niedziela, 31 maja 2015

Noc Bibliotek 2015. Zwiedzanie Biblioteki na Koszykowej i wieczór w Bibliotece Narodowej


Wczoraj, na Czytelniczym, zaserwowałam mały łyk historii (nie tylko) warszawskich bibliotek – ze szczególnym uwzględnieniem Biblioteki na Koszykowej. Wspominałam też, że wybieram się na Noc Bibliotek, aby zobaczyć jak wygląda ona po rozbudowie i modernizacji. Jak zamierzałam – tak uczyniłam.





Przyznaję bez bicia, że mieszkając już tyle lat w Warszawie – aż do wczoraj nigdy nie udało mi się dotrzeć ani do Biblioteki na Koszykowej, ani do (wcale nieodległej) Biblioteki Narodowej. Wczoraj to nadrobiłam. A ponieważ nigdy nie byłam – trudno mi określić, jak wielkie zmiany zaszły na Koszykowej. Niemniej i bez tej wiedzy – nowe wnętrza zachwycają. Ale nie wszystko na raz – zacznijmy od starej części. 




Zachwyca mnie to wnętrze. Tak samo jak lubię w zwiedzanych wnętrzach kościołów zapach starości, podobnie lubię to w przypadku bibliotek. Do tych drugich dodam jeszcze skrzypiącą podłogę i stare meble. Te na Koszykowej, to w większości jeszcze egzemplarze pamiętające przedwojenne czasy.

I jeszcze baaardzo mały wycinek magazynu:



No ale dobrze, miało być zwiedzanie wnętrz nowych – zatem do dzieła:


Przez stare okno widać "nowe"



Na ścianie są tylko same żywe kwiaty

Stare "podwórko" - obecnie zadaszone


Już niebawem półki zapełnią się książkami i czasopismami






No i jak Wam się podoba? 


Poczęstowałam się ulotką, więc dzięki temu mogę tutaj dopisać, że po rozbudowie  powierzchnia Biblioteki powiększyła się o 2924 metry kwadratowe. A poza tym wzbogaciła nie tylko w nowy design i meble, ale także udogodnienia dla niepełnosprawnych i sprytny (wyposażony w elektronicznie przesuwane regały) system przechowywania w magazynie piwnicznym. 


Bardzo, bardzo jestem zadowolona z tej wizyty. Tym bardziej, że byłam w pierwszej grupie zwiedzających, więc mogę powiedzieć, że byłam jedną z pierwszych osób „z zewnątrz”, która oglądała te stare-nowe wnętrza Biblioteki.


Na koniec wymieniłam się książkami z regału Schroniska Książek. 



Nie zgadniecie co udało mi się zdobyć! – tomik wierszy Ireny Conti di Mauro, czyli tej Ireny o trzech twarzach, której próbę biografii uskutecznił Remigiusz Grzela.


Drugą część Nocy Bibliotek spędziłam tutaj:





Przywiodły mnie tam dwa spotkania, które poprowadził Mariusz Szczygieł: z profesorem Bralczykiem i z Joanną Bator.  


Spotkanie z profesorem Bralczykiem


Dyskusja z profesorem obfitowała w językowe żarty, taktowała o plastyczności języka i kulturze zdań, a także poruszała zagadnienia dotyczące słów, które w powszechnym użyciu w polszczyźnie już się nieco zdewaluowały albo wręcz przeciwnie – wzbogaciły słownictwo. A także, czy słowa obecnie powszechnie traktowane jako bluźnierstwa za lat kilkadziesiąt wejdą na salony. Cudowne, zabawne spotkanie.



Spotkanie z Joanną Bator

Podobnie ciekawe, choć już mniej humorystyczne, było spotkanie z Joanną Bator o książkach, które czytamy. Tych, które są kamieniami milowymi w naszym życiu lub też mieliznami. O ulubionych zdaniach w powieściach, o czytaniu zakończeń (i dlaczego nie powinniśmy tego robić), o niezapomnianych słowach i ukochanych powieściach. 


Oczywiście niekwestionowaną, moim zdaniem, gwiazdą wieczoru był Mariusz Szczygieł, który nie dość, że był świetnym prowadzącym, to na dodatek bardzo pozytywnie zdominował obie rozmowy nawiązując do swoich czytelniczych zwyczajów i fascynacji.


Noc Bibliotek trwała jeszcze w najlepsze, kiedy zdecydowałam się wrócić do domu. 


