środa, 8 maja 2019

Varia: Dzień Bibliotekarza i Bibliotek oraz XVI edycja Ogólnopolskiego Tygodnia Bibliotek


Potem dostałam lepsze mieszkanie (...). Komorne płaciłam sama dzięki mojej nowej posadzie. Pracowałam w bibliotece (...). Do moich obowiązków należało przenoszenie książek na dyski, żeby oszczędzić miejsca w magazynach i kosztów związanych z odnawianiem zasobów. Siebie nazywałyśmy dyskdżokejkami, a  bibliotekę dyskoteką - był to taki nasz dowcip. Po wczytaniu tekstu książki zanosiło się na przemiał, ale niektóre zabierałam do domu. Lubiłam czuć je w rękach i patrzeć na nie. Łukasz powiedział, że mam mentalność antykwariusza. Podobało mi się to, też lubił stare rzeczy.
Margaret Atwood, Opowieść Podręcznej (The Handmaid’s Tale, przekł. Zofia Uhrynowska-Hanasz, wyd. Wielka Litera 2017 


Zastanawialiście się jak mogłaby wyglądać biblioteka przyszłości? I czy w ogóle coś takiego jak biblioteka kiedyś będzie miało jeszcze rację bytu? Ja mam nadzieję, że tak, o ile one same nie zatrzymają się w czasie.
Na szczęście coraz więcej placówek przekształca się w kulturoteki, w których można nie tylko wypożyczyć książkę w formie papierowej, ale również elektroniczną. Za pośrednictwem bibliotek coraz powszechniejszy jest dostęp do platform typu IBUK Libra, czy chociażby Legimi. W bibliotekach można przejrzeć prasę, wypożyczyć film na DVD, obejrzeć wystawy, skorzystać z komputera lub uczestniczyć w różnych rozwojowych zajęciach dla małych i dużych (w gminnej bibliotece w Raszynie odbywa się np. multisensoryka, warsztaty decoupage, spotkania w ramach Klubu Podróżnika czy zajęcia z kodowania z robotami Photon).
Biblioteki stają się również bardziej dostępne także poza czasem pracy bibliotekarzy, co udowadnia biblioteka na ul. Błękitnej na warszawskim Wawrze. Chociaż zewnętrzny zwrot książek i książkomaty do odbioru książek to jeszcze swoiste novum - mam nadzieję, że z biegiem czasu stanie się to biblioteczną codziennością.

Ponieważ dzisiaj przypada święto Bibliotek i Bibliotekarzy dlatego z tej okazji wszystkim Bibliotekarkom i Bibliotekarzom życzę, aby ich praca nieustannie dawała radość, a bibliotekom niech przybywa Czytelników. 

Ilustracja: Tom Gauld, Library


8 maja to również start kolejnej, bo już XVI edycji Ogólnopolskiego Tygodnia Bibliotek. Tegoroczna edycja odbywa się pod hasłem #biblioteka, którego pomysłodawcą jest lubelski okręg Stowarzyszenia Bibliotekarzy Polskich. 




Tradycyjnie polecam rozejrzeć się z tej okazji za wydarzeniami, które serwują okoliczne biblioteki, a tym, którzy wstydzą się zanieść do biblioteki dłuugo przetrzymaną książkę zachęcam do spaceru do swojej placówki. W maju dużo bibliotek jest łaskawych i ogłasza abolicję dla dłużników ;) 

Jak co roku w wielu miastach w maju odbywają się przejazdy rowerowe Odjazdowego Bibliotekarza. Ja roweru nie posiadam, więc Moich Drogich Czytelników Czytelniczego zapraszam na mini rajd po linkach na biblioteczne tematy:

Warszawa, ul. Wilcza, grudzień 2018 r.


wtorek, 7 maja 2019

Jackoteka: Susanna Isern (tekst), Marjorie Pourchet (ilustracje) - Niedźwiedź łowca motyli


Miesiąc temu zaprezentowałam przegląd okładek z motylami, a tym razem znowu motyle, ale w wersji dla dzieci. Oto bardzo przyjemna opowieść o tym, że warto bezinteresownie pomagać innym, bo nigdy nie wiadomo, kiedy i my będziemy potrzebować pomocy. I że wdzięczna odpowiedź na doświadczone dobro powraca. Krótka historia z życia niedźwiedzia i motyli ma jeszcze jedną wartość - śliczne ilustracje. Zapamiętajcie ten tytuł.

