poniedziałek, 27 maja 2013

Historia w kuchni. Magdalena Tomaszewska-Bolałek - Tradycje kulinarne Japonii. Oraz rozwiązanie azjatyckiej loterii


Wspominałam niedawno o spotkaniu w związku z promocją książki „Japońskie słodycze”. Ponieważ od autorki - Pani Magdaleny Tomaszewskiej-Bolałek otrzymałam autograf w pierwszej wydanej książce jej autorstwa „Tradycje kulinarne Japoni” – nic już nie miałam na usprawiedliwienie wobec faktu, iż książka kurzy się na półce nieprzeczytana. Wzięłam ją więc do Polskiego Busa w dolnośląską podróż do rodziny. Mając w pamięci ciekawy wykład w Muzeum Etnograficznym – spodziewałam się równie interesującej opowieści. I nie zawiodłam się. 

Japońska historia kulinarna przedstawiona jest w książce chronologicznie wraz z kolejnymi okresami: od okresu jōmon (XII tysiąclecie p.n.e. – ok. 300 r. p.n.e.) przez najciekawszy moim zdaniem okres Edo (1600 r. n.e. – 1868 r. n.e.), aż do Ery Heisei (od 1989 r. do współczesności).

Kultura talerza japońskiego znacznie różni się od tego w Europie. Panuje na nim ład, symetria lub asymetria, dbałość o szczegóły i przestrzeń. Japończycy przede wszystkim jedzą dużo surowych produktów (w dużej mierze pod postacią sushi i sashimi) oraz zwracają uwagę, aby ich dobór zmieniał się wraz z porami roku. Jedzenie przy tym charakteryzuje się użyciem bardzo małej ilości przypraw, a te, które się dodaje - mają za zadanie wydobyć naturalny, a przez to najbardziej pożądany smak i aromat dania.

Ryż – jedno z najpopularniejszych produktów w Kraju Kwitnącej Wiśni określany jest za pomocą wielu wyrazów, np.: ryż jako roślina lub sadzonka to ine, ziarenko ryżu – kome, ryż ugotowany lub posiłek z ryżu – gohan, a ryż w daniach pochodzenia niejapońskiego określany jest mianem raisu. Warto odnotować, że ryż w odległym okresie yayoi stał się obiektem kultu i posiadał bóstwo, które nazywano Inari. I chociaż obecnie zboże jest w powszechnym użyciu  - przez dłuższy czas było dostępne tylko dla wybranych grup ludności – jak nietrudno się domyślić bogaczy o wysokim statusie. Prości ludzie musieli zadowolić się otrębami i łuskami powstałymi przy obróbce ryżu. Zmieszane z fasolą, warzywami i berem (inaczej: włośnicą) stanowiły potrawę, która nosiła nazwę zakkoku.

Skoro jesteśmy przy ryżu, warto wspomnieć o sake, które w Polsce błędnie określa się winem, bądź wódką ryżową. W odróżnieniu od wspomnianych – nie wymaga leżakowania, a jej produkcja bardziej przypomina warzenie piwa. Samo słowo sake w Japonii nie odnosi się do konkretnego napoju alkoholowego, ale oznacza każdy alkohol (bez znaczenia, czy jest on krajowy, czy obcego pochodzenia).

W okresie Muromachi (1333-1578) zaczęło rozwijać się rolnictwo, a wraz z uprawą zbóż na japońskich stołach zagościły makarony: soba, udon i sōmen. Obecnie każdy region kraju szczyci się własnym przepisem na danie z makaronem. Jako ciekawostka: w wigilię Nowego Roku jada się „sobę mijającego roku”, a na japońskiej „parapetówce” częstuje się właścicieli mieszkania (jeżeli jest ono wynajmowane) i osoby, które pomagały w przeprowadzce – „sobą przeprowadzkową”

Pierwsze restauracje w Japonii (jeszcze wcześniej niż we Francji) zaczęły pojawiać się w okresie Edo. Również wtedy rozprzestrzeniło się sushi, które początkowo było tylko sposobem konserwacji mięsa. Przy okazji – mieszacie wasabi w sosie sojowym? Niejeden Japończyk wzdrygnąłby się na ten widok ;) Taka czynność uważana jest za nieestetyczną. 

Z lektury książki można dowiedzieć się jeszcze wielu ciekawostek na temat japońskiej tradycji kulinarnej. Słowem przecież nawet nie wspomniałam o „czekoladkach obowiązku”, a także o czasem niebezpiecznych (zwłaszcza dla starszych ludzi) ryżowych ciastkach mochi, o portugalskich korzeniach japońskiej tempury, o tym, dlaczego cesarz ma zakaz spożywania fugu i dlaczego japońskie jabłka są takie drogie. 

Książkę pochłonęłam jak smaczny obiad. A po lekturze czułam niedosyt, że już się skończyła. Polecam ją gorąco tym, którzy interesują się Japonią, kulinariami, historią lub zwyczajnie – wszystkim ciekawym świata. Naprawdę warto. A ja tymczasem ostrzę sobie ząbki na najnowszą książkę autorki – „Japońskie słodycze”.


Ale to jeszcze nie jest koniec notki. Czas bowiem ogłosić zwycięzców „azjatyckiej loterii”, którą zapowiedziałam przy okazji opisywania spotkania w Muzeum Etnograficznym. Moja prywatna maszyna losująca pod postacią Pana R. wylosowała nowych właścicieli dwóch książek:



„Sushi” wędruje do Aciri
„Vegetarian Asian” otrzymuje Kamila Wojciechowska
Gratuluję i mam nadzieję, że się przydadzą. W sprawie ekspedycji - odezwę się do Was via @



6 komentarzy:


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...