Wyniosłam jednak z tego wydarzenia nie tylko kilka książek ;), ale przede wszystkim cudowne wrażenia, które, mam nadzieję, powtórzą się za rok. Zainteresowanie Nocą Bibliotek było spore, liczę więc na to, że w 2016 roku odbędzie się druga edycja. 


Kto był na Nocy Bibliotek – ręka w górę :) 



sobota, 30 maja 2015

Noc Bibliotek 2015. Biblioteki w ujęciu historycznym - Biblioteka na Koszykowej


„Zwyczaj płatnego wypożyczania książek rozpowszechnił się w XVIII wieku we Francji. W Warszawie pierwszą wypożyczalnię zwaną czytelnią, albo gabinetem lektury (z francuskiego cabinet de lecture) założył w 1768 roku Michał Gröll; „posiadając w swej Księgarni na Marywilu niezmierny zasób dzieł ówczesnej beletrystyki zagranicznej – jak pisze jego biograf – pierwszy u nas ożywił czytelnictwo przez wprowadzenie wypożyczania książek”. Wśród wypożyczanych książek były nie tylko romanse i powieści, ale również dzieła naukowe, o czym świadczą zamieszczane w prasie spisy „książek wypożyczonych i po upływie kilku lat nie oddanych, o zwrot których księgarz przez pisma publiczne usilnie upraszał.”” *


Problem z nieoddawaniem wypożyczonych książek, jak przeczytać można powyżej, znany jest bibliotekom od dawna. Korzystając z dzisiejszej Nocy Bibliotek (i nawiązując do Tygodnia Bibliotek) pociągnę jeszcze trochę temat bibliotek, dziś jednak w ujęciu historyczno – warszawskim. 
W zeszłym miesiącu przyniosłam do domu (z bookcrossingowej półki z biblioteki, a jakże!) książkę Olgierda Gustawskiego „Echa minionej Warszawy”. Jest to (jak głosi przedmowa) zbiór varsavianstycznych felietonów poświęconych oświacie i kulturze , jakie autor od 1968 r. (do 1989 r., gdyż z tego roku pochodzi wydanie) ogłaszał w Życiu Warszawy.



Trzecia część szkiców poświęcona jest bibliotekom i czytelniom, które jak już wiadomo z powyższego, zapoczątkowane zostały w XVIII wiecznej Francji. Ale od oświeceniowych wypożyczalni do współczesnych bibliotek była długa droga. Oto czego się dowiedziałam:



Zanim powstały gabinety lektury (czyż to nie elegancka nazwa?), wcześniejszą formą upowszechniania czytelnictwa były specjalne stowarzyszenia (głównie w miastach niemieckich), których członkowie nie tylko wymieniali się książkami, ale i zrzucali się na zakup nowych. Które to egzemplarze również krążyły później w obrębie stowarzyszenia. 

Natomiast pierwsze wypożyczalnie książek związane były ściśle z księgarniami. Według prospektu (z 1791 r.) krakowskiego księgarza Jana Maja – wypożyczać książki można było za każdorazowym pobraniem kaucji za książkę („niechaj nikt się nie uraża, że bez względu na osobę każdy biorący książkę będzie musiał jej wartość zostawić dopóty, dopóki jej nie odda. Nie będzie zaś wolno nikomu dłużej nad wymówiony sobie czas książki trzymać, a to dlatego, żeby drudzy na tym nie cierpieli…”).

Jednakże  wypożyczanie książek dla księgarzy było czynnością podrzędną względem ich sprzedaży. Szerszy dostęp do książek (już bez nawet symbolicznych opłat) umożliwiły (w Warszawie) Czytelnie Warszawskiego Towarzystwa Dobroczynności, które w dużej mierze odegrały rolę oświatową dla społeczeństwa. Tym bardziej to istotne, zważywszy na fakt, iż jeszcze w 1905 r. ponad połowa mieszkańców Warszawy nie umiała czytać i pisać.

Oczywiście Towarzystwo Dobroczynności nie było jedyną instytucją oświatowo – kulturalną w Warszawie. Dużą aktywnością odznaczało się na początku XX wieku Towarzystwo Czytelni m.st. Warszawy. Było to zrzeszenie kilku autonomicznych czytelni, które upowszechniały książki. Jednakże działacze oświatowi byli zdania, że oprócz sieci bibliotek potrzebna byłaby jedna centralna biblioteka publiczna. Pod podaniem o legalizację takiej biblioteki podpisał się m.in. Stefan Żeromski. Legalizacja nastąpiła 17 października 1906 r. i zgodnie ze statutem biblioteka miała „przyczynić się do rozwoju nauki i oświaty drogą zbierania i przechowywania  książek we wszystkich dziedzinach literatury naukowej i beletrystycznej oraz innych pomocy naukowych dla publicznego użytku”.  Bibliotekę oficjalnie otwarto w maju 1907 r. w wynajętym lokalu przy ulicy Rysiej 1.

