quo vadis, które po raz pierwszy czytałam w V klasie szkoły podstawowej.  Czytuję również powieści Harlana Cobena, Nicholasa Sparksa, Stevena Kinga ale czasami wolę coś lżejszego wtedy sięgam po Norę Roberts.



2. Ulubiona książka kulinarna:

Chyba nie mam ulubionej książki kulinarnej. Mam ich w domu całkiem sporo, ale trudno mi powiedzieć, która jest tą naj. Na kupno książki kulinarnej jest bardzo łatwo mnie namówić, stąd ich liczba na półkach stale rośnie. 


Kupuję nowości, pozycje mniej znane jak i te ze znanymi nazwiskami.. Mam też sporą kolekcję w segregatorach, z której korzystam bardzo często.



3. Książkowe wyznanie:

W tym roku postanowiłam liczyć książki, które czytam, żeby sprawdzić do jakiej liczby uda mi się dojść. Założyłam sobie konto na portalu www.lubimyczytać.pl i wpisuję tam każdą przeczytaną pozycję. Lista książek do przeczytania jest bardzo długa i wydłuża się coraz bardziej ponieważ często  korzystam z rekomendacji Agnieszki, która w Krainie czytania, przedstawia swoje propozycje a że zainteresowania mamy podobne to jeszcze długo będę miała co czytać.


4. Książka, którą czytam obecnie:

Niedawno skończyłam Kochanka dziewicy Phillippy Gregory i zaczęłam Dziedzictwo tej samej autorki. Jest to pierwszy tom opowieści o rodzinie Laceyów i przeczytam wszystkie trzy ale czeka też na mnie Królowa w kolorze karminu.


No i mam jeszcze do przeczytania biografię Slasha, którą dostałam na urodziny i  czeka na swoją kolej bo najpierw czytam książki, o które wystarałam się w bibliotece i muszę je szybko zwrócić.



sobota, 17 sierpnia 2013

Kulinarni czytają. Arek - Eat After Reading

Uwaga, uwaga! Oto historyczna chwila cyklu „Kulinarni czytają”. Plotka po świecie krąży taka: „w kuchni świetnie gotują kobiety, ale najlepszym szefem kuchni jest zwykle mężczyzna”. Stereotyp? To jeszcze jedno: „blogerem kulinarnym może być kobieta” Serio? Zabrzmiało Wam to szowinistycznie? Eeee! Chyba nie! – przecież ja też jestem kobietą. Co nie oznacza, że czasem warto złamać kobiecy monopol, aby mieć lepszą perspektywę ;) Między innymi dlatego, acz nie tylko – Gościem dzisiaj jest facet: proszę Państwa oto i on – Arek Bober z Eat After Reading

Była sobie kiedyś książka „Zupa Franza Kafki” Marka Krick’a. A w zasadzie nie była – jest nadal, bo nawet widziałam ją niedawno w Taniej Książce za śmieszne pieniądze. Owa książka to taki kulinarno-literacki żarcik czerpiący ze znanych tytułów literatury światowej. 

Kiedy przypominam sobie z rzeczonej książki opowiastkę z Raymonda Chandlera – od razu mam skojarzenie z Arkiem i jego blogiem. Podobnie, kiedy czytam lub widzę Anthony’ego Bourdain’a. I nawet do końca nie wiem dlaczego. Arek może nie pisze kryminałów, ale pisze za to świetne teksty – chyba właśnie za te słowne wprowadzenia przed jedzeniem lubię u niego najbardziej. Mogłabym nawet u niego nie tylko jeść po przeczytaniu, ale także czytać po jedzeniu :)
A jest co czytać. Oprócz bloga, możecie Arka znaleźć również m.in. w Monitor Magazine, w Zupie z Bobra na zwierciadło.pl oraz w serwisie na:temat.

