O "Książkach" miałam napisać już 3 miesiące temu. Nie o książkach sensu stricte, ale o magazynie Agory, który przywrócił mi nadzieję na to, że są jeszcze jakieś gazety trzymające odpowiedni poziom. W zalewie tabloidyzacji trudno teraz trafić na perełkę, która zamiast ogłupiających plotek pobudzi do własnych przemyśleń i zainspiruje do szukania analogii.
W czasach licealnych zaczytywałam się „Cogito”, w okresie studiów, co tydzień w środę meldowałam się w kiosku po „Politykę”, a co miesiąc kupowałam „Film”. Później była jeszcze „Kuchnia”, ale zmiana szaty graficznej pociągnęła za sobą również zmiany w treści – moim zdaniem in minus.
Obecnie, od dobrych kilku lat nie kupuję prasy w ogóle. To taki mój sprzeciw na to, że poziom dziennikarski spada, że artykuły są subiektywne zamiast obiektywnie przedstawiać pewien punkt widzenia będący dopiero przyczynkiem do wyciągania własnych wniosków, a na dodatek pomiędzy plotkami roi się od reklam zajmujących połowę objętości całego egzemplarza gazety. Nie wspominając już o korekcie. Miałam dość!
O „Książkach” usłyszałam trzy lata temu, kiedy na rynku wystartował właśnie pierwszy numer.
Planowałam go nawet kupić, ale ponieważ mój stosunek do prasy był już spaczony – ciekawość ustąpiła miejsce zaniechaniu. I taki stan rzeczy trwał do tegorocznych wakacji, kiedy to któregoś czerwcowego popołudnia Pan R. wrócił z pracy z trzynastym numerem „Książek”.
Takiej gazety było mi trzeba! Być może pomyślicie: „Była właśnie w Agorze, to chwali”. Nic z tych rzeczy! Nawet mi za to nie płacą ;) Dodam jeszcze, że od dawna jestem już fanką coniedzielnej audycji w tok.fm „Książki. Magazyn do słuchania”, będącej odnogą dla papierowej wersji, więc coś musiało być na rzeczy ;)
Planowałam go nawet kupić, ale ponieważ mój stosunek do prasy był już spaczony – ciekawość ustąpiła miejsce zaniechaniu. I taki stan rzeczy trwał do tegorocznych wakacji, kiedy to któregoś czerwcowego popołudnia Pan R. wrócił z pracy z trzynastym numerem „Książek”.
Takiej gazety było mi trzeba! Być może pomyślicie: „Była właśnie w Agorze, to chwali”. Nic z tych rzeczy! Nawet mi za to nie płacą ;) Dodam jeszcze, że od dawna jestem już fanką coniedzielnej audycji w tok.fm „Książki. Magazyn do słuchania”, będącej odnogą dla papierowej wersji, więc coś musiało być na rzeczy ;)
Prawda z tym wybuchem czytelniczej miłości jest następująca – stałam się entuzjastką papierowego tytułu z prozaicznego powodu: czuję się, jako czytelnik, traktowana poważnie. I mam też wrażenie, że autorzy tekstów tak samo poważnie podchodzą do ich pisania.
Nie jest to gazeta z recenzjami książek, raczej felietony, dla których temat danej książki jest tylko punktem wyjścia do rozprawki. Duży punkt za to, że artykuły są obszerne, co sprawia, że mogę się nimi delektować. Prawdę powiedziawszy, czerwcowego numeru do tej pory jeszcze nie „wyczytałam” do końca. A tu proszę – właśnie leży przede mną nowe, nieco podrasowane czternaste wydanie.
A co w nim ciekawego? Przejrzałam cały numer już kilkakrotnie, a nawet na potrzeby wpisu przeczytałam dużo szybciej, niż zakładałam, kilka artykułów. Wśród nich ten autorstwa Miłady Jędrysik „Drukarka, biurko, żandarm, ścianka” (s 62 - 65), traktujący o korpożyciu białego kołnierzyka.
