środa, 6 kwietnia 2016

Prawdziwy wampir, czy kozioł ofiarny? Przemysław Semczuk – Wampir z Zagłębia


Krótko po aresztowaniu Marchwickiego do komendanta wojewódzkiego dzwoni telefon. To Edward Gierek – pyta, czy złapali Wampira. Komendant nie ma pewności, podejrzanemu dopiero przedstawiono zarzut i się nie przyznał.
- To jest czy nie jest? – słyszy w słuchawce podniesiony głos.
Pada twierdząca odpowiedź. Od tej chwili Zdzisław Marchwicki musi być Wampirem. *



To jedna z najbardziej elektryzujących spraw w PRL-u. Grasujący po terenie Zagłębia zabójca z lubieżności nakręcał spiralę strachu. Kobiety bały się wychodzić same, do i z pracy konwojowały je grupy kolegów, chodziły okrężnymi, wydawać się mogło bezpiecznymi trasami, a jednak nie udało się uchronić życia kilka z nich. Zginęły z ręki Wampira, którego ówczesna Milicja Obywatelska usiłowała złapać przez siedem długich lat. A kiedy w końcu aresztowali domniemanego sprawcę, Marchwickiego – nie wszyscy byli przekonani, czy to na pewno właściwa osoba.

Jednym z wątpiących był pierwszy prokurator Leszek Polański, który wycofał się ze sprawy, podobnie niektórzy oficerowie z grupy pod kryptonimem „Anna” zajmujący się sprawą Wampira należeli do grupy wątpiących lub niewierzących. 

Sprawa bowiem wydawała się być szyta bardzo grubymi nićmi. Nie zgadzały się odciski palców Marchickiego z tymi odciskami pozostawionymi na ofiarach, rany zadawane były przez mańkuta, a oskarżony był praworęczny, świadkowie wydawali się przekupieni i nie mieli szans rozpoznać na okazaniu osoby, którą widzieli 10 lat wcześniej w gęstej mgle i na dodatek stojącej wiele metrów dalej, a niektórzy byli analfabetami, którzy nie wiedzieli, że podpisują się pod zmienioną treścią własnych zeznań, opinie psychiatryczne wydawały się być pisane jakby na zamówienie, wątpliwości nasuwały zeznania żony Marchwickiego o rzekomej winie jej męża, a także zdziwienie budził fakt, że sprawca z lubieżności, który jak badania i wcześniejsze sprawy wskazywały, zwykle lubi się chwalić swoimi „dokonaniami”. Tymczasem Marchwicki milczał lub wręcz przeciwnie – zaprzeczał.


Zdjęcie z procesu
Foto: PAP/Kazimierz Seko


Ponieważ pośród społeczeństwa sprawa wywołała histerię, a jedną z ofiar była bratanica samego Gierka – władze postarały się o pokazówkę. Decyzje zapadały na szczeblu partyjnym KC, dowody zostały dopasowane do zatrzymanego, obrońcy z urzędu byli bezwolni, natomiast na jednym poziomie usytuowani zostali sędziowie i prokurator. Co ciekawe, kontrowersyjne i bezprawne – dostęp do akt w nieograniczonym zakresie mieli dziennikarze, przy czym obrońcom ten dostęp wydzielano. Nie mieli zatem możliwości i odpowiedniej ilości czasu na dokładne zapoznanie się ze sprawą i przygotowanie linii obrony. A utwierdzeniem winy było postawienie przed sądem czterech kolejnych osób z rodziny Marchwickiego: dwóch braci, siostry i siostrzeńca, co miało być dowodem na zupełną degenerację tej rodziny i absolutnego wykolejenia.

To czy Marchwicki rzeczywiście był Wampirem z Zagłębia, czy może zaszczutym kozłem ofiarnym – wciąż po latach wydaje się pytaniem otwartym, choć wątpliwości nasuwają się same. Sprawne działanie organów ścigania, sprawiedliwa kara śmierci, czy zwykła pokazówka, aby zaspokoić rządzę zemsty gawiedzi? 

Książka Przemysława Semczuka nie daje jasnej odpowiedzi. Sam oskarżony zawisł ponad 40 lat temu na szubienicy, więc nigdy nie będzie mógł się bronić. Ale bronią go inni – pierwszy prokurator, który nie uwierzył w jego winę oraz sama żona Marchwickiego, która w wywiadzie po latach mówi nieco inaczej, niż na sali sądowej

Czy powieszono zatem właściwego człowieka, czy może prawdziwy Wampir, jak się domniemuje popełnił samobójstwo kilka lat przed postawieniem Marchwickiego przed sądem? A może gdyby wzięto pod uwagę raport Jamesa Brussela (o tym profilerze napomniałam przy okazji recenzji "Zbrodni niedoskonałej" K. Bondy i B. Lacha), który na specjalne zamówienie polskiego MO i po zbadaniu zebranego materiału dowodowego przygotował opinię psychiatryczną – Zdzisław Marchwicki dożyłby naszych czasów?

Zapomnijcie o fikcji w literaturze kryminalnej. Okazuje się, że życie pisze ciekawsze i bardziej elektryzujące fabuły, niż tworzą się największe rojenia w głowach pisarskich tuzów tego gatunku. Szkoda tylko, że świat realny nie zawsze proponuje happy end.



6/6
______________________
* Przemysław Semczuk – Wampir z Zagłębia, wyd. Znak 2016

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...