środa, 26 lutego 2014

Spacerem po Beskidzie Niskim. Andrzej Stasiuk - "Zima"


„Przez pięć dni padał wielki śnieg. Znikły płoty i drogi. Ludzie kopią tunele wokół domów. Na kalenicach piętrzą się białe poduchy. I wieje, wieje z głębi świata, sunie, pędzi, spiętrza i układa w pasma, grzbiety i fale. (…) Droga z Banicy w dół, do Pętnej, wygląda jak kiedyś, jak przed wynalezieniem koła, jak w czasach, gdy nikt nie miał nic do załatwienia i nigdzie się nie wybierał. Świat wygładza się coraz bardziej i zmierza ku jakiejś idealnej formie o zaokrąglonych brzegach. Chwilowe ścieżki zaraz znikają i każdy następny idzie, jakby szedł pierwszy. W sercach lęgnie się lęk, bo w końcu historia gatunku to dzieje przezwyciężania pojedynczości.”


„Zimą” Stasiuk zabrał mnie na swoje żółte drogi. Na te, których doszukiwałam się ostatnio. Zabrał mnie w swój Beskid Niski, oprowadził po okolicy i zapoznał z miejscowymi.




Na przykład z Pawłem. Paweł to rencista, który co rano rusza przez wieś. Idąc mija Wtorków, Michała, Mareszkę i Banicką Górkę. W końcu po półtora kilometra marszu wsiada do pekaesu i jedzie „do miasta”. Na miejscu ma wiele do zrobienia: musi obejść targowisko (bo trzeba wiedzieć, co teraz sprzedają), w sądzie obczytać na drzwiach tabliczki referentów, prokuratorów i sędziów (bo trzeba mieć temat do rozmowy w pekaesie, kto już na emeryturze, a kto na jego miejsce), sprawdzić w pośredniaku oferty pracy (choć rencista do niej się nie wybiera, ale to przecież dobrze wiedzieć, że ludzie więcej budują, skoro jest „potrzebny niepijący murarz z praktyką”). Potem przejrzeć rowery wystawione na sprzedaż w sklepie, przeczytać kilka ogłoszeń na rynku i jeszcze zjeść strogonowa w lokalu Fisical. I dniówka mija. Potem z powrotem do pekaesu i już można wspominać mijający dzień.




Później poznałam Mietka. Mietek odgraża się, że przeniesie się do brata do Katowic, tylko jakoś nigdy nie może tam dojechać. „Bo Mietek, ilekroć rusza w jakąkolwiek drogę, dociera trzy przystanki dalej i zasiada U Basi, żeby złapać oddech, a potem robi się wieczór najwyżej można tylko wracać.” Zamiast tego prowadzi Austriaków na byków, czyli na polowanie po okolicach. Przy okazji dziwi się, że tacy zaopatrzeni  w te swoje browningi, lambery i beretty, a zwierzyny i tak nie potrafią ustrzelić.


„Do dupy strzelili – mówił Mietek dzień później wieczorem U Basi. Mówił to niedbale i łaskawie do chłopów w katanach z imitacji skóry. (…) – Do dupy. Jeszcze nie zdążył dobrze wyjść z krzaków, a tamten dup. A wyszedłby i stanął, nie ma to tamto, wyszedłby i stał. Na trzydzieści metrów by go miał, to nie, od razu dup i dup. A tu trzeba myśleć. Polowanie to nie jest sport.”


Grzesiek zaś, pomiędzy jedną, a drugą kradzieżą miedzianych drutów, które zwinięte pakował potem do swojej starej syrenki – rozmyślał o przemijaniu. O przedmiotach zapomnianych, niepotrzebnych, o ich jednorazowym żywocie, o tym, że kiedyś było inaczej.



Jest też Heniek, który ze swoją obwoźną przyczepką oferuje miejscowym barwną odzież z lumpeksu rodem z Anglii, Holandii czy Belgii. „Koszula jest najbliższa ciału i komunia świata  z metafory płynnie przeistacza się w konkret, który jest galicyjską wersją Sądu Ostatecznego, gdzie zrównanie nastąpi nie przez nagość, ale paradoksalną wspólnotę stroju jako w Berlinie, tako i w Gorlicach, i dalej na południe, gdzie wśród zapachu olchowego dymu szczekają psy z zimnymi łańcuchami wokół szyi i autobusy za dwa pięćdziesiąt zawijają piruety na pustych placach, z których dalej prowadzi tylko jedna droga z samotnym motocyklistą, pnącym się wolno w błękitnej mgiełce spalin w stronę wykreślonego przy linijce horyzontu.”


A kiedy w końcu oprowadza mnie Stasiuk po zasypanych śniegiem polach i podwórkach Edka, Kaczmarka i Hryniacza przypominam sobie napotkane niedawno w internecie te zimowe zdjęcia. I już cieszę się na myśl o czerwcu, kiedy Beskid Niski będzie moim celem wędrówek.


„Zima” Stasiuka jest właśnie tym, co po autorze sobie wyobrażałam: nieśpieszność, prowincjonalność, zwykłość. To jak kinowe obrazy „Jańcia Wodnika” Jana Jakuba Kolskiego oraz „Sztuczek” i „Imagine” Jakimowskiego. Zwyczajna opowieść o prostym życiu. Wystarczy tylko zmrużyć oczy.

„Mam obsesję rzeczy, zdarzeń, nic nie wartych szczegółów, wyliczanek, lubię wiedzieć, co jak się nazywa, i dlatego wolę biedne okolice niż bogate, bo w nich przedmioty mają prawdziwą wartość i bardzo możliwe, że ludzie je choć trochę kochają, ponieważ nie mają nic innego. Nie wielbią, ale kochają, nie mając o tym nawet pojęcia. Od wielbienia rzeczy są bogacze. Podziwiają swoje postacie w lustrzanych powierzchniach, i w końcu sami zamieniają się we własne odbicia. Ich rzeczy są tak drogie, że nigdy się nie niszczą, i to jest ich nieśmiertelność.”



5/6

p.s. Z mojego ogródka zima wyprowadziła się jakiś tydzień temu. Jej resztki znalazłam dopiero na natolińskich nieużytkach (co można zauważyć na powyższym zdjęciu)
___________________
Wszystkie cytaty: Andrzej Stasiuk – „Zima”; wyd. Czarne
Rysunki w książce: Kamil Targosz


4 komentarze:

  1. Ty to zawsze cudne publikacje wynajdziesz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W przypadku polskich powieści nie mamy się czego wstydzić - mam jeszcze kilka ciekawych do opisania :)

      Usuń
  2. Uwielbiam Stasiuka! A te ilustracje są świetne. :)

    OdpowiedzUsuń


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...