niedziela, 8 czerwca 2014

„Cudze chwalicie, swego nie znacie”. Łemkowszczyzna - tam, gdzie Barna i Stasiuk

„Cudze chwalicie, swego nie znacie”. To znane i wciąż aktualne powiedzenie, które wpadło mi do głowy zaraz po zachwytach nad pięknem polskiego krajobrazu. Wczoraj wróciłam z tych stron, w których „nie ma ekspresów przy żółtych drogach”, na łąkach pasą się białe owce i rude krowy, a przy drogach stoi niezliczona ilość kapliczek i krzyży. Adam Barna nazwał te tereny „zieloną pustynią”,  a Andrzej Stasiuk „krainą duchów”. I obaj mieli rację.


Dawna wieś Czarne, w którym mieszkał Adam Barna - obecnie łąka
Na łące - symboliczne drzwi do wioski, artystyczna forma autorstwa Natalii Hładyk upamiętniająca nieistniejące już dzisiaj łemkowskie wsie "Drzwi do zaginionego świata" (tutaj filmik o projekcie)


Spędziłam pięć wspaniałych dni w Wołowcu – wiosce, w której mieszka Stasiuk, i w którym (co się łączy) ma siedzibę moje ulubione wydawnictwo Czarne.


To już droga w samym Wołowcu


Wołowieckie owce

Ale to nie oni byli celem mojego wyjazdu, mimo że Stasiuka i tak spotkałam - pojawił się ze zwyczajną sąsiedzką wizytą u moich gospodarzy. Sama „Chata Kasi”, czyli nasza baza wypadowa, to osobny temat do rozważań, na który zapraszam na Koty Kuchenne.

Nasza "baza wypadowa"

Warto mieć marzenia, a jeszcze lepiej – kiedy można je po projekcji w wyobraźni – urzeczywistniać. Kiedy niespełna rok temu czytałam wspomnienia Pana Adama Barny o jego życiu i życiu innych Łemków w Beskidzie Niskim, których podczas akcji „Wisła” przesiedlono w moje rodzinne strony na Dolny Śląsk, chciałam zobaczyć, jak wygląda ta ukochana i utracona przez autora mała ojczyzna.

Po moim tam wyjeździe - pomijając samą kwestię przywiązania do ojcowizny, rozumiem już, skąd u przesiedlonego Łemka ta nieustająca tęsknota za rodzinnymi stronami. Łemkowszczyzna w Beskidzie Niskim to urokliwie miejsce, które zachwyca, i z którego żal wyjeżdżać. 


Łąki w Bartnem


Na polach często pasą się takie rude krowy

„Okolica, w której mieszkam, jest piękna i pusta. Przy odrobinie szczęścia można wędrować cały dzień i nie spotkać człowieka. Natomiast nie sposób przejść dwóch, trzech kilometrów, by nie natknąć się na ślady dawnego życia.” (Andrzej Stasiuk - "Nie ma ekspresów przy żółtych drogach")

Podczas pobytu ukułam stwierdzenie: „Ile krzyży, tyle chyży”.

Kapliczka w drodze do Czarnego i Radocyny

Krzyże i kapliczki - można spotkać nie tylko przy drodze i domu, ale również na środku łąki pośród zdziczałych drzew owocowych. Ślad, że kiedyś istniała w tym miejscu tętniąca życiem wioska

Krzyże i kapliczki stawiane były przez Łemków jako wota, bardzo często usytuowane one były przez domami, czyli chyżami – tradycyjnymi i charakterystycznymi dla tej krainy budynkami mieszkalno – gospodarczymi.

Chyża - typowa chata łemkowska z początku XX wieku

Kiedy sobie wyobrazić, że te pozostałości – przydrożne kapliczki i krzyże to (wraz z obecnie zdziczałymi kalinami) stałe elementy każdego łemkowskiego gospodarstwa, dopiero uzmysławiają one skalę tego, jak duże i długie były niegdyś te (obecnie wymarłe) łańcuchowe wsie.


