Dziś trendsetteerzy kulinarni zapowiadają globalny powrót zup. Na opis tego trendu szybko znaleziono angielską nazwę sopuing, co przez analogię do sokoterapii możemy przetłumaczyć jako „zupoterapię”. Czy zupoterapia będzie nową sokoterapią?, zastanawiają się autorzy amerykańskich serwisów dietetycznych. Czas przyniesie odpowiedź na to pytanie (…).*
Zdjęcia zup w powyższym kolażu pochodzą z mojego kulinarnego bloga "Koty kuchenne Oczka"
Ci, co znają mnie bliżej wiedzą, że moim ulubionym obiadem są zupy wszelakiego rodzaju. Z całą świadomością mogę nawet nazwać się zupoholiczką. Do tego niezbyt modną, bo nie poddałam się nowemu kulinarnemu trendowi tylko zupełnie przy okazji się w niego wpisałam. Moda pewnie przeminie, ustępując miejsca nowym dietetycznym odkryciom, a ja i tak pozostanę przy głębokim talerzu z parującą zupą. Ale o co właściwie chodzi z tym zupowym detoksem?
Zupa może być czymś "wow" na Zachodzie. W Polsce to raczej zwykłe danie obiadowe, które dość często pojawia się na stole. I może właśnie dlatego ostatnio trochę traktowana po macoszemu. A szkoda, bo możemy pochwalić się długą tradycją ich jadania. Zupy oparte na kaszach lub strączkach to tradycja sięgająca jeszcze średniowiecza. A polewki? Jedna taka znana jest szczególnie za sprawą „Pana Tadeusza”. Zupy jadano również podczas obiadów czwartkowych u króla Stasia. Swój złoty czas miały one również w czasach PRL-u. Potem na chwilę ustąpiły w momencie zachłyśnięcia się Polaków kuchniami świata, ale chyba pomału znowu zaczyna się ich renesans. I bardzo dobrze, bo są nie tylko jednymi z prostszych w wykonaniu nie tylko obiadami (ja czasem lubię ogrzać zupą żołądek na śniadanie – świetnie nadaje się do tego żurek), ale przede wszystkim są przyjazne w regulacji pracy jelit. I oto przecież w dużej mierze chodzi w odżywczym detoksie. Skoro jelita są drugim mózgiem człowieka, a ich stan może wpływać na nasz stan psychiczny – warto zadbać o ich prawidłową pracę.
Ale dlaczego akurat zupy są tak istotne? Z wielu względów. Po pierwsze to idealny slow food w erze życia w ciągłym pośpiechu. Gar zupy gotuje się szybko i bezproblemowo. Tę samą zupę można jeść bez szkody dla smaku i jej wartości odżywczych również jeszcze drugiego i trzeciego dnia tylko ją podgrzewając. Nie trzeba zamawiać pizzy, chińczyka, czy rozmrażać w mikrofali jakiejś masowej, sklepowej garmażerki. Wystarczy wyciągnąć garnek z zupą z lodówki i postawić na kuchence. A nadmiar zawsze można zapakować w pudełko i zamrozić w zamrażalniku jako szybki obiad „na czarną godzinę”. A więc względy praktyczne to raz.
Innym ważnym aspektem jest prozdrowotność zup. A to dlatego, że rozpuszczone w wodzie składniki odżywcze organizm łatwo przyswaja. Dodatkowo zupy dobrze nawadniają (szczególnie istotne dla tych, co piją dużo kawy i czarnej herbaty lub generalnie w ciągu dnia piją za mało jakichkolwiek napoi). A ze względu na użyte składniki – zupa wspomaga metabolizm i działa oczyszczająco.
Oczywiście mowa tutaj o dobrych składnikach. I to jest właśnie to, czym bardzo zapulsowały u mnie autorki „Zupowego detoksu”. Bowiem stawiają one przede wszystkim na sezonowość produktów, ich świeżość i różnorodność. Zwracają uwagę na istotność w codziennej diecie warzyw, bezglutenowych kasz i zbóż (quinoa, kasza gryczana, kasza jaglana, brązowy ryż, amarantus, kukurydza) i strączków. Kładą również nacisk na ważne w diecie dodatki: dobre jakościowo tłuszcze, orzechy, pestki (np. słonecznika i dyni) i kiełki, grzyby, zioła świeże i suszone, sól himalajską (moją ulubioną), ale też glony i tadam! - miso (którym osobiście bardzo lubię dodatkowo podrasowywać domowy rosół).
Jeszcze coś, a propos zup oczyszczających: po pierwsze głównie warzywne, pod drugie czas gotowania: w zimie – długi, latem – krótki. I już! Można warzyć dla zdrowia. A ponieważ według autorek jesień jest idealną porą na start w detoksykacji organizmu za pomocą rozgrzewających zup – warto skorzystać z okazji ;)
Takie oto mądrości wyczytałam w tejże książce. Ale jest w niej więcej atrakcji. Na ten przykład: temat i produkty podzielone na cztery pory roku, informacje o zakwaszeniu żołądka, o oddychaniu przeponą, o kwestii snu, naturalnych antybiotykach, wpływie stresu na organizm oraz dobroczynnych właściwościach detoksykacji. Dodatkowo: każda pora roku zawiera kilka przepisów na sezonowe zupy, a koniec książki jeszcze inne bonusowe przepisy (z wykorzystaniem tych zdrowych składników zup) na energetyczne śniadania, oczyszczające zupy i tonizujące kolacje. Może trochę tutaj zaostrzę apetyt na książkę, kiedy wspomnę, że przełknęłam ślinę czytając przepisy na śniadanie trzech mocarzy, zapiekankę z batatami, zupę-krem z białych warzyw, placek i batony z płatków jaglanych i bakaliowe fit-kulki.
U mnie dzisiaj na obiad kartoflanka na bulionie (przypominam, że mamy jesień, więc ziemniaki akurat są bardzo na czasie) z zieloną pietruszką, koperkiem i lubczykiem. A co tam u Was w garnku się warzy? :)
________________________
Egzemplarz do recenzji przekazało wydawnictwo MUZA
*Urszula Mijakoska, Monika Stachura – Zupowy detoks, wyd. MUZA 2016
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz