Uzmysłowiłam sobie któregoś razu to, jak bardzo wizualnie nierówny jest poziom plakatów filmowych. Okazało się, że plakaty, które zapowiadały filmy w PRL-u były swoistymi perełkami. Obecnie - są sklejką zdjęć i krzykliwego tekstu. Całe szczęście plakaty teatralne wciąż jeszcze trzymają poziom.
Różnie bywa również na księgarskim rynku w Polsce. Dokonałam, od dawna planowanego, przeglądu swojej biblioteczki pod kątem twarzy książki i posegregowałam je na kilka kategorii. Poniżej ich reprezentanci.
1. Okładki, których nie lubię.
W tym gronie są okładki, które nazywam „gazetowymi”. To moim zdaniem bardzo dobry przykład pójścia na łatwiznę przez wydawcę. Wystarczy ładna buzia, tytuł oraz ewentualnie informacja o bestsellerze z wyimkiem recenzji bardzo znanej osoby.
Dopełnieniem okładek „gazetowych” są okładki filmowe. Jestem w stanie zrozumieć tutaj motywację wydawcy – nie każdy najpierw czyta książkę, a dopiero później idzie na ekranizację do kina. A jak mu się jednak film spodoba – łatwiej przecież odnajdzie pierwowzór na półce w księgarni. Tworzy się jednak w związku z tym pewien dysonans: co jest pierwsze: najpierw była książka, na podstawie której nakręcono film, czy odwrotnie?
2. Okładki, które toleruję.
Z kategorii „gazetowych” wyłączam okładki tzw. „rodzinne”, kiedy książka zawiera wspomnienia, dzienniki lub zbeletryzowaną historię prawdziwej rodziny, a na okładce zamieszczono zdjęcie z rodzinnego albumu.
Okładki „bezpieczne” lub „poradnikowe”, zwane przez Pana R. okładkami „klasycznymi”.
Są poprawne, nie narzucają się, ale mają mniejsze szanse, że je zapamiętam.
3. Okładki, które lubię i które mi się podobają.
Rzadko mi się zdarza kupić książkę przez okładkę, ale czasem jednak tak bywa. Takimi szczęściarzami są trzy pierwsze okładki na górze zdjęcia.
Lubię również, kiedy okładka jest spójna z treścią lub się do niej odwołuje chociażby metaforycznie. To dla mnie znak, że wydawca wie, co wydaje. Oraz, że zależy mu na dobrze dobranej okładce, ewentualnie ma szczęście do dobrego grafika ;)
Mam jeszcze inną klasyfikację okładek:
1. Okładki z recyklingu - sytuacja, kiedy dwie różne książki, ba – nawet dwóch różnych wydawnictw posiadają taką samą, albo bardzo podobną okładkę. Printscreen pochodzi z bloga Dziennik Pokładowy, zdjęcie po prawej powieści Somozy pochodzi z mojej biblioteki.
Po więcej przykładów zapraszam na stronę Kulturą w płot. Możecie się nieco zdziwić.
2. Ładne/brzydkie, czyli ten sam autor, ten sam tytuł, inna okładka. Górne zdjęcie, to książki z moich zbiorów, dolne - okładki, które wolałabym mieć.
3. Różnorodność - ten sam autor, różne tytuły, nierówność pod kątem wizualnym. Przykład książek, których już nie mam na regale, ale zanim je wymieniłam na inne – zdążyłam zrobić zdjęcie okładkom: zdjęcie po lewej - znienawidzony typ filmowy, po prawej – okładka, o której mogłabym powiedzieć, że mi się podoba.
Przykładem szczęśliwca niech będzie Haruki Murakami. Na polskim rynku jego książki z reguły mają dobre, eleganckie lub barwne okładki. Ale i zagraniczne wcale nie są gorsze.
Na koniec zostawiam Was z garścią ciekawych linków:
A Wy? Zwracacie uwagę na okładki książek? Macie jakieś ulubione lub które Wam się wyjątkowo nie podobały? Chętnie o tym poczytam :)
_____________________________________________________
P.S. Przepraszam za jakość zdjęć - niestety robione telefonem ;)
Bardzo fajny wpis! :) Przeczytałam i obejrzałam z zaciekawieniem:).
OdpowiedzUsuńJa raczej nie wybieram książki sugerując się okładką, ale np kupując "Grę o tron" zdecydowałam się na twardą "filmowa" okładkę i teraz mam co chciałam ;-), tzn kolejna 4 część książki w okładce filmowej oczywiście ukaże się,kiedy pojawi się serial. Wychodzi więc na to, że każdą kolejną książkę będę kupowała po emisji serialu.
Eh... Nie pomyślałam po prostu.
Mnie się nie podobają okładki "poradnikowe" , właściwie podobają mi się te same, które Tobie z jednym wyjątkiem - okładki filmowe też lubię. :) Choć rzeczywiscie zgadzam się, że czytelnik może nie wiedzieć, czy najpierw pojawiła się ksiązka czy film.
Wyjątkowo nie spodobała mi się okładka książki "Zaklinacz" http://lubimyczytac.pl/ksiazka/112607/zaklinacz - w ogóle nie zachęca do kupienia, przeczytania. A jeśli ktoś lubi kryminały to bardzo polecam, czyta się jednym tchem.