Susanna Isern (tekst), Marjorie Pourchet (ilustracje), Niedźwiedź łowca motyli (przekł. Weronika Perez Borjas), wyd. TAKO 2013, wyd. III kolekcja OQO















wtorek, 23 kwietnia 2019

Jackoteka w Międzynarodowy Dzień Książki i Praw Autorskich 2019: Britta Teckentrup - Jajo


Ponieważ w tym roku Międzynarodowy Dzień Książki i Praw Autorskich przypada bezpośrednio po świętach wielkanocnych, pomyślałam sobie, że połączę oba święta w jedno, czyli opowiem o książce w temacie świątecznym, która przed Wielkanocą zasiliła Jackotekę.




Nasza ptakoteka wciąż się rozrasta. Nadal nie mam książki o piórach, więc zaczynam od początku, czyli od jaja. Spór, co było pierwsze - kura, czy jajo nie będzie tutaj obiektem dyskusji. Skupmy się na samym pięknie jaja. Mnie urzeka ich kolorystyczna różnorodność i... przystosowanie. Wiadomo nie od dziś, że kukułka to cwana ptasia bestyjka, która umiejętnie wybiera "adopcyjne" gniazda. Mając bogaty wachlarz kolorystyczny skorup sprytnie podrzuca jaja tym, którzy nawet się nie orientują, że wykluje się im niezły wyrostek, zamiast własnego potomstwa.



Co mnie w tej książce szczególnie urzeka? Ilustracje! I oczywiście sam temat. Wprawdzie nie znajdzie się tutaj rozbudowanej treści wyczerpującej temat. Krótkie informacje o gniazdach, kształtach i kolorach jaj, biologii, mitologii, religii, zwyczajach i sztuce to tutaj tylko pewien punkt wyjścia. No ale przecież, aby dojść do większej wiedzy zaczyna się od takich właśnie pięknych i zachęcających haczyków. A wiecie, że czym skorupka za młodu nasiąknie... ;)


Książka zdobyła wyróżnienie na Bologna Ragazzi Award w kategorii non-fiction.

Britta Teckentrup, Jajo (Das Ei by Britta Teckentrup, przekł. Hanna Bartoszewicz), wyd. Agora 2019












niedziela, 21 kwietnia 2019

Wesołych świąt z jajem! :)


Drodzy Czytelnicy Czytelniczego,
życzę Wam spokojnych, wesołych, rodzinnych, pogodnych, spacerowych, zrelaksowanych i zaczytanych świąt. Niech słońce świeci, stół serwuje pyszności, a czas niech tym razem leniwie odlicza kolejne minuty.



Godzinę później, na zewnątrz, Quoyle rozpalił ognisko, ciotka wyjęła z torby jajka, pognieciony chleb, masło i dżem. Sunshine, przytulona do ciotki, odbierała produkty. Dziewczynka rozpakowała masło, ciotka rozsmarowała je kawałkiem drewna, którego używała zamiast noża, pomieszała jajka drżące na patelni. (...)
Usiedli przy ognisku. Przesycone dymem mocne piwo jak dar ofiarny na kamiennym ołtarzu, pomyślała ciotka wpatrzona w iskry wzlatujące ku niebu. Bunny i Sunshine przytuliły się do Quoyle'a. Bunny pogryzała zwiniętą kromkę chleba - dżem przypominał oko tostera - i obserwowała wirujący dym.
- Tato, dlaczego dym się kręci?
Quoyle odrywał kawałki chleba, kładł na nie odrobinę jajka i mówił: "Oto mały, żółty kurczaczek wchodzi do nory wilkołaka", po czym wkładał kawałki chleba do ust Sunshine. Później dziewczynki znowu wstały i zaczęły biegać wokół domu, przeskakując nad zardzewiałymi linami, którymi przywiązano dom do skały.



niedziela, 14 kwietnia 2019

Jackoteka: Józef Wilkoń - Wróble na kuble


Dzisiaj w moim ogrodzie na gruszy zupełnie niespodziewanie zaobserwowałam samca pleszki.
W pierwszej chwili pomyślałam, że to kopciuszek, ale nie pasowała mi do niego przykuwająca wzrok biała głowa. Zwróciłam też uwagę na zadziorne kiwanie się rudego ogonka. Moje ptasie atlasy odpowiedziały mi co to za cudo. Przy okazji przypomniałam sobie o ptasiej książeczce, którą ostatnio z Jackiem często czytam na dobranoc.