A co dobrego do jedzenia? Jako, że jest kucharzem – zna się na rzeczy profesjonalnie. Linguine z kalafiorowym pesto brzmi nieźle. Jeszcze bardziej zachęcają mnie Kopytka z batatów i pasternaku ze smażonym jarmużem i Stiltonem. Albo to! – Uszka z bażantem w trzech odsłonach w tym z olejem świerkowym lub w popiele jabłkowym. A już zupełnie uwodzi Fondant czekoladowy perfumowany anyżem z sosem kawowo-czekoladowym.  Czyż to nie brzmi jak obietnica nieba? ;)

Inne dobre rzeczy poszukajcie sobie sami na Eat After Reading ;) Mówię Wam - warto :)

Arku, dziękuję :)


1. Książki, które czytam najchętniej:

Nie mam ulubionego gatunku, ale mam jedno kryterium- muszą mieć charakter, być autentyczne. Lubię czuć natchnienie autora,nie lubię książek grafomańskich i tych, które to grafomaństwo tuszują warsztatem i obłędnym researchem – czuję się wtedy oszukany. Mam też lekkiego bzika na tle książek z „miastem w tle” a szczególnie lubię kiedy jest to Londyn, epoka nie ma większego znaczenia aczkolwiek wiek dwudziesty przemawia do mnie najbardziej. 

Moimi ulubionymi książkami są The Colour of a Dog Running Away Gwyn’a i Mistrz i Małgorzata Bułhakowa, mam też duży sentyment do Kitchen Confidential Bourdain’a i Nie wygra się z miłością Lipatowa. 


Kiedyś dużo czytałem Tolkiena, Borisa Viana i Edgara Alana Poe i tym podobnych rzeczy, ale ostatnio najbardziej relaksują mnie kryminały, szczególnie skandynawskie. 
Uznaję tylko książki papierowe a ponieważ najczęściej czytam w łóżku, nie mogą być duże ;)


2. Ulubiona książka kulinarna:

Coco: 10 World-leading Masters Choose 100 Contemporary Chefs- otwieram ją, zaczynam przeglądać, „czytać po łebkach” i po mniej więcej 40 sekundach wpadam w lekki trans, który najczęściej skutkuje nowym daniem ;)

Wśród 10 mistrzów znajdują się takie tuzy jak Rene Redzepi, Ferran Adria czy Gordon Ramsay a wśród uczniów m.in. mój mistrz Kobe Desramaults i jego kumple David Chang, Inaki Aizpitarte czy Eneko Atxa. Minęły dopiero 4 lata od jej wydania a ci, którzy śledzą kulinaria wiedzą, że niektórzy uczniowie stworzyli własną mistrzowską ligę, żeby nie powiedzieć przerośli mistrzów.


3. Książkowe wyznanie:

Książki czytam tylko raz, jedyne do których wracam to książki kulinarne. Staram się również ich nie kolekcjonować (oprócz kulinarnych oczywiście! Haha!), kupuję w antykwariatach, sklepach dobroczynnych lub wymieniam w moim ulubionym sklepie przy Pembridge road, tuż przy stacji Notting Hill Gate w Londynie (to tak na wszelki wypadek gdyby ktoś chciał skorzystać).
Wyznaję też zasadę, że czytanie usypia (moją) kreatywność. 


4. Książka, którą czytam obecnie:

Właśnie skończyłem czytać Jak zostałem głupcem Martina Page’a a czytam równolegle Jaskinię hałasu Wojtka Lisa i Tomka Godlewskiego i Unwanted Kristiny Ohlsson.


Jaskinia hałasu to swoista encyklopedia powstania polskiej podziemnej sceny metalowej. Wspaniała podróż w czasie a tym bardziej miła, że brałem w niej udział i zostało to zauważone przez autorów.
Unwanted to typowy skandynawski thriller/kryminał o porwanym dziecku. Doskonały odmóżdżacz po całym dniu pracy.



sobota, 10 sierpnia 2013

Kulinarni czytają. Nobleva - Galangal i Aylesbury days

A oto nastała chwila, kiedy Gościem w kulinarnym cyklu jest… „matka chrzestna” Czytelniczego (i zapewne nawet o swoim tytule nie ma pojęcia ;)). Bo wszystko zaczęło się od pomysłu, a iskrą, która spowodowała, że blog powstał, był właśnie ten oto wpis Noblevy.

