"Kiedy się wyprowadzimy - wszystko będzie inaczej - mówił i
patrzył jak Anka przestaje pisać, odwraca się bokiem do biurka, znów są ze
sobą, zamknięci w jednej myśli jak w bańce." *
"Życie w czystej postaci, bez domieszek, pozbawione dążeń,
ambicji, klęsk. Żadnych zwycięstw - pomyślał. - Boże, przede wszystkim
zwycięstw. Wstrząsnął nim dreszcz, mimo, że w pokoju było ciepło."
Trzy pary mieszkające w jednej kamienicy. Anka i Julek. Ona
aspirująca do roli autorki reportaży pisząca od kilku lat – bez rezultatów. On –
inżynier, żyjący marzeniem o cudownej wizji ich związku. Krzysiek i Mała –
bezrobotny geodeta, przed żoną ukrywający stratę etatu w biurze projektowym, niby wychodzi wciąż do
tej samej pracy, a tymczasem bywa dostawcą pizzy, innym razem zbieraczem
żelastwa. Mała – nauczycielka, dawna pianistka z szansą na karierę. Ich związek
to nieustanne zmaganie się z brakiem pieniędzy i ruiną domu – przybudówką,
która nie jest dobra do mieszkania ani dla nich, ani dla trójki ich dzieci.
Kochany i Kochana – starsze małżeństwo, których dzieci wyfrunęły już z gniazda.
Spędzają czas w pokoju telewizyjnym. Niegdyś – on znany prezenter telewizyjny,
który zrezygnował z zawodu, bo czuł się przemęczony wyścigiem szczurów i wypalony,
ona – malarka, której obrazy nigdy nie zostały właściwie docenione. Wszyscy oni
żyjący marzeniami i swoimi wizjami codzienności, których obraz dla każdego z
osobna jest inny.
„Płaskuda” jest intrygującą opowieścią. Na wstępie nie
wszystko było podane na tacy i oczywiste. Raczej zawoalowane. Wgryzając się
pomału w fabułę i żyjąc z bohaterami układałam sobie w głowie ich historie od
retrospektywy aż do aktualnego momentu. Wściekałam się na Julka, że jest tak
skupiony na swojej wizji związku, że nie zwraca uwagi na to, że „my”, to przede wszystkim „ja” i „ty”. I że
każdy powinien mieć przestrzeń, by móc swobodnie oddychać. Anka zaś – skupiona na
pisaniu zdaje się nie zauważać „własnościowych” zapędów partnera. Krzysiek –
może i skupiony na rodzinie ale kompletnie nie umiejący komunikować się z żoną.
Mała z nim zresztą też. Małżeństwo, którym głównym punktem są dzieci i szara
codzienność. Bez zarezerwowanego miejsca na czułość i szczerą rozmowę. Kochany
i Kochana – z pozoru pogodzone z życiem małżeństwo, które żyje tylko budową
domku na Mazurach. A naprawdę tęskniące za niezrealizowanymi marzeniami w życiu
zawodowym.
Wszyscy oni zawieszeni w czasie, czekający na zmiany,
łudzący się, że przeprowadzka da im szczęście i pozwoli odnaleźć to, czego
szukali. Kibicowałam Ance - trzymałam kciuki za reportaż o Czeczence Larysie, ale
nie spodziewałam się, że zrobi to, czego tak bardzo nie chciała. Liczyłam na
to, że Mała na nowo zacznie grać ulubione melodie na „pożyczonym” pianinie i
nie będą to tylko piosenki dla dzieci. Że założy jeszcze czarną koncertową i
zagra przed pełną salą. Czekałam na przeprowadzkę starszego małżeństwa na
Mazury. Rozczarowały mnie wybory bohaterów. Tym lepiej, bo chociaż książka mnie miejscami znużyła i zirytowała, to w ostatecznym rozrachunku jednak pozytywnie zaskoczyła, a przedstawiona historia - zainteresowała. Szkoda było ją kończyć.
Po lekturze jednak pojawiła się jedna, szczególna konkluzja - w związku trzeba mówić, trzeba potrafić rozmawiać, komunikować się, dyskutować, słuchać i słyszeć. Tylko tyle.
5/6
____________
* wszystkie cytaty: Grażyna Jagielska - Płaskuda, wyd. WAB
* wszystkie cytaty: Grażyna Jagielska - Płaskuda, wyd. WAB
Zaintrygowałaś mnie tą recenzją... Choć teraz inna książka Jagielskiej jest na topie, ta też wydaje się być ciekawa.
OdpowiedzUsuń"Miłość z kamienia" zapewne masz na myśli? ;) To też mam na liście, ale póki co nie mam egzemplarza.
UsuńSwoją drogą - mam ochotę nadrobić trochę rodzimej literatury, więc stosik się zbiera ;) Kolejna czeka Sylwia Chutnik, bo też jej nie znam.