Czas zatem na kolejną odsłonę ilustracji Pana Wilkonia. Po Wilczkach ponownie przedstawiam coś, co nie jest gładkie, słodkie i subtelne, a jednak mnie zauroczyło. Kreska jest tutaj podobnie zadziorna jak ów wspomniany ogon pleszki i same wróbelki z tekstu. A jest ich dużo. Nie tylko dziesięć, ale o wiele więcej ;) Liczmy wróble z Wilkoniem! - chciałoby się zawołać ;)

__________________
Józef Wilkoń (tekst i ilustracje), Wróble na kuble, wyd. Hokus-Pokus 2018









niedziela, 7 kwietnia 2019

Twarz Książki, czyli rzecz o okładkach. Część XI - motyle


Co jest dla Was wyznacznikiem, że wiosna naprawdę już przyszła? Zimowa kurtka w szafie, żółta forsycja na dworze, pączki na gałęziach, intensywny świergot ptaków, a może coś jeszcze innego? Dla mnie są to latające motyle. Od tygodnia widziałam ich już z tuzin, więc z radością odtrąbiam, że dla mnie wiosna już jest na całego ;)


W związku z tym, na blogu niech też będzie wiosennie. Wyszukanie okładek z motylami było łatwym zadaniem. Bo oto zaskoczenie - okazało się, że ów motyw jest dość popularny zarówno w wersji graficznej jak i część składowa tytułu. Zresztą sami zobaczcie.




niedziela, 24 marca 2019

O obserwacji rysunków dziecka. Arno Stern - Odkrywanie śladu. Czym jest zabawa malarska


Ile osób będąc dorosłymi maluje spontanicznie i dla własnej przyjemności? Maluje po to, aby skanalizować pokłady ekspresji nie mając przy tym w głowie konkretnego obrazu? Sięgam pamięcią do czasów, kiedy ostatni raz trzymałam w ręce pędzel i… nie, nie potrafię określić przybliżonych ram czasowych, kiedy to mogło być.
Idźmy dalej, czy znacie nastolatka, pominąwszy tę grupę z artystyczną duszą i takąż pasją, który oprócz trzymania myszki lub smartfona, sięga również po pędzel, kredki, czy cokolwiek innego w tym typie? Hmm, no może zdarza się to jeszcze na lekcjach plastyki, o ile takowe w kształcie jaki ja pamiętam z czasów własnej edukacji jeszcze funkcjonują.
A dzieci? Co z dziećmi? Czy one również coraz mniej malują? Chyba niestety tak… Czy to znak czasów? Po części, ale może to również brak bodźca ze strony rodzica, który (wróćmy do początku) również zapomniał, że kiedyś malował… dla siebie samego.


Od miesiąca robię na sobie eksperyment. Siadam z Jackiem przy stoliku i bazgrzemy po kartkach razem: długopisem, kredkami świecowymi i wodnymi, flamastrami, akwarelami oraz farbami do malowania palcami (plastikowe autka, które łatwo umyć i gąbka do nakładania fluidu to nasze dodatkowe „pędzle”). Wprawdzie przez miesiąc nie stworzyłam jeszcze żadnego obrazka, który mogłabym/chciałabym powiesić na ścianie, ale odkryłam, że malowanie pędzlem i tworzenie różnych akwarelowych linii, czy innych esów floresów działa na mnie megarelaksująco. Niby to oczywiste, a jednak zaskakujące.




Na farby i cały ten malarski ambarans wzięło mnie po lekturze książki Arno Sterna. Jego odkrycie, czym jest i jak przebiega proces malowania sięga II połowy lat ’40-tych, kiedy to został animatorem dla powojennych sierot. Na bazie ówczesnych obserwacji dziecięcej ekspresji otworzył malort – małą pracownię, która działa już ponad 60 lat i jest nie tylko bardzo specyficznym miejscem dla malarskiej ekspresji, ale stała się również przyczynkiem do odkrycia przez Arno Sterna, czym jest zabawa malarska i ubrania w słowa pewnego kodu, który powtarzał się na wielu pracach stworzonych przez dzieci w malorcie.





Kiedy po raz pierwszy przeczytałam słowa: ślad, kod i formulacja, pomyślałam sobie, że nie lubię, kiedy próbuje się z ze zwykłego malowania robić wielką sprawę opartą na wielu definicjach. Ale po lekturze Odkrywania śladu zaczęłam już inaczej patrzeć to, co stworzyło na kartce dziecko. Arno Stern uważa, że dzieci nie malują po to, aby wytworzyć jakiś obraz. Istotnym jest sam proces malowania, a nie produkt finalny. Malują też nie dlatego, że chcą coś przez to przekazać, czy dostać pochwałę, ale dlatego, że to zajęcie wynika z ich wewnętrznej potrzeby, ekspresji i chęci zabawy. Stern nie zgadza się przy tym na używanie określenia „rysunek dziecięcy”, bo według niego wskazuje to, że po pierwsze, dopiero skończona praca jest wartościowa, a po drugie malarska praca dziecięca jest czymś mniej doskonałym od tej dorosłej.

