poniedziałek, 22 września 2014

Sobota przez wielkie S, czyli czym kończy się randkowanie z Książkami? ;)


Kiedy w Gazecie padł pomysł, aby powstało czasopismo traktujące o książkach, Adam Michnik odrzekł: „W tym kraju? To się nie uda”. Okazuje się jednak, że się mylił, bo kwartalnik „Książki. Magazyn do czytania” skończył 3 lata i póki co widoki na dalszą działalność ma dobre.
Bo wbrew wielu utyskiwaniom, książki w Polsce się czyta. Niech potwierdzeniem będzie to, że książkowa blogosfera rozwija się w szybkim tempie i coraz częściej tę część blogosfery zauważają pisarze, wydawcy i czytelnicy.
A propos blogerskiego środowiska – na początku roku popełniłam tekst, w którym to napisałam, że w 2014 roku chciałabym poznać na żywo blogerów książkowych. I oto – tadam! Marzenie się spełniło. Najpierw poznałam Natalię i Magdę. A wczoraj grono powiększyło się dziesięciokrotnie. 


Spotkaliśmy się wszyscy w Agorze na Czerskiej, aby dowiedzieć się, co nowego wykombinowała redakcja „Książek. Magazynu do czytania” w nowym, czternastym już numerze.
O historii powstania, 3-letniej pracy nad gazetą i wszystkich najnowszych zmianach opowiedzieli nam w pierwszej części spotkania Paweł Goźliński, Juliusz Kurkiewicz i Łukasz Grzymisławski. Leży mi teraz na biurku świeżutki i pachnący numer, który Wy w kioskach będziecie mogli nabyć już jutro. A w środę, postaram się zrobić na blogu małą prasówkę.




Świeżutki egzemplarz magazynu już w domu :)

Ale to dopiero 1/3 całego spotkania. Bowiem po małej przerwie na kawkę, Juliusz Kurkiewicz przepytał Ignacego Karpowicza o „Sońkę”. Ponieważ nie przeczytałam jeszcze żadnej książki Karpowicza (30 stron „ości” się nie liczy), nie odczuwam (być może póki co) czytelniczego stosunku emocjonalnego do pisarza i jego książek. Mimo to, z chęcią posłuchałam, co ma do powiedzenia. Bardzo mi i Natalii z Kroniki Kota Nakręcacza spodobało się jego stwierdzenie, że „na każdym spotkaniu literackim trafi się jakiś świr” ;) Hmm, no cóż ;))


Po Karpowiczu i małym obiedzie (ach ten mus czekoladowy z wiśnią i miętą!) przyszedł czas na deser spotkania, czyli Mariusza Szczygła. Tak swoją drogą, nawet nie wiecie, w jakie zdziwienie wpadłam z jakieś siedem lat temu na wieść o tym, że napisał książkę (chodzi o „Gottland”). Bo ja poznałam go, jako dziecię z podstawówki, które z rodzicielką z wypiekami na twarzy oglądało wieczorami na Polsacie jeden z pierwszych talk-show „Na każdy temat”, który rozpoczynał się tekstem, że oto właśnie na dachu wieżowca wylądował helikopter z prowadzącym.

Mariusz Szczygieł, który broni się przed nazywaniem go pisarzem (woli być autorem), na spotkaniu w Agorze miał nam opowiadać o tym, jak uwodzić czytelnika. Na wstępie padło zdanie, które sam kiedyś usłyszał od starszej kobiety, przeprowadzając z nią wywiad do jednego z reportaży – „Pisanie, to nie takie proste czas komuś zajmować”.

To było coś, co go olśniło i co ma zawsze na uwadze tworząc kolejne teksty. Zasiadając do pisania zawsze ma głowie nie tylko pierwsze i ostatnie zdanie, ale dokonując uprzednio inwentaryzacji zebranego materiału, układa sobie drabinkę myśli, które potem otrzymują formę tekstu. To podobnie jak ja :) Uważa też, że najważniejszy jest początek, bo to właśnie on ma uwieść czytelnika. I obrazując to na przykładzie konkretnych książek – uwiódł swoich słuchaczy, czyli nas - blogerów.

