Kiedy zapytałam Was na Facebooku, kogo chętnie przeczytalibyście w cyklu „Kulinarni czytają” pojawił się również głos za Negrescą. Ucieszyłam się, bo i ja planowałam Ją przepytać. Zwłaszcza, że blogowo znamy się od dość dawna i bardzo lubię obserwować, co nowego napisała.
W „Prowincji w globalnej wiosce” oprócz jedzenia, pojawiają się również teksty traktujące o (w głównej mierze) kulinarnych: książkowych zakupach i książkowych typach. To właśnie tam dowiedziałam się o zwyczajowej róży na Dzień Książki i z ciekawością wyglądałam nowych książkowych recenzji.
Chociaż prawdę mówiąc tym, co lubię na blogu najbardziej, są tematyczne przyjęcia. Negresca osiąga w tym małe mistrzostwo, a każde spotkanie ma inną oprawę i smakowite menu. Zresztą uważny czytelnik zauważy, że Negresca w ogóle zwraca uwagę na detale, stąd na blogu pojawiają się również filiżanki i dekoracje choinki.
I najważniejsze chyba – obie jesteśmy kociarami, dlatego bardzo cieszą mnie u niej kocie akcenty i zdjęcia pięknej Bajeczki, godnie zastępującą, lub może odpowiedniej - zastępującego Balbinkę.
Tym razem nie będę przedstawiać moich kulinarnych typów - wolałabym skoncentrować się na wspomnianych już tematycznych spotkaniach. Było już ich naprawdę sporo, a każde szczegółowo dopracowane. Niech jako przykład posłużą: Spotkanie hiszpańskie, Jubileuszowe – żydowskie, Chłopskie jadło, Kreolskie spotkanie w Luizjanie i Ogród rozkoszy ziemskich.
Zachęcam do przejrzenia bloga Negreski: książki, kuchnia i kot – tak to moja bajka :)
Negresco, dziękuję. Życzę dużo sił, wytrwałości i mimo wszystko – dużo uśmiechu.
Oprócz ludzi, kocham koty i książki
1. Książki, które czytam najchętniej:
Książki są w moim domu od zawsze, i to się już nie zmieni.
Gusta czytelnicze trochę mi się zmieniają :) ale nie aż tak bardzo, bez jakichś radykalnych zwrotów.
Bardzo lubię powieści, i to najbardziej takie, tworzące cykl, kiedy w kolejnych tomach poznajemy dalsze losy bohaterów (ot, jak „Ania z Zielonego Wzgórza”, „Jeżycjada” M. Musierowicz, czy Harry Potter).
Lubię powieści oparte na autentycznych faktach historycznych, przybliżające sławne postaci, pozwalające zobaczyć ich w innym, takim mało oficjalnym świetle; nie szkodzi, że to często tylko literacka fikcja – ale jakże ciekawa! (Kraszewski, Bunsch, cudowne powieści płaszcza i szpady Haliny Popławskiej).
Lubię kryminały Agaty Christie i Johna Grishama.
A! i lubię, kiedy akcja książki osadzona jest w konkretnym miejscu na ziemi, tak, żeby można było pojechać tam sobie i pochodzić śladami ulubionych bohaterów (zdarzały mi się takie podróże – tak np. zwiedzałam Poznań i Toruń, wędrując śladami Borejków M. Musierowicz).
Przyznam się tutaj, że kiedy byłam w Toruniu i zobaczyłam knajpkę „Pasta i basta”, od razu pomyślałam sobie o Zemfiroczce i jej blogu, i specjalnie tam poszłam na kolację :)
A odkąd skrystalizowały mi się zainteresowania kuchnią – lubię, kiedy w książce pojawiają się kulinarne motywy, opisy potraw, wygląd stołu, zakupy na targu – tego typu niuanse. Jasne, że przepisy, choćby w zarysie też są mile widziane.
Książek ciągle mi przybywa, bo praktycznie nie mam innej możliwości ich przeczytania jak zakup, zwłaszcza jeśli chodzi o literaturę współczesną. Owszem, klasykę pożyczałam w bibliotece i kupowałam dopiero wtedy, kiedy wiedziałam, że będę chciała do danej pozycji kiedyś wrócić. Ale pożyczyć jakąś nowość w moim małym mieście, to raczej niemożliwe.
2. Ulubiona książka kulinarna:
Chyba nie ma takiej jednej, jedynej.
Kiedy byłam nastolatką moją biblią kucharską były książki: „Prywatka, przyjęcie i inne… młodzieżowe spotkania towarzyskie” Anny Czerni (fantastycznie napisana książka z super przepisami!) i „Książka kucharska dla samotnych i zakochanych” Marii Lemnis i Henryka Vitry.
Wszystkie swoje imprezki robiłam według tych propozycji i przepisów!
Teraz często robię przyjęcia tematyczne, z kuchnią danego regionu czy kraju i jako podstawowa pomoc służy mi seria książek Wydawnictwa „Watra”.