Nowa biblioteka szybko osiągnęła popularność, fundusze czerpała ze składek i ofiar, a zbiory biblioteczne powiększały się dzięki darowiznom (nie tylko warszawskich) wydawnictw oraz ofiarodawcom (m.in. książki Bolesława Prusa po jego śmierci zostały przekazane Bibliotece).

Biblioteka dzięki ofiarności osób prywatnych nie tylko poszerzała zasoby księgozbioru, ale i otrzymała nowe lokum – na ulicy Koszykowej, które w 1914 r. ufundowała córka twórcy pierwszego stałego mostu w Warszawie - Eugenia z Kierbiedziów


Biblioteka, zwana Biblioteką na Koszykowej – czyli Biblioteka Główna Województwa Mazowieckiego istnieje do dnia dzisiejszego, a ostatnio przeszła rewitalizację i przebudowę. Podczas dzisiejszej Nocy Bibliotek będzie można zobaczyć na własne oczy, jak po ponad 100 latach wyglądają obecnie jej wnętrza.



A dla tych, którzy nie będą mogli dotrzeć – polecam przejrzenie strony internetowej biblioteki.



Miało być dzisiaj o kilku bibliotekach warszawskich, ale ponieważ zaserwowałabym jednorazowo za dużą ilość informacji – kolejna część pojawi się na Czytelniczym innym razem.

___________
cytaty i źródło: Olgierd Gustawski - 'Echa minionej Warszawy", Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe Warszawa 1989



wtorek, 26 maja 2015

"Groza nie czytać", czyli Noc Bibliotek 2015


Maj to miesiąc zarówno piękny od rozkwitającej przyrody (bez i konwalie!), jak również atrakcyjny pod względem kulturalnym. Warszawskie Targi Książki, czy Międzynarodowy Festiwal Kryminału (który właśnie się rozpoczął) we Wrocławiu to najlepsze przykłady tego drugiego.

A ponieważ początek maja należał do Tygodnia Bibliotek, a środek miesiąca do Nocy Muzeów – to na sam koniec miesiąca proponuję Wam ciekawą hybrydę, bowiem 30 maja odbędzie się w całej Polsce I krajowa edycja Nocy… Bibliotek :)


Jest to wieczorno-nocna impreza, podczas której swoje podwoje otwierają nie tylko miejskie biblioteki publiczne, ale również szkolne i specjalistyczne (jak np. ta na warszawskiej Ochocie).
Do tej pory do akcji zgłosiło się już 414 bibliotek. I zapewne zgłoszą się kolejne.


Mnie bardzo cieszy możliwość zwiedzania Biblioteki Głównej Województwa Mazowieckiego, czyli Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy na Koszykowej, która właśnie pięknie się wyremontowała i być może od jesieni będzie dostępna dla czytelników. Tymczasem w najbliższą sobotę będzie można m.in….




A np. w Bibliotece Narodowej będzie prof. Bralczyk, Joanna Bator i Mariusz Szczygieł. A do tego szczypta grozy ;)


Aby dowiedzieć się szczegółów i sprawdzić, czy Wasza biblioteka też dołączyła do akcji wystarczy wejść na stronę Noc Bibliotek i/lub śledzić fanpejdż na fejsbuniu.


Niech… Noc Bibliotek  ;) będzie z Wami, bo przecież, jak głosi hasło akcji - „groza nie czytać” ;)




poniedziałek, 25 maja 2015

Picasso! Ty draniu! Zoe Valdes – Kobieta, która płacze. Powieść. Dora Maar - muza, kochanka i ofiara Pabla Picassa


”- Zawsze mnie zadziwiała siła, z jaką artyści dominują nad kobietami, i to, jak one godzą się na taki stan całkowitej podległości. (…) Nie byłoby łatwiej, gdyby odmówiły tych pokłonów i odeszły? – zwróciłam się do Ricarda (…)
- Rzeczą cudowną nie jest bycie „Wielkim Geniuszem”, jak nazywano Picassa. Rzeczą nadzwyczajnie podniosłą jest kochać Wielkiego Geniusza, a ponadto rozumieć go i posiadać niezbitą pewność, że sens życia obraca się wokół niego – odparł, niemal akcentując każdą sylabę.”*



