„W Pjongjangu żyje się jak w akwarium. Wszystko, co mówisz i robisz, będzie obserwowane. Nie będziesz bezpieczna nawet we własnej kwaterze. Mogą przeszukać twoje rzeczy. Jeśli prowadzisz dziennik i zapiszesz w nim coś niezbyt pochlebnego, nie zostawiaj go w swoim pokoju. Nawet tam może być podsłuch i mogą nagrywać każde twoje słowo. Po prostu wyrób sobie nawyk niemówienia wszystkiego, co ci przyjdzie do głowy, niekrytykowania rządu i tak dalej, żeby coś ci się nie wymsknęło.
Kiedy wrócisz z Pjongjangu, unikaj wywiadów z prasą. Opowiadaj o swoich przeżyciach tylko zaufanym osobom. Nie podawaj prasie żadnych informacji o PUST.”
Wydawać by się mogło, że po przeczytaniu kolejnej z rzędu książki o Korei Północnej nie trafi się już w niej na nic nowego, co można było przeczytać w kilku poprzednich. Wiadomo przecież, że w KRLD dyktatorsko rządzi klan Kimów, że jest tam wielka bieda, technologiczne zacofanie, powszechna cenzura, obozy śmierci, że bogiem jest wiadomo kto.
A jednak nie! Za każdym razem, choć pieśń brzmi znajomo, znajduję coś nowego, coś co znowu wprawia mnie w zdumienie, co jest niepojęte dla człowieka zachodniego, kapitalistycznego, sytego świata. Tym razem rzecz wcale nie o biedzie będzie, skoro mowa o elitach. Bo o szkole dla wybrańców, dla młodych mężczyzn, których rodzice stoją w pierwszych rzędach władzy, którzy cokolwiek mogą, mają wpływ na tę rzeszę niemych obywateli KRLD.
PUST – Pjongjański Uniwersytet Naukowo – Techniczny (Pyongyang University of Science and Technology), elitarna szkoła utrzymująca się - uwaga! – z datków chrześcijańskich obywateli Zachodu o koreańskich korzeniach. Czyż to nie brzmi jak zgryźliwy chichot?
75 nauczycieli – około 30 białych reszta pochodzenia koreańskiego, ale z różnych krajów świata (ale oczywiście z wyłączeniem Korei Południowej). Mniej więcej połowa potrafi porozumieć się po koreańsku, jednak ze studentami należy konwersować wyłącznie po angielsku. Zapewne po to, aby studenci nie traktowali nauczycieli jako swoich, tylko wciąż jako osoby z wrogiego kapitalistycznego świata.
Ale to jeszcze nie koniec: wszelkie książki i inne materiały dydaktyczne, plany lekcji i tematyka zajęć oraz zagraniczne filmy muszą wcześniej przejść weryfikację i zostać zatwierdzone przez tzw. odpowiedników, czyli północnokoreańskich pracowników dydaktycznych nadzorujących naukę na PUST.
A poza tym ani mru mru o życiu poza granicami wspaniałej, bogatej, wręcz świętej KRLD. Nie pytaj o tym ani ty – koreański uczniu swojego zachodniego nauczyciela, ani ty wrogu, który uczysz nasze elity nie waż się mówić cokolwiek. W przeciwnym razie napykacie sobie biedy. No tak, przyznacie sami, że to nie brzmi optymistycznie.
Podobnie jak i to, że Koreańczycy z Północy żyją w atmosferze hiperczujności. KRLD to kraj niewolników i żołnierzy, w którym każde miejsce pracy określa się jako pole bitwy z kapitalistycznym, wrogim światem. Podobnie rzecz ma się ze studentami i ich nauką. Swoją drogą – cóż za sprzeczność: nauczyciele z zachodniego świata uczą angielskiego dzieci północnokoreańskich elit, aby te w niedalekiej przyszłości, dzięki swojej znajomości języka mogły lepiej walczyć z tymi, których nauczono traktować jako wroga.
„W pierwszej chwili pomyślałam, że wyglądają jak armia. Rozejm podpisano ponad pół wieku temu i reszta świata poszła do przodu. Nawet większość Koreańczyków z Południa przestała rozpamiętywać wojnę. Chociaż wszyscy mężczyźni muszą odbyć tam obowiązkową służbę wojskową, ludzie nie żyją w ciągłym poczuciu zagrożenia. Natomiast tutaj wyglądało to tak, jakby ktoś w 1953 roku olbrzymim kciukiem wcisnął guzik pauzy i nawet studenci byli gotowi do bitwy.”
