Dzisiaj w cyklu „Kulinarni czytają” witamy Kasię - Gospodarną Narzeczoną.
W sekrecie ;) powiem Wam, że teraz bardziej pasuje jej nick gospodarna żona i mama ;)
Z gospodarzeniem u Kasi jest bardzo ciekawie i inspirująco. Wystarczy zerknąć na „Tydzień bez zakupów” na jej blogu Na Kruchym Spodzie. Z samych zapasów w kuchennych szafkach wyczarować takie egzotyczne cuda - chapeau bas! Chociaż dla ścisłości - na blogu wręcz roi się od kulinarnych ciekawostek: jak zrobić tofu, co to jest okara i co z niej przyrządzić i wreszcie - co można wyczarować smakowitego z domowego jogurtu? Przeczytajcie i zobaczcie sami.
Ale miejcie na uwadze, że prawdziwą gwiazdą bloga jest bez dwóch zdań chleb Kasi i Lecha. Chleb na drożdżach lub - najczęściej - na zakwasie, zdrowo wyrośnięty, pięknie popękany, wręcz zachęcający by się w niego natychmiast wgryźć. Charlotte z Mokotowa może się przy nim schować ;) A jak jeszcze dodać, że Kasia poznała mistrza Hamelmana, to chyba więcej już nie trzeba dodawać? Przy okazji - skoro o naszym powszednim mowa – zerknijcie również na Gospodarne Szczęście, czyli piekarski blog, który Kasia prowadzi razem z Tilią z Kuchni Szczęścia.
Kasiu, dziękuję, że zechciałaś tutaj gościć :) Już nie przedłużam tej przedmowy - adres bloga znacie, więc koniecznie po przeczytaniu poniższych odpowiedzi - tam zerknijcie. Naprawdę warto!
1. Książki, które czytam najchętniej:
Lubię długie klasyczne powieści z początku XX wieku, w szczególności rosyjskie, ale nie tylko. Nie wiem czy to tylko moje wrażenie, ale coraz mniej powstaje takich książek. Więcej jest udziwnień i gry z formą i bohaterów z przypadłościami, o których nie śniło się ojcom psychiatrii. Mnie brakuje długich, niekoniecznie głęboko psychologicznych (czytaj psychopatologicznych) historii. Te bardziej zaburzone (historie) mam na co dzień w pracy. Chcę czytać o ludzkich losach na tle historii, długich sagach rodzinnych, chcę się wciągnąć i zapomnieć o całym świecie. Chcę wiedzieć, że przede mną jeszcze ciągle dwieście trzysta stron.
Przyznaję, że lubię też chick-lit. Czytam ją zwykle przy pogardliwych chrząknięciach mojego L. To dla mnie takie książki odprężające, tak zwane do pociągu. W chwilach kryzysu pomagają się wypłakać (bo znowu jej nie chciał), a potem wierzyć, że wszystko będzie dobrze (bo w końcu ją zechciał).
Ostatnio zwróciłam się też ku kryminałom, którymi w wiekach nastoletnich gardziłam. Uwielbiam Agatę Christie, ale czytam też śnieżne skandynawskie makabry. Doskonała literatura na ciążę. Lubię też dobre komiksy, koniecznie po francusku. Mam słabość do Belgów to dlatego. Niestety zwykle szkoda mi na nie pieniędzy, wolę kupić kolejną formę do tarty lub zjeść coś pysznego.
2. Ulubiona książka kulinarna:
Z tym mam kłopot. Moja kolekcja książek kulinarnych rozrasta się z miesiąca na miesiąc. Trudno mówić o ulubionej, bo to się zmienia. Moja pierwsza książka kucharska to chyba "Nastolatki gotują", ale nie pamiętam, czy coś z niej ugotowałam. Moją pierwszą ważną książką była "Dania jarskie. Wielka księga kucharska". Robiłam z niej całe imprezy. Dzięki temu odkryłam różne fasole, soczewice, soje, tofu i tarty. Tłumaczenie dziś wydaje mi się nieco koślawe, ale mam do niej pewien sentyment.
Ulubiona aktualnie? Hmmm na pewno Bread Hamelmana, to dla mnie książka kompletna jeśli chodzi o pieczenie chleba. Ma dla mnie wartość szczególną, bo poznaliśmy się z autorem i nadal pozostajemy w kontakcie. Niezwykle przyjazny człowiek. Nie będę też oryginalna, jeśli napiszę, że uwielbiam książki Ottolenghi, bo to po prostu świetne książki. Lubię serie książeczek Le cordon Bleu, chyba wszystkie nie były wydane w Polsce, ale udało mi się upolować kilka po francusku i angielsku, bo choć nie jestem talentem językowym, książki kucharskie mogę czytać nawet w językach, których nie znam. No i cała ja. Mogłabym tak wymieniać bez końca. Lubię książki kucharskie i już. Nie gardzę też takimi, gdzie bohaterowie gotują i nawet podane są ich przepisy. Ale to już całkiem inna historia.
3. Książkowe wyznanie:
Też na początku myślałam, że chodzi o wyzwanie. I tu wzorem dziadka z Szóstej klepki Musierowicz, chciałabym przeczytać całą bibliotekę według alfabetu na emeryturze. Jeśli mam coś wyznać, to może własnie to, że nadal wracam do książek Musierowicz i czytam, choć daleko im do świetności, nowe tomy.
A jeśli miałoby być to coś wstydliwego? To zaglądam na ostatnie strony. I powiem wam, że wcale nie zaburza mi to czytania i bardzo rzadko coś rzeczywiście wyjaśnia. Tak jak z życiem. I co z tego, że wiedziałam, czego chcę. Dopiero to jak do tego doszłam jest ciekawe i decyduje o całym smaku.
Bardzo rzadko zapamiętuję imiona bohaterów (te zresztą często przekręcam), wątki, cytaty. Nie mogę, więc niestety brać udziału w literackich dyskusjach. Co jak wiadomo kiedyś bardzo punktowano w towarzystwie. Przyjemność z czytania mam tu i teraz.
4. Książka, którą czytam obecnie:


Bardzo ciekawie dowiedzieć się, co czyta Kasia i co lubi :)
OdpowiedzUsuńFajnie.
Też tak kiedyś miałam,że po prostu musiałam przeczytać ostatnią stronę, ale to się zmieniło, nawet sama nie wiem kiedy ;)
Świetny ten cykl, zawsze z niecierpliwością wypatruję:)
Pozdrawiam ciepło:)
Z tym czytaniem ostatniej strony mam Siostra tak samo jak Ty ;)
UsuńCzyli że co? Musze dorosnąć?
UsuńNieee..., każdy czyta, jak i co lubi ;)
UsuńTeż mi się zdarza zaglądać na ostatnie strony :) Choć teraz już nieco rzadziej ;)
OdpowiedzUsuńA "Tajemnicę Abigail" czytałam bardzo dawno temu, szczegóły dawno wywiało mi z pamięci, ale wiem, że mi się podobała :) Mam ją nawet w Polsce na półce (obok Musierowicz ;)).
Czytałam recenzję "Tajemnicy..." i chyba też bym chętnie ją przyhodowała ;) Swoją drogą muszę coś naskrobać o polskiej literaturze.
Usuń