Kiedy potrzebny mi jest przepis podstawowy, klasyczny – biorę do ręki „Kuchnię polską” - praca zbiorowa, mająca mnóstwo wydań.
W książce kulinarnej nie chodzi mi tylko o przepisy; szukam takich gdzie są gawędy, opowieści, anegdoty; trudno tu nie wspomnieć o R. Makłowiczu, jego „C.K. Kuchnię” wertowałam na okrągło!
Teraz mam mniej czasu, ale kiedyś przepadałam za tym portalem, a mnóstwo przepisów Grzegorza weszło do klasyki mojej domowej kuchni.
A książka kulinarna, która zrobiła na mnie największe wrażenie (przynajmniej na przestrzeni ostatnich lat) to „Zupa Franza Kafki. Historia literatury światowej w 14 przepisach kulinarnych” Marka Cricka. Rewelacyjne parafrazy tekstów światowej sławy pisarzy! Ze stylowymi przepisami!
3. Książkowe wyznanie:
Powiem coś, co pewnie dla wielu osób będzie nie do przyjęcia i uważać to będą za ewidentną stratę czasu, albo i co gorszego… Otóż mam książki, do których lubię wracać, choć doskonale pamiętam ich treść, bohaterów, wiem, jak się skończą….
Wiele nad tym myślałam, bo niejednokrotnie czułam obawę, że być może w ten sposób postępując, nie rozwijam się, drepczę w miejscu. Ktoś może też powiedzieć, że w ten sposób żyję w nierealnym świecie.
Ale to nie tak.
Mam rodzinę, przyjaciół, włączona jestem ściśle w ich świat, ale ci „książkowi przyjaciele” są swego rodzaju odskocznią od przytłaczającej czasem codzienności; zanurzam się w ich świat z różnych przyczyn: czasem, aby oderwać się od kłopotów, czasem, aby przypomnieć sobie jak też oni poradzili sobie z sytuacją, która akurat i mnie się przytrafiła, czasem aby po prostu ogrzać się w cieple ich osobowości.
A ponadto tych książkowych przyjaciół ciągle przybywa, bo przecież wciąż czytam też nowe książki. Ten mój książkowy krąg nie jest zamknięty, choć jednak nie tak prosto tutaj się „załapać”. Ale to dla mnie na szczęście zawsze było oczywiste, że trzeba być otwartym na nowe znajomości.
4. Książka, którą czytam obecnie:
Właśnie skończyłam czytać najnowszą książkę J. Chmielewskiej „Zbrodnia w efekcie”.
I powiem od razu, że bardzo męczyłam się w miarę kolejnych stron. Wszystko tu właściwie od samego początku było wiadome, cały wątek kryminalny na widelcu, liczyłam jednak na zabawne dialogi i absurdalne scenki, z których niegdyś Chmielewska słynęła. Ale niestety. Ciągle kupuję jej książki z nadzieją, że trafi się wreszcie hit – i ciągle klapa.
I powiem od razu, że bardzo męczyłam się w miarę kolejnych stron. Wszystko tu właściwie od samego początku było wiadome, cały wątek kryminalny na widelcu, liczyłam jednak na zabawne dialogi i absurdalne scenki, z których niegdyś Chmielewska słynęła. Ale niestety. Ciągle kupuję jej książki z nadzieją, że trafi się wreszcie hit – i ciągle klapa.
Zaczęłam czytać coś bardzo ciekawego, kupionego w taniej książce (co bardzo lubię): „Powrót Wolanda” Witalija Ruczinskiego – znów spotykamy bohaterów „Mistrza i Małgorzaty” Bułhakowa, i to w czasie rosyjskiej pieriestrojki :)
I jeszcze studiuję książkę „Kari na bananowym liściu” Janiny Pałęckiej i Oskara Sobańskiego, jako że moja najbliższa impreza będzie poświęcona kuchni indyjskiej.
Bardzo lubię Negresci bloga i również, podobnie jak Ty znam ją blogowo od dość dawna.:)
OdpowiedzUsuńLubię do niej zaglądać, przyjęcia tematyczne są super, najnowsze toskańskie, wspaniale włoskie.:)
I kotek Bajeczka jest śliczny.
Pozdrawiam Negrescę serdecznie.
Negresco, dziękuję za przyjęcie zaproszenia oraz za Pastę i Bastę :)
OdpowiedzUsuń"Anię z Zielonego Wzgórza" i "Jeżycjadę" też uwielbiam, też niektóre książki czytam ciągle od nowa - "Kraina Chichów" jest już tak zczytana, że kiedyś będę musiałą chyba kupić nową... Ale nie uważam tego za stratę czasu - dobrze jest zanurzyć się od czasu do czasu w dobrze znany świat, bo a nuż uda się odkryć coś nowego...?
OdpowiedzUsuń"Powrót Wolanda" mam na półce i ciągle się bałam, że nie dorówna "Mistrzowi i Małgorzacie" i będę rozczarowana. Ale chyba w końcu po niego sięgnę :)