Dwa tygodnie temu na licytacji padła rekordowa suma za obraz Picassa. Na aukcji w domu Christie's w Nowym Jorku obraz „Kobiety z Algieru” sprzedano za 179,4 mln dolarów, co oznacza, że to najwyższa cena, jaką zapłacono w ogóle na aukcjach dzieł sztuki za jakikolwiek obraz.
Pytanie tylko, za co skłonni byli zapłacić potencjalni kupujący: za sztukę, czy za znane nazwisko? Czy obrazy Picassa są warte swojej ceny, czy stawkę podnosi jednak sława malarskiego geniuszu? I czy Picasso to naprawdę geniusz, czy może jednak tylko odpowiedni człowiek, w odpowiednim czasie z chwytliwym pomysłem wyznaczającym nowe kanony malarstwa?


Dawno żadna książka tak mnie nie zdenerwowała, jak fabularyzowana biografia Dory Maar – kochanki Pabla Picassa. Z zasady nie zaginam rogów, ale z potrzeby odreagowania złości – właśnie taką krzywdę zrobiłam tej książce.

Czy była źle napisana? – nie. Czy autorka nie sprostała narzuconej sobie formie? – nie. A może przekład był mało czytelnym, niegramatycznym językiem? – również nie. Za moją niechęć odpowiadają Dora Maar i Pablo Picasso.

Da się odczuć, że Zoe Valdes jest zafascynowana osobą Dory, a ściślej rzecz ujmując – jej fotograficznym talentem i enigmatyczną osobowością, na którą wpływ miał 10-letni związek z Picassem.

„Dora Maar, wielka artystka; chciałabym dowiedzieć się o niej czegoś więcej, próbuję o niej pisać, chociaż wiem, że ona sama odrzucała pomysł, by jacyś pisarze rozgrzebywali jej życie, nie miała do nich zaufania. Wielokrotnie mówiła, że nie życzy sobie , aby cokolwiek o niej pisano, bo to „byłyby tylko sensacyjne śmieci”, i dodawała, że „pisarze to zdrajcy, bo piszą o czymś, co wiedzą”. I dobrze, bo to znaczy, że my, pisarze, powinniśmy stawiać bardziej na wyobraźnię. Wiele czytałam, widziałam jej prace, znam poświęconą jej wystawę w muzeum Picassa, no i oczywiście książkę, która opisuje jej życie, czy raczej jej życie z Picassem, znakomitą… Także inne książki, w których przedstawia się ją jako kobietę trudną…”


Uwielbienie Zoe Valdes dla Dory zaczęło się od zdjęcia „Portret Ubu”. Dora Maar, a właściwie Henriette Theodora Marković to uznana surrealistyczna fotografka szczególnie pierwszej połowy XX wieku, którą niektórzy stawiają w szeregu m.in. z Henri Cartier – Bressonem. Cóż z tego, skoro historia i tak chce ją pamiętać jako upodloną kochankę Picassa, kobietę zgorzkniałą i samotną. Geniusz Pabla skutecznie zasłonił talent Dory.

"Portret Ubu" - Dora Maar, 1936 r.


„Dziesięć najlepszych lat swego życia poświęciła Picassowi, równie dobrze mogła je wrzucić do morza, żeby zatonęły w głębinach. Po nim nie potrafiła już żyć. Resztę życia dawało się porównać jedynie z czymś na kształt trwania, co paradoksalnie zawdzięczała życiowemu impulsowi, jaki pozostawił jej w spadku ten dziesięcioletni okres.”


Niesamowicie zmęczyła mnie w tej książce niemoc Dory, jej podporządkowanie się kochankowi, uwielbienie, jakim darzyli Picassa ludzie, którzy się z nim zetknęli, jego brak szacunku względem Dory, pogrywanie z jej uczuciami, jej psie przywiązanie i de facto – zmarnowane życie. Picasso - Mistrz, Bóg, Wielki Geniusz – czy aby na pewno? A może jednak seksista i tyran, który nie potrafi kochać nikogo, poza sobą samym?

