sobota, 29 sierpnia 2015

O książce i filmie z diabłem w pakiecie. Arturo Pérez-Reverte - Klub Dumas


„La Ponte zmarszczył czoło:
- Mówisz: ocalała jedna książka – zastrzegł. – A przedtem wspominałeś o trzech istniejących egzemplarzach.
Corso zdjął okularki i oglądał je pod światło, sprawdzając czystość szkieł.
- Otóż właśnie – odezwał się. – Wśród wojen, grabieży i pożarów te książki pojawiały się i znikały. Nie wiadomo, która z nich jest autentyczna.
- Może wszystkie są fałszywe – przemówił zdrowy rozsądek Makarowej.
- Może. Ja mam właśnie wyświetlić zagadkę i stwierdzić, czy Varo Borja posiada oryginał, czy może sprzedano mu kota jako zająca.”*



Po raz pierwszy mam problem z wyrokowaniem, co jest lepsze: książka czy jej filmowa adaptacja. Zarówno książka „Klub Dumas”, jak i film „Dziewiąte wrota” w reżyserii Romana Polańskiego mają pewne cechy, które poczytuję na ich korzyść lub klasyfikuję jako wadę. To trochę jak spór nad wyższością jednych świąt nad drugimi – trudno osiągnąć satysfakcjonujący konsensus ;)


O czym traktuje książka? Wyobraźcie sobie, że właśnie o książkach! I to nie pierwszych lepszych z księgarskiej półki. O białych krukach, zaginionych rękopisach i bardzo cennych egzemplarzach, które na aukcjach przyprawiają o szybsze bicie serca i drenują dość poważnie portfele kupujących. Ich łowcą jest Lucas Corso, działający na zlecenie elitarnych, zamożnych bibliofilów.

Pracuje on właśnie nad dwiema sprawami: ma ustalić autentyczność rękopisu jednego z rozdziałów „Wina Andegaweńskiego” Aleksandra Dumasa oraz sprawdzić, kto z posiadaczy ostatnich trzech zachowanych egzemplarzy „9-tych Wrót”, szatańskiej XVII – wiecznej księgi może pochwalić się autentykiem.

Corso otrzymując zlecenie wyjeżdża najpierw do Sintry w Portugalii, aby tam spotkać się z Victorem Fargasem - człowiekiem nad wyraz mocno związanym ze swoimi książkami, a następnie do Paryża do pewnej szacownej damy, która chciałaby zapomnieć o pewnym niemieckim epizodzie ze swoich lat młodości. Podczas całej wyprawy depcze mu po piętach facet z blizną, który prawdopodobnie czyha na jego życie oraz towarzyszy w ramach anioła stróża (sic!) pewna młoda i bardzo tajemnicza kobieta. Oczywiście badanie szatańskiej księgi to diabelnie trudne zadanie, więc jest ciekawie. Tylko ten rękopis Dumasa jest niczym piąte koło u wozu.


To, co mnie zachwyciło w książce to język narracji. Jest soczysty, miejscami bardzo humorystyczny, a bohaterowie są wyraźnie zarysowani. Bibliopata Victor Fargas, introligatorzy bracia Cenizowie, wdowa Taillefer i sam Lucas Corso to postaci, które powinny dostać literackiego Oscara za grę aktorską ;) Taki żarcik. Zupełnie inaczej jest w filmie – tam nawet Johnny Deep gra według mnie jak drewno (a wiedzcie, że zwykle cenię jego grę aktorską). Z tym drewnem oczywiście nie zgadza się Pan R., ale czytacie moją recenzję, więc prawo głosu w tym przypadku mam ja ;)

Jako plus na konto filmu zapisuję fabułę – rezygnacja z rękopisu Dumasa i skupienie uwagi tylko na „9-tych wrotach” było bardzo dobrą decyzją. Zupełnie nie rozumiem, dlaczego Pérez-Reverte uparł się, aby obie sprawy upchnąć w jednej powieści. Mógł z powodzeniem napisać dwie odrębne książki, które w obu przypadkach nie straciłyby uroki tajemniczej powieści.

