„- Nie dygaj, nic nie dygaj małolat. Puszka jak puszka, ani lepsza, ani gorsza. Nie dygaj, nie myśl sobie, że to pączki u cioci. Pączki u cioci się skończyły, tam, na sali, kiedy słuchałeś wyroku. Już tam powinieneś wiedzieć, że cię nie ma, że jest ktoś inny. Umarł król, niech żyje król – jak nawijają Anglicy. Kumasz? Po nadziei i po świętach, i po herbacie, i po regatach, i po czym tam jeszcze. Wszystko w porządku, wszystko od nowa. Przyzwyczaisz się. To przychodzi szybko i bezboleśnie. Tylko nie licz, nie skreślaj jakiś głupich kurewskich dni w kalendarzu, nie bądź aż takim bezmózgiem. Odsiaduj swoje, każdy dzień od nowa, i myśl raczej o wczorajszym niż o jutrzejszym. Nie ma cię za murem, nie ma cię w przyszłości, nie ma cię na wolności. Jesteś tu i żyj tu.
(…)
Tutaj nic się nie ukryje. Kolesie od nas już zadbają o prawidłowy przepływ informacji. (…) Na tym to wszystko polega. Trzeba wiedzieć, kto jest kurwą, a kto człowiekiem. Tu się nie siedzi dla zabawy. (…) nie możesz wyjść, jak ci się balanga nie podoba. Trzeba dbać, żeby nie było żadnego smrodu. Patrz, komu ufasz.”
Po pierwszej przeczytanej książce Stasiuka miałam problem z określeniem się, czy jego proza (w opozycji do kreacji w wywiadach) do mnie przemawia, tak jak to sobie wcześniej wyobraziłam, że mogłaby. Nie było to objawienie, ale wciąż liczyłam (zważywszy, że to początki z jego książkami), że być może kiedyś mnie jednak ono dopadnie. Miałam rację – dopadło mnie przy „Murach Hebronu”.
To dość dziwne, bo szukałam w jego książkach prowincji, a zachwyciłam się obrazem zła. Choć, gdyby na to popatrzeć nieco przewrotnie – więzienie również przyjmuje formę „prowincji”. Tyle tylko, że nikt tam nie chce jeździć, a mimo to, paradoksalnie, dla wielu osadzonych jest niczym drugi dom. Trafia się do niego różnymi drogami (złodziejstwem, zabójstwem, gwałtem), ale z jednym biletem – wyrokiem z sali sądowej. Na miejscu - jak w domu - trzeba się jakoś urządzić. Najlepiej być grypsującym git-człowiekiem. Wtedy jest się panem mającym pod sobą na usługach frajerów i cweli.
Więzienna rzeczywistość to zhierarchizowane piekło na ziemi, gdzie nie ma miejsca na empatię, gdzie nieustannie rozgrywa się walka o przetrwanie, gdzie agresja, kradzieże, (samo)okaleczenia i gwałty są na porządku dziennym. A słowo resocjalizacja jest tylko hasłem ze słownika wyrazów obcych.
„Mury…” są niejako zapisem wspomnień Stasiuka z jego półtorarocznego pobytu w więzieniu, na który został skazany za dezercję z wojska. Nie wiem, jaki w książce jest stosunek fikcji do rzeczywistości, ale wyobrażam sobie, że to autor mógłby być owym małolatem, wysłuchującym „Opowieści jednej nocy” snutej przez starego kryminalistę-recydywistę.
„Małolat, ja siedzę już trzeci raz i wiem, że będę z przerwami siedział do końca życia. Udało się im tylko jedno. Nauczyli mnie, jak być bandytą, nie bać się kryminału i być dumnym z tego. To im się dobrze udało. I tylko to.”
Dla mnie ta książka to dość ciekawe uzupełnienie do niegdysiejszych studenckich seminariów z kryminalistyki i wykładów z opieki postpenitencjarnej.
I pomimo tego, że bardzo mi się podobała – nie polecę jej każdemu. To nie jest książka dla wrażliwych, delikatnych, szukających w prozie piękna. To brudna, lepka i brutalna historia zła, które pomimo iż zepchnięte na margines społecznego życia – tętni żywo i ma się dobrze.
6/6
Jako uzupełnienie lektury polecam film Konrada Niewolskiego - "Symetria"
____________________
wszystkie cytaty: Andrzej Stasiuk – „Mury Hebronu”, wyd. Czarne; zdjęcie na okładce: Kamil Targosz
Książka bierze udział w wyzwaniu: Polacy nie gęsi, czyli czytamy polską literaturę
Książka bierze udział w wyzwaniu: Polacy nie gęsi, czyli czytamy polską literaturę
Uwielbiam ostatnie zdanie Twojej recenzji! Z mojej wiedzy wyniesionej z podobnych do wspomnianych przez Ciebie seminariów i książek Przybylińskiego, wynika dokładnie to, co piszesz. I dla mnie też, choć studiowałam to 5 lat, resocjalizacja jest tylko słownikowym pojęciem. Przynajmniej ta więzienna. Ach! Muszę zatem przeczytać Stasiuka.
OdpowiedzUsuńWiesz, aż dziwnie napisać, że ta książka się podobała, bo cóż się może podobać w brzydkim obrazie. Ale jednak - warto :)
UsuńTo było moje pierwsze spotkanie z prozą Stasiuka. Wpadłam po uszy. ;)
OdpowiedzUsuńJa nie mogłam się oderwać. Siedziałam do pierwszej w nocy i czytałam, póki nie skończyłam :)
Usuńps. Właśnie dostałam "Skazańca" ;)
Wcale mnie to nie dziwi. :)
UsuńSuper! Czeka Cię kolejna zarwana noc. Albo i dwie. :D
Na to liczę ;) Pan Krzysztof też napisał, że będzie mi się czytać szybko ;)
UsuńOoo. To muszę przeczytać.
OdpowiedzUsuńMocna treść - zdecydowanie do przeczytania.
Usuń