I chociaż Ewa nie prowadzi już swojego kulinarnego bloga – Galangal, mimo wszystko warto tam zajrzeć, bo archiwalne wpisy również mogą się Wam spodobać. Polecam Wam szczególnie wygrzebane, stare przepisy, które Ewa zaadaptowała na potrzeby akcji „Gotujemy po polsku”. Ciekawym pomysłem było wprowadzenie serii „Męska szkoła gotowania”, w której pałeczkę w kuchni przejęła męska część rodziny. Korzystając z sezonu zerknijcie na pikantny dżem z pomidorów i chili. A jeżeli nie spotkaliście się jeszcze z czarnym czosnkiem - możecie to właśnie nadrobić. Tym, co lubią piękne zdjęcia, kieruję szczególnie na obraz „Słoiczka mocy”. Dla mnie jest ono absolutnie piękne w swej prostocie.

Jak wspominałam wyżej - Galangal, jest blogiem archiwalnym. Co nie oznacza, że Ewa nie pisze na blogu. Pisze, owszem, ale na innym. 
Aylesbury days, bo o nim mowa - jest blogiem… hmmm... niezobowiązującym, bez żadnego konkretnego tematu - nieco o gotowaniu (a jakże!), o szyciu, pomysły z serii DIY, o codzienności. O wszystkim i o niczym? – zapytacie. Nie, na pewno nie, szczególnie, że według mnie Ewa odkrywa tam naturę gawędziarza - „Bardzo długi babski wpis” jest według mnie jedną z takich ciekawszych opowieści. 

Na Aylesbury days lubię wpadać ot tak! Zapoznajcie się z tym blogiem. Może i Wy zostaniecie jego Czytelnikami?  :)


Ewo, dziękuję za szybkość ;) I duuużo zdrowia Ci życzę :)


1. Książki, które czytam najchętniej:

Najchętniej? Kulinarne, niekoniecznie z przepisami. Lubię czytać o ludziach w kontekście jedzenia, może nie tak bardzo o ich kulinarnych dokonaniach tylko o tym co sprawiło, że gotują tak jak gotują, takie autobiografie ilustrowane jedzeniem. Nie przemawiają do mnie książki kulinarne, które nie otwierają przede mną ani żadnego życiowego doświadczenia ani wiedzy, a są jedynie kolekcją przepisów. Lubię takie książki kulinarne, które są przedłużeniem czyjejś osobowości, w których słychać głos autora, dlatego lubię czytać Ricka Steina, Nigela Slatera, Denisa Cottera i Darinę Allen. 



Poza tym lubię książki o ogrodach, które w podobny sposób nie są spisem roślin lecz opowieścią o związku ogrodnika i ogrodu (np. Monty Don). Na moim stoliku nocnym zawsze znajduje się jakaś książka hobbystyczna, może być o szyciu, kaligrafii albo o artystycznym wbijaniu gwoździ, ale zawsze jakaś jest. Lubię literaturę faktu, reportaże, książki historyczne i biografie, ale nie stronię od fikcji. Jestem fanką angielskiej klasyki, polskiej poezji i dobrego kryminału. Od ośmiu lat mieszkam w Irlandii Północnej i mały mam dostęp do nowości czytelniczych na polskim rynku (chociaż czasem i do mnie coś dociera) ale przez to czytam rzeczy, których nigdy przenigdy nie przeczytałabym mieszkając w Polsce: książek o dorastaniu w kipiącym konfliktem Belfaście, o horrorze i metafizyce dorastania na irlandzkiej prowincji.

