„Za górami, za lasami, za wieloma rzekami leżała mała wioska. (…) W wiosce tej, w małej chatce na uboczu, mieszkała z wnukiem samotna staruszka. Chłopiec miał na imię Tarō.
Na prawym i lewym boku, pod pachami, miał Tarō przedziwne znamiona, które kształtem przypominały trzy łuski.
- To z pewnością smocze łuski. Tarō musi być dzieckiem smoka – nie wiedzieć jak i kiedy rozniosło się po całej wsi. (…) I w ten sposób zaczęto nazywać Tarō – Tatsu Tarō właśnie.”
Oto bajka, którą któregoś dnia przyniósł do domu Pan R. Kiedy do książki dorwała się Liliana, na kilka godzin w domu zaległa cisza. To ważna informacja, bo Młoda jest gadułą i zwykle milknie wtedy, kiedy… zasypia ;) Tymczasem książka ewidentnie ją wciągnęła.
Recenzja Liliany po lekturze? „Książka jest fajna, ale Wam o niej nie opowiem, bo musicie przeczytać sami.” ;) Aha! No dobrze – zatem i ja weszłam w japoński świat Tatsu Tarō.
Tarō mieszka ze swoją babcią w pewnej japońskiej, małej i dość biednej wiosce. Jest sierotą, jego ojciec zginął w nieszczęśliwym wypadku, a matka… zmieniła postać i niestety musiała opuścić rodzinne strony.
Chłopiec głównie objada się dango (kulki z mąki ryżowej gotowane na parze lub wodzie), liczy płynące po niebie chmury i urządza ze zwierzętami zapasy sumō. Generalnie spędza przyjemny żywot beztroskiego dzieciaka. Można powiedzieć, że lenia, bo dla jego przyjemności stara babka urabia się po łokcie, mimo że zdrowie już nie te, co lata temu, a Tarō zdaje się to lekceważyć.
Chłopak któregoś razu spotyka Ayę. Dziewczynkę z innej wioski, która przepięknie gra na flecie. Ona z kolei mieszka z dziadkami. Przez wzgląd na podobne, rodzinne losy szybko znajdują nić porozumienia, zaprzyjaźniają się i od tego momentu często spędzają razem czas na łące w towarzystwie zwierząt uczestniczących w zapasach sumō.
Dziewczynka jednak któregoś dnia znika. Zostaje porwana przez grającego na bębenku Czerwonego Diabła z Bagiennej Góry, który miał przekazać ofiarę z Ayi Czarnemu Diabłu z Żelaznej Góry. Drugi diabeł jest potężnym, złym bóstwem, które bardzo lubi jadać ludzi. Tarō postanawia uratować z czarcich łap swoją przyjaciółkę.
Po zapasach w sumō otrzymuje od Matarō i Manjirō - Wielkich Tengu, latających goblinów, patronów sztuki wojennej Siłę 100 Ludzi, dzięki której oprócz tego, że odbija z rąk Czerwonego Diabła swoją przyjaciółkę, to jeszcze rozprawia się z Czarnym Diabłem, a wędrując po świecie w poszukiwaniu matki, nie tylko pomaga innym, ale przede wszystkim emocjonalnie dojrzewa i diametralnie się zmienia na korzyść.
Nie dziwię się, że bajka tak wciągnęła Lillianę. Dla mnie, dorosłej osoby przyzwyczajonej do rozbudowanej fabuły z wieloma pobocznymi wątkami to może nieco naiwna historia, ale bezdyskusyjnie owa bajka może spełniać dydaktyczną rolę. W treści przemyca uwagi, że jedzenie samo się nie robi, że to ktoś musi poświęcić swój czas i swoje siły na jego przygotowanie. Przedstawia, że na świecie bywają zarówno dobrzy i źli ludzie, że ludziom tym żyje się różnie – jedni opływają w dobra, innym wiele brakuje. A także o tym, że warto podróżować, aby zobaczyć piękno na świecie. I że wysiłek podjęty w imię miłości daje siłę 100 ludzi.
Niewątpliwym plusem są w tej książce, wykonane oszczędną kreską, ilustracje Piotra Fąfrowicza oraz wprowadzona terminologia japońska (m.in. dango, tatsu, dango, tengu, shiko), której wyjaśnienie umieszczone zostało na marginesach oraz wytłumaczenie, co w symbolice japońskiej oznacza kolor biały.
Jedynym zgrzytem jest dla mnie kilka polskich wyrazów, które mogą być niezrozumiałe dla mniejszego czytelnika (szparko – czyli inaczej żwawo, powała, czynić despekt, oraz niefortunny zwrot „zdarł sobie gardło do krwi” z kontekstu wynika, że uczynił to intensywnym krzykiem). Myślę, że tłumacz mógłby pokusić się o ich korektę przy okazji kolejnego wydania książki.
5/6
______________
Miyoko Matsutani – „Tatsu Tarō. Syn Smoka” (tytuł oryginału Tatsunoko Tarō), z japońskiego przełożył Zbigniew Kiersnowski, Ilustrował Piotr Fąfrowicz, wyd. Media Rodzina 2010
Słuszne uwagi. // Bardzo, bardzo podoba mi się ta oprawa graficzna :).
OdpowiedzUsuńLubię takie proste ilustracje.
UsuńOprawa graficzna jest bardzo oryginalna. Podoba mi się.
OdpowiedzUsuńMnie również :) Takie skromne rysunki są, według mnie, najlepsze.
UsuńBajka baaaaaadzo japońska, według starojapońskiego przepisu: niesamowite, lekko nierealne historie, symbolika, dydaktyka codzienności :)
OdpowiedzUsuńIlustracje bardzo eleganckie.
No widzisz! Nie wiedziałam, że mieli taki przepis ;) Tym lepiej :)
Usuńaaa jaka cudna japońska bajka - chcę :)
OdpowiedzUsuń:) Słusznie ;)
UsuńPiękne ilustracje. Proste, ale nie na tyle, by stały się nieatrakcyjne dla młodziutkiego czytelnika.
OdpowiedzUsuńZgadzam się :)
Usuń