„Czułam, że moja przygoda z Japonią jeszcze się nie skończyła, i pomyślałam z buńczucznym słowiańskim fatalizmem, że ktoś, kto przeżył Czarnobyl, nie ugnie się przed Fukushimą. Kiedy tajfun zostawił nas w spokoju, ruszyłam w drogę.”
Zanim na dobre nastała w Polsce era Internetu i rzeczony zadomowił się w naszych komputerach, dość popularna była Telegazeta. Czy ktoś jeszcze ją pamięta? Telewizor z telegazetą to było coś. Marna to wprawdzie namiastka Internetu, ale dzięki niej rozwinęła się moja pocztowa korespondencja w rówieśnikami mieszkającymi w różnych częściach Polski. Kto teraz pisuje regularnie listy i chadza z nimi na pocztę? To było z jakieś 15 lat temu, a mam wrażenie, że to bardzo stare czasy. Rozwijająca się technika znacznie przyspieszyła nasze tempo życia.
Wracając do listów. Najdłużej i najczęściej korespondowałam z Olą z Chorzowa. Ola miała siostrę Gosię, która bardzo ładnie rysowała, aż w pewnym okresie zafascynowała się mangą. Było to zapewne pokłosie „Czarodziejki z księżyca” – japońskiej bajki o pewnej nastolatce Usagi Tsukino i jej koleżankach (oraz kotach ;)), w których drzemią czarodziejskie wojownicze moce.
Ola pisała do mnie list, a do listu dołączała mangi, które rysowała dla mnie jej siostra Gosia.
I tak właśnie dowiedziałam się o tym japońskim rodzaju rysunku. A później dowiedziałam się o otaku.
I tak właśnie dowiedziałam się o tym japońskim rodzaju rysunku. A później dowiedziałam się o otaku.
Otaku – „wieczny chłopiec w wersji japońskiej i post-modernistycznej. Dzieciak, dla którego świat jest placem zabaw. Otaku – tym mianem określa się jedną z najpotężniejszych subkultur, jakie powstały w Japonii, choć socjolodzy spierają się, czy „subkultura” to adekwatne określenie dla grupy ostentacyjnie apolitycznej, wsobnej i niczego jawnie niekontestującej. Otaku to fanatyczni wielbiciele japońskiej kultury popularnej: mangi, anime, gier komputerowych, filmów z efektami specjalnymi. Ich świat zamieszkują lolitki i potwory, a nie realni ludzie, bez których otaku chętnie by się obyli w ogóle.”
Tak o otaku napisała Joanna Bator w swoim japońskim reportażu „Rekin z parku Yoyogi”. Z tekstów wyłania się duch jej pierwotnej pasji – kulturoznawstwa. Jeżeli początkowo spodziewałam się w książce typowego zestawu informacji o dziwnej Japonii – już na początku lektury musiałam przedefiniować oczekiwania względem tej książki. I w zasadzie nie było to dla mnie wielką niespodzianką. Znam Joannę Bator z wywiadów, znam jej tok prowadzenia narracji, wiem, że nie odpowiada jednoznacznie na zadawane pytania. Ale! - nie czytałam jeszcze „Japońskiego wachlarza”, więc może tutaj tkwi przyczyna początkowego zaskoczenia.
Joanna Bator w „Rekinie…” przedstawia swoją Japonię. Tę już zmapowaną i oswojoną oraz tę wciąż wzbudzającą zdziwienie. Być może właśnie dlatego książkę podzieliła na trzy części: „Niesamowitości”, „Alegorie” i „Heterotopie”: „Moja droga rozgałęzia się na trzy ścieżki, po których poruszam się nielinearnie i które krzyżują się w wielu miejscach. Gdyby je nakreślić, powstały obraz przypominałby plan jednej z tokijskich dzielnic, gdzie ulice rzadko są równoległe, jeszcze rzadziej prostopadłe, a przejścia prowadzą po ziemią i nad nią, gdzie po piętrowych estakadach dalekobieżne pociągi, białe, połyskliwe węże, przemykają tak szybko, że nie da się spojrzeć w oczy podróżnym.”
Joanna Bator w odróżnieniu od ekspresowych Shinkansenów, czasem zwalnia, abyśmy mogli przyjrzeć się tym japońskim twarzom.
Ta dziwna Japonia, której szukamy w książkach najjaskrawiej przedstawiona jest właśnie w części pierwszej – „Niesamowitościach”.
Zwykło się mówić, że japońskie superszybkie pociągi, słynące ze swej punktualności i bezawaryjności, spóźniają się tylko w dwóch przypadkach: kiedy jakiś samobójca rzuci się pod pociąg lub kiedy zdarzy się trzęsienie ziemi. Właśnie w „Niesamowitościach” Joanna Bator opowiada o swoim pobycie w Tokio podczas trzęsienia ziemi w 2011 roku. Oprowadza również po Aokigaharze – Lesie Samobójców, drugim pod względem niesławnej popularności, miejscu do zabijania się, opowiadając przy tym, dlaczego w Japonii wciąż odebranie sobie życia jest postrzegane jako wyjście honorowe i jest powszechnie społecznie akceptowane. Ba! niejednokrotnie oczekiwane względem tego, który okrył siebie lub kogoś hańbą.
