środa, 9 lipca 2014

"Cudze chwalicie, swego nie znacie"2. Literacko - Piastowskim szlakiem po pałucko - kujawsko - wielkopolskich cudach. Część II


W pierwszej części naszej historyczno - literacko - pałucko - kujawsko - wielkopolskiej wyprawy (ufff, długą nazwę sobie wymyśliłam ;)) opowieść zakończyłam na Parku Miniatur w Pobiedziskach.

Pośród makiet znanych zabytkowych budynków była tam również Katedra Gnieźnieńska, którą w normalnym rozmiarze zwiedzaliśmy kolejnego dnia. Bo właśnie środa przywiodła nas do kolebki polskiej państwowości – Gniezna. Rozpoczęliśmy od zwiedzania Muzeum Początków Państwa Polskiego. Następnie, z małą przerwą na przekąskę i lody, przegoniłam moją wycieczkę po większości kościołów w centrum miasta. Nie wszyscy byli zadowolenie z takiego obrotu sprawy, ale pyszne lody nieco udobruchały najmniejszą turystkę ;)
Zarządziłam też małą przerwę przy Ulicznej Szafie Czytelniczej, no bo co jak co, ale przecież nie godzi się zostawić ją tak bez uwagi ;)

A propos kościołów. Spośród nich najbardziej spodobał mi się gotycki Kościół Farny Świętej Trójcy z niespotykaną amboną w kształcie łodzi na zburzonych falach. A poza tym jest tam kaplica Bractwa Literackiego. Owe bractwo to ciekawe Towarzystwo, które w XVI wieku jako jedno z celów swojej działalności stawiało sobie zadanie nauczenia w ciągu jednego roku sztuki pisania i czytania trzech mężczyzn albo jednej kobiety. Można powiedzieć, że to ówczesny "Narodowy Program Rozwoju Czytelnictwa" ;)

Drugim ciekawym obiektem był kościół Wniebowzięcia NMP i św. Antoniego Padewskiego z Klasztorem Franciszkanów. Jak widać - nie tylko ja mam skłonność do długich nazw ;)
Kościół ufundował, znany z "Korony śniegu i krwi" Bolesław Pobożny dla swojej żony, węgierskiej księżnej Jolenty, siostry świętej Kingi (ta zaś była żoną Bolesława Wstydliwego - dzięki "Koronie..." łatwo mi teraz zapamiętać rodzinne powiązania Piastów). Wracając do Jolenty - po śmierci męża wstąpiła ona do zakonu klarysek. I tutaj właśnie tkwi ta kościelna ciekawostka. Otóż dawniej właśnie w tym kościele wspólnie uczestniczyli we mszy franciszkanie i klaryski. Ale aby było przyzwoicie i pobożnie - byli od siebie oddzieleni ścianą z prześwitami. Współcześnie ściany już nie ma. Natomiast na cześć księżnej Jolenty w nawie bocznej (dawnym oratorium Klarysek) jest wystawiony relikwiarz.

Na koniec zostawiliśmy sobie wisienkę na torcie, czyli Katedrę Gnieźnieńską.


Muszę przyznać, że zobaczenie na żywo Drzwi Gnieźnieńskich było nie lada gratką. Są naprawdę kunsztownie wykonane. Na zdjęciach w książkach tego nie widać, ale w rzeczywistości nieco się od siebie różnią - kolorem i rozmiarem. Prawdopodobnie skrzydło ładniejsze wykonał mistrz, a skrzydło drugie - jego uczeń. Ukryte są pod kluczem w jednej z krucht - trzeba o nie pytać w informacji.
Samo wnętrze katedry to niezła szkatułka. Wprawdzie niektóre elementy to rekonstrukcje - jak np. dach i sklepienie, które zostały zniszczone podczas II wojny światowej - mimo to ogół robi wrażenie. Po raz pierwszy przechadzałam się ambitem i przy okazji dowiedziałam się, że w ogóle istnieje taki element w architekturze sakralnej.
Polecam z własnego doświadczenia, skorzystać z usług przewodnika. Zwróci Wam uwagę na wiele rzeczy w katedrze, które możecie nawet nie zauważyć lub nie wiedzieć. Ja dzięki temu zwiedzaniu wzbogaciłam się w wiele informacji.