Niedogodność nauczania na PUST objawia się na wielu płaszczyznach: ciągłej kontroli, brakach materiałów dydaktycznych i podejrzliwej kontroli istniejących, bariery kulturowej, różnicach mentalnych, opartych na zgoła innych kodeksach wartości moralnych. A w dużej mierze także podstawowej wiedzy o świecie:
„W drugim tygodniu, za zgodą odpowiedników, wykładowcy zaczęli wprowadzać gry towarzyskie – quizy, konkursy ortograficzne, kalambury. Od razu uderzył mnie ich zdumiewający brak ogólnej wiedzy o świecie. To byli najbystrzejsi studenci w Korei Północnej, jednak na zdjęcia siedziby ONZ, Tadż Mahal czy piramid w Gizie patrzyli z niezbyt mądrymi minami, nie mając pojęcia, co przedstawiają. Kilku osobom udało się odgadnąć nazwy i położenie wieży Eiffla oraz Stonehenge, ale dopiero po długotrwałym jąkaniu się i plątaniu. Prawie nikt nie wiedział, jaki kraj pierwszy wysłał ludzi na Księżyc, mimo że specjalizowali się w naukach ścisłych. Większość nie miała pojęcia, w którym roku wynaleziono komputery; dopiero po długich naradach jedna z drużyn zaryzykowała odpowiedź: 1870.”
I tak to właśnie wygląda: elitarni studenci elitarnej szkoły nie mający pojęcia o pewnych elementarnych dla nich rzeczach. Ich wiedzę w dziedzinie komputerów i Internetu przewyższają 10-latkowie z Zachodu. Ale za to oni, ci elitarni potrafią składać z orgiami modele wojskowych samolotów. No cóż - jakie elity, taka wiedza...
W ramach nauczania przez Suki Kim jej uczniowie mieli za zadanie pisanie listów. Nie zawsze na zadany z góry temat, o treści mieli decydować uczniowie. To było chytre posunięcie, bo przecież może czegoś nie można powiedzieć w grupie, ale napisać na kartce już owszem. I jaki był efekt tego zabiegu? W większości przypadków ich treść była bardzo politycznie poprawna, zgodna z regułami reżimowej gry w ukrywanie uczuć i swojego zdania. Ale z biegiem czasu, wraz z rozwijaniem się więzi na linii uczeń i nauczyciel, te listy, choć wciąż zawoalowane, w podtekstach zaczynały być bardziej otwarte i osobiste. To smutne, że gra, której reguły Suki Kim musiała zaakceptować na czas (z przerwą) półrocznego pobytu, ci młodzi ludzie muszą traktować jako swoje prawdziwe życie.
Suki Kim podzieliła się w książce nie tylko swoimi wspomnieniami z bycia wykładowcą na PUST i życia na szkolnym kampusie. Jako że mowa o KRLD, autorka w książce umieściła także obszerne fragmenty o ciemnych stronach z historii swojej rodziny. Ona sama wychowująca się w Korei Południowej miała to szczęście, którym nie zostali obdarzeni jej ciocie i wujkowie porwani za północną granicę 38 równoleżnika. Przeszłość i strata członków rodziny wielokrotnie odciskały piętno na stosunkach rodzinnych. Ale i miała wpływ na depresyjne chwile, które dopadały ją w trakcie nauczania na PUST.
To książka o oszukanym życiu młodych ludzi, którzy, co gorsza nawet nie zdają sprawy, że błądzą we mgle. I o tym, że kapitalistyczny świat Zachodu oprócz swoich ciemnych stron, ma przede wszystkim wiele zalet. Mamy wolność osobistą, swobodny dostęp do informacji i możliwość wyrażania swojego zdania, które w KRLD są tak odległe jak dla nas droga do gwiazd. Gorąco polecam lekturę, ale i uprzedzam, że ten reportaż wcale nie jest małego kalibru.
