wtorek, 31 marca 2015

Hinduskie migawki. Jhumpa Lahiri - Tłumacz chorób


„Pan Kapasi wierzył, że ze światem jest wszystko w porządku, że każdy wysiłek jest nagradzany, a wszystkie życiowe pomyłki na koniec zyskują sens.” *

Wprawdzie Misia nie ma żadnego związku z tą książką, ale dzielnie mi towarzyszyła podczas lektury ;)


Wyobraźcie sobie, że włączacie telewizor na jeden kanał, chwilę oglądacie na nim jakiś film, a następnie przerzucacie na kolejny kanał, po czym po chwili przełączacie na jeszcze inny. Nie znacie początku ani końca emitowanego programu lub filmu, ale zatrzymaliście się na chwilę, bo nadawany akurat fragment z jakichś powodów był interesujący.

Podobnie mogę określić „Tłumacza chorób”. W tym przypadku wkraczałam w fabułę dziewięciokrotnie, byłam w niej na chwilę, by przejść do kolejnego życiorysu. Dziewięć krótkich opowiadań, które zaserwowała Jhumpa Lahiri, Amerykanka hinduskiego pochodzenia, trudno określić jednoznacznie.

Na pewno to bardzo kobieca książka, ponieważ buzuje od emocji. Nawet pomimo tego, że te często kryły się pod maską obojętności. Autorka, z reżyserskim talentem kieruje akcją, której tak naprawdę nie ma. Opowieści są tak samo zwykłe, jak zwykłe potrafi być na co dzień życie. I tak samo naładowane radością, smutkiem, żalem, tęsknotą, nadziejami, obawami i pasją.

Są więc tutaj małżonkowie, którzy po stracie dziecka nie potrafią już ze sobą rozmawiać, jest mężczyzna, który w Indiach pogrążonych w wojnie indyjsko-pakistańskiej zostawił żonę i siedmioro córek i nie ma pewności, czy po powrocie do ojczyzny jeszcze je zobaczy, a także młode małżeństwo, które w zakupionym domu odkrywa dewocjonalną pasję dawnych właścicieli. Są tutaj aranżowane małżeństwa, zdrady, poszukiwania własnej seksualności, marzenia, odkrywanie własnych słabości, ale też i poszukiwanie odwagi. 

„Tłumacz chorób” może być ciekawą, zajmującą lekturą, ale uwaga! – nie dla wszystkich. Rytm jest jednostajny, nie ma tu też miejsca dla zwrotów akcji, albo wielkich zagadek. To bardzo stonowana książka, którą można odbierać tak, jakby świat oglądało się zza firanki – obraz jest widoczny, ale nie jaskrawy. Ważniejsze są kontury niż ostrość postrzegania.



Książka w 2000 r. zdobyła nagrodę Pulitzera w dziedzinie literatury

4/6
____________________________
* Jhumpa Lahiri – Tłumacz chorób (tyt.oryg. Interpreter of Maladies, przekł. Maria Jaszczurowska), wyd. Znak Kraków 2002

Recenzja bierze udział w wyzwaniu:

4 komentarze:

  1. Chyba nie do końca bym się odnalazła w tej lekturze. Choć nie zamierzam jej skreślać, może nadarzy się okazja i po nią sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Skoro książka dostała Pulitzera, to chętnie bym ją poznała. Tym bardziej, że kusi sam fakt, że napisała ją osoba hinduskiego pochodzenia. Ciekawe, czy widoczne są w niej jakieś zderzenia kulturowe?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zderzenia kulturowe nie bardzo, bo opowieści pomimo tego, że dotyczą głównie Hindusów mieszkających w Stanach wciąż obracają się w jednej sferze kulturowej. Bardziej uwypuklony jest tutaj kontekst tęsknoty za utraconą ojczyzną i rodziną, która jest daleka. Więcej tego, o co pytasz było w "Podróży na sto stóp".

      Ale książka jest dość ciekawa. Chętnie Ci ją podaruję.

      Usuń


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...