Zwieńczeniem wycieczki po katedrze było zdobycie wieży :)



W czwartek, po śniadaniu  – Cytryna zawiozła nas do Poznania. Zaparkowaliśmy na Ostrowie Tumskim i już na pierwszy ogień poszła Katedra Poznańska. Wprawdzie miejsce koronacji pięciu pierwszych królów Polski, czyli Katedra Gnieźnieńska nie ma sobie równych, ale i tą w Poznaniu można się zachwycić.
Mnie najbardziej spodobał się ołtarz szafkowy (podobno zamykany tylko w Wielką Sobotę), ociekająca złotem Kaplica Królów i Krypta (a w niej m.in. średniowieczna misa chrzcielna i relikty, uznawane przez archeologów, za prawdopodobne grobowce Mieszka I i Bolesława Chrobrego). Niezły oddech historii.
Na trykające na ratuszu koziołki w samo południe zabrakło nam dosłownie 5 minut. Urządziliśmy sobie za to spacer po Rynku i okolicach. Wstąpiliśmy m. in. do przepięknej, barokowej Poznańskiej Fary przy ulicy Gołębiej, a tam wysłuchaliśmy kilku utworów granych w cyklu koncertów organowych. Porównaliśmy też miniaturę Biblioteki Raczyńskich z Parku Miniatur z Pobiedzisk z jej oryginalną wersją i zachwyciliśmy się pięknym, barokowym sufitem w jednej z sal Muzeum Historii Miasta Poznania w ratuszu. Również tam, na starym globusie porównaliśmy jak geograficznie wyobrażano świat ówcześnie z tym, co jest teraz (m.in. na terenie USA była kolonia należąca do Francji). A koziołki i tak spotkaliśmy ;)

Koziołki z 1913 r. - eksponat w Muzeum poznańskiego ratusza

Ponieważ premiera kontynuacji „Korony śniegu i krwi” Elżbiety Cherezińskiej, czyli „Niewidzialna korona” zbiegła się w czasie z naszym wakacyjnym urlopem, właśnie tę książkę wybrałam sobie jako doskonałą pamiątkę z wyjazdu.


W piątek, w drodze do Torunia, nadłożyliśmy trochę drogi, aby zatrzymać się w Strzelnie. To był jeden z punktów, na którym nam bardzo zależało. W tym małym miasteczku niedaleko Inowrocławia jest coś, co spotkać można tylko w trzech miejscach na świecie. Tą rzadką perełką są dwie romańskie kolumny z personifikacją cnót i przywar ludzkich, które znajdują się w niepozornym, barokowym z zewnątrz kościele. Perełka, bowiem takie architektoniczne elementy na świecie występują jeszcze tylko w kościele św. Marka we włoskiej Wenecji i w Santiago de Compostela w Hiszpanii. Takie cuda mamy w Polsce. Wiedzieliście o tym? A oprócz tego niezbyt często występujące we wnętrzach sklepienia palmowe.
Ja przede wszystkim chciałam obejrzeć romańską rotundę św. Prokopa. Miałam kiedyś widokówkę z jej zdjęciem. To przepiękna, kamienna budowla z wyjątkowym prostokątnym prezbiterium. Bardzo lubię takie małe, surowe, sakralne wnętrza. To trochę kuriozalne, że ateistkę z architektury najbardziej interesują kościoły ;)



To jeszcze nie koniec ciekawostek związanych z tym miejscem. Pomiędzy rotundą, a kościołem znajduje się Muzeum Romańskie (niegdysiejszy klasztor norbertanek, a później wikarówka). W jego wnętrzu warto zwrócić szczególną uwagę na portal. Wiąże się z nim ciekawa teoria. Ma on rozmiary odpowiadające Drzwiom Gnieźnieńskim, wzór bordiury na drzwiach i na kolumnach portalu ma bardzo podobny motyw roślinny. W połączeniu z tymi romańskimi kolumnami z kościoła obok (wyrytych na niej 18 cech ludzkich miałoby odpowiadać 18 scenom z życia św. Wojciecha) - istnieje hipoteza, że Drzwi może wcale nie miały trafić do katedry, tylko zostały odlane na zlecenie bogatych siostrzyczek norbertanek ze Strzelna. 


Po Strzelnie prosta droga powiodła nas do miasta Kopernika i pierników, czyli do Torunia. 




Tam „gotyk na dotyk” podziwialiśmy z panią przewodnik, która towarzyszyła nam w trzygodzinnym spacerze. Zwróciła nam ona uwagę na wiele szczegółów. Wiecie na przykład, że ułożenie cegieł systemem wozówka - główka - wozówka (czyli powierzchnią: długa - krótka - długa), to charakterystyczna cecha budownictwa gotyckiego?
Pani przewodnik wskazała nam również typowe budynki dla okresu pruskiego, kamienice, które zostały wzbogacone ornamentem w okresie baroku oraz opowiedziała o ruinach zamku krzyżackiego. Kiedy byliśmy w Toruniu 4 lata temu nie udało nam się ich zwiedzić. Zdziwiliśmy się więc, że można obejść piwnice zamku. A tam ciekawostka - makieta pokazała, że został on zbudowany na planie podkowy z osobną wieżą. Mieszczanie musieli być naprawdę wkurzeni na Krzyżaków skoro udało im się, przy pomocy prochu, zburzyć taką budowlę i zamienić ją na wiele lat w śmietnisko.