Suki Kim podzieliła się w książce nie tylko swoimi wspomnieniami z bycia wykładowcą na PUST i życia na szkolnym kampusie. Jako że mowa o KRLD, autorka w książce umieściła także obszerne fragmenty o ciemnych stronach z historii swojej rodziny. Ona sama wychowująca się w Korei Południowej miała to szczęście, którym nie zostali obdarzeni jej ciocie i wujkowie porwani za północną granicę 38 równoleżnika. Przeszłość i strata członków rodziny wielokrotnie odciskały piętno na stosunkach rodzinnych. Ale i miała wpływ na depresyjne chwile, które dopadały ją w trakcie nauczania na PUST.
To książka o oszukanym życiu młodych ludzi, którzy, co gorsza nawet nie zdają sprawy, że błądzą we mgle. I o tym, że kapitalistyczny świat Zachodu oprócz swoich ciemnych stron, ma przede wszystkim wiele zalet. Mamy wolność osobistą, swobodny dostęp do informacji i możliwość wyrażania swojego zdania, które w KRLD są tak odległe jak dla nas droga do gwiazd. Gorąco polecam lekturę, ale i uprzedzam, że ten reportaż wcale nie jest małego kalibru.
„Teraz, kilka lat później, ich twarze wciąż do mnie wracają, jedna po drugiej, i ogarnia mnie matczyne uczucie wobec nich, tych dziwnych dzieci, nieświadomych zewnętrznego świata. Dzieci, które nauczyłam mówić. A jednak mam nadzieję, że zapomnieli wszystko, co w nich obudziłam, i zostali po prostu żołnierzami reżimu. Nie chcę sobie wyobrażać, co mogło się stać, jeśli zapamiętali moje lekcje i mnie, i jeśli zaczęli kwestionować system. Nie mogę znieść myśli, że którykolwiek z moich studentów (…), mógł skończyć w jakimś ciemnym, zimnym miejscu, w jednym z obozów pracy istniejących w całej Korei Północnej. Ta myśl wciąż sprawia, że nie mogę w nocy spać.”
6/6
_________
*cytaty: Suki Kim – Pozdrowienia z Korei. Uczyłam dzieci północnokoreańskich elit (Without You, There Is No Us. My time with the sons of North Korea’s elite; przekł. Agnieszka Sobolewska), wyd. Znak litera nova 2015
Kupiłam tę książkę dwa tygodnie temu. Po przeczytaniu reportażu Barbary Demick "Światu nie mamy czego zazdrościć" jestem ciekawa każdej pozycji, która dotyczy Korei Północnej.
OdpowiedzUsuńO tak! Reportaż Demick podobał mi się najbardziej. Ale zerknij na moje pozostałe recenzje dot. KRLD - też o interesujących książkach.
UsuńMam bardzo dużą ochotę poznać ten tytuł bliżej. Lubię czytać o Azji wschodniej. Na pewno wcześniej czy później przeczytam :)
OdpowiedzUsuńBardzo Ci polecam. To zagadkowy i przerażający kraj, na pewno wiele rzeczy Cię zdziwi i zaskoczy w książkach o Korei Północnej.
UsuńCzęsto podśmiewamy się z bratem z północnokoreańskiego boga - Kim Dzong Una, bo na nic innego nas nie stać. Bezradność świata wobec tego żałosnego człowieczka jest przerażająca, współczuję ludziom, którzy muszą żyć W JEGO państwie.
OdpowiedzUsuńWiesz, czasem tak sobie myślę, że chętnie pojechałabym tam jako turystka, zobaczyć ten zamknięty, dziwny świat. Ale zaraz sobie racjonalnie myślę, że taka wycieczka to jednak spore niebezpieczeństwo.
UsuńAaaa... Mam tą książkę, mam!!! hahaha Ale jeszcze jej nie czytałam, czeka sobie w kolejce na półeczce. Na jakimś portalu też widziałam był wywiad z autorką książki, chyba na wp.
OdpowiedzUsuńJusta
ps.
Wchodzę ostatnio do Muzy a tam... regał "adoptuj książkę", byłam w szoku, że coś takiego pojawiło się w tym mieście.
O widzisz! I to się bardzo dobrze składa, bo tego egzemplarza nie mam na własność, więc pożyczka nie wchodziłaby w grę. Ale jak widać - wyszłaś na przeciw tej drobnostce ;) Przeczytaj - dobra jest.
Usuńps. Jak widać do L. też dociera czytelnicza kultura ;) Mają coś interesującego, czy na razie same stare zrzuty?
Pozdr! :)