Nie spodobał mi się początek książki, był zbyt przeintelektualizowany, napakowanie bibliograficznymi ustępami i pewnymi historycznymi faktami nie wniosło zbyt wiele do powieści, a spowodowało lekkie znużenie. W przypadku zakończenia – dość słabe było w obu przypadkach. Środek opowieści obroniła książka – właśnie za świetną narrację. Film przegrywa tutaj przez grę aktorską. Żona Polańskiego zupełnie się nie sprawdziła.


No i co? Polecać, czy odradzać? Wypunktowałam wady, wymieniłam zalety i dochodzę do wniosku, że jednak warto było poświęcić czas. To ciekawa książka, tym ciekawsza dla lubujących się w książkach o książkach. Wciąż jednak nie rozwikłałam wewnętrznego sporu, co lepsze - film, czy książka. Myślę, że najlepsza byłaby kompilacja tylko tych dobrych punktów z obu źródeł.


Na koniec zostawiam Was z deserem, czyli moimi ulubionymi cytatami napotkanymi w powieści:

„Obawiam się, że to nic specjalnego. Zwłaszcza w dzisiejszych czasach, gdy popełnia się samobójstwa upozorowane na zabójstwo, powieści pisze lekarz nazwiskiem Roger Ackroyd, a stanowczo zbyt wielu ludzi wydaje dwustustronicowe opisy własnych wstrząsających przeżyć, doznanych podczas przeglądania się w lustrze.” 


„Zdjął okulary i zaczął je przecierać wymiętą chusteczką. Bez nich sprawiał wrażenie bardziej bezradnego – wiedział o tym aż nadto dobrze. Każdy czuł, że trzeba mu pomóc przejść przez jezdnię, gdy tak spoglądał wokół wzrokiem królika krótkowidza. (…) Nadeszła pora na uśmiech. Odsłonił siekacze ze skromnością wykalkulowaną co do milimetra. Z uśmiechu można było wyczytać prośbę o natychmiastową adopcję.”


„Nie robiła wrażenia osoby nadmiernie przygnębionej (…) W którejś chwili przyłapał ją na mruganiu powiekami, jakby chciała powstrzymać płynącą łzę, oczy nadal jednak były całkiem suche. To mogło nie mieć znaczenia, stulecia walk makijażu z emocjami nauczyły kobiety kontrolować swoje uczucia.”


„- Lubię ten most – odezwała się. – Bez samochodów. Tylko zakochane pary, staruszki w kapeluszach i próżniacy. Most absolutnie niepraktyczny.”


„Victor Fargas był wysoki i chudy jak szlachcic u El Greca. W obszernym swetrze z grubej wełny poruszał się jak żółw w skorupie. Nosił równiuteńko przycięty wąsik, wybrzuszone na kolanach spodnie i lśniące, chociaż schodzone, niemodne buty.”


„Gruber  był oschły i opanowany, miał wygolony kark, a w kącikach ust nieodmiennie czaił mu się uśmieszek pokerzysty.”


„- Także Napoleon popełnia błąd, myląc Blüchera z Grouchym. Strategia wojskowa jest równie ryzykowna jak strategia literacka… Niech pan posłucha, panie Corso: dzisiaj nie ma już niewinnych czytelników. Każdy podchodzi do czytanego tekstu z własną perwersją. Czytelnik jest tym wszystkim, co sam przeczytał wcześniej, plus to, co obejrzał w kinie i w telewizji. Do informacji dostarczanej mu przez autora dodaje swoją. Tu leży niebezpieczeństwo: nadmiar odniesień może spowodować, że konstruuje pan sobie fałszywego przeciwnika. Albo nierzeczywistego.”


4/6
______________
* cytaty: Arturo Pérez-Reverte - Klub Dumas (El club Dumas)


1 komentarz:


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...