Big Book Festival 2015 przeszedł już do historii. Czas więc na małe jego podsumowanie z mojej perspektywy.
Jeżeli miałabym porównywać go z edycją zeszłoroczną (w 2013 r. niestety nie uczestniczyłam) - tegoroczny zdecydowanie wygrywa. Przede wszystkim jedna wspólna lokalizacja - tym razem zamiast rozsianych po Śródmieściu kilku punktów festiwalowych (w zeszłym roku m.in. Dom Towarowy Braci Jabłkowskich, Stacja PKP Śródmieście, czy Dom Artysty Plastyka na Mazowieckiej) całość odbyła się w oldschoolowych wnętrzach poszczególnych budynków byłej fabryki serów topionych przy Hożej 51.
Na dodatek program był ułożony na tyle dobrze, że spotkania w salach zaczynały się co dwie godziny, a więc jedno nie zaczynało się połowie innego. Na terenie było też sporo (w dobrze oznaczonych koszulkach) wolontariuszy, którzy chętnie udzielali informacji.
Jedyny minus, jaki upatruję, to taki, że aby dostać się do sal, trzeba było pokonać schody, co dla osób na wózkach - mogłoby sprawiać kłopot. Gdybam, bo nie zauważyłam osób na wózkach, ale na przyszłość dobrze, aby organizatorzy postarali się o pochylnie. A na placu na terenie fabryki fajnie byłoby, gdyby mogły zaparkować 2-3 różne foodtrucki. Nie zawsze bowiem był odpowiedni zapas czasu między spotkaniami, aby czekać na serwis w nieodległych jadłodajniach. Może organizatorzy rozważą tę propozycję przy okazji kolejnego BBF?
Na dodatek program był ułożony na tyle dobrze, że spotkania w salach zaczynały się co dwie godziny, a więc jedno nie zaczynało się połowie innego. Na terenie było też sporo (w dobrze oznaczonych koszulkach) wolontariuszy, którzy chętnie udzielali informacji.
Jedyny minus, jaki upatruję, to taki, że aby dostać się do sal, trzeba było pokonać schody, co dla osób na wózkach - mogłoby sprawiać kłopot. Gdybam, bo nie zauważyłam osób na wózkach, ale na przyszłość dobrze, aby organizatorzy postarali się o pochylnie. A na placu na terenie fabryki fajnie byłoby, gdyby mogły zaparkować 2-3 różne foodtrucki. Nie zawsze bowiem był odpowiedni zapas czasu między spotkaniami, aby czekać na serwis w nieodległych jadłodajniach. Może organizatorzy rozważą tę propozycję przy okazji kolejnego BBF?
Przejdźmy jednak do samych spotkań z autorami. Bardzo żałuję, że przegapiłam, jeszcze przed startem festiwalu, zapisów na spotkania z ograniczoną ilością miejsc. Tym samym koło nosa przeszły mi wykłady z elementami kryminalistyki (którą bardzo mnie interesuje jako dziedzina wiedzy). Moje gapiostwo - moja strata.
Natomiast spotkania, w których wstęp był wolny oceniam różnie. Rozczarowało mnie spotkanie pn. „10 okładek, które zmieniły świat”. Znacie cykl „Twarz Książki” na Czytelniczym, więc zapewne zdążyliście zauważyć, że to w pewien sposób mój książkowy „konik”. Spotkanie, które prowadziła pani Monika Małkowska dużo obiecywało. I jakkolwiek prowadząca była sympatyczna i z pasją opowiadała o rzeczach, które ją interesują, tak mam wrażenie (nie tylko ja), że zaledwie „szturchnęła” temat rozwodząc się o rzeczach pobocznych. Spotkanie uratowała ostatnia część prezentująca najgorsze okładki książek.
Crème de la crème najgorszych. Wzbudziła aplauz na sali ;)
Tym bardziej, że wpisuje się w tegoroczne hasło ;)
Były też spotkania, które mieszczą się w kategorii średniaków, po których nie oczekiwałam zbyt wiele, ale nie żałuję, że w nich uczestniczyłam (vide rozmowa z Angeliką Kuźniak i Janą Hensel o różnicach młodzieży ówczesnego PRL-U i DDR-u na przykładzie Słubic i Frankfurtu). Ale też i takie, podczas których prowadzący (chyba się narażę ;)) byli zbyt serio i z odczuwalnym namaszczeniem zadawali pytania autorom (Bartosz Panek prowadzący spotkanie ze Stefanem Chwinem i Eugene Ruge’m oraz Michał Nogaś ze Swietłaną Aleksijewicz).
Zdarzyły się oczywiście spotkania - „perełki”. Wbrew pozorom do takich nie zaliczę jednak spotkania ze Swietłaną Aleksijewicz. Owszem - było ciekawe, autorka interesująco opowiadała, jednakowoż spotkanie nie „porwało” mnie tak, jak reportaże Aleksijewicz.
Może dlatego, że byłam świeżo po lekturze „Czasów Secondhand” i trochę wiadomości było dla mnie jednak wtórnych. Odpuściłam sobie za to bardzo popularne i tłumne spotkania z Zadie Smith, Sofi Oksanen i Herbjørg Wassmo.
Może dlatego, że byłam świeżo po lekturze „Czasów Secondhand” i trochę wiadomości było dla mnie jednak wtórnych. Odpuściłam sobie za to bardzo popularne i tłumne spotkania z Zadie Smith, Sofi Oksanen i Herbjørg Wassmo.
Które zatem spotkania są dla mnie faworytami tej edycji? Zdecydowanie „Rok 1955: narodziny Pałacu”, czyli rozmowa o PKiN z Beatą Chomątowską (w lipcu premiera jej książki właśnie o „pałacowych ludziach”) i Panią Hanną Szczubełek - emerytowaną kronikarką pałacu, która pracuje w nim już 55 lat. Spotkanie, umiejętnie prowadzone przez Jerzego Sosnowskiego, obfitowało w wiele ciekawostek, dykteryjek, a nawet mały quiz z nagrodami skierowany do publiczności z pytaniami zadawanymi przez panią Hannę. Od pani Hanny na koniec spotkania otrzymałam zdjęcie PKiN i nie zawahałam się oczywiście poprosić obie przemiłe Panie o autografy :)
Drugim świetnym spotkaniem obwołuję to z prowadzącą Barbarą Włodarczyk, w których przepytywała Janusza L. Wiśniewskiego, Władymira Sorokina i Borisa Reistchustera (zostałam fanką tego Niemca za jego poczucie humoru, celne odpowiedzi i piękny rosyjski akcent). Duet Włodarczyk – Reistchuster to moi ulubieńcy tej edycji.
Ogromnie żałuję, że poprowadzenie spotkania ze Swietłaną Aleksijewicz nie zaproponowano właśnie Pani Barbarze. Cenię ją za bogatą wiedzę o Rosji i krajach byłego ZSRR (uwielbiałam oglądać jej autorski program „Szerokie tory”) i myślę, że jej entuzjazm i znajomość tematu bardzo podniosłaby poziom spotkania, w którym Nogaś, moim zdaniem, się nie sprawdził.
Od lewej: Barbara Włodarczyk, Janusz L. Wiśniewski, Władimir Sorokin i Boris Reitschuster
Ogromnie żałuję, że poprowadzenie spotkania ze Swietłaną Aleksijewicz nie zaproponowano właśnie Pani Barbarze. Cenię ją za bogatą wiedzę o Rosji i krajach byłego ZSRR (uwielbiałam oglądać jej autorski program „Szerokie tory”) i myślę, że jej entuzjazm i znajomość tematu bardzo podniosłaby poziom spotkania, w którym Nogaś, moim zdaniem, się nie sprawdził.
Samo hasło przewodnie tegorocznego festiwalu „Człowiek nie pies i czytać musi” było trochę naciągane. Zdecydowanie najbardziej podoba mi się hasło I edycji: "Papier nie umiera nigdy".
Ale jeżeli pomogło zaktywizować właścicieli psich pupili do wspólnego spaceru na festiwal (psom wstęp dozwolony), to tylko się cieszyć. Rola maskotki przypadła „psu z ADHD” (jak usłyszałam mimochodem na festiwalu), czyli okładkowej Miszy ;)
Ale jeżeli pomogło zaktywizować właścicieli psich pupili do wspólnego spaceru na festiwal (psom wstęp dozwolony), to tylko się cieszyć. Rola maskotki przypadła „psu z ADHD” (jak usłyszałam mimochodem na festiwalu), czyli okładkowej Miszy ;)
Na koniec jeszcze jedno spostrzeżenie: zanim został ogłoszony tegoroczny program festiwalu, liczyłam na to, że (wzorem zeszłorocznego) w ramach festiwalu stanie się małą tradycją przybliżenie sylwetki któregoś/którejś z polskich pisarzy/pisarek (w 2014 r. Jarosław Iwaszkiewicz). Może za rok bohaterem "patronem" zostanie jednak np. Tyrmand, Gombrowicz, Wańkowicz, Lem, Mniszkówna, Nałkowska lub Samozwaniec.
Mimo tych skromnych uwag bardzo pozytywnie odbieram BBF. I cieszę się, że nie tylko powstaje coraz więcej okołoksiążkowych wydarzeń, ale i naprawdę sporo osób w nich uczestniczy. Czytelniczy duch, wbrew pesymistycznym głosom, jeszcze w narodzie nie zginął :) I bardzo dobrze! Dziękuję ekipo Big Book :) Czekam na przyszłoroczny festiwal :)
Na zakończenie mojego wywodu zostawiam Wam kilka zdjęć z imprezy, a sama pytam o Wasze wrażenia. Byliście? Co zaliczacie na poczet plusów i minusów? Kto w Waszym rankingu uzyskał status gwiazdy Big Book Festiwal 2015? Chętnie się dowiem :)
A w tle w czerwonym turbanie... Zadie Smith
Autorką poniższych, uwiecznionych na zdjęciach uroczych rysunków jest Alicja Rosé
Chciałam się wybrać, ale jakoś nie mogłam się zorganizować. Następnym razem. Wygląda bardzo ciekawie, aż się nie mogę doczekać!
OdpowiedzUsuńNo tak - ja żałuję, że nie byłam na I edycji. Kolejna przed nami - mam nadzieję :)
UsuńNo przecież był polski bohater festiwalu - Jerzy Pilch.
OdpowiedzUsuńNiech Ci będzie ;) Ale w domyśle chodziło mi o tych starszych, mniej już czytanych i popularnych, których można by "odkurzyć" ;)
UsuńNo przecież nie było to zrobione z takim rozmachem jak profil Iwaszkiewicza w zeszłym roku. ;)
UsuńStąd właśnie mój postulat "odświeżenia" literatów ;)
UsuńMi niestety nie udało się dotrzeć, choć wybierałam się choćby na niedzielne spotkanie z Herbjorg Wassmo :(
OdpowiedzUsuńSzkoda, bo wydarzenie było świetne i tym razem lepiej zaplanowane, niż w roku poprzednim.
Usuń