Zwykło się mówić, że japońskie superszybkie pociągi, słynące ze swej punktualności i bezawaryjności, spóźniają się tylko w dwóch przypadkach: kiedy jakiś samobójca rzuci się pod pociąg lub kiedy zdarzy się trzęsienie ziemi. Właśnie w „Niesamowitościach” Joanna Bator opowiada o swoim pobycie w Tokio podczas trzęsienia ziemi w 2011 roku. Oprowadza również po Aokigaharze – Lesie Samobójców, drugim pod względem niesławnej popularności, miejscu do zabijania się, opowiadając przy tym, dlaczego w Japonii wciąż odebranie sobie życia jest postrzegane jako wyjście honorowe i jest powszechnie społecznie akceptowane. Ba! niejednokrotnie oczekiwane względem tego, który okrył siebie lub kogoś hańbą.
Zabiera również czytelnika do Kawasaki, aby pokazać, że to satelickie miasto słynie nie tylko z motocykli, ale również z kultu… stalowego penisa ;) Opowiada przy tym o Matsuri – święcie płodności. Wyjaśnia skąd wzięło się umiłowanie Japończyków do Cosplayerów, krzywych zębów i bladej skóry.
Przyznać jednak muszę, że ta pierwsza część „Rekina…” miejscami mnie zezłościła. Nie od dziś wiadomo, że Joanna Bator zafascynowana jest twórczością Murakamiego i właśnie w "Niesamowitościach" wielokrotnie odwołuje się do poszczególnych książek tego autora. Stąd właśnie wzięła się moja negacja. Później jednak oddałam autorce rację – to przecież nie jej wina, że ja książek Murakamiego prawie w ogóle nie znam. Może kiedy się do niego przekonam, drugi raz podejdę do lektury batorowskich „Niesamowitości”.
Zdecydowanie najlepsza, w moim mniemaniu, była część „Alegorie”. To w nich autorka łączy swoją miłość do Japonii z polskimi akcentami – przedstawiając jej zwyczajną, ludzką twarz. Szuka w niej porównań, ale również punktów wspólnych, które próbują zrozumieć lub wytłumaczyć obie kultury. Między innymi to jak w obu narodach wciąż tkwi piętno II wojny światowej i co z tym wspólnego ma… Godzilla. O świętach (głównie bożonarodzeniowych), które chyba najbardziej uwidaczniają to, że Japonia jest kulturą opakowania, i która nie jest w tym kulcie osamotniona.
Najpiękniejszym jednak fragmentem był dla mnie traktujący o tym, jak bardzo zdjęcia bliskich mogą być istotne nawet w cieniu tak wielkich żywiołów jakimi są tsunami i trzęsienia ziemi.
W części trzeciej – „Heterotopiach”, autorka przedstawia swoją, pomimo zarzuconego doktoratu, pasję obserwatora kultury. Najjaskrawiej uwidoczniona jest jej twarz antropologa kulturowego zafascynowanego subkulturą otaku. I niestety – o ile ona próbuje ją zbadać głębiej, mnie temat tym bardziej nudził. Trudno mi zrozumieć japońskich dorosłych niedojrzałych chłopców alienujących się na rzecz nierealnego świata fantazji i bajek. Z drugiej strony przyjmuję wytłumaczenie, dlaczego w Japonii to jest tak popularne zjawisko: „[Takeshi] Murakami twierdzi, że powojenna Japonia, żyjąc w kolonialnej zależności od Stanów Zjednoczonych, nie miała szansy dorosnąć. Kategorię dziecięctwa odnosi on do instytucji politycznych i psyche Japończyków. Jego zdaniem infantylność i bezsilność to od kilkudziesięciu lat współzależne i napędzające się cechy „superpłaskiej” japońskiej kultury, w której wizerunki apokaliptycznych katastrof, militarnych gadżetów i perwersyjnej erotyki sąsiadują z dziecięcą słodyczą typu Hello Kitty.”
Czy Joanna Bator wytłumaczyła mi Japonię? Tak i nie. Wyjaśniła jednak to, że czasem nie bez przyczyny ten rekin nagle pojawia się tam, gdzie byśmy się go najmniej spodziewali. I że nie zawsze musi to być dziwne zjawisko.
„Jeśli w waszym ogródku wyląduje któregoś poranka zielonopióra kosmitka z syrenim ogonem i skrzydłami anioła, mokra od rosy, lećcie w ślad za nią. Zostawcie stare kapcie i talerz pomidorówki. Gdy któregoś dnia w waszym parku nagle spadnie rekin łososiowy, przyjrzyjcie się mu dokładnie, dotknijcie jego skóry, możecie nawet spojrzeć mu w lekko zamglone oczy i wsadzić palec do pyska. Czasem od takich przygód zaczyna się pisanie.”
5/6
_______________
*Wszystkie cytaty: Joanna Bator – „Rekin z parku Yoyogi”; wyd. W.A.B. - seria Terra Incognita
Recenzję dodaję do czytelniczego wyzwania: Polacy nie gęsi, czyli czytamy polską literaturę
zaznaczona z etykietką: do przeczytania ;) pozdrawiam
OdpowiedzUsuń:) Ja teraz czekam na tę nową już zapowiadaną.
Usuń