Od dwudziestu lat regularnie czytam Biblię i chociaż dobrze ją znam wciąż na nowo odkrywam, bo to bogata w historie i gatunki literackie księga. Niedawno odkryłam tłumaczenie Nowa Biblia Gdańska i jestem zakochana w tym przekładzie - dzięki niemu biblijne historie odbieram w nowym świetle, a polszczyzna tego tłumaczenia jest po prostu przepięknie mięsista.


2. Ulubiona książka kulinarna:

Forgotten Skills of Cooking Dariny Allen. Ta książka to skarb i gdybym miała posiadać w domu jedną jedyną to byłaby to właśnie ta.


Darina od kilkudziesięciu lat prowadzi szkołę gotowania w Ballymaloe, na południu Irlandii i jak mówi o niej Nigel Slater 'Jest niewiele rzeczy, których ta gourmet grande dame nie wie'. Cała filozofia Ballymaloe opiera się na bliskiej relacji pomiędzy kucharzem a produktem, który jest lokalny i sezonowy. Pierwszy przepis, którego nauczycie się u Dariny to przepis na kompost, bo nie ma przecież lepszej gwarancji jakości i świeżości niż to, że się produkt samemu wyhodowało.




Pierwszy rozdział książki poświęcony jest zbieractwu: jadalnym dzikim roślinom, kwiatom, jagodom, orzechom, grzybom, a także wszystkiemu co można znaleźć na irlandzkich plażach, od wodorostów do skorupiaków. Następny rozdział traktuje o rybach, a późniejsze o dzikiej zwierzynie, wołowinie, nabiale, jajkach, drobiu, wieprzowinie, jagnięcinie, ziołach i warzywach, przetworach, deserach i chlebach. Wszystkie rozdziały dogłębnie przyglądają się właśnie tym starym, zapomnianym, a często podstawowym umiejętnościom gotowania. Z książki dowiecie się jak zrobić masło i upiec chleb w puszce lub na żeliwnej płycie, jakie kaczki hodować i jak zbudować wędzarnię. Książka jest cudowna pod względem nie tylko treści - jest solidnie oprawiona w twardą, imitującą płótno oprawę, ma piękną typografię i bardzo nastrojowe zdjęcia Petera Cassidy. Bardzo polecam, chociaż nie wiem czy została ona wydana po polsku.
Z tej książki Dariny Allen pochodzi kilka moich kulinarnych hitów wszech czasów, które publikowałam kiedyś na Galangalu: pikantny dżem z pomidorów, delikatny dżem śliwkowy, konfitura z cebuli, syrop z róży oraz wędzenie w puszce.


3. Książkowe wyznanie:

Mam dwa.
1. Mam 'fazy' na czytanie powieści. W poprzednim roku czytałam jak szalona, po kilka książek w tygodniu, w tym roku od stycznia przeczytałam w całości jedną jedyną powieść  - The Unlikely Pilgrimage of Harold Fry Rachel Joyce. Każdą inną, którą wzięłam w tym roku do ręki odłożyłam po kilku stronach - bez jaśnie rysującej się przyczyny. Powieściowe ennui?
2. Nie kolekcjonuję książek, korzystam z bibliotek i antykwariatów. Jeśli kupuję nowe książki to są to zazwyczaj książki kucharskie i dla dzieci (jestem mamą mola książkowego i dziecka które lubi czytać), które już w domu zostają. Podobają mi się domowe biblioteczki, ale mam w domu alergików i mało miejsca.