Szkoda, że Zoe Valdes zdecydowała się powielić schemat i pisać o Dorze w kontekście Picassa. Być może, gdyby usunąć malarza w cień  i poświęcić tę fabularyzowaną biografię  talentowi Dory – być może polubiłabym tę postać. Tymczasem - jej psychiczna słabość skutecznie mnie zirytowała. 

_______________
Egzemplarz do recenzji przekazało wyd. Muza

Cytaty Zoe Valdes – Kobieta, która płacze. Powieść. Dora Maar - muza, kochanka i ofiara Pabla Picassa; wyd. MUZA SA


czwartek, 21 maja 2015

Warszawskie Targi Książki 2015. Drauzio Varella - spotkanie z autorem "Ostatniego kręgu"


Drauzio Varella! Spotkanie z tym autorem było dla mnie wisienką na targowym torcie. Autor został zaproszony do Warszawy w związku z nominacją jego książki do Nagrody za reportaż literacki im. R. Kapuścińskiego. Wprawdzie książka nie zdobyła nagrody (mimo iż bardzo mocno trzymałam kciuki), ale warta jest tego, aby ją przeczytać. 

Pierwszy z prawej, autor książki, Drauzio Varella


Spotkanie z autorem było przewidziane na jedną godzinę. Przedłużyło się do dwóch i pół. Mimo to czas zleciał tak szybko, że miałam wrażenie, że trwało zaledwie chwilę. Fascynujący człowiek, interesujący temat, znakomita książka.  

Nie byłam jedyna, która ubolewała, że książka w Polsce wydana została tak późno (16 lat po jej napisaniu). Jest jednak nadzieja, że po świetnym przyjęciu „Ostatniego kręgu”, dwie pozostałe części więziennej trylogii ukażą się na polskim rynku znacznie szybciej, niż książka – bohaterka.
O tym, że Drazuio Varella specyfikę brazylijskiego systemu penitencjarnego oraz swoje doświadczenia z pracy w brazylijskich więzieniach zamknął w trzech książkach dowiedziałam się właśnie na spotkaniu. Pozostałe dwie części traktują (w opozycji do „Ostatniego kręgu”) o osadzonych kobietach oraz (jako klamra spajająca) o więziennych strażnikach.

Samo spotkanie było niejako suplementem książki. Autor obszerniej nakreślał m.in. na czym polegać miała w Carandiru polityka „redukcji szkód” (czyli dystrybucja prezerwatyw i strzykawek celem ograniczenia wzrostu liczby zachorowań na HIV wśród więźniów), skąd wziął się pomysł edukacji skazanych za pomocą komiksów oraz ile czasu od samego pomysłu  zajęło wdrożenie programu dystrybucji prezerwatyw (3 lata!). A także: jak wygląda społeczność i hierarchia osadzonych w więzieniu męskim (linearnie) i kobiecym (sieciowo), o tym, że kobiety – więźniarki są gorzej postrzegane społeczne, niż mężczyźni – więźniowie i za co wyrok odsiaduje ponad 60% skazanych kobiet (za handel narkotyków).


„Prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogaty trafi do więzienia” – taki cytat wisiał na tablicy w gabinecie dyrektora więzienia Carandiru. Rzeczywiście – bogatym w Brazylii wiele przewin uchodziło na sucho, ale polityka się zmienia i po dwóch głośnych procesach i skazaniach – autor widzi możliwość większej sprawiedliwości w tym skorumpowanym kraju.



W głowie miałam co najmniej trzy pytania, które chciałam zadać autorowi. Z uwagi na małą ilość czasu (mimo iż spotkanie i tak się przeciągnęło) – udało mi się zadać jedno.
Otóż, oryginalne wydanie pochodzi z 1999 r., czyli książka dotyczy wydarzeń sprzed zamknięcia i wyburzenia więzienia. Polskie wydanie nie posiada noty o tym fakcie (na co już się żaliłam przy okazji recenzji), zatem o tym, iż więzienie już nie istnieje - dowiedziałam się własnym sumptem zgłębiając temat w Internecie. Ciekawa zatem byłam, co stało się z więźniami po likwidacji Carandiru. Tak, jak się domyślałam - okazało się, że grupy więźniów zostały rozsiane po więzieniach w całej Brazylii. Owszem wybudowano nowe więzienie w innym miejscu, ale już na starcie było przeludnione (nic nowego w Brazylii).

Ponieważ Drauzio Varella z wieloma strażnikami wypracował dobre kontakty i wręcz nawiązał przyjaźnie, mają tradycję, że raz w roku zjeżdżają się z całego kraju i spotykają, wymieniając przy tym wiele spostrzeżeń i uwag dotyczących charakteru więziennej pracy. To tak a propos rozproszenia po likwidacji więzienia.


