Mamy, które urodziły na przestrzeni ostatniego roku, zapewne w szpitalu zostały zaopatrzone w Pierwszą Książkę Mojego Dziecka. To pomysł Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, który w ostatnim czasie jest przedmiotem burzy medialno – kulturalnej (tutaj audycja w Tok.fm – podcast z 25.03.2014 r. z godz. 18.40).
Ja dziecka nie mam, książki w ręce nie trzymałam, ale udało mi się podejrzeć ilustracje w niej zawarte i jak najbardziej popieram protestujących.
W czasach, kiedy wydawnictwa (m.in. Ładne Halo, Dwie Siostry, Zakamarki, Babaryba, Czerwony Konik, ostatnio też głośniej o Poławiaczach Pereł, dzięki m.in "Kosmonautce" z Tildą Swinton) wypuszczają na rynek pięknie ilustrowane i mądre książki dla dzieci, kiedy polscy ilustratorzy zdobywają nagrody, a ich książki wydawane są na świecie (ot, chociażby te Państwa Mizielińskich) – dziwi, że taka kupa kasy (bagatela 1,6 mln zł) poszła na przedmiot wątpliwej wartości estetycznej. Można się spierać, że małe dziecko nie potrafi docenić jeszcze wysmakowanych ilustracji i zgrabnej kreski, ale to właśnie do dorosłych należy zaszczepienie w najmłodszych miłości do rzeczy ładnych.
Ja z dzieciństwa pamiętam książki ładne, ale i te mniej eleganckie. To bajki czasów PRL-u, kiedy to nie rynek dyktował zasady gry wydawnictwom*.
Lubiłam rysunki Bohdana Butenki. Owszem – nie wspinały się one na wyżyny artyzmu, ale były zawadiackie i pozbawione jeszcze przyszłego disnejowskiego infantylizmu. A tym bardziej dawki erotyzmu.
Dzisiaj też mamy piękne książki. Dlaczego więc ministerstwo woli jednak wywalić grubą kasę na coś, co jest zwyczajnie brzydkie? Może tylko po to, aby pochwalić się, że coś zrobiono? W sumie, to by mnie nie zdziwiło – wiele już rządowych projektów ujrzało światło dzienne tylko po to, aby pokazać, że się pracuje (np. ePUAP, który jest narzędziem, w które wpakowano grube miliony, a który wykorzystywany jest przez interesantów w stopniu minimalnym).
Szkoda naprawdę, że chwali się to, czego się chwalić nie powinno. Szczególnie pod auspicjami Fundacji ABC XXI (tej od akcji „Cała Polska czyta dzieciom”), której pani prezes Irena Koźmińska sama stwierdziła, iż: "Celem PKMD nie jest wyrabianie wyrafinowanego smaku estetycznego u odbiorców. Jeśli dzięki niej rodzice wychowają zapalonego czytelnika – a taki jest zamysł Fundacji – to zarówno oni, jak i ich pociechy sięgną później po tytuły z bardziej wysmakowaną ilustracją dziecięcą. Jeśli nie zaszczepi się im miłości do książek i potrzeby czytania, nawet nie będą wiedzieli, że istnieją też książki o innych stylistycznie, wyrafinowanych ilustracjach. Poza tym nie ma jednej obowiązującej estetyki.”
Hmmm, no cóż…
To tak w temacie dzisiejszych urodzin Andersena i związanym z nimi Międzynarodowym Dniem Książki dla Dzieci.