4. Książka, którą czytam obecnie:

Czytam trzy. Zacznę od powieści, której przeczytałam już kilka stron i której chyba nie odłożę dopóki nie skończę, to The Guernsey Literary and Potatoe Peel Pie Society Mary Ann Shaffer. Akcja powieści (a raczej listów, bo to powieść epistolarna) toczy się rok po zakończeniu drugiej wojny światowej, a jej bohaterką jest młoda pisarka Juliet Ashton. Pewnego dnia Juliet dostaje list od Dawsey'a Adamsa z wyspy Guernsey, który napotkał książkę, która należała kiedyś do Juliet. Nawiązuje się między nimi korespondencja .... z opisu wiem, że  Juliet na wyspę pojedzie, że towarzystwo o przedziwnej nazwie i pookupacyjna wyspa ją zafascynuje, ale to tyle. Na etapie na którym jestem Juliet wymienia listy ze swoim wydawcą i rzuca imbrykiem herbaty w impertynenckiego dziennikarza. Może być ciekawie. Literackie towarzystwo zapiekanki z obierek ziemniaka też mnie dosyć intryguje i trochę się domyślam o co może chodzić skoro wyspa była okupowana przez Niemców  ... poczytamy zobaczymy.  



Czytam Dziką Kuchnię Łukasza Łuczaja. Fascynująca, nawet nie muszę z niej nic nigdy ugotować żeby mi się podobała.
Czytam India Ricka Steina. Po powrocie z wakacji rozchorowałam się potwornie i mąż kupił mi tę książkę na pocieszenie. Nie mógł lepiej trafić. Od obejrzenia serii na BBC wiedziałam, że książkę prędzej czy później sobie kupię, ale lista marzeń zawsze długa, więc miało to być kiedyś. Indie to dla mnie kulinarny raj. Radość moja z prezentu była więc ogromna, dobrze mnie zna ten mój mąż. Chyba liczył się z tym, że będę mu to teraz gotowała. Albo kto wie, może liczył właśnie na to?



sobota, 3 sierpnia 2013

Kulinarni czytają. Ada - W Kuchni Karmel-itki

Czy ktoś z Was pamięta, że dzisiejszy Gość w cyklu „Kulinarni czytają”, czyli Karmel-itka miała dwa blogi: wytrawny i słodki? Ostatecznie funkcjonuje jeden: słodko-słony, ale słodkości Karmel-itki wspominam miło głównie pewnie dlatego, że dzięki jednemu tam przepisowi na sernik na zimno przestałam zastanawiać się nad proporcjami żelatyny oraz nad tym, czy coś z jej udziałem w ogóle mi wyjdzie. Sernik ostatecznie był świetny, a ja zostałam obwołana przez Pana R. domową boginią ;)

Lubię, kiedy na blogach podaje się źródła wykorzystanych przepisów. A jeszcze bardziej lubię obserwować autorskie przepisy. Tych drugich na blogu Ady znajdziecie naprawdę sporo. Ostatnio spodobał mi się sezonowy przepis na serniczki z borówkami. Piękną głęboką barwę posiada autorska malinówka dla mamy. A świetny pomysł na przejrzałe banany znalazłam w przepisie na bananowy krem kakaowy. Przy okazji polecam również awokadellę, w której w miejsce banana można dać dojrzałe, miękkie awokado i odrobinę jakiegoś słodzidła. Świetnym pomysłem na deser mogą okazać się daktyle w czerwonym winie. Natomiast tym, którzy lubią nowinki w słoiku - polecam zerknąć na polskie kapary.

Wszystkich zaś bez wyjątku zapraszam do zapoznania się z kulinarnym światem Ady po swojemu pod linkiem: W kuchni Karmel-itki.

Ado, serdecznie dziękuję za to, że zgodziłaś się gościć na Czytelniczym . Pozdrawiam :)


1. Książki, które czytam najchętniej:

Podstawowa sprawa - książka musi być naprawdę dobra. Co przez to rozumiem? Wartką akcje, poprawny język, przykuwające opisy i naprawdę ciekawi bohaterowie.

Jako dzieciak, który dopiero co nauczył się czytać, nie rozstawałam się z Kubusiem Puchatkiem. Wszędzie ze sobą nosiłam małą książeczkę z przygodami bohaterów Stumilowego lasu, zatapiałam w niej strach, zawstydzenie czy nieporadność. W miarę, jak dorastałam, czytywałam książki młodzieżowe, głównie zagranicznych autorów. Przez wiele lat nie potrafiłam przekonać się do twórczości polskich pisarzy. Sięgałam po dość lekką literaturę o złamanych sercach młodych dziewczyn, podrywach, szalonych i zwariowanych przedsięwzięciach.