Podobają mi się okładki książek Nesbo z cyklu o Harrym Hole, np: http://lubimyczytac.pl/ksiazka/52936/pierwszy-snieg - nawiązuje do tematu, który pojawia się w ksiązce, jest czysta, przejrzysta, nie jakaś bardzo kolorowa, ale też i przyciągająca wzrok. Moim oczywiście skromnym zdaniem.
Moze coś tu jeszcze napiszę, jak sobie przypomnę.
Buzka:*
A mi się podobają obie wskazane okładki. Zdecydowanie Nesbo jest ciekawsza, ale pierwszej też bym nie skreśliła ;)
UsuńMówisz? No może. W sumie jak się tak zastanowić to i okładka Zaklinacza po lekturze książki już bardziej przemawia. Natomiast przed lekturą jakoś nie.
UsuńOkładki ksiązek Nesbo podobają mi się wszystkie. :)
Właśnie obejrzałam te okładki - takie same dla kilku książek, jestem w szoku!
OdpowiedzUsuńSkąd to się bierze? Wydawcy idą na łatwiznę?
Pewnie w dużej mierze tak. Ewentualnie, tak sobie myślę, że może mają albo kiepskiego grafika, albo na tego grafika ich zwyczajnie nie stać.
UsuńA czy autor ma jakiś wpływ na okładkę?
UsuńTutaj musieliby się wypowiedzieć autorzy. Na fejsie Antonina Kozłowska napisała: "Z tego, co pamiętam, to dostawałam te okładki do akceptacji. Ale nie wiem, co by było, gdybym ich nie zaakceptowała." Więc nie wiem - być może za wielkiej swobody autor nie ma. Myślę, że decyzja i tak pewnie najczęściej zależy od wydawcy i jego wizji. Tak sobie dywaguję...
UsuńRozumiem, czyli wychodzi na to, że i tak wydawca decyduje w większej mierze.
UsuńSis, a w ogóle to muszę Cię pochwalić, że fajnie się rozwija Twój Czytelniczy. :)
Dziękuję, mam jeszcze w zanadrzu kilka pomysłów i kulinarnych gości ;)
UsuńSzok. Naprawdę się zdziwiłam patrząc na te okładki...
OdpowiedzUsuńJa nie kupuję po okładkach. Choć zazwyczaj staram się kupować książki z serii tego samego wydawnictwa, żeby ładnie wyglądały na półce. Ale nie przywiązuję do tego zbyt wielkiej wagi... Hmm... Tak naprawdę interesuje mnie zawartość - ostatnimi czasy kupuję książki głównie przez internet, więc szukam interesującego mnie tytułu, i kupuję tam, gdzie mogę zamówić więcej książek, albo gdzie wychodzi taniej.
Jeśli jednak mam czas na chodzenie po księgarniach, sięgam po książki z interesującymi okładkami. Jednak coś więcej musi mnie przekonać, żebym daną pozycję kupiła :)
Oczywiście, że treść jest ważniejsza, niż powierzchowność. Ale przyznasz sama, fajnie mieć dobrą książkę, z okładką, na którą można z przyjemnością popatrzeć ;)
UsuńGdzieś przeczytałam, że polscy wydawcy boją się brązowych okładek i rzeczywiście trudno teraz na taką trafić. Lubię, kiedy okładka jakoś nawiązuje do treści. Zgadzam się również jeśli chodzi o porównanie ("Solaris", "Czerwony rower"...) - też wolałabym te książki z dolnego rzędu...
OdpowiedzUsuńO! Ciekawe - o tym brązie nie słyszałam. A jaka jest geneza tego strachu?
UsuńCudny wpis! Sama często zastanawiam się, jakie okładki w końcu lubię, ale nigdy nie robiłam tak pięknego podziału - chyba się niebawem o taki pokuszę i porównam wnioski z Twoimi :) Być może będą podobne - ale raczej w kwestii tych, których nie znoszę :)
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa Twojej klasyfikacji. Daj znać koniecznie, jak już wpis powstanie - chętnie przeczytam i obejrzę :)
UsuńPozdrawiam
Najbardziej chyba nie lubię okładek, które wzbudzają we mnie przerażenie bądź odrazę, a także tych z recyklingu. W związku z Twoim okładkowym postem pragnę zaprosić Cię do mojego nowego wyzwania "Grunt to okładka". Tutaj więcej informacji - http://sylwuch.blogspot.com/2013/12/zapowiedz-nowego-wyzwania-czytelniczego.html
OdpowiedzUsuńWyzwanie obiecujące ;) Dziękuję - już się zapisałam :)
UsuńPozdrawiam
Ja często wybieram książki po okładce, ale nie tylko po niej, mimo to jak się zastanawiam, to swoich ulubionych mam może 3. Za to tak jak wspomniałaś o zagranicznych okładkach Murakamiego - ja zakochałam się już jakiś czas temu w zagranicznych okładkach książek Carrolla. Są nieporównywalnie piękniejsze od tych z wydawnictwa REBIS (seria z salamandrą) choć ostatnio okładki się poprawiły i jak się okazało, zdjęcia do nich zostały zrobione i okładki zaprojektowane przez syna Pana Carrolla, więc idzie ku lepszemu ;) PS. Dzięki za wspomnienie o "Dzienniku" w powyższym poście :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńO widzisz! O synu nie wiedziałam - to ciekawa informacja :)
Usuń