Oprócz ducha historii, pięknych krajobrazów, tej przenikliwej ciszy i spokoju jest jeszcze coś innego, co tam zachwyca – przepiękne drewniane cerkwie.

drogowskaz do cerkwi w Wołowcu

Cerkiew w Bartnem

Większość z nich dawniej greckokatolickich i prawosławnych jest obecnie parafiami katolickimi, jednakowoż wciąż kryją one w swoich wnętrzach barwne i bogate polichromie i ikonostasy. Nasza przejażdżka Szlakiem Architektury Drewnianej była doskonałą praktyczną lekcją nie tylko architektury, ale też samego ułożenia ikonostasu.


Wnętrze i ikonostas w cerkwi pw. św. Michała Archanioła w Brunarach; cerkiew została wpisana na listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Naturalnego UNESCO

Zachwyciliśmy się przede wszystkim cerkwiami w Kwiatoniu i Brunarach, co nie oznacza, że pozostałe, które udało nam się objechać (a jest ich naprawdę sporo) – nie są warte uwagi. Wprost przeciwnie! Aż żal, że nie wszystkie przetrwały do czasów nam współczesnych.


Na Łemkowszczyźnie poczułam się jakbym odnalazła swoje miejsce na ziemi. Nie tylko dlatego, że wiele elementów z Beskidu Niskiego pojawiło się wraz z Łemkami na moim Dolnym Śląsku. To również ta cudowna cisza, piękno krajobrazu i duch tego miejsca każe mi myśleć, że jeszcze tu będę wracać.

Okolicę zwiedzaliśmy pieszo – głównie wytyczonymi szlakami.


W ten sposób dotarliśmy do Bartnego oraz nieistniejących już wsi: Czarne, Nieznajowa i Radocyna. Szlak czerwony określiłam mianem szlaku „błotnego”, a żółty dla odmiany - „wodnego” z uwagi na to, ile razy musieliśmy pokonywać potok. Jak dobrze, że Pan R. zaimpregnował przed wyjazdem nasze trekkingowe buty – dzięki temu nie przemokły, więc i stopy wyszły z tej przeprawy suche. Czego nie mogę powiedzieć o mapie, którą skąpałam w Wisłoce.

Niezamierzony postój na suszenie mapy po kąpieli w Wisłoce ;)

Wykorzystaliśmy również naszą mechaniczną cytrynę i objechaliśmy nią spory odcinek Szlaku Architektury Drewnianej oraz okolicy, w której trafiliśmy również na Skansen Wsi Podgórzańskiej i niespotykany w Polsce Renesansowy Kasztel Szlachecki – oba obiekty w niezbyt odległym Szymbarku n/ Ropą.




Dalej wybraliśmy się jeszcze do Krynicy, aby wciąż w temacie – zwiedzić muzeum poświęcone jednemu (oprócz Andy'ego Warhola) z najbardziej znanych Łemków – Matejki z Krynicy, czyli Nikifora.

Drewniana Willa Romanówka - tutaj mieści się Muzeum Nikifora

Oprócz Muzeum Nikifora, na chwilę wróciliśmy myślami do lat dzieciństwa zwiedzając tam jeszcze Muzeum Zabawek. Samo miasto, pomimo pięknych i barwnych drewnianych willi - nie zachwyciło. Być może będę niesprawiedliwa, ale to takie typowe uzdrowiskowe miasto z pijalnią wód mineralnych, deptakiem i jarmarczną cepelią wzdłuż traktu. 


Powrotna droga do domu również odbyła się pod hasłem „cudze chwalicie, swego nie znacie”. Zjechaliśmy z trasy i na dwie godziny zatrzymaliśmy się w Szydłowie.


Od czasu do czasu gramy w grę „Carcassonne”, której inspiracją było średniowieczne, francuskie miasteczko. Niedawno jednak odkryłam, że w Polsce mamy swoje „Carcassonne”. Mało odkryte, mało rozreklamowane, z zewnątrz zachwycające średniowiecznymi murami obronnymi, a w środku ruinami zamku, synagogi oraz kościołów (w jednym - najstarszym właśnie odkrywana jest spod warstwy tynku zachwycająca średniowiecza polichromia). Sam region określany jest jako stolica polskiej śliwki.




Ubolewam nad tym, że wewnątrz murów tkwi niewykorzystany potencjał, że dużo w niej architektury nie pasującej do tego średniowiecznego zespołu budowli, niemniej – warto było zjechać z trasy i nadłożyć dwie godziny na spacer po średniowiecznym grodzie.