Sobota, jako ostatni dzień przed wyjazdem do domu, była bardzo spokojna. Wybraliśmy się na przejażdżkę kolejką wąskotorową z Gąsawy do Żnina (przez Biskupin i Wenecję). Jadąca ok. 20 km/h ciuchcia pozwoliła nam nieśpiesznie delektować się krajobrazem. Zwiedziliśmy miasteczko i wróciliśmy z powrotem kolejką do miejsca naszego pobytu, czyli do Gąsawy. Swoją drogą warto obejrzeć w niej zabytkowy, drewniany (z modrzewia) kościół św. Mikołaja kryjący we wnętrzu barokowe malowidła naścienne. Podobno jest ich ponad 700 m2.


W niedzielę niestety musieliśmy już wracać do domu. Pokusiliśmy się jednak o przedłużenie trasy z przystankiem w Kruszwicy. Po zwiedzeniu Strzelna naturalnym było, że zdobytą tam wiedzę i wzrokowe wrażenia musieliśmy uzupełnić o przepiękną, romańską kolegiatę zbudowaną z kamienia. To był obowiązkowy punkt, którego nie chcieliśmy odpuścić. Ten kościół doskonale uczy jak wygląda absyda, absydiola i transept. Dodatkowo (na przykładzie poniższego zdjęcia) można sobie wyobrazić, że podobnie mogła wyglądać monumentalna obecnie Katedra Gnieźnieńska, która nie oparła się, późniejszym po sztuce romańskiej, stylom architektonicznym i wraz z nimi ewoluowała do stanu znanego obecnie.


Na koniec wdrapaliśmy się na Mysią Wieżę. Całe szczęście my Popielem nie jesteśmy, więc obyło się bez strat własnych ;) Z samej góry ukazał nam się z niej taki widok.


A później zapakowaliśmy się z powrotem do naszej Cytryny i pomknęliśmy autostradą do naszych dwóch bardzo stęsknionych kociaków. I chociaż wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, mimo to wciąż żałujemy, że nasza wyprawa dobiegła już końca.

To był bardzo intensywny tydzień, ale również bogaty w wiele wrażeń i pięknych widoków. Zachęcam Was do odkrywania uroków Polski, bo jak widać – naprawdę jest co zwiedzać i czym zachwycać. Zachłyśnięci zagranicznymi zabytkami i widokami czasem nie doceniamy tego, co jest tuż obok nas. Mam nadzieję, że być może trochę Was nakręciłam na podróż po Polsce ;)

Pałuki to nie tylko żywa historia, ale również kraina jezior


I na koniec książki:

1. Nasz wyjazd zaplanowałam w głównej mierze z pomocą książki Izabeli i Tomasza Kaczyńskich „Szlakiem Piastowskim” wyd. Muza, nieocenionym Wujkiem Google i mapie turystycznej „Pałuki” wyd. BiK oraz uzupełniałam książką pod redakcją Ewy Ressel „Polska z dzieckiem. Przewodnik turystyczny dla całej rodziny” z wyd. Pascal.


2. Pamiątki z wakacji: „Ostrów Lednicki. Pod niebem średniowiecza” (z Ostrowa Lednickiego), „Niewidzialna korona” Elżbiety Cherezińskiej (z Poznania), Legendy Kruszwickie (z Kruszwicy) oraz poczęstunek z Ulicznej Szafy Książkowej (z Gniezna).



Dla tych, co przeoczyli - tutaj krótki flesz książkowy z wyprawy, czyli zdjęcia związane stricte z książkami :)


Inna moja wycieczka literackim szlakiem z serii "Cudze chwalicie, swego nie znacie" - na Łemkowszczyznę do przeczytania tutaj.


Na koniec muszę podziękować Panu R. To dzięki jego wskazówkom i uwagom, początkowo dość skompilowany i lakoniczny opis wyjazdu  - ostatecznie rozrósł się do dwóch obszernych wpisów :)



8 komentarzy:

  1. Odpowiedzi
    1. Mnie również się on podoba :) Chętnie opisałabym coś jeszcze, ale póki co - niestety w najbliższym czasie nie mamy jeszcze zaplanowanej jakiejś przyszłej wycieczki.
      A może Ty opiszesz u siebie wakacyjny wyjazd? :)

      Usuń
  2. Jestem zachwycona tym połączeniem zwiedzania z literaturą... Zwłaszcza, że uwielbiam średniowiecze. A tu mam i gotyk, i styl romański, i... Cherezińską. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takim razie, jeżeli jeszcze nie byłaś w Strzelnie i Kruszwicy to koniecznie tam się wybierz. Są warte zobaczenia ich na żywo.

      Usuń
  3. Niestety w tym roku wakacje spędzam w domu, ale jak wszystko pójdzie dobrze to w przyszłym chciałabym się trochę powłóczyć po Polsce, dlatego szukam właśnie ciekawych propozycji :)
    kolodynska.pl

    OdpowiedzUsuń


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...