A w nim wyjaśnienie od czego ukuł się w ogóle taki zwrot, ale też o kurach chowu klatkowego i tych z wolnego wybiegu i co z tym wspólnego ma Google, o „naukowym” sposobie organizacji pracy w biurze, o męskich zabawach biurowych mężczyzn za Oceanem w połowie XX wieku związanych z… majtkami, oraz czego uczył pracujące kobiety podręcznik dla sekretarek z 1919 roku.
Cały tekst związany jest z książką Nikil’a Saval’a - „Cubed. A Secret History of the Workplace”. Już żałuję, że jeszcze nie została przetłumaczona na polski. Liczę, że stanie się to niebawem, bo to temat bardzo na czasie.
Cały tekst związany jest z książką Nikil’a Saval’a - „Cubed. A Secret History of the Workplace”. Już żałuję, że jeszcze nie została przetłumaczona na polski. Liczę, że stanie się to niebawem, bo to temat bardzo na czasie.
W innym artykule, tym razem Mileny Rachid Chehab, pn. „Kto dopisuje życiorysy gwiazdom” (nawiązującej do książki Andrew’a Croft’sa „Confessions of a Ghostwriters”) garść informacji o autorach widmo (s 38-48).
Obecnie każda gwiazdka, celebryta, aktor, sportowiec, polityk, a nawet biznesmen ma ciśnienie na własną książkę. Stąd zalew w księgarniach biografii różnej maści, za którymi kryją się anonimowi autorzy. Na „Autorze widmo” Polańskiego usnęłam, ale artykuł przeczytałam z zainteresowaniem. Bo na ten przykład Jerzy Andrzejczyk, jeden z ghostwriterów wyjaśnia, dlaczego określa się mianem „murzyna”, ile zebrał teczek gwiazd i gdzie je przechowuje, ile czasu zajmuje mu napisanie biografii, dlaczego zrzeczenie się praw autorskich w Polsce jest nielegalne i kogo biografii nie napisze nigdy. Swoje wypowiedzi dołączyli jeszcze Łukasz Orbitowski i Piotr Adamowicz (autor głośnej biografii Danuty Wałęsy).
Co jeszcze w „Książkach”? Świetny tekst Mariusza Szczygła „Skamlenie o seks” (s 12), który po niezwykłym, sobotnim spotkaniu, przeczytałam jako pierwszy.
Do tego nowości wydawnicze z kraju i ze świata, kalendarz literacki, kupony zniżkowe ;) oraz nowinka (od bieżącego numeru), czyli kącik z literaturą dziecięcą, który jest we władaniu Joanny Olech.
Nie lubię w gazetach reklam, ale książkowe w „Książkach” zupełnie mi nie przeszkadzają. Kto zgadnie dlaczego? ;)
Serio, nie mam się do czego przyczepić, bo nawet Harukiego Murakamego z wizerunkiem Mo Yana traktuję, jako zabawny redaktorski chochlik.
Serio, nie mam się do czego przyczepić, bo nawet Harukiego Murakamego z wizerunkiem Mo Yana traktuję, jako zabawny redaktorski chochlik.
Nie pozostaje mi nic innego, tylko powiedzieć: Czytajcie „Książki”. Bo to „Magazyn do czytania” ;)
ps. A do słuchania archiwalnych audycji „Książek. Magazynu do słuchania”, zapraszam pod ten link.
No, no. Nie wiedziałam, że to czasopismo jest tak wartościowe...
OdpowiedzUsuńAno widzisz, ile jeszcze nie wiemy, póki nie przeczytamy ;)
UsuńMam wszystkie numery, bo uwielbiam ten magazyn od samego początku :) Faktycznie to jedyne czasopismo, które kupuję, a reklamy są zdecydowanie fajną sprawą w tym przypadku, bo można sobie zrobić listę zakupów :D
OdpowiedzUsuńNigdy natomiast nie kupowałam, ani nawet nie przeglądałam "Bluszcza", a teraz już nie jest wydawany, a też był chwalony jako dobre czasopismo.