Po spotkaniu i rozmowach z autorem w kuluarach, byliśmy zgodni w tym, że Szczygieł jest świetnym oratorem opowiadając nie tylko o tajnikach tworzenia tekstu (a wiedzcie, że nie zdradziłam Wam wszystkiego ;)), ale i o literaturze wypoczynkowej (nasz ulubiony zwrot po spotkaniu).

A oto my z Mariuszem Szczygłem :), zdjęcie dzięki Ann RK

Autograf dla Oczka być musi ;)



Po wszystkim, wraz z Elą Z. – odpowiedzialną za całe zamieszanie ;) wybraliśmy się grupką do Złotych Tarasów na afterek przy piwku i innych napojach (niekoniecznie wyskokowych). Pogoda dopisała, było ciepło, więc przyjemnie siedziało się w ogródku i rozmawiało na tematy bardziej lub mniej związane z blogami i książkami. 

Trochę żałowałam, że wydarzenie w Agorze zbiegło się w czasie ze spotkaniem autorskim Elżbiety Cherezińskiej w Juniorze na Marszałkowskiej. Ale, ale! Kiedy dobiegło ono końca, Taterka (o dzięki Ci kobieto!) ściągnęła Panią Elżbietę do naszego już bardzo kameralnego, bo pięcioosobowego grona wciąż przesiadującego przy stoliku w Złotych Tarasach. 

To było jak wisienka na torcie! Cherezińska to dopiera fascynująca persona. Z natury jestem osobą małomówną, ale bardzo lubię gawędziarzy, którzy mają dużo ciekawego do powiedzenia. A ona, wierzcie mi na słowo, jest w tym fantastyczna. Zwłaszcza, kiedy opowiada o festiwalu Wikingów w Skandynawii, o jedzeniu surowego serca renifera, śledziach, mięsa foki i słodkich kiełbas do piwa. A także o wojennych historiach związanych z jej „Legionem” i o dalszych planach pisarskich (będzie kontynuacja Korony! :))

Zdjęcie rodzinne :), z aparatu Ann RK
I tak właśnie minęła mi sobota przez wielkie S. Do domu wróciłam późnym wieczorem w nastroju, jakbym była na jakiejś niesamowitej randce, pełna dobrych emocji z nowymi znajomościami i obietnicą spotkania przy kawie ;) Możecie mi zazdrościć ;))



16 komentarzy:

  1. Do usług :D Cieszę się, że tak bez planu uszczęśliwiłam kilka osób :D

    OdpowiedzUsuń
  2. No to Ci zazdroszczę :) tak pozytywnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ;)) Serio, to było jedno z lepszych blogerskich spotkań ever :)

      Usuń
  3. Może i mi się kiedyś uda być zaproszoną na takie spotkanie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto mieć taką nadzieję, marzenia lubią się czasem spełniać :)

      Usuń
  4. Było rewelacyjnie! Miło było Was poznać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A dziękuję :) I wzajemnie :) I liczę na to, że to nie ostatnie nasze spotkanie :)

      Usuń
  5. Pewnie, że zazdroszczę. Zwłaszcza możliwości poznania tak wielu blogerów książkowych. Bo choć parę twarzy rozpoznaję, wciąż mi mało... :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Miło było Cię poznać. :) No i raz jeszcze dziękuję za książkę. :)

    A tego spotkania z Elżbietą Cherezińską zazdroszczę Wam jak diabli. Mam na półce "Legion" i "Koronę..." i coś czuję, że po takim spotkaniu w końcu bym się za te książki wzięła. :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie czekaj na spotkanie, tylko czytaj "Koronę" już teraz. Jest naprawdę rewelacyjna.

      Usuń
    2. Tak słyszałam, ale to trochę nie moje klimaty, w związku z czym objętość mnie skutecznie odstrasza. :P

      Usuń
    3. Niepotrzebnie :) To świetny sposób na naukę lub odświeżenie wiedzy z historii Piastów.

      Usuń
  7. Ależ kochana Ci zazdroszczę...

    OdpowiedzUsuń


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...