Drodzy Czytelnicy Czytelniczego,
życzę Wam spokojnych, wesołych, rodzinnych, pogodnych, spacerowych, zrelaksowanych i zaczytanych świąt. Niech słońce świeci, stół serwuje pyszności, a czas niech tym razem leniwie odlicza kolejne minuty.
Godzinę później, na zewnątrz, Quoyle rozpalił ognisko, ciotka wyjęła z torby jajka, pognieciony chleb, masło i dżem. Sunshine, przytulona do ciotki, odbierała produkty. Dziewczynka rozpakowała masło, ciotka rozsmarowała je kawałkiem drewna, którego używała zamiast noża, pomieszała jajka drżące na patelni. (...)
Usiedli przy ognisku. Przesycone dymem mocne piwo jak dar ofiarny na kamiennym ołtarzu, pomyślała ciotka wpatrzona w iskry wzlatujące ku niebu. Bunny i Sunshine przytuliły się do Quoyle'a. Bunny pogryzała zwiniętą kromkę chleba - dżem przypominał oko tostera - i obserwowała wirujący dym.
- Tato, dlaczego dym się kręci?
Quoyle odrywał kawałki chleba, kładł na nie odrobinę jajka i mówił: "Oto mały, żółty kurczaczek wchodzi do nory wilkołaka", po czym wkładał kawałki chleba do ust Sunshine. Później dziewczynki znowu wstały i zaczęły biegać wokół domu, przeskakując nad zardzewiałymi linami, którymi przywiązano dom do skały.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz