„JM: Natura pamięci. Pierwszą reakcją rozmówców były zgoda i przekonanie, że to będzie łatwa rozmowa. Drugą: nie pamiętam. Trzecią: radość ponownego odkrycia, a nawet zdziwienie, że dotyczy ono tak bogatego obszaru.
EŚ: Mnie zdziwiło, jak wiele tytułów, niezależnie od wieku rozmówców, się powtarza. Wygląda na to, że coś takiego jak kanon literatury, także tej dla dzieci istnieje i ma się całkiem dobrze.”
Zadziwiająca jest pamięć dziecka. Czasami zapamiętujemy z najmłodszych lat rzeczy, które nie są szczególnie dla nas istotne. Niekiedy zaś staramy się usilnie wyciągnąć coś z jej czeluści, a trafiamy tylko na marne szczątki.
Jak dziś pamiętam, kiedy mając trzy lata wylałam na siebie talerz gorącej zupy szczawiowej (mimo to jest nadal moją ulubioną). Pamiętam nawet, że przedtem mama przestrzegała, żeby uważać, bo zupa jest gorąca. Tak samo, jak pamiętam to, że byłam wtedy ubrana w ogrodniczki w kolorowe pionowe paski.
Wywołuję z pamięci moment, kiedy pierwszy raz przeczytałam całą stronę jednej z bajek z serii „Poczytaj mi mamo”, ale nie pamiętam, jaki był jej tytuł. Gdyby nie to, że dość lekkomyślnie oddałam kiedyś swoje zbiory do szkolnej biblioteki (nad czym utyskiwałam przy okazji wpisu o ilustracjach w książkach dla dzieci) – pewnie udałoby mi się odtworzyć całość. Pamiętam za to, jaka byłam dumna z nowej umiejętności – natychmiast przybiegłam ze swojego pokoju do kuchni, aby pochwalić się tym mamie.
I choć nie pamiętam tytułu pierwszej samodzielnie przeczytanej bajki, wiem za to, która książka otrzymała miano „pierwszej wypożyczonej z biblioteki”. Tak, to właśnie „Czarna owieczka”, która zapisana została na karcie biblioteki szkolnej. Udało mi się ją po latach zakupić na kiermaszu we wrocławskiej bibliotece przy ulicy Parkowej.
Czytając „Co czytali sobie, kiedy byli mali?” wielokrotnie kiwałam głową i uśmiechałam się pod nosem, odnajdując cechy wspólne. O tak – ja też czytałam pod kołdrą z latarką w dłoni, też zachwycałam się pomarańczową encyklopedią (u koleżanki Kasi P., bo w domu jej nie mieliśmy), sama po latach próbuję odtwarzać swój księgozbiór, a mój szacunek do książek zabrania mi zaginania im rogów.
To, na co zwróciłam szczególną uwagę w tej książce, to fakt, że dla wielu pierwszym lektorem była babcia i inni członkowie rodziny, którzy wprowadzali młode pokolenie w świat literatury. Zazdroszczę im tego i żałuję, że ja te ścieżki musiałam wydeptać samodzielnie.
Pokolenie dzisiejszych 30, 40, 50 – latków i dalej, bohaterów tej publikacji było zgodne, co do tytułów ulubionych książek: powieści Sienkiewicza, Tomki Szklarskiego, książki indiańskie, „Dzieci z Bullerbyn”, Tuwim, Brzechwa i seria Pana Samochodzika. Tak, te cztery ostatnie czytałam i ja, Sienkiewicza też trochę, pozostałe zaś nie leżały w kręgu moich młodych czytelniczych zainteresowań. Tym bardziej „Serce” Amicisa, o którym, do czasu lektury tych wywiadów – nie miałam pojęcia. Ale jak stwierdziła Julia Hartwig: „Przyczyny, dla których jakaś książka trafia do nas lub nie, ocierają się o tajemnicę” (s 113)
Czy trafialiście, jak bohaterzy rozmów, na biblioteczne książki obłożone w szary papier? W moich bibliotekach zdarzały się one już naprawdę bardzo sporadycznie, przeważała przezroczysta folia. Za to do bibliotek z opóźnieniem wkraczała informatyzacja, dlatego przez długi czas korzystania z ich zbiorów - w bibliotecznych książkach znajdowały się karty wypożyczeń.
Co czytałam sobie, kiedy byłam mała? Przede wszystkim książki: Ewy Szelburg – Zarembiny, Wandy Chotomskiej, Juliana Tuwima i Jana Brzechwy, baśnie skandynawskie i Andersena. Później była jeszcze Hanna Ożogowska, Adam Bahdaj, Edmund Nizurski i Zbigniew Nienacki . Lubiłam też słuchać u koleżanki Justyny "Pchły Szachrajki" - to był mój pierwszy audiobook puszczany z kasety magnetofonowej ;)
A dlaczego polecam tę książę? Co jest takiego fajnego w rozmowach Ewy Świerżewskiej i Jarosława Mikołajewskiego ze znanymi Polakami? Otóż samą przyjemnością jest poczytać, co w dzieciństwie interesowało innych i jaki wpływ miały dziecięce lektury na ich dorosłe życie.
Najbardziej spodobał mi się wywiad z Bohdanem Butenką, który rysował swoje obrazki w zeszytach szkolnych, opowieść Michała Rusinka o tym, co ma wspólnego książka z piszingerem („Czy książki w Pana rodzinnym domu służyły wyłącznie do czytania? Oczywiście, że nie. W moim domu książki służyły do produkcji piszingera – wafle trzeba było przygnieść.” s 217) i wyznanie Grzegorza Turnaua, że „do dziś rozmawia z kolegą gitarzystą cytatami z Niziurskiego".