Na spotkaniu z Drauziem Varellą był obecny również Michał Lipszyc, który opowiadał o tym, na jakie przeszkody napotykał przy przekładzie „Ostatniego kręgu”. Ponieważ książka składa się w dużej części z opowiadań więźniów, tłumacz musiał oddać ich w miarę zbliżone brzmienie w języku polskim. Zastosował w tym celu zlepek różnych slangów: młodzieżowego, dilerskiego, środowiska narkomanów i więźniów. Aby przekład oddawał ducha książki, Michał Lipszyc konsultował się ze swoimi znajomymi z Brazylii, posługiwał się słownikiem gwary więziennej dostępnej w sieci, a także bazował na własnych doświadczeniach i zdobytej wiedzy. I muszę przyznać, że wyszło mu to świetnie.

Pierwszy z prawej - autor przekładu, Michał Lipszyc 


Tak bardzo chwalę tę książkę, bo naprawdę jest tego warta. Jest szalenie interesująca, a jej autor to człowiek, którego chce się słuchać, który ma tak dużą wiedzę zdobytą dzięki swojej pracy i poczynionym obserwacjom, a przy tym jest ogromnie sympatyczny i z taką klasą, o jakich teraz trudno w konsumpcyjnym, nastawionym w głównej mierze na zysk i fun, świecie. Wielki szacunek kieruję w stronę zarówno autora, jak i książki. Przekonajcie się sami, dlaczego warto ją przeczytać.



wtorek, 19 maja 2015

Warszawskie Targi Książki 2015. Moim okiem



Z Warszawskimi Targami Książki jest jak ze świętami - tak długo się na nie czeka, a tak szybko mijają. Doszłam do wniosku, że nie powinnam zostawać w ostatni dzień do samego końca - przetrzebione półki na stoiskach i przygotowania do pakowania reszty książek w pudełka powodowały uczucie smutku, że to już koniec, i że kolejne targi będą dopiero za okrągły rok.


Plan Targów oczywiście cały z bazgrołami ;)


Podczas tej edycji przyjęłam taktykę spacerową. Zamiast biegać od stoiska do stoiska i ze spotkania na spotkanie (jak miało to miejsce w ubiegłym roku) - przyglądałam się ofercie  mniejszych/mniej znanych wydawnictw. I tym właśnie sposobem na stoisku Biblioteki Narodowej wypatrzyłam, interesującą mnie, „Papierową rewolucję”.


Moje targowe nabytki - jak widać, nie szalałam zbytnio.
I właśnie zdradziłam kierunek naszego wakacyjnego wypadu ;)


Oczywiście zebrałam kilka autografów. Jest ich mniej, niż zakładałam przygotowując się do targów. Te, które wzbogaciły moje książki są dla mnie szczególnie istotne. 


Jak na przykład kwiatki od mojego ulubionego ilustratora Pana Bohdana Butenki, czy od Drauzia Varelli, autora „Ostatniego kręgu” - reportażu o (nieistniejącym już) najniebezpieczniejszym więzieniu w Brazylii. Relację ze spotkania autorskiego z Panem Varellą uhonoruję osobnym wpisem.

Również w tym roku ustaliłam własny konkurs na najlepsze stoisko. Duży plus dostaje Wielka Litera, która ponownie bardzo się postarała i tym razem postawiła na lekko industrialno – hydrauliczny ;) styl. 


Stanowisko francuskie natomiast przygotowało bardzo przytulne miejsce. Zdjęcie tego nie objęło, ale oprócz drzew, były również ala kanapowe siedziska z poduchami.


Zwycięzcą w rankingu obwołałam jednak Wydawnictwo Tatrzańskiego Parku Narodowego. Gdyby w tle puścili jeszcze świergot ptaków lub szum strumyka – poczułabym się jak na górskim szlaku ;)




Zaś drogę do wejścia na Stadion umilały ilustracje I edycji Międzynarodowego Konkursu na projekt ilustrowanej książki dla dzieci – Jasnowidze.











Na koniec zostawiam Was z targowymi migawkami i już zapraszam na kolejną notkę, która będzie poświęcona spotkaniu autorskiemu z Drauziem Varellą.


