piątek, 7 października 2016

Północnokoreański James Bond w spódnicy, czyli strach się bać. Kim Hyon Hui – Łzy mojej duszy


Stał na pasie startowym, nie dalej niż sto metrów ode mnie: samolot Korean Air 858. Wpatrywałam się weń przez ogromne ono terminalu, obserwując, jak załoga naziemna kończy prace konserwatorskie. Gdyby tylko wiedzieli, co się dzisiaj stanie…*



Korea Północna chyba nie ma sobie równych w kwestii programowania ludzi na idealne, posłuszne oraz wzorowo zaprogramowane i przeszkolone maszyny. Zaś owe maszyny nawet nie są w stanie zorientować się, że w istocie są ofiarami chorej ideologii. Podstawowe zasady Partii brzmią: deifikacja, wiara, niepodważalność i bezwarunkowa aprobata. Każdy lojalny i oddany patriota tego kraju musi się tym zasadom porządkować i uznać za święte. Jeżeli nie – dla opornych zawsze znajdzie się miejsce w którymś z rozsianych po kraju morderczych obozów pracy. I w tym przypadku nawet uprzywilejowane pochodzenie nie jest żadnym ratunkiem.

Z uprzywilejowanej rodziny pochodziła Kim Hyon Hui. Jako córka dyplomaty, pracownika Ministerstwa Spraw Zagranicznych miała naprawdę bogate i ciekawe dzieciństwo. Ot chociażby fakt, że jako dziecko wraz z rodzicami kilka lat mieszkała w placówce ambasady Korei Północnej na Kubie. Zwykły Koreańczyk przez całe swoje życie nie ma szans wyściubić nosa poza granice kraju. Ba! nawet o tym nie pomyśli. A tutaj proszę – mała Kim może korzystać z kubańskich plaż i słońca.

Po pięciu latach ciepła i słoneczna sielanka się kończy i trzeba wrócić na łono ojczyzny. Ale kiedy mieszka się w wizytówce kraju – Pjongnagu, życie wygląda zupełnie inaczej, niż na północnokoreańskiej prowincji. Ma się dostęp do wielu dóbr, do lepszej opieki medycznej, można się uczyć w lepszej szkole, a nawet uzyskać pewien awans.

Kiedy 18-letnia Kim Hyon Hui była na drugim roku nauki języka japońskiego w Kolegium Języków Obcych – została zauważona i zwerbowana przez Komitet Centralny Partii, aby jako agentka specjalna ku chwale ojczyzny wykonywać tajne misje urojone w chorej głowie Kim Dzong Ila.

Zanim jednak na tytuł agentki zasłużyła musiała przejść przez kilkuletnie mordercze treningi sprawnościowe, przeczytać mnóstwo tomów poronionej filozofii Kim Ir Sena, nauczyć się obsługiwać wiele rodzajów broni, wyćwiczyć w sztukach walki, nauczyć biegle japońskiego, angielskiego i chińskiego, aby po równie morderczych egzaminach zostać wspaniałą maszyną do zabijania.

Świat o Kim Hyon Hui usłyszał w listopadzie 1987 roku po katastrofie samolotu linii Korean Air rejsu 858 z Bagdadu do Seulu. Maszyna podczas przelotu nad Morzem Andamańskim pod wpływem wybuchu bomby umieszczonej ma pokładzie rozpadła się na kawałki uśmiercając tym samym 115 osób. Ładunek podłożyła na zlecenie Korei Północnej Kim Hyon Hui wraz z innym towarzyszącym jej agentem. Oczywiście nie widziała w tym nic złego, miała przecież pomóc swojej ojczyźnie w zjednoczeniu z Koreą Południową oraz zemścić się na Japonii. Nawet w chwili pojmania i postawienia zarzutów chroniła swoje państwo cały czas podając fałszywą tożsamość. Miała idealnie wyprany mózg i była doskonale zaprogramowana na walkę z kapitalistycznym światem.

Odkrywanie prawdy o reżimie i o tym, jak została przez niego wyszkolona i wykorzystana przyszło dopiero później. Dużo czasu upłynęło, zanim przekonała się, że wszystko, czego nauczyła się o świecie w ciągu 25 lat swojego życia w Korei Północnej było jednym wielkim propagandowym kłamstwem.
Za swój czyn przez sąd w Korei Południowej została skazana na karę śmierci. I kiedy jej sytuacja była już zupełnie przegrana – od prezydenta Korei Południowej otrzymała akt łaski. Uznano bowiem, że będąc katem dla tylu ludzi, była jednocześnie nieświadomą ofiarą swojego kraju.

Dotychczas książki o byłych mieszkańcach Korei Północnej były napisane przez osoby, które same uciekły z Korei Północnej. Kim Hyon Hui natomiast, gdyby nie jej pojmanie przez władze w Bahrajmie i przekazanie jej sprawy do Seulu – być może nadal byłaby lojalnym agentem Korei Północnej bez wiedzy, jakim zbrodniczym krajem jest jej umiłowana ojczyzna.
Obecnie ta 54-letnia kobieta ze względów bezpieczeństwa  jest ściśle chroniona przez władze Korei Południowej, a książkę, którą napisała w 1993 roku zadedykowała rodzinom ofiar lotu 858. Im również przekazała wszelkie honoraria należne jej z tytułu sprzedaży książki.

"Łzy mojej duszy", jak już wspomniałam powyżej, mają zdecydowanie inny charakter, do jakich przyzwyczaiły mnie dotychczas przeczytane książkowe wspomnienia uciekinierów z Korei Północnej. Była ogromnie zaskakująca – szczególnie we fragmentach opisujących szkolenie przyszłych tajnych agentów Korei Północnej. Poziom wiedzy i umiejętności, jakim muszą się wykazać północnokoreańskie ludzkie maszyny do zabijania uzmysławiają, jak bardzo Ci ludzie mają wyprane przez reżim mózgi. Naprawdę -  aż strach się bać.


6/6
Za pożyczenie egzemplarza dziękuję Ani z Buk nocą.
_____________________
* Kim Hyon Hui – Łzy mojej duszy [tyt. oryg. The Tears of My Soul, przekł. z angielskiego Marta Bręgiel-Benedyk]; wyd. Veni Vidi Vici 2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...