Najbardziej spodobał mi się wywiad z Bohdanem Butenką, który rysował swoje obrazki w zeszytach szkolnych, opowieść Michała Rusinka o tym, co ma wspólnego książka z piszingerem („Czy książki w Pana rodzinnym domu służyły wyłącznie do czytania? Oczywiście, że nie. W moim domu książki służyły do produkcji piszingera – wafle trzeba było przygnieść.” s 217) i wyznanie Grzegorza Turnaua, że „do dziś rozmawia z kolegą gitarzystą cytatami z Niziurskiego".
Książce przyznaję szkolną szóstkę: zarówno za tok narracji, jak i za oprawę graficzną – świetne portrety rozmówców (które narysował Daniel de Latour), doskonale połączone z tekstem zdjęcia z rodzinnych archiwów, a także skomponowane z ilustracjami ze starych wydań omawianych książek i bajek.
Książka utrzymana jest w niewydumanym i pozbawionym mędrkowania starszego pokolenia, o czasach swojej młodości, stylu językowo – obrazowym.
Będę do niej wracać pewnie jeszcze wielokrotnie. A Wam na zachętę podaję kilka wybranych z niej cytatów:
„Czym we wspomnieniach z dzieciństwa są dla Pani książki – bardziej treścią, czy przedmiotem?
To jest połączone. Fascynujące w czytaniu jest to, że tekst przetwarzany w wyobraźni owocuje obrazami, a drugiej strony są ilustracje, które wzbogacają tekst.
Ale tak, jak wspomniałam wcześniej, książki są przede wszystkim podpowiedzią – jak się poruszać w świecie i jakim być człowiekiem. Dlatego tak ważne jest, by dzieci czytały dużo wartościowych książek, bo w nich zawarta jest ogromna mądrość życiowa, która przyswaja się wraz z lekturą – z przyjemnością i niepostrzeżenie.” (Aga Zaryan; s 309)
„Dla mnie książka to przedmiot ze stronami, zapachem, drukiem, ilustracjami. Ktoś mówi, że w tablecie można przewieźć tysiąc dwieście książek, a w walizce, tak normalnie, to ze trzy. No, ale przecież nikt nie przeczyta tysiąca dwustu książek na wakacjach, a trzy – owszem.” (Kazik Staszewski; s 241)
„Kiedyś brałem udział w jakimś konkursie w czasie imprezy mikołajkowej środowiska dziennikarzy – nie pamiętam dokładnie, czy trzeba było coś wyrecytować, czy też zrobić coś innego. W każdym razie tak się złożyło, że wygrałem, no i bardzo się ucieszyłem. Prowadzący wręczył mi nagrodę: książkę „O królu Arturze i Rycerzach Okrągłego Stołu” Rogera Lancelyna Greena – w ciemnozielonej podłużnej okładce. Na co ja tylko spojrzałem, powiedziałem: 'Już mam' i oddałem. Wówczas ten facet się do mnie nachylił i mówi: 'Bierz gówniarzu, nie ma innej'.” (Michał Rusinek; s 221)
„Czy ma Pan jeszcze jakieś czytelnicze obyczaje o znamionach nerwicy?
Owszem, niedoczytywanie książek.
Z nudów?
Przeciwnie, z nadmiaru oczekiwań. Wciągają mnie, aż nagle pojawia się lęk, że koniec będzie gorszy, niżbym się tego spodziewał. Dlatego świadomie nigdy nie skończyłem 'Anny Kareniny'”. (Grzegorz Turnau; s 254)
„Pyta mnie pan o moje dzieciństwo, i takie wspomnienia mają oczywiście swoją siłę, ale to wszystko zaciera się i blednie wobec wzruszeń, które budzi własne dziecko. Szliśmy na przykład z córką któregoś wieczoru, a ona nagle podnosi główkę, patrzy na gwiazdy i pyta: Tato, a co to są te światełka? A ja nagle zdałem sobie sprawę, że właśnie córka pyta mnie o kosmos, i że jestem bezbronny wobec takiego pytania.” (Janusz Gajos; s 106)
Wszystkiego najlepszego z okazji jutrzejszego Dnia Dziecka ;)
6/6
__________________________
Wszystkie cytaty: „Co czytali sobie, kiedy byli mali” rozmowy Elżbiety Świerżewskiej i Jarosława Mikołajewskiego, Biblioteka Gazety Wyborczej, Literacki Egmont
PS. Moim zdaniem zdecydowanie lepiej brzmiałby tytuł w szyku następującym: „Co sobie czytali, kiedy byli mali”
O te Czarna owieczke to tez mialam w mojej dzieciecej biblioteczce, niestety nie wiem gdzie zaginela w mroku dziejow:-) Niektore ksiazeczki z serii poczytaj mi mamo mam do dzis. Kiedy moje dzicko bylo w odpowiednim wieku, zabralam od rodzicow. Czasem zal mi tych, ktore kojarze tylko z ilustracji, nie pamietan niestety ich tytulow. Tak jest np. z jedna z ksiazeczek z ilustracjami Bohdana Butenki. Mam ja przed oczami, ale tytulu za nic sobienie przypomne.
OdpowiedzUsuńMnie do dzisiaj odbija się czkawką moje niefrasobliwe oddanie bajek do biblioteki.
UsuńO, ta książka to coś dla mnie. Chciałabym się dowiedzieć więcej, o tym, co czytały znane osoby w dzieciństwie.
OdpowiedzUsuńMyślę, że może Ci się spodobać :)
UsuńJeej, pamiętam "Czarną owieczkę". Była to chyba pierwsza lektura szkolna w pierwszej albo drugiej klasie szkoły podstawowej :) Bardzo miło wspominam :)
OdpowiedzUsuńHa! No proszę - nie tylko ja czuję względem niej sentyment :)
Usuń