czwartek, 28 sierpnia 2014

"Kosmos mam w sobie"* Paulina Holtz - "Luśka na planecie Dziecko"





„Luśka wlazła na wannę i z trudem utrzymując równowagę usiłowała obejrzeć w niewielkim lustrze nad umywalką swój brzuch z profilu. Wyglądał tak samo jak zawsze. Przynajmniej tak się jej wydawało, bo nie oglądała go zbyt często z tej perspektywy. Spojrzała w dół, na stopy i przypomniała sobie gigantyczny bęben Edyty.
- Ciekawe, kiedy ostatnio oglądała swoje uda inaczej niż w lustrze? Postępująca lustrzyca ciążowa to jest właśnie to, co mnie czeka w najbliższych miesiącach.”








Kilkanaście lat temu, kiedy byłam nastolatką, codziennie po Teleexpresie oglądałam z rodzicielką na Jedynce serial „Klan”. Lubiłam tam przede wszystkim właścicielkę salonu sukien ślubnych Annę „Absolutnie” Surmacz i młodą, nieco ekscentryczną młodą Lubiczównę - Agnieszkę. Nie cierpiałam za to wyniosłej Moniki Ross. Obecnie nie oglądam serialu od dobrych paru lat, więc nie wiem, jak się ma teraz fabuła, ale wiem, że serial wciąż kręcą.

Wspominam o tym dlatego, że właśnie przeczytałam książkę Pauliny Holtz, czyli aktorki, która w „Klanie” wcieliła się w rolę Agnieszki Lubicz. Autorka – aktorka jest matką dwóch córek i bazując na własnych doświadczeniach napisała książkę o rodzicielstwie. Ale nie jest to poradnik. To kompilacja kilku elementów, które złożone ze sobą w jednej książce – tworzą zgrany team. 

Na początek na tapetę wezmę fikcyjną macierzyńską obyczajówkę. Ciekawa byłam, jak Paulina Holtz wybrnie z tego zadania. 
Mamy więc Luśkę, korporacyjną prawniczkę, która skłania się ku otwarciu swojej kancelarii. Jest w związku z Krisem, ale póki co nie palą się oboje do wspólnego zamieszkania, ani tym bardziej – zalegalizowania związku. Luśka właśnie dobija do trzydziestki i w związku z tym kroi się niezła balanga. W organizacji przyjęcia pomaga jej przyjaciółka Hania, która podejrzewa, że właśnie zaszła w niechcianą ciążę. Dziewczyny po wizycie w pubie i kilku mohito postanawiają udać się do apteki po test ciążowy dla Hani. Luśka jednak postanawia wesprzeć jeszcze bardziej koleżankę w trudnej chwili i w związku z tym ostatecznie lądują obie w toalecie każda z własnym testem ciążowym. Los jednak bywa przewrotny i okazuje się, że obawy Hani się nie potwierdziły, za to pozytywny test postawił w nowej roli Luśkę. I tutaj rozgrywa się już właściwa część opowieści, czyli dziewięć miesięcy z wielkim bębnem. 
Zastanowiłam się, czy chciałabym mieć za koleżankę taką Luśkę i mogę stwierdzić, że tak. Równa z niej babka, charakteryzuje się dużą dozą humoru i dystansu. To taka trochę filmowa, zakręcona Bridget Jones (filmowa, bo książki nie czytałam) przepuszczona przez polski filtr. Mogę przyklasnąć Paulinie Holtz, bo napisała zgrabną historyjkę i opakowała ją lekką formę. Czytanie tego było przyjemnym zajęciem, brawo!

"Punkt 17.00, z kartą w ręku przekroczyła próg gabinetu doktor ginekolog. Doktor miała na nazwisko Paluszek, co Luśkę rozbawiło do łez w rejestracji. Próbowała sobie wyobrazić jak też ginekolog Paluszek wygląda, ale po wejściu do gabinetu napotkała tylko lodowate spojrzenie Paluszka Bazyliszka i zamarła.
- Zamieniła się pani w słup soli? – zapytały wąskie usta i natychmiast po tym stały się karminową kreską. Luśka postanowiła uciec. Karminowa kreska zmieniła kształt w uśmiech, tyle że odwrócony do góry nogami. Luśka postanowiła uciec natychmiast, jednak nadal stała jak zaklęta. Ruszyła dopiero, kiedy usta cmoknęły z zatroskaniem, a zagięty, nomen omen, paluszek przywołał zaczarowaną i rozczarowaną Luśkę przed oblicze pani doktor. Usiadła (…) i nie odrywając oczu od kreski wyszeptała – Dzień dobry. Kreska drgnęła nerwowo, ale dr Paluszek nie przerwała pisania. Kiedy po kilku minutach, nadal milcząc wskazała swoją szczupłą, żylastą dłonią fotel ginekologiczny, Luśka nie wytrzymała i niczym Jaś z Małgosią ruszyła biegiem przed siebie, byle dalej od tej czarownicy!!! (…) Miała pewność, że więcej do tej chatki z piernika nie da się zaciągnąć."