Łemkowszczyzna to moja taka pierwsza – zaplanowana literacka podróż, której początek dała lektura książki. Książki, w której na opisaną w niej historię patrzę teraz inaczej. Stała się trochę częścią mnie, podobnie jak ten kawałek Polski. Naprawdę – żal było wyjeżdżać. Zgodzicie się ze mną, że mamy jednak ładnie w Polsce? ;)



12 komentarzy:

  1. W Polsce mamy bardzo ładnie! U mnie wakacje tylko w Polsce

    OdpowiedzUsuń
  2. Swojsko, pięknie - to lubię :) Gdy byliśmy jakiś czas temu w Krynicy to też robiliśmy sobie wycieczki po regionie, m.in. Szlakiem Architektury Drewnianej. Bardzo pięknie tam jest.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten Szlak to jest coś, co powinno się szeroko promować, bo ta architektura jest tego warta.

      Usuń
    2. Cieszę się, że Ci się u nas podobało. Ja niegdyś, gdy przyjeżdżałam weekendowo w Beskid Niski, też mieszkałam u Pani Kasi. Teraz sama prowadzę Starą Farmę (www.starafarma.pl).
      A w niedzielę pewnie mijałyśmy się w okolicach Szydłowa. Ja wracałam z mazur, z krótkiego urlopu i po drodze zwiedzałam to urokliwe miasteczko. Zresztą nie pierwszy raz.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Spodobało, to mało powiedziane - ja się zakochałam w tych terenach. Do Męciny tym razem nie dotarliśmy, ale kto wie co będzie w przyszłości ;)

      Ubolewam nad tym, że Szydłów mając takie architektoniczne skarby tak mało jest znany i nie wykorzystuje swojego potencjału. Niestety wiele jest tam przypadkowych budynków, które w ogóle tam nie pasują - vide ta szkoła z niebieską elewacją tuż przy Muzeum i ruinach zamku. Gdyby tak budynkom zafundować "starówkowe" fasady, na rynku stworzyć targ z prawdziwego zdarzenia z rękodziełem i żywnością regionalną i ekologiczną oraz postarać się o promocję śliwki nie tylko w sezonie - mieliby tam tłumy turystów.
      Mimo jednak tych zaniechań ze strony władz - warto zobaczyć te mury z bliska.

      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Zazdroszczę wyprawy. Dopisuję na moją listę wycieczek po Polsce.
    Swoją drogą, wykraczając poza granice, marzę jeszcze o Huculszczyźnie - też wycieczka literacka, zakochałam się po prostu po lekturze Vincenza.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ile krzyzy tyle chyzy - ladne to - jakze to kiedys bylo prawdziwe, dzis tylko troche chyzy brak...
    Dla mnie Beskid Niski to dom, Radocyna to miejsce gdzie spedzalam najbradziej beztroskie ogolniakowe chwile, jedno z cudowniejszych miejsc pod sloncem ;-)
    Ciesze sie, ze milo spedziliscie tu czas!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Basiu! Ja wciąż nie mogę wyjść z zachwytu. Na pewno tam wrócę, bo jeszcze wiele mam tam do zobaczenia. I myślę, że chyba warto się śpieszyć, póki to, co pozostało, jeszcze istnieje.

      Obejrzałam B, L & Company. Kurczaki! A ja cały czas myślałam, że Ty jesteś rodowitą Krakowianką, a tam tyle Beskidu! Cudne zdjęcia.

      ściskam
      ps. Kiedy znowu wybierasz się do Warszawy? ;)

      Usuń
  5. Ciesze sie, ze i Wy odkrylicie "moj" Beskid, powiem Ci ze on przez te ostatnie dwadziescia z gora lat sie nie zmienil, choc czasem mam wrazenei ze zieleni wiecej (no i wyraznych sladow lemkowskich zagrod jak np. studnie czy piwnice i fundamenty juz nei widac), ale to prawda - nei nalezy czekac.

    A widzisz Gosiu, ja z Krakowa tylko przez 9 lat, calym sercem za to jestem z Galicji, no a rodem z BN :))

    PS. No do Warszawy to chwilowo neistety nie, ale jesli tylko to dam znac ;*

    OdpowiedzUsuń


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...