„Zdaje się, że sprawiałem wrażenie osoby potrzebującej
pomocy, tych trzech chłopaków z Hitlerjugend wzorowo to rozpoznało. Przerwali
grę w piłkę, zbliżyli się z respektem, to zrozumiałe, przeżyć tak
nieoczekiwane, z bliska, spotkanie z Führerem
Rzeszy Niemieckiej, na tym ugorze, wykorzystywanym zazwyczaj na sport i wzmacnianie
tężyzny fizycznej, pośród mleczy i stokroci, to również dla młodego, jeszcze
nie w pełni dojrzałego mężczyzny niezwykła odmiana w jego rytmie dnia, mimo to
niewielka gromadka przybiegła, podobna chartom, gotowa pomóc. Młodzież to
przyszłość!
Chłopcy skupili się w pewnej odległości ode mnie,
przyglądali mi się bacznie, po czym najwyższy spośród nich, widocznie führer ich gromady, zwrócił się
do mnie:
- Wszystko okej, mistrzu?”

Autograf dla Oczka ;) Autor zapytał, czy zamiast pisać - może oczko narysować. Po narysowaniu stwierdził, że bardziej mu to wyszło na pantofelka, niż oczko ;)
Z książki Timura Vermesa zapowiadała się niezła komedia
pomyłek. Byłam przygotowana na drugiego „Gurba” Mendozy. Oto Hitler, niczym ten
hiszpański kosmita, pojawia się nagle w Niemczech. Sam nawet nie wie, jak to
się stało, że nagle obudził się na jakiejś niezabudowanej parceli, przy czym w nigdzie
w pobliżu nie było bunkra Führera
ani Kancelarii Rzeszy. Ba! nigdzie też nie było Evy, Dönitza, Bormanna ani
całego aparatu władzy. Za to w piłkę nożną grali chłopcy – zapewne z Hitlerjugend,
którzy nie dość, że w kontakcie z wodzem zapomnieli o Niemieckim Pozdrowieniu,
to na dodatek sprawiali wrażenie, że nie wiedzą z kim mają do czynienia.
„W myślach odnotowałem sobie coś w sensie „usunąć Rusta”,
człowiek od 1933 roku sprawował swój urząd, a przecież zwłaszcza w edukacji, na
takie zaniedbania nie ma miejsca. Jak młody żołnierz ma odnaleźć zwycięską
drogę do Moskwy, do serca bolszewizmu, jeśli nie rozpoznaje nawet swego własnego
naczelnego wodza!”
Hitler postanawia zbadać nieznany mu teren i odnaleźć drogę
do Kancelarii Rzeszy. Gdzieś przecież musi się ona znajdować. Wychodzi na ulicę
i zdaje się być zagubiony pośród hałasu i wzmożonego ruchu samochodowego. Nic
dziwnego, bo jak się okazuje z daty w gazecie codziennej – jest właśnie 30
sierpnia 2011 roku, 66 lat po II wojnie światowej! Oszołomiony tą wiadomością
Hitler – mdleje.
Zaopiekował się nim kioskarz, przekonany, że Hitler jest
aktorem w filmie o II wojnie światowej, który filmowcy zapewne kręcą gdzieś w
pobliżu. To skojarzenie nasuwa się samo, wszak Hitler jest łudząco podobny do…
Hitlera. Ma nie tylko bardzo dobrą charakteryzację, ale nawet ubrany jest w,
zdaje się oryginalny, mundur z epoki.
„Gra pan też inne rzeczy? – spytał? – Widziałem już pana
gdzieś?
- Ja nigdzie nie gram – odpowiedziałem nieco zbyt
opryskliwie.
- Naturalnie, że nie – przytaknął i przybrał osobliwie
poważny wyraz twarzy. Po chwili mrugnął do mnie porozumiewawczo. – Gdzie pan
występuje? Ma pan jakiś program?
- Oczywiście – odparłem – od tysiąc dziewięćset dwudziestego
roku! Jako towarzysz narodowy, członek wspólnoty rasy i krwi, chyba pan zna
moje dwadzieścia pięć punktów?
Gorliwie kiwał głową.
- Mimo to nigdzie pana jeszcze nie widziałem. Ma pan jakąś
ulotkę? Albo kartę?
- Niestety nie – odparłem ze smutkiem. – Wszystko zostało w
centrum dowodzenia.”