Stanowisko komiksowe w ostatni dzień targów, tuż przed końcem


Wydawnictwo Czarna Owieczka


Antykwariat Grochowski




Byliście na Targach? Jakie są Wasze spostrzeżenia?





czwartek, 14 maja 2015

Więzienny kocioł. Drauzio Varella – Ostatni krąg. Najniebezpieczniejsze więzienie Brazylii


 „Więzienie jest jak garnek ciśnieniowy: kiedy wybucha, już nie da się go opanować.”*



Są więzienia niczym czterogwiazdkowe hotele, są też więzienia gorsze niż życie w slumsach. Osadzeni w polskich zakładach karnych bardzo często skarżą się na kiepskie warunki w celi, ale gdyby tylko wiedzieli, jak wygląda odbywanie kary w Azji lub Ameryce Południowej – swoje miejsce natychmiast jawiłoby im się dość luksusowo. 

Więzienie Carandiru, to miejsce, którego nie ma. Nie oznacza to jednak, iż książka Drauzio Varelli jest literacką fikcją. Carandiru zostało zrównane z ziemią niespełna 13 lat temu. Wyburzenie było pokłosiem panujących tam wcześniej niehumanitarnych warunków i przemocy, a szczególnie jako symboliczny gest sprawiedliwości po więziennej masakrze, która miała miejsce w październiku 1992 roku.

„W tym zakładzie karnym jest więcej ludzi niż w niejednym mieście – ponad siedem tysięcy mężczyzn, co dwukrotnie lub trzykrotnie przewyższa liczbę przewidzianą w latach pięćdziesiątych, kiedy wzniesiono pierwsze pawilony. W najgorszych okresach zgromadzonych tu było dziewięć tysięcy osób.”

Aż trudno sobie wyobrazić taki ścisk, tyle ludzi, którzy nie zostali osadzeni za niewinność. Wśród nich oprócz złodziei, narkomanów i przemytników wielu to zabójcy i gwałciciele. Dla wielu z nich, przy porywczym charakterze i zdolności reagowania pod wpływem emocji – przeludniona cela jest iskrą, która rozpala ognisko konfliktu. A kiedy dodać do tego fatalne warunki sanitarne, nieremontowane, nieodświeżane cele, grzyb na ścianach, kałuże na podłodze, brak łóżek, kiepskie jedzenie i wszechogarniającą nudę – robi się z tego niezły koktajl frustracji.

Drauzio Varella obserwował życie Carandiru z punktu widzenia lekarza. Praktykował tam ponad dziesięć lat, starając się zapobiegać epidemii AIDS. Obraz jaki formuje się z jego wspomnień jest zarówno przerażający, jak i fascynujący. Ponieważ pracował w bezpośrednim kontakcie z więźniami – mógł podzielić się wieloma historiami o tym, jak niektórzy trafili za kratki, dlaczego boją się wyjść z więzienia i jak sobie w nim radzą. Był również świadkiem wspomnianej już masakry, którą władze Brazylii najchętniej zamiotłyby pod dywan, udając, że nie stało się nic, zwłaszcza, że winnych policjantów dosięgła sprawiedliwość dopiero dwa lata temu, czyli ponad dwadzieścia lat za późno.


Bardzo się cieszę, że „Ostatni krąg” znalazł się w finałowej piątce nominowanych do tegorocznej Nagrody za reportaż literacki im. R. Kapuścińskiego. Dzisiaj, tj. w czwartek 14. maja o godz. 20-ej odbędzie się gala wręczenia nagrody. Ciekawa jestem, czy jury doceni ten interesujący reportaż.

Jedyne zastrzeżenie kieruję do polskiego wydawcy, czyli do wydawnictwa Czarne. Otóż – książka została napisana w 1999 roku, więzienie Carandiru wyburzono w grudniu 2002 roku, a polskie wydanie ukazało się w roku 2014, kiedy po Carandiru dawno już osiadł pył. Tymczasem brak jest jakiejkolwiek o tym fakcie noty od wydawcy, co w moim mniemaniu jest, zważywszy na charakter książki, dużym uchybieniem. 

Natomiast dobra wiadomość jest taka, że autor książki będzie obecny na odbywających się w tym tygodniu (14-17.05) Warszawskich Targach Książki. Wszyscy chętni niech sobie zapiszą sobotnie spotkanie w godz. 16.30-17.30 w Sali Londyn A.

Edit z 21.05.2015 r.: Moja relacja ze spotkania do przeczytania pod tym linkiem.


