Pozostając jeszcze w temacie przetworzonej żywności, w recenzji książki Nigela Slatera „Tost. Historia chłopięcego głodu” napisałam, że rozkwit żywności instant przypadł w Wielkiej Brytanii i Stanach Zjednoczonych na okres w połowie XX wieku.
A jak to wygląda w przypadku Polski?
Z dzieciństwa, czyli schyłku PRL-u pamiętam Vegetę i Maggi, zwaną przeze mnie magilą, którą mój ojciec za każdym razem wraz z czarnym, mielonym pieprzem sypał do każdej zupy, jeszcze przed zanurzeniem w niej łyżki. Pamiętam też zupy w proszku, w tym ówcześnie ulubioną ogonówkę. Pojawiało się też rozpuszczalne słodkie kakao i słodkie granulowane smakowe herbatki, które z Niemiec przywoził chrzestny oraz ojciec kolegi z klasy.
Z dzieciństwa, czyli schyłku PRL-u pamiętam Vegetę i Maggi, zwaną przeze mnie magilą, którą mój ojciec za każdym razem wraz z czarnym, mielonym pieprzem sypał do każdej zupy, jeszcze przed zanurzeniem w niej łyżki. Pamiętam też zupy w proszku, w tym ówcześnie ulubioną ogonówkę. Pojawiało się też rozpuszczalne słodkie kakao i słodkie granulowane smakowe herbatki, które z Niemiec przywoził chrzestny oraz ojciec kolegi z klasy.
Jednak przetworzona żywność, na półkach sklepowych w większych ilościach, kojarzę dopiero od czasów, kiedy już chodziłam do podstawówki i kiedy w książce szkolnej - Orłu, czyli godłu dorysowywaliśmy kredkami koronę.
Dlatego też bardzo zdziwiłam się, kiedy rok temu przeglądałam świeżo zakupioną książkę „Kuchnia Warszawska” Wydawnictwa Przemysłu Lekkiego i Spożywczego z 1963 roku, w której mój wzrok przykuły pewne obrazki. Obejrzyjcie je ze mną (kliknijcie w zdjęcie, aby powiększyć):
Na początek rozczulająca scenka rodzajowa.
Zaraz potem często występująca rzecz w książkach z tamtego okresu – obraz prawidłowego wyposażenia kuchni i aluminiowe garnki, które niestety bywały i w kuchni mojej mamy.
Jest i gospodyni domowa – koniecznie w fartuszku i typowa dla tamtych czasów moda na palenie. Zwróćcie uwagę w jakim anturażu - z konwaliami ;) Urocze ;)))
Piernik z proszku, jaja w proszku, koncentraty owocowo-witaminowe, ekstrakt kawy Marago.
Chcecie przykładowe przepisy? ;)
Jak widać - przetworzona żywność w Polsce nie pojawiła się nagle wraz z raczkującym kapitalizmem…
Co ciekawe, jak twierdzili autorzy przedstawionej książki, koncentraty spożywcze to nie namiastki, lecz pełnowartościowe produkty, które pozwalają gospodyni domowej przygotować smaczne i pożywne produkty bez poświęcania temu zbyt dużo czasu. Ma to oczywiście związek z tym, że coraz więcej kobiet podejmowało pracę. W Ameryce miało to trochę inny wydźwięk – oto właśnie triumfuje technika i postęp wyzwalający nas z orki w domu.
Tak, czy siak w obu przypadkach taka żywność instant, jako najnowsza zdobycz nauki, podobno zdążyła już być ówcześnie gruntownie przebadana w laboratoriach, co oznaczało, że jest bezpieczna i zdrowa dla ludzkiego organizmu. Jak jest naprawdę – pokazuje rzeczywistość. Amerykanom przetworzona żywność instant nie wychodzi na zdrowie, w Polsce też wcale nie jest z tym najlepiej.
Właśnie dlatego wolę ją traktować, jako kulinarną ciekawostkę.
Bezbłędne zdjęcia!!!
OdpowiedzUsuńPrzyznasz sama, że w obecnych książkach takich się nie uświadczy ;)))
UsuńOczko, zawsze wiedziałam, że masz dobre oczko do ciekawostek :)
OdpowiedzUsuńGenialna jest ta Kuchnia Warszawska. Masz jeszcze takie perełki? Muszę ją przejrzeć jak następnym razem będziemy u Was :)
Mam jeszcze "Książkę kucharską" Zofii Czerny z 1953 r. (ale bez obrazków) i Kuchnię Polską z 1956 r. (ale tutaj obrazki już nie są tak zabawne, jak w warszawskiej ;))
Usuń"Tost" to pozycja, którą pragnę przeczytać. Zaskoczyłaś mnie tą "Kuchnią warszawską". Chciałabym zajrzeć do tej pozycji, bo narobiłaś mi smaku tymi zdjęciami. :)
OdpowiedzUsuńJeżeli masz blisko "Dedalusa", to tam "Tost" kupisz za 8 zł.
UsuńNatomiast "Kuchnia warszawska" pojawia się czasem na Allegro.
Pozdrawiam