Pamiętacie jak rozprawiałam się na Czytelniczym z okładkami powieści, które stoją na moich półkach? Pokazywałam te brzydkie, sztampowe i powtarzalne, ale również i te, które mnie zachwyciły.
Dziś na tapetę biorę książki kulinarne. Okazuje się, że tutaj też jest sporo ciekawostek.
Po pierwsze doszłam do wniosku, że okładka w tym typie książek traktowana jest po macoszemu i działa trochę na zasadzie plakatu polskiego filmu: bach zdjęcie, na to tytuł i małe dopowiedzenie. Z małą dozą szaleństwa: większe i mniejsze kolorowe literki, kolaże wątpliwej jakości zdjęć potraw, albo wizerunek celebryty – swoją drogą tych ostatnich książek kulinarnych ostatnio na pęczki.
Po drugie – odkryłam, że dobrze służył książkom okres PRL-u. Nie mam tutaj na myśli fotograficznej stylizacji potraw, bo te akurat nie były zbyt fortunne (mały wycinek prezentowałam w tym wpisie), ani jakości papieru (szorstki, żółto-szary) i ogólnego wykończenia (kiepsko klejone grzbiety).
Zwracam tutaj uwagę na twarz książki. Okazuje się bowiem, że nie zawsze zdjęcie „robi” dobre wrażenie dla książki kulinarnej. W czasach przed galopującym kapitalizmem dużo okładek było rysowanych. I prawdę powiedziawszy – wyprzedzają współczesną stylistykę o całą długość nosa. Oto kilka książek z moich zbiorów:
Żeby nie było, że chwalę tylko stare czasy – mam też kilka książek młodszych, bliższych obecnym czasom. Nie wszystkie publikacje są polskie, ale każda jedna ma - dla mnie osobiście - w sobie to coś:
A Wy? Macie jakieś ulubione lub nielubiane kulinarne okładki? Podlinkujcie je proszę w komentarzu, albo przyślijcie zdjęcie na zemfiroczka(at)gmail.com. Może uda się z tego zrobić jakieś fajne czytelnicze zestawienie ;)
Mam jeszcze książkę z lat 80, pt. "Nastolatki gotują" S. Witkowskiej. Dziś wystarczają mi przepisy z internetu. :)
OdpowiedzUsuń"Nastolatki gotują" swego czasu kilkakrotnie wypożyczałam z miejskiej biblioteki, ale nigdy nie zakupiłam na własność.
UsuńMoi rodzice żeby ją kupić musieli postać parę dłuższych chwil w kolejce. Może to byłby sposób na propagowanie czytelnictwa. Zakazać czytania i umożliwić zakup jedynie spod lady :)
UsuńNa zasadzie zakazane - bardziej pożądane ;)
UsuńBardzo lubię okładkę "Smakowitych prezentów" Singrid Verbert, "KUlinarnych wypraw Jamiego" Jamiego Olivera. Poza tym okładki moich książek kucharskich są średnie, zapomniałam, że smakowita jest też okładka "Moich wypieków" Doroty Świątkowskiej.
OdpowiedzUsuńJa nie przepadam za okładkami z kucharzami i celebrytami. Ale z książek znanych ludzi bardzo podoba mi się okładka "Poniedziałków bez mięs" McCartney'ów.
UsuńTeż wolę te dawne rysowane... A Kuchnię kazachską też mam :)
OdpowiedzUsuńKazachska bardzo podoba mi się za oszczędną i "czystą" kreskę ;)
UsuńO i kazachska i litewska i warzywa korzeniowe tez mam. Te ksiazke z soja mam w innej okladce, widac wydawca tez zmienil zdanie przy kolejnych wydaniach, chociaz nie wiem, moze moja jest wczesniejsza?
OdpowiedzUsuńZ ksiazek, ktore zapewne kojarzysz, podoba mi sie okladka "Zupy" Annie Bell. "Poniedzialki bez mies" tez przyjemna dla oka.
Podejrzewam, że masz "Soję" tę z zielonym obramowaniem, a to oznacza, że pewnie jest młodsza od mojego egzemplarza. Co ciekawe - moja nie ma podanego roku wydania... Próbowałam się dowiedzieć, czy w nr ISBN zawiera się taką informację, ale niestety tam tego nie umieszczają. Myślę, że moja jest góra z 1995 r, bo na okładce jest cena 30 tyś, a więc jeszcze sprzed denominacji. Zresztą dość charakterystyczna stylizacja zdjęć też na to wskazuje ;)
UsuńWiem, o które zupy chodzi. Piękna zielona jest na okładce. Znalazłam ją przeszukując książki do (prawdopodobnie) przyszłego wpisu :)
Pozdrawiam
Moja soja jest w zoltej okladce i ma przyklejona podwojna cene: 68tys. i 6,80. Rowniez nie znalazlam roku wydania.
UsuńWychodzi więc na to, że Twoja jest z "denominacyjnego przełomu" ;)
Usuń