Celem podsumowania kilka linków w temacie:
1. Blog Polska Ilustracja dla dzieci i ich dzieci – piękne miejsce w sieci
2. Fantastyczne baśniowe ilustracje emiis, czyli Emilii Dziubak
3. Artykuł o Mizielińskich (tych od książek m.in.: „D.O.M.E.K.”, „Mam oko na liczby”, „Mam oko na litery”, „Mapy”)
4. Lupus Libri – blog pary projektantów graficznych prezentujących przegląd ładnych publikacji dla dzieci dostępnych na rynku,
5. Czytelnia Młodego,czyli przegląd lektur Ruby Soho z bloga Lajf Stajla Baby Blog
6. Sposób Matki Silesii na tanie i ładne książki dla dzieci ;)
7. 14 wersji bajki "Książki Dorotki" - akcja zaprzyjaźnionego bloga Bajeczna Fabryka
A Wy? Zwracacie uwagę na estetykę książek dla dzieci? Jakie macie ulubione? Albo, które są brzydkie?
____________
* Obiecuję, że po świętach przywiozę od mamy moją kolekcję bajek i zaprezentuję na Czytelniczym moje ulubione ilustracje.
O, widzę ilustrację z "Czarodziejskiego imbryczka" Juszkiewiczowej - miło wiedzieć, że ktoś jeszcze docenia te proste, nieskomplikowane, lecz w ostateczności wysmakowane kreski. :)
OdpowiedzUsuńZgadza się! :) Ilustracje w niej lubię, ale teksty niekoniecznie.
UsuńAch, bo bajki japońskie specyficzne są, estetycznie odbiegają od europejskiego (powiedzmy) kanonu;)
Usuń"Czarodziejski imbryczek" - cud, miód i orzeszki!
OdpowiedzUsuńFajnie wiedzieć, że ktoś wie, co to ;)
UsuńJako rodzic mam olbrzymi wpływ na gust swoich pociech, dlatego sięgam po książki, które cieszą oko i mają coś ważnego do przekazania. W szkole lekcji plastyki jest niewiele, a i język polski też schodzi na boczny tor - więc jakoś się nie dziwię, że ministerstwu nie zależy ani na estetyce, ani na wartości tekstów, za które płacą. Wciąż się potwierdza, że jak coś dostajesz za darmo to się ciesz i nie narzekaj, że byle jakie. A szkoda...
OdpowiedzUsuńA mnie to właśnie dziwi, że ministerstwo nie przywiązuje wagi do estetyki.
UsuńMoże i kieruje nim jeden człowiek, ale ma ze sobą sztab, chciałoby się rzec - "specjalistów", którzy powinni kształtować kulturę nie tylko tę na poziomie Dody i Włatcy Much.
Wiem, wiem - pobożne życzenia, a rzeczywistość swoje.
Piękne! <3 Ja ze swojego dzieciństwa najlepiej pamiętam rysunki do baśni Puszkina (choć ich nie znosiłam! A to dlatego, że wszyscy mieli rumiane, rosyjskie policzki :))) Poza tym piękne wydanie "Naszej mamy czarodziejki" NK, "Pan Kleks" z ilustracjami Szancera. A ponieważ byłam kujonem, to tez pierwsze ilustrowane encyklopedie dla dzieci z początku lat 90-tych :) Do tej pory z racji sentymentu mam je na półce i z tego samego sentymentu nabyłam niedawno ilustrowaną encyklopedię dla dzieci z końca XIX wieku. A moim faworytem jest hasło KOT: "zwierzę domowe, mało użyteczne" :D
OdpowiedzUsuńSuper! Musisz mi tę XIX-wieczną koniecznie pokazać! :)
UsuńKocie hasło jest boskie, podobnie jak było z koniem w pierwszej polskiej encyklopedii powszechnej Benedykta Chmielowskiego: "koń jaki jest, każdy widzi" ;)
A o ministerialnych wypowiedzieć się nie mogę, ponieważ nie miałam okazji ich widzieć.
OdpowiedzUsuńCudny wpis! Jak się cieszę, że trafiłam na Twojego bloga :) Będę odwiedzać :)
OdpowiedzUsuńDziękuję za miłe słowa :) Mnie podoba się Twój, więc mam nadzieję, że będziemy się odwiedzać :)
UsuńPozdrawiam