Kolejne fabularne rozdziały z życia Luśki i jej ciąży rozdzielają wywiady, które Paulina Holtz przeprowadza ze znanymi i mniej znanymi osobami, ekspertami i tymi, którzy w temacie nabyli już życiowego doświadczenia. Tak więc z Beatą Tadlą i Dorotą Szymborską rozważa o tym, jak macierzyństwo i dzieciństwo wyglądało w dawnym systemie (tutaj tok rozmowy skojarzył mi się, jako żywo ze „Znakami szczególnymi” Pauliny Wilk), z Beatą Tyszkiewicz i Sylwią Chutnik zastanawia się, czy temat macierzyństwa był kiedyś tak nośny i publiczny, jak obecnie, z seksuologiem Grzegorzem Wojasem porównuje, jaki stosunek do seksu i sfery intymnej w okresie macierzyństwa ma kobieta, a jaki mężczyzna i dlaczego warto o tym rozmawiać (to według mnie najlepszy wywiad i najlepszy fragment tej książki, bo jest zwyczajnie mądry i warty przeanalizowania w odniesieniu do własnego związku), a poza tym wywiady dotyczące jeszcze ciążowej mody, zdrowej diety, szkole dobrych narodzin, karmienia (bądź nie) piersią, a także o odczuciach związanych z nową, życiową rolą (tutaj jednym z rozmówców jest znana eko-mama Reni Jusis).

A dla zespolenia całości, trzecim elementem tego książkowego kolażu, jako wstępniaki do kolejnych etapów książki, pojawiają się cudowne cytaty z dawnych książek, m.in. z „Poradnika dla młodych mężatek” Leopolda Weitzenbluta z 1901 roku. Na ten przykład:

„Jest przesąd wśród publiczności naszej bardzo rozpowszechniony, że kobiety, które w czasie ciąży mają usposobienie do ciągłego snu, rodzą zwykle chłopców. Miałem sposobność poznać już kilka pań, które pragnąc mieć synów, przymuszały się prawie do ustawicznego drzemania.”


Na koniec wrócę jeszcze do seriali i wspomnę o zakończeniu książki. Wszystko z nią byłoby super i ekstra (bo czytało się szybko i przyjemnie w ciągu jednego dnia), gdyby nie popełniony przez autorkę na pożegnanie, często teraz wykorzystywany na srebrnym ekranie, product placement. Może i on przydatny dla tych, co lubią kupować, ale mnie jakoś on zraził. Może dlatego, że nie mam telewizora, więc i reklam nie oglądam, a w Internecie skutecznie izoluje mnie od nich zainstalowany Adblock ;)


ps. Lubię się czepiać okładek, więc i czepię się tej - niech i ten róż zostanie, ale wolałabym do niego coś bardziej oryginalnego, niż zdjęcie autorki książki. 


5/6
Książka przekazało do recenzji wydawnictwo Psychoskok

_______________________
Paulina Holtz – „ Luśka na planecie Dziecko”; wyd. Psychoskok 2012

* z tytułu posta - Luśka, dowiadując się o ciąży ustawia właśnie takiej treści status na Facebooku.

Recenzja bierze udział w wyzwaniuGrunt to okładka - edycja sierpień: sukienka, Czytamy powieści obyczajowe ,  Polacy nie gęsi, czyli czytamy polską literaturę


6 komentarzy:

  1. Też kiedyś oglądałam Klan, ale było to dawno temu. Po książkę chętnie sięgnę. Natomiast do okładki chętnie się przyczepię, skoro Ty nie chcesz. Jak dla mnie jest zupełnie bez wyrazu, nie przyciąga wzroku, nie zachwyca, jest raczej mdła... Ale wiadomo, że zawartość bardziej się liczy, więc można jej to ewentualnie wybaczyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ! Napisałam właśnie, że nie leży mi zdjęcie autorki na okładce. Wolałabym sam róż (mimo że różu nie cierpię ;))

      Usuń
  2. Na początku emisji Klanu też go oglądałam, ale później przerwałam. Książka wydaje się ciekawa, więc jej poszukam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie mogę się zdecydować, co jest najlepsze w tej książce. Chyba jednak wszystkie trzy składowe mają równy udział w przyjemnym jej odbiorze.

      Usuń
  3. No proszę, jak to literaturze blisko do aktorstwa...
    Ja z kolei Paulinę Holtz kojarzę ze spektaklu w Powszechnym, gdzie biegała bez bluzki ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Albo na odwrót ;)

      Ja to głównie bywa(ła)m w Rozmaitościach (gdzie też biegają bez bluzek ;)), więc jako aktorki teatralnej jej nie znam.

      Usuń


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...