poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Życie w świecie epilogu. Joël Egloff - Edmond Ganglion & Syn








„Saint-Jean było jednym z tych miasteczek, w którym wszystkie psy mają na imię Burek, a koty Mruczek, gdzie kościół stoi na placu Kościelnym, a ratusz na placu Ratuszowym. Niewiele z niego pozostało i niewielu już tu mieszkało ludzi. Na ulicy Głównej, dawnej Centralnej, ławki przed domami czekały, by się ociepliło lub zrobiło chłodniej, żeby je ktoś odmalował lub spalił, ale żeby wreszcie nie musiały czekać. Dogorywały z wolna dwie ostatnie firmy: Kawiarnia SŁONECZNA, w której paru mężczyzn drzemało nad kartami i, dokładnie naprzeciwko, niewielki lokal z posępnym szyldem: EDMOND GANGLION I SYN.” *


Znowu wróciłam książkowo na prowincję, do sennego, małego miasteczka, w którym teoretycznie nic się nie dzieje. Mieszkańcy przesiadują w jedynej knajpie lub chodzą na nieliczne już msze żałobne – z nudów, ciekawości lub z potrzeby, aby na ich pogrzebie również zrewanżowano się obecnością. Brak zgonów jest powodem do zmartwień dla jedynego w miasteczku przedsiębiorcy pogrzebowego.  Najstarsi mieszkańcy jak na złość – umierać nie chcą. „Sytuacja z roku na rok się pogarszała. To nie konkurencja zabiła rynek, tylko zmarli. Zmarli umarli i strasznie ich było Ganglionowi brak”.** Co więcej – staruszkowie wpadają do zakładu na konsultacje lekarskie. Jeden z pracowników zwykł już przez to twierdzić, że działa w branży paramedycznej. Tymczasem Ganglion topi smutek w trunkach i próbuje sił w telemarketingu: „Nie grzebiemy w ziemi, tylko wynosimy do nieba, a korony z kwiatów są u nas o wiele tańsze niż korony u dentysty, proszę mi wierzyć.” ***

Aż w końcu pojawia się światełko w tunelu, a ściślej mówiąc – trup. I to nie w szafie, a w trumnie w karawanie. Edmond ma w końcu upragnionych klientów, a pracownicy zbijający bąki - robotę do wykonania.  I tutaj zaczynają się schody, a raczej kłopoty nawigacyjne. Jak zawieść zwłoki na cmentarz, nie zgubić się w okolicy ani nie zgubić konduktu i jak zareagować w dość… niecodziennej sytuacji? Więcej napisać nie mogę, bo zdradzę treść i pozbawię radości z czytania ;)

Debiut literacki francuskiego pisarza Joëla  Egloffa - Edmond Ganglion i Syn to krótka powieść z dużą dozą czarnego humoru. Napisana zgrabnie i lekko, w stylu nieco zbliżonym do Eduarda Mendozy.  Żałowałam jednak po lekturze dwóch rzeczy: 120 stron to ilość dobra na jeden weekendowy dzień, czyta się szybko, więc i szybko się kończy. A chciałoby się dłużej. Zabrakło mi również szerszego obrazu lokalnej społeczności. Odczułam niedosyt. W  związku z tym zamierzam zapoznać się z najnowszą książką pisarza „Zamroczenie”, a Wam polecam lekturę „Edmonda…”

5/6
Ps. Na zakończenie prośba do Was: podajcie, proszę, tytuły powieści, w których rzecz dzieje w sennych, małych miasteczkach. Chętnie zapoznam się z tematem :)


*,**,*** - Joël  Egloff - Edmond Ganglion i Syn, Wydawnictwo Literackie


4 komentarze:

  1. Ciekawie brzmi. :)
    Lubię Twoje recenzje. A poza tym wyszukujesz takie inne książki, nie ostatnie hity, tylko coś innego .Fajnie. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo wiesz, Siostra - ostatnim hitem na rynku jest trylogia z Greyem, po którego ja raczej nie przeczytam.
      A poza tym wolę jednak sięgać po mniej znane zarówno filmy, jak i książki.

      Usuń
  2. W sennym małym miasteczku dzieje się "Dobry człowiek" A. Nicoll (trochę w stylu "Czekolady") :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz! To obie możemy sobie uzupełnić listę ;) Dziękuję.

      Usuń


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...