6/6
__________________
* cytaty: Drauzio Varella – Ostatni krąg. Najniebezpieczniejsze więzienie Brazylii; wyd. Czarne Wołowiec 2014

Dla znających portugalski (?) pod tym linkiem dostępny jest film dokumentalny o Carandiru 


niedziela, 10 maja 2015

Tydzień Bibliotek 2015. Biblioteka, jaka jest – każdy widzi ;)


Ilustracja Joanny Zimkowskiej - Kwak do książki Liliany Bardijewskiej - Ratatuj
Wyd. Czytelnik, Warszawa 1984


Przygotowując poprzedni wpis biblioteczny przejrzałam naprawdę sporo stron internetowych bibliotek w większych i mniejszych miastach. I cóż - okazało się niejednokrotnie, iż mała gminna biblioteka może poszczycić się zdecydowanie lepszym, nowocześniejszym i przyjemniejszym dla oka designem, niż niektóre biblioteki z większych miast powiatowych, a nawet wojewódzkich.  
Przypomniał mi się przy tym, opublikowany na bibliosferze, ciekawy artykuł Pauliny Milewskiej pn. „Jak odstraszyć czytelnika, czyli strony internetowe bibliotek”. Zerknijcie sami ;)


A skoro już jesteśmy przy sferze wizualnej mam dla Was garść linków, gdzie znaleźć można ciekawe przykłady bibliotek:











Znacie biblioteki wpadające w oczko? ;)


piątek, 8 maja 2015

Tydzień Bibliotek 2015. Magiczne słowo: "abolicja"


„Rosselin najpierw podążył do biblioteki, (...). Na jego widok Werg, siwy jak gołąbek bibliotekarz, rozjaśnił się w uśmiechu.
- No proszę, oczy moje nie wierzą swemu szczęściu! – zawołał, jak zwykle mową kwiecistą, z której słynął. – Przyszedłeś wreszcie oddać księgę, o której zapomniałeś, opuszczając Akademię?!
Rosselin zbladł. Ależ paskudnie się wkopał... Księgi rzeczywiście nie oddał, bo ją sprzedał, żeby mieć za co przeżyć pierwsze dni za murami. A potem sprawę wyparł z pamięci (...).
- Wybacz, mistrzu – rzekł z westchnieniem – ale nie. Mogę za nią tylko zapłacić, zwrócić nie zdołam, bo mi ją ukradli...
Werg roześmiał się znów i rzekł:
- Księga już do mnie wróciła. W końcu mamy swoje tajemne zaklęcia biblioteczne.”

W prawdziwym świecie, zaklęcie bibliotekarza, miłe dla uszu tych, co przetrzymują książki brzmi „abolicja”. Dzisiaj, w Dniu Bibliotekarza, rozpoczyna się Tydzień Bibliotek. Z tej okazji wiele bibliotek wprowadza właśnie chwilowe darowanie kar dla spóźnialskich (na swoim fanpejdżu chwali się tym na ten przykład biblioteka z Sopotu). Zasięgnijcie języka, czy i w Waszej bibliotece można liczyć na taki fuks.

Niemniej, bez względu na abolicję, zachęcam do oddawania książek w terminie. Nic bowiem bardziej frustrującego dla czytelnika, który w bibliotece dowiaduje się, że bardzo, ale to bardzo interesujący go tytuł – owszem jest w księgozbiorze biblioteki, ale niestety, ktoś go przetrzymuje w domu już czwarty miesiąc...

Wróćmy jednak do Tygodnia Bibliotek. Zainteresowało mnie to, czy biblioteki rzeczywiście przywiązują wagę do tego czytelniczego wydarzenia. Wpisałam w Google na chybił – trafił hasło „biblioteka + nazwa miasta”. Trochę mnie zaskoczył fakt, że ani słowa o tym nie było w aktualnościach stołecznych bibliotek, ani w na stronach internetowych bibliotek w kilku innych, większych miastach.
Jednakowoż chętnie świętuje np. biblioteka w Jaśle (akcja "Wyhaczona!"), Lublinie (np. spotkania z komiksem), Gnieźnie ("Randka w ciemno z książką"), Zakopanem ("Nie oceniaj książki po okładce"), Olsztynie (m.in. bieg z książką  "Zaczytani – Zabiegani"), Pile (wystawa książek dla dzieci nietypowo wydanych),  a także Makowie Podhalańskim (kiermasz książek). To tak na przykład :)

A jak tam u Was w bibliotece? :)



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...