Tymczasem Stern przekonuje, aby wyjść poza utarte schematy myslowe i spojrzeć na malowanie jako pewne zjawisko zdeterminowane przez wspomnienie pierwotne, które sam nazwał pamięcią organiczną (neurofizjolodzy określają to mianem pamięci komórkowej) mającą początki jeszcze w okresie prenatalnym i pewien uniwersalny genetyczny kod bez względu na to, czy człowiek wychowuje się w prymitywnej społeczności nomadów, czy w miejscu super zurbanizowanym. Cała ta teoria brzmi zapewne niezrozumiale i dziwnie na początku, ale kiedy obejrzy się zdjęcia malarskich prac, których w książce sporo – w końcu wjeżdża się na odpowiednie tory myśli przewodniej. 

A zatem raz jeszcze słowa: ślad, kod i formulacja. Ślad według Arno Sterna to jest to, co my zwykliśmy nazywać rysunkiem. To efekt malarskiej zabawy uwieczniony na kartce papieru. Kod to sekwencja różnych kresek, które rysuje każde dziecka na etapie swojego rozwoju. Formulacja natomiast to cały proces przekształcenia kresek w linie, kształty i figury będące składową tego, co powstaje podczas malarskiej ekspresji na kartce papieru.

Cały proces formulacji przebiega w trzech etapach. Zaczyna się od okresu kształtów pierwszych, po którym następuje długi okres rysowania motywów obrazkowych oraz tropów, aż w końcu przychodzi etap kształtów głównych.*
W zabawie formulacją spotykają się dwie podstawowe zasady: powtarzanie oraz rozwój, które nie stoją wobec siebie w żadnej sprzeczności, ale wzajemnie się uzupełniają.**

Przyznaję, że po pierwszych zdziwieniu nad życiowym odkryciem Arno Sterna na temat malarskiej zabawy – kupuję tę całą teorię i tym chętniej obserwuję „dziecięce rysunki” (sic!). Jest to bowiem ciekawy punkt wyjścia do rozważań nad tym jaką transformację przechodzimy my wszyscy jako ludzki gatunek, bez względu na to, gdzie mieszkamy i z jakiej kultury się wywodzimy.

Myślę, że temat może zainteresować szczególnie tych, którzy lubią poczytać o rozwoju dziecka, neurofizjologii i/lub antropologii. A dla zaciekawionych tematem i dla nieprzekonanych o wartości książki zostawiam serię materiałów video z Arno Sternem:




_____________________

*,**Arno Stern, Odkrywanie śladu. Czym jest zabawa malarska (Wie man Kinderbilder nicht betrachten soll, przekł. z niem. Marta Bizub), wyd. Element 2016 


niedziela, 24 lutego 2019

Bogate wnętrze, czyli rzecz o wyklejkach. Część XIII - miksy


Cóż za niespodzianka! Może i moja szafa pod kątem ilości ubrań jest minimalistyczna, ale dysk mojego komputera zwanego Pawełkiem wcale do minimalistycznych nie należy.
Czy zdarzyło się Wam choć raz wyciągnąć z szafy jakąś sztukę odzieży (jeszcze z metką), o której zakupie dawno zapomnieliście? ;) Ja dla odmiany na dysku Oczko natknęłam się na folder z 2017 roku z poniższymi zdjęciami do wpisu, który nie powstał. Do dzisiaj :)


Połowy książek z tego zbioru nie ma już na moich półkach, zatem niech już nie czekają z wpisem pozostałe, które pokrywają się kurzem jeszcze w moim domu ;)



Olga Tokarczuk, Księgi Jakubowe, Wydawnictwo Literackie 2014








Boel Westin, Tove Jansson, Mama Muminków (przekł. ze szwedzkiego Bogumiła Ratajczak), wyd. Marginesy 2012






Michel Brezillon, Encyklopedia Kultur Pradziejowych (przekł. z franc. Jerzy Gąssowski), Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1981






Anna Borkiewicz-Celińska, Batalion "Zośka", Państwowy Instytut Wydawniczy 1990








Avrom Bendavid-Val, Niebiosa są puste, wyd. Świat Książki 2012






Bolesław Prus, Pharaoh (wersja w przekładzie angielskim Christopher Kasparek), 
Polestar Publications 2001








Marek Łebkowski, Danuta Łebkowska, Kuchnia polska, wyd. Tenten, Warszawa 1993






Andrzej Zygmuntowicz, Encyklopedia Sztuki Kulinarnej, 19 - Koktajle, wyd. Tenten 1991





Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...