UsuńDo tej pory sięgałam sporadycznie, ale ostatni numer bardzo mi się podobał, mam zamiar zaprzyjaźnić się z pismem już na stałe:)
OdpowiedzUsuńJak i ja :)
UsuńDobrze, już dobrze, już się biorę za swój egzemplarz. Ech, zewsząd mi się wytyka, że jeszcze nie przeczytałam ;-)
OdpowiedzUsuńTylko nie czytaj za szybko. Z nim jak z gorzką czekoladą, trzeba położyć na język i pozwolić, aby się pomału rozpuszczała ;)
UsuńDzieki za link do posluchania. Uwielbiam "Ksiazki" i staram sie zawsze kupowac je kiedy jestem w Polsce. Do wersji elektronicznej pewnie sie juz nigdy nie przekonam. Takze czytam dlugo kazdy artykul i zawsze okazuje sie, ze warto przeczytac kazdy z osobna, powoli, tak sa tresciwe. Mnie takze nie przeszkadzaja reklamy :-) zrodlo wiedzy o nowosciach wydawniczych, przynajmniej dla mnie. I zbieram wszystkie numery. To ten rodzaj lektury, ktorej nie moge sie pozbyc lekka reka :-)
OdpowiedzUsuńPozdrowienia serdeczne
Anna
Audycje radiowe Książek uwielbiam i słucham co tydzień.
UsuńA z reklamami książkowymi dokładnie o to chodzi i mnie :)
Przyznam, że prasy kupuję niewiele, jedynie kilka tytułów wnętrzarskich "Moje mieszkanie", "Cztery katy", "Sielskie życie" i "Werandę country". Od czasu do czasu jakiś magazyn kulinarny np. "Kuchnię". I tyle. Te mi się podobają, tematyka, teksty i fotografie mi się podobają, po resztę nie sięgam, bo nie raz się przejechałam. O "Książkach" wiele słyszałam, ale jeszcze ich nie czytałam ani nawet nie przeglądałam.
OdpowiedzUsuń"Kuchnię" kupowałam regularnie przez 2-3 lata, a w międzyczasie uzupełniałam kolekcję o numery archiwalne. Efekt jest taki, że mam teraz na półce zalegającą stertę kilku roczników i nijak nie mogę ich sprzedać.
UsuńCałe szczęście "Książki" to kwartalnik ;)
Prawda, w tej chwili to chyba najlepsze czasopismo o książkach. Niemal idealne dla książkoholików. ;) Dzisiaj kupiłam najnowszy numer i przed chwilą przeczytałam pierwszy artykuł, ten o słitfociach. :)
OdpowiedzUsuńA przeglądałaś może "Lampę"?
Usuń"Przeglądałam" to dobre słowo. ;) Tak, kiedyś widziałam ją u znajomej i przejrzałam, jakoś niewiele przykuło moją uwagę. Pamiętam, że było tam strasznie dużo autorów-mężczyzn, którym nie udało się mnie zaintrygować. ;) A co, polecasz? W sumie to był tylko jeden numer, w dodatku ledwie przejrzany, może się pomyliłam.
UsuńNo właśnie jeszcze nie, stąd pytanie. Bo zasadzam się od kilku lat, nawet któregoś razu specjalnie wypatrywałam w empiku, ale nie znalazłam, więc nadal nie wiem, czy warto.
UsuńA ja żałuję, że od razu nie dałam mu szansy.
OdpowiedzUsuńJa czytam od drugiego numeru - pierwszy mi umknął. I też od deski do deski, czasami wracam, bo przypomniałam sobie, że czytałam o czymś właśnie w "Książkach". Mąż też czyta.
OdpowiedzUsuńA o audycji nie słyszałam. Chętnie posłucham.
Audycje są świetne. Polecam. Co niedzielę na żywo o 19.10 tuż po informacjach, albo później archiwalne pod linkiem, który tutaj podałam.
Usuń