Bezdomnemu, samotnemu i pozbawionemu dokumentów Hitlerowi mężczyzna
oferuje tymczasowe zamieszkanie w jego kiosku.
„- Niech pan powie, nie splądruje mi pan chyba kiosku?
Spojrzałem na niego z oburzeniem.
- Czy ja wyglądam na zbrodniarza?
Popatrzył na mnie.
- Wygląda pan jak Adolf Hitler.
- No właśnie – powiedziałem.”
Hitler przesiadujący pod kioskiem staje się małą atrakcją, na
tyle interesującą, że otrzymuje propozycję od przedstawicieli produkcyjnych
stacji MyTV, RTL i Sat I. Szybko otrzymuje nie tylko własną sekretarkę – gotkę,
zakłada swoją stronę internetową i skrzynkę mailową, otrzymuje telefon
komórkowy i nową kwaterę, czyli pokój w hotelu, ale również posadę w satyrycznym
programie telewizyjnym. Szybko zdobywa popularność jako dość zabawny, choć
kontrowersyjny sobowtór Hitlera, rosną odsłony jego wystąpień na YouTube i
zwolenników jego teorii, a na koniec właśnie zamierza założyć swoją nową
partię.
„Slogan brzmi:
„Nie wszystko było złe.”
Z takim hasłem na początek można już coś zdziałać.”
Magazyn „Stern” w swojej recenzji tej książki napisał: „Z
jednej strony to bardzo zabawne, bo doskonale oddaje żargon dyktatora. Z
drugiej jednak ten śmiech więźnie w gardle.”
To adekwatne ujęcie treści książki Vermesa. Rzecz zaczyna
się niewinnie, jak pastisz na dyktatora, który z powodzeniem można uznać za
styl Monty Pythona. Wszyscy się śmieją, tylko Adolf Hitler jest nad wyraz
poważny i z uporem maniaka powtarza, że nazywa się… Adolf Hitler. Niestrudzenie
powtarza też swój program wyborczy i wyraźnie artykułuje swoje przekonania,
które nie zmieniły się od 1920 roku. Bo jak sam twierdzi: „Położenie nigdy nie
jest bez wyjścia, jeśli ma się fanatyczną wolę zwycięstwa.”
Miejscami bywa śmieszno – strasznie, jak np. w sytuacji,
kiedy ideologiczne rasistowsko – nacjonalistyczne wystąpienie zdobywa coraz
większą ilość odsłon na Youtube. I traktowane jest jako świetny żart na dawnego
woda Rzeszy. To jak z żoną, która wyjawia w luźnej pogawędce mężowi, że go
zdradza, a on to traktuje jak żart – tak właśnie jest z tym książkowym
Hitlerem. Podobnie jak z liderem i partią Nowej Prawicy, która zdobyła niedawno
mandaty po ostatnich wyborach. Często jest tak, że to, co wydaje się żartem –
jest prawdą, mimo że brzmi niedorzecznie.
„On wrócił” właśnie doskonale to obrazuje. Nie rozlicza ona
starych czasów, ale bardzo odnosi się do współczesnych realiów, nie tylko w kontekście
współczesnych Niemiec.
Książka jako political fiction stawia pytania o współczesną
demokrację i o to, czy zasadnym jest szukanie drugiego dna w programach
wyborczych i wypowiedziach polityków. I czy to, co uważa większość - jest rzeczywiście
słuszne?
Przyznaję, że książkę czytało mi się różnie. Na początku
bardzo mnie bawiła. Ale satyra stosowana na dłuższą metę – zaczyna być nużąca.
Utknęłam i odłożyłam przeczytaną do połowy książkę na kilka miesięcy. Wróciłam
do niej ze świeżą głowę i zaskoczyło. I jakkolwiek jest to książka uniwersalna w
swoim przesłaniu, to najlepiej będzie chyba zrozumiała dla Niemców. Dla tych
którzy rozróżniają programy wyborcze CDU, SPD i Partii Zielonych, którzy
orientują się w sytuacji politycznej sceny Niemiec, znają nastroje społeczne po
II wojnie światowej i orientują się w profilach wspomnianych w książce gazet.