Dziś czytam różnorakie pozycje. Poczynając od kulinarnych, przez filozoficzne, przygodowe, kryminalne, na horrorach i thrillerach kończąc. Tak więc, jak widać, spore urozmaicenie. Ważne, by każda z nich spełniała fundamentalną zasadę, o której pisałam na samym początku.



Chętniej sięgam po książki grube, gdzie akcja toczy się przez całą książkę i trzyma w napięciu, gdzie chce się więcej i więcej. Cieńsze pozycje nie cieszą się u mnie wielką sympatią.

Nie oceniam książki po okładce, ale sugeruję się opisem z tyłu. Często też najpierw czytam recenzję w internecie, co daje mi szerszy pogląd na ich zawartość. Muszę poczuć zainteresowanie, ciekawość i nieodparte pragnienie, by przeczytać to, co skrywa się na zapisanych kartkach. Inaczej po książkę nie sięgnę, jestem dość wybrednym czytelnikiem.


2. Ulubiona książka kulinarna:

Hm, kulinarna? Ostatnio tyle ich powstało, wyrosły zupełnie jak grzyby po deszczu. Przyznam, że jako blogerka kulinarna, wiele tego typu pozycji czytam, naprawdę sporo. Ulubionej nie mam, a przynajmniej nie w tej kategorii.

Chociaż nie - znajdzie się taka, którą wielbię ponad miarę, lecz to książka kucharska, nie literatura kulinarna.
"Szkoła gotowania Marka Łebkowskiego. Doskonała kuchnia polska". Ma ładne zdjęcia, pyszne przepisy, na końcu przydatny leksykon. Cała natomiast, to prawdziwe kompendium wiedzy o gotowaniu - techniki, kuchnie, rodzaje mięsa, owoców, ryby, wszytko po prostu, co musi wiedzieć każdy kucharz jak i amator.







Tak więc, tej najukochańszej brak, aczkolwiek też nie sięgam po każdą książkę. Musi mieć to coś, musi mnie zaczarować i zachęcić opisem. Też często czytam kilka pierwszych stron lektury, aby móc sprawdzić styl i ton, w jakim jest utrzymana.


3. Książkowe wyznanie:

Nie powinno się wpuszczać mnie do księgarni, Empiku czy innych miejsc, gdzie można nabyć książki :) Nie wolno! Wiem, że obojętnie co by się miało dziać, wyjdę z jakąś książką. Chociaż na półce leżą dwie już rozpoczęte, to kupię kolejną. Tak samo zresztą, jak z gadżetami do kuchni - jeśli wejdę do sklepu z wyposażeniem do kuchni, na bank kupię jakąś nową foremkę, garnek, kubek czy nóż, którego mi brakuje.
Mam przez to tyle różnych książek, aż ostatnio złamała mi się półka pod ich ciężarem (!). 



Teraz muszę je trzymać na jednej z półek szafy komandora. Jestem też strasznym molem książkowym, czytam na okrągło i wszędzie, gdzie się da. W samochodzie (jako pasażer, oczywiście!), w pociągu, tramwaju czy autobusie. Na przerwie pomiędzy lekcjami, na ławce w parku, na łące podczas spaceru, wyprawy rowerowej,  wieczorem do poduszki czy stojąc w kolejce po bilet.

Posiadam mnóstwo książek o tematyce muzycznej - od teorii przez biografie mistrzów, aż po książki z nutami. Jestem flecistką, ciągle się kształcącą. Muzyczne lektury to również moja choroba.


4. Książka, którą czytam obecnie:

Aktualnie czytam dwie książki, w tym jedną kulinarną. Bogusław Deptuła napisał bardzo ciekawą pozycję pt. "Literatura od kuchni". Przypomina formą zbiór felietonów, które podzielił na kilka różnych "menu", a w nich opisuje podobne do siebie lektury, obnażając kulinarne fragmenty, rozbierając je na czynniki pierwsze i analizując całkiem dokładnie. Co prawda, książki, o których napomina, to pozycje sprzed wielu lat, a nawet z innych epok, ale Deptuła pisze tak swobodnie! Aż mam chęć przeczytania wszystkich tytułów, o których się rozprawia.

Druga z nich to "Mistrz i Małgorzata" Michaiła Bułhakowa  moja ukochana książka, którą już drugi raz rozpracowuję. Chociaż pierwszy raz czytałam ją niedawno, to czuję się tak samo zaintrygowana i z takim samym zapałem zagłębiam się w fabułę, a i tak wiem, co się wydarzy później.






czwartek, 1 sierpnia 2013

Stos lipcowy

Nie śpieszyłam się dzisiaj do domu. Koniecznie chciałam zostać w Centrum na czas Godziny W. 
Było warto. Nie spodziewałam się, że przy Rotundzie będzie tylu ludzi. Punkt 17-ta zawyła syrena, zatrąbiły klaksony, odpalono race, a po wszystkim słychać było klaskanie. A potem... potem wszyscy rozeszli się w swoją stronę. I chociaż Warszawa wróciła do życia, jeszcze przez chwilę codzienny popołudniowy gwar miasta, był jakby przytłumiony. Ciekawe wrażenie :)

A ponieważ dzisiaj jest pierwszy dzień sierpnia, znaczy to tyle, że czas posumować książkowe zdobycze minionego miesiąca. Nie spodziewałam się, że będą takie spore, bo portfel w miejscach, gdzie można kupić książki - trzymałam głęboko w torbie. Cóż... wszak nie samymi książkami się żyje, a czasem nawet wypadałoby coś zjeść. Tym samym mój książkowy wydatek w lipcu zamknął się w okrągłej liczbie… 4 złotych  :)



Idziemy od góry:

1 i 2. Antonina Kozłowska: „Trzy połówki jabłka” i „Kukułka”; prezenty, które otrzymałam od Autorki obu powieści. To dla mnie cenne książki, zwłaszcza, że obie zawierają dedykacje dla oczka. Mam nadzieję przeczytać je podczas zbliżającego się dużymi krokami urlopu. Tymczasem zapraszam do recenzji innej książki Autorki - mowa tu o „Czerwonym rowerze”.

3. Robert Karjel – „Szwed, który zniknął”; debiutujący na polskim rynku kryminał o pewnym szwedzkim policyjnym agencie, który wyjeżdża do USA, aby wykonać tam swoje zadanie. Niespodziewane jednak sam okazuje się personą, którą interesuje się FBI. Książka do recenzji od wydawnictwa Czytelnik – lektura również czeka na więcej czasu podczas sierpniowo-wrześniowego urlopu.

4. Pamela Druckermann – „W Paryżu dzieci nie grymaszą”; nagroda w jednym z konkursów organizowanych przez Matras na czytelnicze hasło. Myślę, że stylem i wymową będzie trochę nawiązywać do innej „francuskiej” książki - „Francuzki nie tyją”.

5. Robert Graves – „Klaudiusz i Messalina”. Oto i efekt defraudacji owych 4 złociszy. Wyszperałam ją z myślą o Panu R. w moim ulubionym antykwariacie na Powiślu. Pan R. skończył właśnie czytać pierwszą część, czyli „Ja, Klaudiusz” i bardzo jest ciekaw, co Graves napisał dalej w fikcyjnej biografii rzymskiego cesarza.

6-9. A te książki już znacie, są to kulinarne zdobycze, będące efektem wymiany, której dokonałam w pewną gorącą niedzielę lipca podczas 1. Targów Książki Kulinarnej.



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...