Ja tej wiedzy nie mam i myślę, że trochę straciłam z lektury. Ale to nie
oznacza, że Was chcę do niej zniechęcić. Bynajmniej! Warto ją przeczytać i odpowiedzieć
sobie na pytanie, czy wiemy, z czego śmiejemy.
Zdjęcie zrobione przez Pawła, męża Natalii podczas bicia rekordu w czytaniu na świeżym powietrzu podczas ostatniego Big Book Festiwal
A skoro o żartach mowa – na koniec garść cytatów:
„- Ależ z pana żartowniś – zagrzmiał Sensenbrink, wyraźnie w
świetnym humorze. (…) – Niech pan uważa, któregoś dnia ktoś pana jeszcze
potraktuje poważnie!”
„Pst – syknąłem. – Pst!
Żadnego odzewu.
- Bormann – zawołałem teraz cicho. Bormann! Jest pan tu
gdzieś?
Powiew wiatru przeleciał przez teren, pusta puszka uderzyła
z grzechotem o drugą. Poza tym nic się nie poruszyło.
- Keitel? – zawołałem teraz. – Goebbels?
Ale nikt nie odpowiadał. No dobrze. Tak było nawet lepiej. „Silny
człowiek jest najsilniejszy, gdy jest sam”. (…) Zatem miałem już jasność. Sam
musiałem uratować naród. Sam uratować ziemię i sam ludzkość. A pierwszy krok na
drodze ku przeznaczeniu wiódł do pralni.”
„Czy może pan choć raz powiedzieć coś normalnie? – Westchnęła.
– Muszę się oddalić na momencik! Tylko niech pan nie ucieknie! Może i jest pan
straszny, ale przynajmniej nie jest pan nudny.”
„Opadła z powrotem na siedzenie i popatrzyła na mnie. – Pan też
coś zrobił, prawda?
- Co niby miałem sobie zrobić?
- No nie, proszę pana, to podobieństwo! Całą branża zachodzi
w głowę, kto tak świetnie to zrobił. Chociaż – tu upiła kolejny łyk piwa –
jeśli pan mnie pyta: faceta należałoby oskarżyć.
- Łaskawa pani, nie mam pojęcia, o czym pani mówi.
- O operacjach! – powiedziała zirytowana. I niech pan nie
udaje, że nie było żadnych. To przecież śmieszne!
- Oczywiście, że były operacje – powiedziałem rozdrażniony.
(…) – Lew morski, Barbarossa, Cytadela…
- W życiu nie słyszałam. Był pan zadowolony?
(…) Westchnąłem.
- Z początku wszystko szło dobrze, ale potem pojawiły się
komplikacje. Nie to, żeby Anglicy byli lepsi. Albo Rosjanie. Ale mimo wszystko…
Przyglądała mi się.
- Nie widać żadnych blizn – powiedziała tonem znawcy.
- Nie chcę się uskarżać – powiedziałem. – Najgłębsze rany
los zadaje naszym sercom.
- Tu ma pan rację – przyznała z uśmiechem wyciągnęła ku mnie swój kufel z piwem.”
5/6
_____________________________
Cytaty: Timur Vermes – „On wrócił” („Er ist wieder da”);
wydawnictwo W.A.B.
Warto zaznaczyć, że doskonała w swoim minimaliźmie okładka
książki jest jednakowa dla książek przetłumaczonych na inne języki.
Pod tym linkiem można przeczytać wywiad "Hitler w formie instant" Piotra Kieżuna z Timurem Vermesem na kulturaliberalna.pl
Pod tym linkiem można przeczytać wywiad "Hitler w formie instant" Piotra Kieżuna z Timurem Vermesem na kulturaliberalna.pl
Interesująca lektura :) Choć, no właśnie... Wydaje mi się, że może być nieco kontrowersyjna.
OdpowiedzUsuńJak dla mnie jest bardziej książką socjologiczną ;)
Usuń"Ości" Karpowicza - to było coś. Zapraszam do mnie na konkurs.
OdpowiedzUsuńA tego nie wiem - "Ości" dopiero czekają na swoją kolej :)
UsuńMyślę, że dzięki nawiązaniu do kwestii politycznych, książka może być bardziej wiarygodna...
OdpowiedzUsuńMoże nawet nie tyle wiarygodna, co bardziej interesująca niż zwyczajny pastisz o dyktatorze.
UsuńBardzo ciekawie napisane. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuń